Giń bohaterze

1
No wiec właśnie,w głowie staram się już przekształcić na tekst kolejny projekt,sposób w jaki najwygodniej byłoby mi go opowiedzieć,sprawia,że "główny" bohater ginie mniej więcej w połowie (główny bo to jego oczami widzimy te cześć historii). Potem role przejmie ktoś inny.

Niemniej obiło mi się o uszy,że zabić bohatera książki to zbrodnia na czytelniku i należy unikać tego jak ognia. Jest to prawda?
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

2
Uśmiercenie głównej postaci wprowadza dyskomfort. Aby go zminimalizować, musiałaby być wprowadzona wczejśniej postać, która przejmie pałeczkę. Wrzucenie zupełnie nowego bohatera bywa irytujące, przynajmniej dla mnie.

3
Trudno powiedzieć tak "na sucho", nie znając tekstu, ale moim zdaniem to może przejść, tylko - tak jak przestrzegł qaz - lepiej nie wprowadzaj od połowy zupełnie nowego bohatera, przygotuj wcześniej "grunt" pod to, kto po śmierci głównego przejmie jego rolę.

Może od początku prowadź narrację raz z punktu widzenia jednej postaci, raz z innej. Wtedy, kiedy zabijesz jedną postać z tych dwóch, czytelnik nadal będzie mógł śledzić historię z pkt widzenia drugiej.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

4
Plan jest taki,że rolę przejmie dotychczasowa narzeczona zabitego. Czyli jak rozumiem wystarczy wcześniej odpowiednio zaznajomić czytelnika z drugą postacią,aby i do niej się przywiązał,spojrzał jej oczami i chciał zobaczyć czy (w tym przypadku) wypełni pragnienie zemsty.

Dziękuje za szybką odpowiedź.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

5
Uśmiercania nie należy się bać, ale trzeba to robić rozważnie.
Zależy też czy to opowiadanie czy powieść. Jeśli opowiadanie, to nie ma najmniejszego problemu. Jeśli powieść i pewnie dużo dłużej bym się zastanowił, bo tu problem jest taki, że czytelnik przyzwyczai się bohatera i nagle zostaje wyrzucony ze swojej strefy komfortu.
Generalnie, kwestia jest tego, czy umiesz to dobrze uzasadnić (nie dla kogoś tylko dla siebie), że uśmiercasz głównego bohatera.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

6
Marudna czytelniczka mode on: nie lubię jak ginie bohater, do którego się przywiązałam (którego polubiłam jako postać, niekoniecznie ze względu na jego główną rolę, czy bycie "tym dobrym"). Jak ginie gość, do którego się nie przywiązałam, to mi to zwisa (albo się cieszę, nawet jeżeli to miała być ta dramatyczna scena - to zwykle dotyczy "tych wkurzających dobrych"). Czy czasem doceniam śmierć istotnej postaci jako ciekawy zabieg itd.? Tak, jeśli się przywiązałam i jeśli ta śmierć ma sens fabularny i jest odpowiednio rozegrana. Więc dla mnie "uzasadnieniem" jest właściwie cała kreacja postaci i okoliczności. Akurat to, czy ktoś przejmuje pałeczkę czy nie i na ile go znam (czy dopiero poznam) jest dla mnie (nie kwestionując zdania qaz)kwestią raczej poboczną.
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

7
Ja jako czytelnik nie przepadam za uśmiercaniem bohaterów. Nawet tych, których nie lubię.
Jako "pisarz" uwielbiam to robić i robię to notorycznie. Jak na razie każdy pomysł który mi wpadnie do głowy, kończy się źle. Samobójstwem, masową zagładą, morderstwem itp.
Staram się z tym walczyć, bo chyba mało kto lubi złe zakończenia.

8
Problem jest nie w tym, czy zabić głównego bohatera, ale czy zabić bohatera, wokół którego powstaje główny problem, który jest nosicielem tego problemu. Lub lepiej - zamordowanie kury znoszącej złote jaja (problemu) jest zbrodnią na utworze, o ile śmierć nie jest istotna dla owego problemu, albo nawet to ona go stawia/rozwija/wzbogaca.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

9
Do wątku przyjemności zabijania bohaterów

Akurat to jest średnio fajne. Strasznie dobrze się ubawiłem gdy rozwijając jedno z opowiadań na bitwę (chyba z Wilczkiem), połowie bohaterów zwichnąłem lub roztrzaskałem szczęki, jednemu zmiażdżyłem kolana, innego postrzelono w oba kolana, jeszcze inny bohater doznał roztrzaskania szczęki i zmiażdżenia nadgarstków (przez chłopaków ze szkolne drużyny szczypiorniaka), jeszcze innemu bohaterowi bezpańskie psy zamknięte w jakimś opuszczonym leśnictwie wyżarły twarz i poogryzały palce, a matce jednego z głównych bohaterów pękło naczynie w mózgu co spowodowało natychmiastową śmierć. Ok to jest jedna śmierć. A i jeszcze był koleś na którego spadło wiadro ze smołą, a gościowi któremu zmiażdżono kolana kijem baseballowym, dziewczyna poorała twarz paznokciami.

To były piękne sceny.

10
Thug pisze:"główny" bohater ginie mniej więcej w połowie
Może być ciekawie. Przez druga połowę i tak będzie obecny, choćby przez narzeczoną, ale można go wtedy pokazać w całkiem odmienny sposób. Inaczej tez będzie, gdy narrator opowiada historię widzianą oczyma głównego bohatera, a inaczej widzianą oczyma narzeczonej tegoż. Spróbuj, warto.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

11
Albo można zabić bohatera, ale nie usuwać go calkowicie z fabuły. To znaczy narracja narzecoznej a wstaki np. odnalezione listy narzeczonego, jakieś wspomnienia, retrospekcje, opowieści innych ludzi, może zajmował się sztuką lub pisarstwem? Niech mówi do nas ze swoich dzieł. Może miał tajemniczych znajomych? Niech pojawią się z jakimiś jego nowymi przemyśleniami.
Tak jakby jego śmierć wcale nie równała się jego zniknięciu. Wtedy bohater ciągle będzie nam towaryszył "duchowo" przez resztę historii :-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”