32
Dziobaki to forpoczta kotów! W razie wojny, to właśnie dziobaki pójdą na pierwszą linię. Jak Czarni podczas Wojny Secesyjnej.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

33
A wracając do tematu... :)

Godhandzie, skrobnę kilka swoich przemyśleń.
"Zwykły czytelnik" to taka średnia rynku; średnio mądry, i też nie nazbyt głupi. Język ma opanowany, o podmiocie coś słyszał. Może nawet obiło mu się o uszy, że zdania wielokrotnie złożone, to kolejna z tajnych broni bractwa kotów, ku struchleniu ludzkiego ducha. Tyle mówi statystyka. A jak wszyscy wiemy, to największy kłamca (zaraz po kotach) i największa cholera, co pozornie wyjaśnia, a w praktyce zaciemnia obraz.

W moim przeświadczeniu poprawność stylistyczna, jest wprost proporcjonalna, co do stopnia zrozumienia treści u czytelnika. Prościej: im poprawniej, tym większy debil zrozumie. Bo wszystko co nas łączy, to wspólnota języka, którą kształtujemy czytając i gadając tym samym kodem wdechów i wydechów. Profesor pojmie w mig niezdarność językową, ten mniej rozgarnięty nie. Ale... ten mniej oczytany, po pewnym czasie będzie kwilił, że się ciężko czyta, a w sumie nie wie czemu. Bo choć nie będzie umiał nazwać pewnych zjawisk, to podświadomie, jego wrodzony deszyfrant, będzie się potykał. A potem czkawki dostanie. I rzuci dzieuo w kąt, bo się cholerstwa czytać nie da.

Poprawność zatem nie jest wartością samą w sobie, ale bez niej, nawet nie dostaniemy szansy zaprezentowania swoich innych walorów.

Ps. Godhandzie, musisz też pamiętać - wszelka krytyka (choćby dobrze uargumentowana) jest po stokroć łatwiejszym zadaniem, niż samo napisanie opowiadania czy powieści. Łatwość krytykowania (nawet konstruktywnego) jest na tyle niewspółmierna do wysiłku autora włożonego w tekst, że ten dysonans często zapełnia się przysłowiowym "szukaniem dziury w całym". I nawet jeśli ten krytyk ma rację, to od Ciebie zależy ocena, czy wystawiona cenzurka jest podeptaniem dzieua, czy tylko rysą na szkle.
To, że mają rację co do przecinka, nie znaczy, że Ty nie masz racji co do zdania.

34
Popieram.
Poza tym poprawność stylistyczna nie ma nic wspólnego z tworzeniem "sztuki wysokiej". Posprzątanie tekstu z większości byków, nieścisłości i nielogiczności to podstawa pisarstwa.
I nieprzypadkowo używam terminu "posprzątanie". Bo pisze się "na luzie", bez kontroli, z przyzwoleniem na błędy; potem się poprawia do oporu.
Tutaj ludzie są wyczuleni w znajdowaniu błędów, to też jest umiejętność, po to się na portal przychodzi.
http://notkostrony.blogspot.com/
O nauce, literaturze i innych rzeczach niezbędnych do życia.

35
Nie czytałam omawianego tu tekstu, ale tak tylko chciałam przypomnieć, że są jakby dwa poziomy "krytyki" - zwykłe językowe poprawki i krytyka samego pomysłu, sposobu opisywania (w sensie obrazów, scen, konstrukcji, języka, ale od strony "literackiej", a nie czysto "poprawnościowej"). Oczywiście tekst fatalny językowo zazwyczaj jest bez szans, ale może się zdarzyć tekst z "iskrą Bożą", tylko po prostu kwalifikujący się do gruntownej redakcji i korekty. A to, czego uczą redaktorzy i korektorzy, jest dla w miarę zaangażowanego autora dość łatwe do nauczenia się.

Piszę o tym, bo pamiętam, jak kiedyś fatalnie na mnie działał widok tekstu pokreślonego przez poprawiajace koleżanki (że widać totalna beznadzieja, skoro tak mi zdania pokreśliły). Tymczasem poprawki językowe to norma - nawet regularnie publikującym pisarzom redaktor tekst kreśli na poziomie powtórzeń czy takich drobiazgów. Kluczowa jest "iskra Boża" lub jej brak - to "coć", co sprawia, że tekst jest literacko dobry i wart poprawiania.

I naprawdę trudno mi zdefiniować "iskrę Bożą" ;) To musiałby być inny wątek ;)
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

36
cranberry pisze:Tymczasem poprawki językowe to norma - nawet regularnie publikującym pisarzom redaktor tekst kreśli na poziomie powtórzeń czy takich drobiazgów. Kluczowa jest "iskra Boża" lub jej brak - to "coć", co sprawia, że tekst jest literacko dobry i wart poprawiania.
Jest jeszcze coś takiego jak "drukowalność" tekstu. Czyli żaden redaktor nie weźmie się za poprawki jeśli tekst nie spełnia pewnego minimum poprawności i kultury językowej oraz panowania nad przekazem (czy literackim, czy nie). Jednym słowem trzeba wykazać, że myśli się oryginalnie, ale także, że umie się to myślenie ubrać w formę opowiadania, eseju, recenzji czy co tam jeszcze...
http://ryszardrychlicki.art.pl

37
smtk69, Tak, oczywiście - żeby nie było, że nie uważam formy językowej za ważną. Owszem, sam język może być przyczyną odrzucenia tekstu. Ale chodzi mi o tym, że sam fakt, że ktoś tekst pokreślił, zaznaczył powtórzenia, dodał brakujące podmioty itd, nie znaczy, że jest on zły. Może być dobry - tylko wymaga poprawek.

Ale właśnie jest różnica między "dobrym literacko" zdaniem (akapitem, fragmentem itd), które tylko wymaga usunięcia jakiegoś błędu, a "złym literacko" - nawet jeżeli pani polonistka z liceum nic by w nim nie zmieniła.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

38
cranberry, nie mówiłem tego, żeby negować, bardziej uzupełnić. Też uważam, że ta "iskra" jest niezwykle ważna. Kłopot, że nikt jej nie zauważy, jeśli tekst jest poniżej poziomu druku. Przy czym poziom druku, to nie tylko umiejętności językowe, ale także "konstrukcyjne". Nie wystarczy łądnie składać zdania, trzeba jeszcze pewnej "inżynierii duszy" czytelnika, umiejętności opowiadania. Dotyczy to nie tylko powieści ale także publicystyki. Jedynie kryteria oceny się zmieniają.
http://ryszardrychlicki.art.pl

39
Zlinczujecie mnie.
Jeśli się chce napisać coś dobrego, to się trzeba starać.
Natomiast gdy chce się książkę sprzedać, to muszą w niej być wampiry i niedorozwinięta bohaterka.

A takie pisanie wg reguł itp to... to nie je pisanie.
tl;dr

Kawa moim bogiem.

40
LubieCię pisze:Jeśli się chce napisać coś dobrego, to się trzeba starać.
Wykuję tę maksymę w marmurze i przylepiem nad biurkiem ;)
LubieCię pisze:A takie pisanie wg reguł itp to... to nie je pisanie.
Jeśli masz idealne "czucie" opowieściopisarza - to pozostaje ci jedynie czekać na literackiego nobla, jeśli nie - pewna wiedza teoretyczna raczej się przyda... chociaż nie nazywałbym tego reegułami, raczej świadomościa pisarską
http://ryszardrychlicki.art.pl

41
LubieCię pisze:Jeśli się chce napisać coś dobrego, to się trzeba starać.
Natomiast gdy chce się książkę sprzedać, to muszą w niej być wampiry i niedorozwinięta bohaterka.
Tak się zastanawiam... Czy to się wyklucza, czy jednak nie? ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

42
LubięCię
Natomiast gdy chce się książkę sprzedać, to muszą w niej być wampiry i niedorozwinięta bohaterka.
Możesz sprecyzować?
To musi być ciekawa książka, którą chętnie przeczytam.

Pozdrawiam,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

43
Godhand pisze:LubięCię
Natomiast gdy chce się książkę sprzedać, to muszą w niej być wampiry i niedorozwinięta bohaterka.
Możesz sprecyzować?
To musi być ciekawa książka, którą chętnie przeczytam.

Pozdrawiam,

Godhand
Naprawdę nie wiesz? LubięCię nie trawi sagi Twilights i tą właśnie ma na myśli. Nie wiem tylko dlaczego uważa, że Bella jest niedorozwinięta...

44
Naprawdę nie wiesz?
Naprawdę cenię rzetelne przekazywanie informacji.

A co postać głównej bohaterki (zresztą bardzo marnie nakreślona) ma wspólnego z zaburzeniami rozwoju psychicznego - nie wiem.

Pozdrawiam,

Godhand
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

45
Jeżu, znowu moje słowa są źle odebrane!
Znaczy tak - reguły są szalenie ważne, ale gdyby każdy się do nich sztywno stosował to mielibyśmy syndrom " polskiej szkoły" - każdy ciurkiem tak samo.
I tak, nienawidzę sagi zmierzch.
Chociaż jakby nie paczeć - większość obecnie czytanych przez moje koleżanki książek ma ten sam schemat - Laska ( typu ofiara życiowa, która sobie plecy poparzy przesypując lód do dzbanka z sokiem) poznaje jakiegoś tam kolesia, zakochuje się a tu nagle bdę, gościu jest wampirem/ wilkołakiem/ magiem/ nekromantą/ nieumarłym/ czymkolwiek sobie autorka wymyśli.
I tak brną przez książkę, on dzielny rycerz w rurkach, i ona, wsparta na jego ramieniu nieszczęsna sierota.
tl;dr

Kawa moim bogiem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”