Gwiezdna Plaga

1
"Gwiezdna Plaga" to tytuł nieistniejącej książki która od pewnego czasu chodzi mi po głowie. Nie mam jeszcze dokładnych planów całej powieści, oprócz fabuły, konspektu i tych dwóch fragmentów które w sumie napisałem "na próbę". Chciałem zobaczyć czy potrafię znośnie dla czytelnika przedstawić świat książki - i tak owe dwa fragmenty powstały. Nie są one zbyt związane z główną fabułą ale dzieją się w tych samych realiach i mniej więcej w tym samym okresie czasu. życzę miłej lektury i proszę o wypowiedzi.





---





Gwiezdna Plaga



Bitwa w mieście



Marcus tonął. Rozpaczliwymi ruchami próbował schwycić się czegoś by nie ulec czarnemu bagnu które bezlitośnie wciągało go głębiej i głębiej. Wołał o pomoc lecz żadna nie nadchodziła.

Smród rozkładających się obok ciał których szczątki pływały w mazistym błocie przyprawiał go o mdłości. Poczuł, że siły powoli go opuszczają, odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Poddał się.

Czarna smoła gwałtownie wdarła się do jego nozdrzy i ust. Ciemne macki sięgnęły w głąb jego ciała, oplotły organy, skaziły krew i zniekształciły umysł.

Nagle nad taflą ciemnej wody rozległ się cichy szept.

Wstawaj Marcus...

Ostatkiem sił tonący wyciągnął dłoń. Szept przerodził się w krzyk.

Wstawaj !

Niespodziewanie bagno zaczęło znikać, czarne macki oplatające wątłe ludzkie ciało ustąpiły.

Gdy pod powiekami Marcusa rozbłysła jasność zaczerpnął trochę powietrza by przekonać się, że był naprawdę wolny i nie tonął. Zakrztusił się pyłem który dostał się do jego gardła wraz z powietrzem i wonią spalenizny.

Powoli otworzył oczy i ujrzał Genadija. Po krótkiej chwili przypomniał sobie, że Rosjanin jest jego kolegą z oddziału szturmowego.

- Gendi, co Ty tu robisz ? – wymamrotał Marcus mrużąc oczy i próbując odgonić dłonią plamy które wędrowały po twarzy przyjaciela.

- Jesteś jeszcze zamroczony, leż tu, zaraz dojdziesz do siebie. Gdyby nie ten hełm cegły pewnie roztrzaskałyby Ci łeb – Genadij odrzucił parę pustaków otaczających głowę Marcusa w której teraz niemiłosiernie szumiało.

Marcus zaczynał w końcu rozumieć, pamięć powoli wracała a umysł znów zaczynał działać tak jak należy.

Plaga, w mieście, trzeba utrzymać barykadę, dać ludziom czas...

W oddali dało się słyszeć liczne wystrzały, gdzieś nad nimi przeleciał wojskowy śmigłowiec. Marcus zdał sobie sprawę z tego, że leży na kupie gruzu, rozejrzał się ale wszechobecny pył i dym nie pozwalał nic dostrzec. Jedynie po bokach, wysoko w górze, na tle czarnego nieba majaczyły dachy wieżowców.

- Cholera, gdy cię przysypało myślałem, że już po Tobie.

- Gdzie reszta oddziału ?

- Zostaliśmy tylko my, Francesco jest na barykadzie a Ben pobiegł do APC po magazynki – mówiąc to Genadij sięgnął po karabin Marcusa i podał mu go – trzymaj, będzie ci potrzebny, Francesco mówił, że widział następnych.

- A co z posiłkami ? Mieli tu przysłać ludzi z centrum.

- Nie wiem kiedy będą, słyszałem w radiu, że Francuzi stracili szpital na zachód od nas. Niemcy walczą na placu na wschodzie ale Bóg wie jak długo jeszcze wytrzymają. Te potwory chyba chcą nas okrążyć.

Genadij pomógł wstać Marcusowi, ten otrzepał mundur i spojrzał w niebo.

- Gendi, słyszysz to ?

- Co ?

- Strzały umilkły. Bomby już nie spadają. Co się dzieje ?

Genadij zaklął tylko pod nosem i sięgnął po krótkofalówkę. Wezwał inne oddziały ale nikt nie odpowiedział, na wszystkich kanałach był tylko szum.

Pył opadł już na tyle by można było się rozejrzeć. Prawie cała ulica była zawalona gruzem z pobliskiego budynku. Wysoko w ścianie wieżowca zionęła wielka dziura. Marcus przypomniał sobie, że zanim stracił przytomność ujrzał jak płonący helikopter uderza w konstrukcję. Kilkanaście metrów dalej obok zdewastowanej restauracji stała prowizoryczna barykada. Niestety worki z piaskiem ułożone jeden na drugim dawały marną ochronę przed tym przed czym się bronili. Na barykadzie stał żołnierz. Ubrany był w niebieski mundur i kamizelkę taktyczną. U pasa wisiało mu kilka granatów a w dłoni trzymał karabin. żołnierz wyraźnie czegoś wypatrywał.

Francesco nagle odwrócił się do nich i krzyknął – Chyba są następni !

Marcus i Genadij pobiegli szybko w stronę barykady.

- Gdzie Ben ? – zapytał się ich Francesco gdy znaleźli się przy nim.

- Miał zaraz wrócić – odparł niepewnie Genadij.

Francesco uniósł głowę i spojrzał w głąb ulicy.

- Lepiej żeby się pospieszył – rzekł w ciszy po czym powiódł wzrokiem po swoich towarzyszach.

Kilkaset metrów dalej z ulicy spowitej dymem wyłonił się ciemny kształt, chwilę po nim pojawił się drugi i trzeci, następne zaczęły wychodzić z przecznic po bokach. Marcus sprawdził stan magazynka, Genadij zacisnął zęby i wycelował karabin. Francesco sięgnął po granat.



Setki kilometrów od miasta w którym toczyła się właśnie bitwa na śmierć i życie, głęboko pod rozległym masywem górskim leżała Arka. Ogromny schron, zbudowany dzięki najnowszym osiągnięciom ludzkiej technologii. W jednym z tysięcy pokoi na poziomie mieszkalnym siedziała para nastolatków. Oboje w swych objęciach wpatrywali się w ekran wiszący przed nimi na ścianie.



- Proszę państwa, prezydent Unii Narodów – rozległo się z głośników.

Na niebieskim tle pojawił się człowiek w sędziwym wieku. Ubrany był w elegancki, czarny garnitur. Na jego pociągłej twarzy widniało mnóstwo głębokich zmarszczek. Niebieskie oczy wyrażały tylko jedno – smutek. Prezydent zaczął mówić.



- Drodzy bracia i siostry, nie przemawiam już do was jako prezydent, ponieważ świat w jakim żyliśmy i jaki znamy właśnie przestaje istnieć, teraz przemawiam jako jeden z was. Jako człowiek który z rozpaczą wspomina dzień wczorajszy i z nadzieją czeka na dzień jutrzejszy...



Na powierzchni ponad grubymi ścianami z betonu i stali, ponad warstwą ziemi i skał w mieście trwa bitwa.

Ciemne postacie nabierają potwornych kształtów gdy powoli zbliżają się do barykady. Zdeformowane ciała poryte ropiejącymi bruzdami i okaleczone twarze nie przypominające już ludzkich ciągną się setkami.

Genadij przekrzykuje hałas strzelających karabinów – Jest ich za dużo ! Wszyscy są już przemienieni !

Lufy rozkwitają jasnym płomieniem wystrzałów. Złote łuski toczą się po asfalcie.



- ...jeszcze nigdy, od początku naszego istnienia, człowiek nie był tak bliski zagłady jak teraz. Ludzkość przejdzie straszliwą próbę - próbę od której zależy wszystko.

Modlę się by Bóg był przy nas w tych ciężkich chwilach...



Rzucony przez Francesco granat łukiem spada w tłum maszerujących potworów po czym eksploduje. Krwawe ochłapy ciśnięte siłą wybuchu lecą we wszystkie kierunki. Genadij wyrzuca pusty magazynek i z ładownicy na udzie wyjmuje kolejny, Marcus celnym strzałem powala szarżującą bestię która wyrwała się z pierwszego szeregu. Ale nagle do biegu zrywają się kolejne.



- ...pozostała nam tylko jedna szansa, jest nią Arka. Nasze dziedzictwo, nasze marzenia o szczęśliwej przyszłości, wszystko co jest dla nas bezcenne zgromadziliśmy tutaj. W ostatnim miejscu na Ziemi gdzie człowiek jest jeszcze bezpieczny...



Marcus cofa się z przerażeniem widząc jak ciemna krew tryska z szyi Francesco gdy jedna z bestii z rykiem przeskakuje barykadę i jednym ciosem przebija mu krtań. żołnierz upada na kolana i wypuszcza karabin, jego ciało spazmatycznie trzęsące się w drgawkach zostaje porwane za barykadę przez dwa stwory rodem z najgorszego koszmaru.

Genadij krzyczy coś niezrozumiałego ale Marcus już go nie słyszy, kompletnie sparaliżowany strachem nie reaguje nawet gdy jeden z potworów rzuca się na niego i wgryza mu się w twarz.



- ...ostatnie wrota Arki zostały właśnie zamknięte i zapieczętowane, żyjmy w nadziei, że przyszłe pokolenia znów ujrzą błękit ziemskiego nieba, bowiem dla nas, ten obraz jest już stracony. Niech Ci którzy zostali na powierzchni nam wybaczą.



Genadij potknął się o leżące na ziemi zwłoki ale nie zwolnił biegu, nogi zaczynały odmawiać mu już posłuszeństwa lecz gnany strachem biegł dalej. Za sobą słyszał przeraźliwe ryki i tupot goniącej go hordy. Wiedział, że jeśli zwolni choć na chwile to zginie rozszarpany przez łaknące jego krwi monstra.

Rozbite wystawy sklepów i zniszczone samochody migały po bokach, z ciemnego nieba zaczął padać deszcz.

Wreszcie Genadij dobiegł do celu, na zdewastowanym skwerze stał opancerzony pojazd służący do transportu piechoty. Tylny właz był otwarty. Gdy dobiegł do APC zamarł.

W środku leżał człowiek który właśnie przechodził przemianę, różowa piana toczona z wykrzywionych ust spływała po policzkach na podłogę pojazdu, jego ciało wyginało się w kolejnych spazmach. Pod ubraniem pulsowały dziwne kształty, tak jakby wnętrzności zamieniały się miejscami. Nagle leżący wydał z siebie cichy charkot, Genadij ze zgrozą obserwujący przemianę podszedł bliżej, w końcu dostrzegł kolor munduru który jeszcze był widoczny mimo plam krwi. Jego uniform miał tą samą barwę.

- Boże, Ben – wyszeptał.

Genadij uniósł powoli karabin i wycelował, po jego policzkach popłynęły łzy.

- Mam tylko jeden nabój.

Przemieniający się w potwora człowiek spojrzał na niego oczami w których tliły się jeszcze resztki świadomości. I mogłoby się wydawać, że na pokrytej czarnymi guzami twarzy pojawił się wyraz ulgi.

Genadij strzelił, zaraz potem goniąca go horda dopadła do APC. Ku niebu uniósł się przeraźliwy ludzki krzyk a potem miasto zamilkło już na zawsze.



---



Ostatni lot



- Dziesięć minut do strefy zrzutu, sprawdzam komory bombowe - pilot spojrzał na ekran po prawej stronie kokpitu - komory sprawne.

- I sprawdź jeszcze raz dane nawigacyjne, musimy mieć pewność - drugi pilot mówiąc to oderwał jedną dłoń od steru i poprawił hełm - cholera, nic nie widzę.

Po nocnym niebie, ponad grubą warstwą ciemnych chmur, sunął "Duch" B-2. Silniki odrzutowe pracowały nieprzerwanie od 15 godzin i zapas paliwa zaczynał się już kończyć.

Mimo tego bombowiec leciał dalej, musiał, bowiem nie było już miejsca w którym mógłby bezpiecznie wylądować.

- Leyton, co zrobimy potem ?

Pierwszy pilot, zapytany, spojrzał tylko na małą fotografię zatkniętą za sterem. Zdjęcie przedstawiało dwie małe dziewczynki siedzące na trawie w domowym ogródku. Za dziewczynkami siedziała uśmiechnięta kobieta.

- Nie wiem, Danny, naprawdę nie wiem - powiedział grobowym głosem gdy już oderwał wzrok od fotografii.

W kabinie pilotów panowała kompletna cisza, słychać było jedynie przytłumiony huk pracujących silników.

- Nigdy nie sądziłem, że umrę w tej zasranej trumnie z kompozytu.

- Nie zaczynaj - zniecierpliwił się Leyton.

- Chyba nie wierzysz w to, że nam się uda ?! Już inni tego próbowali, na przykład w Europie - Danny przerwał i jeszcze raz spojrzał

na ekran po prawej, po chwili podjął dalej - wiesz dobrze co tam się stało. Plaga cofnęła się tylko na chwilę.

- Tu już nie chodzi o kwestię wiary w powodzenie. Po prostu zadaj sobie pytanie "Co pozostało mi zrobić ?", ja wiem co muszę zrobić i zrobię to, nie chcę umrzeć jak tchórz.

- Nie umrzesz też jako bohater, to nie ta wojna.

Gdyby nie ciemne szybki hełmów Danny na pewno dostrzegłby znaczące spojrzenie które posłał mu Leyton, ale i bez tego wiedział, że dalsza dyskusja nie ma już większego sensu.

Zmęczenie i stres dawały się pilotom we znaki. świadomość, że być może to ich ostatnie godziny życia potęgowała jeszcze bardziej poczucie beznadziejności które skuło ich psychikę niczym metalowe kajdany.

- 5 minut do strefy zrzutu, zmniejsz pułap o 2000 metrów, nie schodź z kursu.

Bombowiec gwałtownie obniżył lot i maszyna przebiła się przez gęste chmury, piloci włączyli noktowizory i spojrzeli na malującą się pod nimi ziemię.

- Jesteśmy chyba ostatnimi ludźmi którzy widzą to miejsce na żywo - powiedział głucho Leyton.

Zalany zielenią noktowizora krater ogromnych rozmiarów przypominał pusty oczodół. Paradoksalnie, dwóm pilotom zdawało się przez chwilę, że ów krater obserwuje ich w złowieszczym milczeniu.

Nieprzyjemne uczucie jednak szybko mineło. Pozostał tylko strach i krople potu spływające po skroniach.

- Boże, a więc to tutaj - wyszeptał Danny.

Im niżej lecieli tym wyraźniejszy stawał się krater, w końcu dostrzegli ogromną bryłę która leżała w jego centrum.

Od bryły, w różne strony, odchodziły grube macki.

Jedne ciągnęły się daleko poza krater, niknąc poza granicami widoczności, a inne zagłębiały się w ziemi.

Z tej wysokości bryła wyglądała na nieruchomą i nie mogli dostrzec żadnych szczegołow. Ale z filmów na odprawie wiedzieli, że to coś jest żywe.

Aż za dobrze pamiętali uczucie grozy i obrzydzenia które towarzyszyły im podczas oglądania materiału.

Ciemna powierzchnia bryły, usiana dziwnymi wrzodami i żyłami, stale pulsowała tak jakby gdzieś w jej głebi tkwiło bijące serce.

Ze szpar, które co chwila otwierały się po bokach, sączyła się tajemnicza żółta substancja.

Powiedziano im wtedy, że to jakaś wyjątkowo silna neurotoksyna.

- Też to czujesz ? - spytał Leyton. Zaniepokojony spojrzał na apteczkę osobistą którą miał przypiętą do uda. Nie mógł przemóc nagłego drżenia rąk i zawrotów głowy

- Tak... mówili o tym - wykrztusił z siebie Danny.

- Ile mamy czasu ?

- Dwie minuty.

Na odprawie uprzedzono ich, że w "Strefie 0" czyli bezpośrednio przy kraterze będą narażeni na "oddziaływanie psioniczne". Nie wiedzieli co tak do końca to znaczy.

Powiedziano im, że kiedy tylko zaczną czuć się "źle", cokolwiek by to znaczyło, mają natychmiast zaaplikować sobie RNC. Co to RNC, też nie widzieli, ale zrobili tak jak im kazano.

Danny wyjął ze swojej apteczki aplikator i załadował do niego białą ampułkę, przystawił lufę aplikatora do nadgarstka, syknął z bólu.

Zaraz potem sięgnął do apteczki Leytona i załadował aplikator jeszcze raz.

- Dzięki - powiedział niewyraźnie Leyton kiedy już Danny wstrzyknął mu lek.

- Nie ma za co, zrzucaj już te cholerne bomby i lećmy z tego piekła - Danny z trudem łapał powietrze, sięgnął do kilku przełączników na kokpicie - odbezpieczam komory, system celowniczy włączony.

- Dwadzieścia sekund - Leyton położył palec na czerwonym przycisku na sterze. Na ekranie przed nim pojawił się czarno-biały obraz krateru. W centrum ekranu drgał mały krzyżyk, obok niego cyfry wyświetlały odległość do celu.

- Komory otwarte - powiedział cicho Danny.

- Dziesięć sekund - Leyton spojrzał na zdjęcie jego rodziny.

Krzyżyk na ekranie zaczął migać na czerwono.

- Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, zrzut.

Dzięki kamerom zamontowanym pod skrzydłami zobaczyli jak dwie identyczne bomby odrywają się od samolotu i lecą w kierunku ziemi.

- W górę i wynośmy się z tąd, szybko - powiedział Danny - mamy tylko chwilę.

Leyton pociągnął za stery i bombowiec natychmiast wspiął się w góre, szybko zwiększając odległość od krateru.

Lecieli tak parę sekund.

Nagle do ich uszu dobiegł ogromny huk. Niebo gwałtownie pojaśniało, tak jakby niespodziewanie wstało słońce. Maszyną zatrzęsło i kabina zaczęła drżeć, mogłoby się wydawać, że zaraz rozpadnie się na kawałki. Leyton zacisnął dłonie na sterze, Danny kurczowo trzymał się oparć fotela. Obaj piloci jeszcze raz spojrzeli na ekrany kamer.

Niewyobrażalnych rozmiarów grzyb nuklearny właśnie piął się w górę rozsadzając atmosferę. Fala uderzeniowa rozchodząca się we wszystkie kierunki paliła i niszczyła wszystko co napotkała na swojej

drodze. Wpatrywali się w ten spektakl zniszczenia jak zahipnotyzowani. Gdzieś w środku czuli mściwą satysfkację - mieli nadzieję, że pulsujące monstrum nie przeżyje w atomowym piekle. Wyobrażali

sobie jak oślizgłe macki w jednej chwili wyparowują, rozrywane na krwawe części. Jak ochydna góra mięsa rzuca się dziko, palona żywcem przez nuklearną kulę ognia. Wytężali słuch by usłyszeć jej agonalne jęki, wciągali nosem powietrze w nadziei, że poczują zapach palonego ciała. Nadaremnie.

Po dłuższej chwili bombowiec przestał drżeć i ustabilizował lot, blask eksplozji słabł i niebo znów stawało się ciemne. Piloci spojrzeli po sobie.

- Co teraz ? - zapytał Danny - mamy paliwa na około godzinę lotu. Mam szukać jakiegoś lotniska ?

Leyton nie odpowiedział.

- Zadałem Ci pytanie.

- Dobrze wiesz, że nie możemy nigdzie lądować. Jeśli natkniemy się na przemienionych, zginiemy, a spotkamy ich na pewno - powiedział ponuro Leyton.

- Jest taki stary film, jeszcze z zeszłego wieku - "Inwazja pożeraczy ciał", pamiętasz koniec ?

- "Gdzie pójdziesz, gdzie uciekniesz, gdzie się ukryjesz ? Nigdzie, bo nie ma już takich jak Ty.", pamiętam.

Po tych słowach, w kabinie na długo zapadła ciężka cisza.
Pozory aż nadto mylą - na jedwab pozuje nylon.

2
Widzę, że jeszcze nikt się nie wypowiedział, to może zacznę ja i to od strony bardziej technicznej niż wnikając w treść, która na marginesie nie wydała mi się zbytnio wciągająca. Ostrzegam, że będę upierdliwa



Słowa: "ty, ci, tobie" piszemy w tekstach literackich z małej litery.

Przed "który, która, które" musi być przecinek. Z "żeby" jest tak samo. A ale też.



No i może coś z tekstu jeszcze wyłowię:


Smród rozkładających się obok ciał których szczątki


To nie jest zdanie, to jest supeł. Po co to "obok"? I w końcu ciała, czy szczątki? Trzeba się zdecydować.


Ciemne macki sięgnęły w głąb jego ciała, oplotły organy, skaziły krew i zniekształciły umysł


Zniekształciły mówisz... ale w jaki sposób?



O, matko! Zrobiłeś spację przed wykrzyknikiem! Nie rób tego więcej.



:o

Re: Gwiezdna Plaga

3
Gryziopiorczyco, TY jesteś upierdliwa? O matko.

Za kogo wy mnie wiec macie?


Rozpaczliwymi ruchami próbował schwycić się czegoś by nie ulec czarnemu bagnu które bezlitośnie wciągało go głębiej i głębiej.
Przecinek po ''czegoś'' i ''bagnu''.


Wołał o pomoc lecz żadna nie nadchodziła.


Przecinek po ''pomoc''.


Smród rozkładających się obok ciał których szczątki pływały w mazistym błocie przyprawiał go o mdłości.
Przecinek po ''ciał'' i ''błocie''.


Wstawaj !


Przed znakiem interpunkcyjnym nie robimy przerwy.


Niespodziewanie bagno zaczęło znikać, czarne macki oplatające wątłe ludzkie ciało ustąpiły.
Przecinek po ''macki'' i ''ciało''.


Gdy pod powiekami Marcusa rozbłysła jasność zaczerpnął trochę powietrza by przekonać się, że był naprawdę wolny i nie tonął.
Przecinek po ''jasność'' i ''powietrza''.

Zakrztusił się pyłem który dostał się do jego gardła wraz z powietrzem i wonią spalenizny.


Przecinek po ''pylem'' .


- Gendi, co Ty tu robisz ? – wymamrotał Marcus mrużąc oczy i próbując odgonić dłonią plamy które wędrowały po twarzy przyjaciela.
Jedynie w listach i wypowiedziach kierowanych do danej osoby wszelkie zwroty piszemy duża litera. Przecinek po ''plamy''.


'' Gdyby nie ten hełm cegły pewnie roztrzaskałyby Ci łeb – Genadij odrzucił parę pustaków otaczających głowę Marcusa w której teraz niemiłosiernie szumiało.''
Przecinek po ''helm'', zwrot z malej, bledna budowa dialogu, przecinek po ''Marcusa''.


Marcus zaczynał w końcu rozumieć, pamięć powoli wracała a umysł znów zaczynał działać tak jak należy.
Przecinek po ''wracała'' i ''tak''.

Marcus zdał sobie sprawę z tego, że leży na kupie gruzu, rozejrzał się ale wszechobecny pył i dym nie pozwalał nic dostrzec.
Przecinek przed ''ale''.


Jedynie po bokach, wysoko w górze, na tle czarnego nieba majaczyły dachy wieżowców.
Przecinek po ''nieba''.



''- Cholera, gdy cię przysypało myślałem, że już po Tobie. ''

Przecinek po ''myślałem'', o ''tobie'' z wielkiej litery już nie wspominam.


- Zostaliśmy tylko my, Francesco jest na barykadzie a Ben pobiegł do APC po magazynki – mówiąc to Genadij sięgnął po karabin Marcusa i podał mu go – trzymaj, będzie ci potrzebny, Francesco mówił, że widział następnych.
Przecinek po ''barykadzie'', zla budowa dialogu, przecinek po ''to''.

Niemcy walczą na placu na wschodzie ale Bóg wie jak długo jeszcze wytrzymają.
Przecinek przed ''ale''...

Wezwał inne oddziały ale nikt nie odpowiedział, na wszystkich kanałach był tylko szum.


-//-


Pył opadł już na tyle by można było się rozejrzeć.


Przecinek po ''tyle''.


Marcus przypomniał sobie, że zanim stracił przytomność ujrzał jak płonący helikopter uderza w konstrukcję.
Przecinek przed ''ujrzał''.

Kilkanaście metrów dalej obok zdewastowanej restauracji stała prowizoryczna barykada.


Przecinek przed ''obok'' i ''stałą''.



Niestety worki z piaskiem ułożone jeden ... ę bronili.

Przecinek po ''piaskiem'', ''drugim'', drugim ''przed'', powtórzenie.


U pasa wisiało mu kilka granatów a w dłoni trzymał karabin.
''Mu'' jest niepotrzebne, przecinek przed ''a''.


Francesco nagle odwrócił się do nich i krzyknął – Chyba są następni !
Po ''krzyknął'' dwukropek, o spacji przed znakiem interpunkcyjnym nie wspomnę, to u Ciebie norma.


- Gdzie Ben ? – zapytał się ich Francesco gdy znaleźli się przy nim.
Przecinek przed ''gdy''...


- Lepiej żeby się pospieszył – rzekł w ciszy po czym powiódł wzrokiem po swoich towarzyszach.
Przecinek przed ''po''.


Kilkaset metrów dalej z ulicy spowitej dymem wyłonił się ciemny kształt, chwilę po nim pojawił się drugi i trzeci, następne zaczęły wychodzić z przecznic po bokach.
Brak logiki, precinek przed ''dalej'', ''dymem''.


Setki kilometrów od miasta w którym toczyła się właśnie bitwa na śmierć i życie, głęboko pod rozległym masywem górskim leżała Arka.
Przecinek przed ''w'' i ''leżała''.


- Drodzy bracia i siostry, nie przemawiam już do was jako prezydent, ponieważ świat w jakim żyliśmy i jaki znamy właśnie przestaje istnieć, teraz przemawiam jako jeden z was. Jako człowiek który z rozpaczą wspomina dzień wczorajszy i z nadzieją czeka na dzień jutrzejszy...
Przecinek po ''znamy'', ''człowiek''.


Na powierzchni ponad grubymi ścianami z betonu i stali, ponad warstwą ziemi i skał w mieście trwa bitwa.
Kompletny brak logiki, wiec nie będę komentować przecinków.


Ciemne postacie nabierają potwornych kształtów gdy powoli zbliżają się do barykady.
''Postaci'', przecinek przed ''gdy''...

Zdeformowane ciała poryte ropiejącymi bruzdami i okaleczone twarze nie przypominające już ludzkich ciągną się setkami.
Przecinek po ''ludzkich'' plus bezsensowna budowa zdania.


Genadij przekrzykuje hałas strzelających karabinów – Jest ich za dużo !
Brak dwukropka.

Modlę się by Bóg był przy nas w tych ciężkich chwilach...
Przecinek przed ''by''.

Rzucony przez Francesco granat łukiem spada w tłum maszerujących potworów po czym eksploduje. Krwawe ochłapy ciśnięte siłą wybuchu lecą we wszystkie kierunki. Genadij wyrzuca pusty magazynek i z ładownicy na udzie wyjmuje kolejny, Marcus celnym strzałem powala szarżującą bestię która wyrwała się z pierwszego szeregu.
Przecinek przed ''po'', ''ciśnięte'', ''lecą'', ''która''.

Nasze dziedzictwo, nasze marzenia o szczęśliwej przyszłości, wszystko co jest dla nas bezcenne zgromadziliśmy tutaj. W ostatnim miejscu na Ziemi gdzie człowiek jest jeszcze bezpieczny...
Przecinek po ''bezcenne'', ''Ziemi''.


Marcus cofa się z przerażeniem widząc jak ciemna krew tryska z szyi Francesco gdy jedna z bestii z rykiem przeskakuje barykadę i jednym ciosem przebija mu krtań.
Przecinek przed ''widząc'', ''gdy''.


żołnierz upada na kolana i wypuszcza karabin, jego ciało spazmatycznie trzęsące się w drgawkach zostaje porwane za barykadę przez dwa stwory rodem z najgorszego koszmaru.
Przecinek po ''drgawkach''.


Genadij krzyczy coś niezrozumiałego ale Marcus już go nie słyszy, kompletnie sparaliżowany strachem nie reaguje nawet gdy jeden z potworów rzuca się na niego i wgryza mu się w twarz.
Przecinek przed ''ale'', nie powinno być przecinka po ''słyszy'', kropka po ''strachem''.


Niech Ci którzy zostali na powierzchni nam wybaczą.
Przecinek przed ''ci'', ''nam''.


Genadij potknął się o leżące na ziemi zwłoki ale nie zwolnił biegu, nogi zaczynały odmawiać mu już posłuszeństwa lecz gnany strachem biegł dalej.
Przecinek po ''zwloki'', ''posłuszeństwa''.


Wiedział, że jeśli zwolni choć na chwile to zginie rozszarpany przez łaknące jego krwi monstra.
Przepraszam, przez kogo zostanie rozszarpany? 'ę' w ''chwile'' a po tym przecinek. Brak logiki, o tak.


Gdy dobiegł do APC zamarł.
Przecinek po ''APC''...

W środku leżał człowiek który właśnie przechodził przemianę, różowa piana toczona z wykrzywionych ust spływała po policzkach na podłogę pojazdu, jego ciało wyginało się w kolejnych spazmach.
Przecinek przed ''który'', jak piana może sie toczyć?

Pod ubraniem pulsowały dziwne kształty, tak jakby wnętrzności zamieniały się miejscami.
Przecinek po ''tak''.

Nagle leżący wydał z siebie cichy charkot, Genadij ze zgrozą obserwujący przemianę podszedł bliżej, w końcu dostrzegł kolor munduru który jeszcze był widoczny mimo plam krwi.
Przecinek przed ''ze'', ''podszedł'', ''który''.

Przemieniający się w potwora człowiek spojrzał na niego oczami w których tliły się jeszcze resztki świadomości.
Przecinek przed ''w''.

I mogłoby się wydawać, że na pokrytej czarnymi guzami twarzy pojawił się

wyraz ulgi.
Przecinek po ''twarzy''.

Ku niebu uniósł się przeraźliwy ludzki krzyk a potem miasto zamilkło już na zawsze.
Przecinek przed 'a'.



Drugiej części nie czytam, to nie na moje nerwy - i to nie bynajmniej nie dlatego, iż jestem przerażona. Styl, DELIKATNIE powiedziawszy - kiepski. Będąc bardziej dosadnym - dno totalne.

Gramatyka, interpunkcja i stylistka leży. Budowa zdań rowniez jest koszmarna, a opisy, mające za zadanie być strasznymi, są komiczne.



1.
anorexia sarkasta. i haina z krainy ironii.

5
Szlifować - nie mam nic przeciwko, ale rob to do szuflady. Albo przynajmniej nie popełniaj morderstwa na pięknym języku polskim, bo sie odwdzięczę, z nawiązką.
anorexia sarkasta. i haina z krainy ironii.

6
Podpisuję się tymi ręcami pod powyższymi wypowiedziami 8) Najbardziej mnie uderzyło "Ci" z dużej litery. Zapamiętaj raz na zawszę: EPISTOLOGRAFIA TO JEDYNA DZIEDZINA, GDZIE ZWRACAMY SIę DO DRUGIEJ OSOBY Z TAKOWYM ZWROTEM GRZECZNOśCIOWYM!!! Nawet na żadnych gadu-gadu ani czatach nie zwracam się w ten sposób, bo to nie jest epistolografia.



Dam (c)i radę :D Nie bierz się za powieść jeszcze. Pierw wyćwicz język, wyeliminuj błędy językowe, bo z takimi w tekście, nie masz co liczyć na grono czytelników. Pozdrawiam

7
Bez urazy - doskonale rozumiem Wasze dobre chęci, mające na celu zaoszczędzenie temu autorowi rozczarowań, oraz ukierunkowanie mu pisarskiej doskonałości, poprzez wskazanie jego licznych błędów. Ale czy Wy za przeproszeniem, nie przeginacie cudzysłowowej pały? ;-) Sztuka, w tym i pisarstwo, to nie tylko rzemiosło, polegające na bezbłędnym opanowaniu zasad interpunkcji. W porządku - nie zaprzeczam że nie mieliście racji, ale odnoszę przykre wrażenie, iż całą magię pisarstwa, opieracie przede wszystkim na fundamencie tego 'rzemiosła' artystycznego. To tak, jakby ogrodnik podziwiał swoje kwiaty, jedynie za ich łodygi.
You're travelling through another dimension, a dimension not only of sight and sound, but of mind; a journey into a wondrous land, whose boundaries are that of imagination...

8
Jest różnica, pomiędzy nie stawieniem kilku przecinków, a kompletnym zapomnieniu o ich istnieniu.

To tylko nasza dobra wola, iż w ogóle wytykamy mu błędy.

łodygi są ważnym fundamentem kwiatów - bez nich nie byliby tego, co najpiękniejsze, bo cóż by utrymywalo paki? Na wystawach kwiatów ocenia sie wszystko.
anorexia sarkasta. i haina z krainy ironii.

9
Hedward pisze:Ale czy Wy za przeproszeniem, nie przeginacie cudzysłowowej pały?
Wątpie. Jesteśmy tu raczej od krytykowania niż zachwalania, a zimny prysznic jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził. Sądzę, że to może jedynie pomóc.


Hedward pisze:Sztuka, w tym i pisarstwo, to nie tylko rzemiosło, polegające na bezbłędnym opanowaniu zasad interpunkcji.


No i tu się różnimy. Ty uważasz, że pisarstwo to sztuka - ja, że rzemiosło. Dlaczego tak sądze? Może dlatego, że wierzę w pracę i w to, że tylko pracą można coś osiągnąć... Może dlatego (mówię całkowicie szczerze), że sam nie mam talentu i wygodniej mi wierzyć w rzemiosło a nie sztukę.


Hedward pisze:odnoszę przykre wrażenie, iż całą magię pisarstwa, opieracie przede wszystkim na fundamencie tego 'rzemiosła' artystycznego.


Jak wyżej. Według mnie pisarstwo to żadna magia. Po prostu ciężka praca.


Hedward pisze:To tak, jakby ogrodnik podziwiał swoje kwiaty, jedynie za ich łodygi.
Może nie podziwiał tylko za łodyki, ale na pewno doceniał ich znaczenie. Ja patrzę zawsze na całokształt ale pomysł oceniam na końcu, na początku biorę się za tekst od strony budowy. Nie czuje żadnej radości czytając tekst pełen od błędów - choćby nie wiem jak dobrą miał fabułę.



Spróbuj dostrzec też paradoks w swojej opinii... Czytałbyś książki, gdzie "ci" pisze się z dużej, a przecinki są tak rozmieszczone, że nie wiadomo jak zinterpretować zdanie? Chyba nie...

"kłamca mówiąc, że jest kłamcą kłamie czy mówi prawdę" ;)





Admin Edit_Lan Chciałabym zauważyć, że temat ten jest miejscem, gdzie wypowiadamy się o tekście, a nie komentujemy komentujemy zdanie innych. Hedeward - twój komentarz w ogóle nie odnosi się do tego opowiadania. Szewczyka i hainę proszę jedynie o nie reagowanie na takie zaczepki. Jeśli ktoś ma jeszcze coś do powiedzenia na ten temat, niech dyskutuje w hyde parku, lub na pw. A w tym temacie tylko o tekście, jego wadach i zaletach



Weber Edit - Popieram Lan. Sory, ale musiałem.

10
Pomysł: 2+



Powielasz schematy, chłopie. I to ostro. W opowiadanie nie wplotłeś ani krzytyny naprawdę własnego pomysłu. Wszystko przywodziło na myśl jakiś Obcych, zniszczone miasta i przemiany przypominały Racoon City, brakowało tylko, żeby Marcus rzekł: "Jesteśmy z Umrella i uciekamy przed Nemezisem i hordą zombie".

Druga część wcale nie lepsza, właściwie te same zarzuty.

Wysil wyobraźnię!



Styl: 3 / 3+



Nie rozumiem zdania pozostałych, wg mnie styl nie jest taki zły. Owszem, wymaga mocnych szlifów, ale niewątpliwie widać potencjał. Musisz popracować nad tworzeniem charakterów własnych postaci oraz nad wywoławynaiem emocji u czytelnika, bo narazie ani to straszne, ani śmieszne. Nijakie.



PS. Czemu Marcus? Ben? Jest nawet Rosjanin, ale Polaka brak. No do jasnej ciasnej, kiedyś sam tego nie dostrzegałem, ale teraz już widzę. Przecież jesteśmy Z POLSKI, więc korzystajmy z NASZEJ KULTURY (niewątpliwie bogatej) w NASZYCH dziełach. Marcusy i Johny wcale nie są lepsze.



[Już widzę poparcie Webera :D]



Schematyczność: 1



Mówiłem już. To wszystko było. W filmach, grach, książkach.



Błędy: 2



To wypisali moi poprzednicy.



Ocena ogólna: 3=



Pomysł kompletnie nieoryginalny i nieciekawy, styl średni, wymaga ćwiczeń, ale naprawdę widać potencjał. Z chęcią przeczytam inne opowiadanie, najlepiej z większą ilością TWOICH pomysłów.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

11
Pomysł:3-

Nie powalił mnie na kolana, nie wyprostował róznież ze zdziwienia.

Styl:3

Patren powiedział wszystko co należało powiedzieć w tym temacie.

A tak na marginesie popieram Patrena. Apeluję: Używajcie imion rodzimych!

Schematyczność:1+

Błędy:2

Ocena ogólna:3-


Wersja skrócona ocen, gdyż padam ze zmęczenia.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron