Rozważania na księżycu

1
Cześć,

1. Czy zdanie, wzięte z osobna, wyrwane z kontekstu utworu literackiego, może nadal stanowić odbicie autora, tzn. jego pisarskiego stylu?
2. Czy styl pisarski to autor? A ściślej - czy składnia i leksykalne preferencje są jego wyrazem wewnętrznym bądź, innymi słowy, czy sposób, w jaki tworzy zdania, jest zdeterminowany tym, jaki on sam jest?
3. Przyjmując powyższe założenie, bardzo łatwo wpaść w pewną psychologiczną pułapkę.
Mianowicie: wypadkowa naszych lektur tworzy nam w głowie określony obraz ideału pisarskiego; na podstawie zetknięcia się z twórczością innych wybitnych pisarzy wykreowaliśmy ów ideał i do niego pragniemy dążyć.
Jeżeli swoboda, spontaniczność i to, na co się wspólnie składają, a co ja nazywam czystym sercem, fantastycznym przepływem natchnienia - jeżeli te stany wykrzesują z naszych narracji iskry wewnętrznej szczerości, prawdy, to wtedy powyższy ideał jawi się nam jako nieosiągalny. By bowiem pisać szczerze, sobą, należy wykluczyć naśladownictwo. Szczerość to my, to nasz styl. Jakże jednak się rozwijać, jeśli nie poprzez epigoństwo?
Chyba, że założymy, iż w procesie lektury styl autora, którego przyswajamy, zakodowuje się w podświadomości bez naszego udziału. Idąc tą logiką, w nurcie następnych lektur ma miejsce synteza. Wyobraźmy sobie teraz nasz styl jako obraz. Jest on zapisany w którymś obszarze naszej podświadomości. W wyniku lektur obraz ten zmienia swe barwy. Na początku występuje na nim tylko jeden kolor, z czasem jednak - z każdym przeczytanym autorem - owa barwa traci swą jednolitość. A więc jeszcze raz: styl nasz to wypadkowa przestudiowanych autorów.
Przyjmując tę hipotezę, możemy odetchnąć, bo pisząc, nie musimy się martwić, jak pisać. Owa czystość serca, choć preferująca chaos i nie uwzględniająca porządku, wypluwa z nas naszych ulubionych pisarzy. W wyniku opisanego powyżej procesu my niejako stajemy się nimi.
Jeżeli jednak ją odrzucić... Czy pisząc, powinniśmy świadomie naśladować? Kiedy pisanie sprawia Wam przyjemność? Wtedy, gdy Wasze literackie projekty nie są w zbyt dużym rozdźwięku z pierwotnym zamysłem twórczym? I czy ów pierwotny zamysł twórczy nie jest czymś, co do pisania pcha, od czego wszelka pisarska twórczość się rozpoczyna? I czy - właśnie - i czy jego kształt nie jest zdeterminowany naszą kulturą umysłową, poziomem naszego uduchowienia, dojrzałości, przemyśleń na pierwszym planie, a zaraz na drugim - stylami autorów, których podziwiamy? W sensie że - ubieramy dusze w pisarzy, których przeczytaliśmy.

2
Ło Jezusie, ile pytań. Sam sobie na nie odpowiadasz, ale i ja coś dorzucę. :P

1. Może i nie może. Jak styl jest bardzo charakterystyczny, to jak najbardziej, np. Gombrowicz, Witkacy, Mrożek. A np. zdanie: "Ala je chleb" niekoniecznie odzwierciedla styl pisarza (albo inaczej: odzwierciedla styl wielu pisarzy), choć jest jego jakimśtam odbiciem, ułamkiem. Prędzej cieniem idei (Platon?).
2. Dzięki obserwacji siebie i innych stwierdzam, że tak. Ja często piszę w dokładnie taki sposób, w jaki myślę. I znów: nie zawsze styl jest bardzo osobistym wyrazem wewnętrznym. Mogę pisać w sposób, który jest mi, jako osobie, niezwykle daleki. Choć składnię determinują w mniejszym czy większym stopniu moje preferencje. To nie język tworzy ludzi, a ludzie język.
3. To się tyczy właściwie wszystkich rodzajów twórców. Najpierw się kradnie, potem zmienia, przetrawia przez wątpia, a potem pozwala wypłynąć jako swojemu. Dajmy na to Picassa. Najpierw był realistą, akademikiem, potem się zmieniał, aż zaczął wypluwać własne, kubistyczne twory, ceramikę itd. Jakby nikt od nikogo nie kradł, to trwalibyśmy w epoce kamienia łupanego. Kolejne pokolenia dziedziczą wiedzę i umiejętności po przodkach. W dużej części determinuje nas kultura (która składa się z religii, obyczajów, przekonań, kodów itd.), a cała reszta to wypadkowa różnych innych rzeczy. Naszą osobowość tworzy genetyka i środowisko. Trudno jednoznacznie powiedzieć, że ja to tylko ja, a nie składowisko idei innych, który z kolei wzięli je od innych.

Czy pisząc, powinniśmy świadomie naśladować? To nie jest kwestia tego, czy się POWINNO. Można, ale nie trzeba. Sam sobie wybierz.

Ja nie ubieram się w pisarzy, których przeczytałam. Kradnę od nich garściami, naśladuję, owszem, ale potem to mieszam na swój sposób, próbując stworzyć własny styl. Mi pisanie sprawia przyjemność, gdy podoba mi się to, co przelewam na papier. I z pewnością jest to w dużej mierze zbieranina toposów i archetypów.
Dzwoń po posiłki!

3
Chii pisze:Ło Jezusie, ile pytań. Sam sobie na nie odpowiadasz, ale i ja coś dorzucę. :P
To dlatego, że nie mam w zwyczaju pisać dziennika czy pamiętnika, a przez to kiedy przystępuje do wyrażenia jakiejś myśli, która np. siedzi we mnie od bardzo długiego czasu, zaczynam - w trakcie pisania - badać ją i analizować. Bardzo mi to pomaga, a przy okazji odbiorca może dzięki temu uzyskać szerszy wgląd w moje stanowisko.

[ Dodano: Wto 15 Sty, 2013 ]
Chii
1. Zgodzę się. A przywołanie koncepcji idei Platona bardzo mi się spodobało, pasuję tu.
2. Czy literatura wyznacza kształt naszemu myśleniu, tzn. formuje go?
3. Zatem - najpierw stanę się innymi, by potem móc stać się sobą - jednak sobą na bazie innych. Z przekory przytoczę tu Becketta, który i na początku, i w późniejszym okresie twórczości pisał w sposób daleko odbiegający od współczesnej mu poetyki.

4
Martin pisze: 2. Czy literatura wyznacza kształt naszemu myśleniu, tzn. formuje go?
Wszystko nas formuje. Nawet smak lodów ze spożywczaka na rogu. Wydaje mi się, że nasze myślenie trudno uformować do ram tekstu literackiego. Piękne zdania, rozbudowane metafory, tego nie ma. Wg mnie myślenie jest bardzo nieskładne. Przynajmniej moje.
Martin pisze:3. Zatem - najpierw stanę się innymi, by potem móc stać się sobą - jednak sobą na bazie innych. Z przekory przytoczę tu Becketta, który i na początku, i w późniejszym okresie twórczości pisał w sposób daleko odbiegający od współczesnej mu poetyki.
Jakby odwrócić pierwsze zdanie (najpierw jestem sobą, a potem innymi), to należałoby by sobie zadać pytanie, czym tak naprawdę jest bycie sobą, co to w ogóle znaczy. Skąd wiesz, że w początkowej fazie jesteś sobą, a nie masą fragmentów innych osób? Czym jest to "ja"? Czy tym "ja" może być tylko czyste "ja", nieskażone innymi? Takimi problemami zajmuje się teraz współczesna filozofia.
Jeśli chodzi o Becketta, to nie pisał on w sposób odbiegający od mu współczesnych (chodzi mi o stylistykę, składnię zdań, nie tematykę i absurd). I zauważ, że wykorzystuje masę znanych wcześniej motywów. Nawet już ten absurd pojawiał się wcześniej, może nie w sztuce scenicznej i np. trzech dzbanach na scenie, ale cały czas gdzieś tam istniał.
Dzwoń po posiłki!

5
1. Masz rację, myślenie nie jest literacko piękne.

2. Właściwie, to chodziło mi o samą jego debiutancką powieść, którą wysiusiał piórem za młodu. Mianowicie "Sen o kobietach pięknych i takich sobie." Teatru nie powinienem uwzględniać.
// Jak zatem mam się... uporządkować? Skoro nie mogę być pewien tożsamości, skoro ta tożsamość jest chaosem? Kurczę, wrócę tu jeszcze i postaram się wyrazić to jaśniej.

[ Dodano: Sro 16 Sty, 2013 ]
W porządku, zdążyłem sobie wszystko w międzyczasie poukładać.

I na marginesie
myślenie nie jest literacko piękne.
po prostu nieliterackie, bo widzę, że ujęte to zbyt ogólnie. ;)


W gruncie rzeczy mój wniosek jest taki: ileś tam lat poświęcamy na naśladownictwo, by z owego epigoństwa wyklarował się nasz indywidualny styl. Kolejny wniosek: pisarstwo to nie zajawka.

Wszystko nas formuje. Nawet smak lodów ze spożywczaka na rogu. Wydaje mi się, że nasze myślenie trudno uformować do ram tekstu literackiego. Piękne zdania, rozbudowane metafory, tego nie ma. Wg mnie myślenie jest bardzo nieskładne. Przynajmniej moje.
W takim razie nie pozostaje nam nic, jak tylko poddać się tej nieuchronnej formacji. A co wyjdzie, to tak czy owak my. Dobrze się tu sprawdza życiowe prawidło, zgodnie z którym

You can't always get what you want

Dać się ponieść rzece, nie martwić się o rezultat.

Dlatego uważam
Skąd wiesz, że w początkowej fazie jesteś sobą, a nie masą fragmentów innych osób? Czym jest to "ja"? Czy tym "ja" może być tylko czyste "ja", nieskażone innymi? Takimi problemami zajmuje się teraz współczesna filozofia.
że to już nie ma znaczenia. Ja jako skażony czy ja jako nieskażony - to wciąż ja. Zawsze jest ta wątpliwość, czy przez to skażenie przypadkiem czegoś nie tracimy... że może tkwi w nas coś, co potem utracimy, ale chyba nie ma innego wyjścia, jak się z tym pogodzić.

Dzięki za poświęcony czas. :)

[ Dodano: Sro 16 Sty, 2013 ]
!
Wydaje mi się, że nasze myślenie trudno uformować do ram tekstu literackiego. Piękne zdania, rozbudowane metafory, tego nie ma. Wg mnie myślenie jest bardzo nieskładne.
Bo myślenia nie mamy przekształcać. Myślenie ma być, jakie jest. Rzecz w tym, że pozostaje dylemat, jakim sposobem je wyrażać. Gdyż w miarę, jak się literacko rozwijamy, tych sposobów robi się coraz więcej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”