Z tym nie można przesadzać. Czasem lepsze powtórzenie, chociaż ich nagromadzenie razi. Jak już wspomnieli przedmówcy, warto scharakteryzować bohatera. Możemy go w określonych sytuacjach nazwać brunetem, ale pod warunkiem, że kilka poprzednich zdań informuje, że chodzi na przykład o Zenka i opisywaliśmy jego wygląd wcześniej. Zwłaszcza, gdy dodatkowo wspominaliśmy o aparycji jego kolegi Heńka i on też ma czarne włosy. Ten przymiot akurat nie jest najlepszy, bo słabo indywidualizuje bohatera z rozentuzjazmowanego tłumu

. Wiele postaci może mieć czarne włosy. I nie za sprawą tego, co napisaliśmy. Za bruneta czytelnik może uznać Geralda, a nie Zenka, bo tak - mimo naszych starań - sobie go wyobraził. Wbrew pozorom odbiorcy mają więcej ułańskiej fantazji niż my. Poza tym jest mało sytuacji, w których bohater jawi się jako brunet. Kolor włosów nie świadczy o tym gdzie w danym miejscu jest, z kim i czym się zajmuje. Tutaj ratuje zawód. Jeśli bohater jest w pracy możemy go nazwać rzeźnikiem, w momencie, gdy został wezwany przez szefa, kiedy właśnie odzierał ze skóry prosiaka. Kiedy jest z żoną, może być mężem, kiedy z kochanką - kochankiem, z dzieckiem - ojcem. Wszystko to jednak działania na granicy ryzyka. Moim zdaniem najlepsze jest nadanie bohaterowi - oprócz danych osobowych - także przezwiska. Oczywiście koniecznie musimy zdradzić motywy i okoliczności nadania mu takiej a nie innej ksywki.
Chyba. To takie moje subiektywne doświadczenia, niekoniecznie dobre. Też niestety nieustannie się zmagam z tym problemem.