A nie, to inna historia.
Dość dawno temu (ze trzy lata będzie?) dopadł mnie Obłąkańczy Przebłysk Geniuszu, a że stało się to wkrótce po ponownej lekturze zebranych przygód Sherlocka Holmesa, zamanifestował się on w sposób następujący: bite trzy dni siedziałem dniem i nocą i pisałem.
Nastukałem 132 000 znaków, co, jak mi się zdaje, przekracza ludzkie możliwości. Do dzisiaj nie wiem, jak to zrobiłem.
Pewnie gwiazdy były w porządku.
Prawie nikt tego tekstu nie przeczytał bo:
a) za długie, oraz
b) po angielsku.
c) po angielsku po raz wtóry, bo to główny powód.
Teraz, gdy wydaje mi się, że gwiazdy znów wskakują na przynależne im miejsca, czuję, że nadszedł Czas. Czas Napier... uch, nie, to znowu nie to. To było z takiego jednego plakatu o ulicznej sztuce walki i było słowem raczej niecenzuralnym.
Otóż nastał Czas Tłumacza.
Mój czas.
Wziąłem się w garść i jąłem przekładać to, co napisałem tak dawno temu (jednocześnie to redagując i poprawiając) na bardziej ludzki język - czyli na polski.
Idzie mi tak sobie - mam przecież na głowie pracę i wiele innych rzeczy - i jestem dopiero na czwartej stronie z trzydziestu, ale już teraz zwracam się z głębin do czytaczy (De profundis clamo at te, lectori

To takie bardzo długaśne opowiadanie.
Lubisz Sherlocka Holmesa? Lubisz Cthulhu? Naprawdę lubisz? Uch. Weź, lecz się, brachu, kto mógłby lubić takie mackowate paskudztwo? Ale, ale, po co od razu wyciągasz ten nóż rytualny? Może się jakoś dogadamy?
Dobra, żarty na bok.
Czytacze, przesyłajcie swe maile, tekst nadejdzie, gdy tylko zostanie przetłumaczony.
Bardziej szczegółowo (i normalnie): to mash-up, czyli wymieszanie dwóch postaci z różnych utworów literackich. Nie wiem, czy jest dobry. Mnie tam się podoba. Pozdr.