Dzień 12
Główny cel maratonu poszedł się ciąć. Wygląda na to, że nie potrafię skupić się na jednym pomyśle, a pozostałe, szalejące mi w mózgu odstawić na bok. A tak dobrze mi szło. Poprawiłam kolejne dwa rozdziały powieści i wtedy... Romek Pawlak przedstawił kolejny konkurs. Tamy puściły. W jeden wieczór napisałam opowiadanie postapo (9989 znaków), po czym okazało się, że rzecz powinna dziać się w Krakowie (tak to jest, jak nie czyta się uważnie regulaminu

). Opowiadanie poszło do szuflady i muszę napisać nowe. No chyba, że skuszę się o przerobienie tego istniejącego, ale jeszcze nie jestem do końca pewna.
W trakcie pisania tego tekstu, wpadł mi znienacka do głowy pomysł na kolejną powieść – z demonem w roli głównej. 2500 znaków jest już na dysku.
Jakby tego było mało, coś mnie podkusiło i zgłosiłam się do kolejnej bitwy. Temat: „Lunapark po zmroku”; pomysł jest, pierwszych 2000 znaków też.
A dzisiaj przejrzałam mój twardy dysk i doszłam do wniosku, że mam na nim straszny bałagan.
Z tych oto powodów następuje zmiana celu maratonu. Teraz brzmi on:
Dokończyć jak najwięcej zaczętych tekstów i odpowiednie powysyłać na konkursy.
Lista wygląda następująco:
1. Dokończyć opowiadanie na bitwę. Limit znaków 18 tys. (myślę, że aż tylu nie będę potrzebować). Termin: 30.02
2. Napisać opowiadanie na konkurs „Teorie Spisków”. Pomysłów mam minimum 400, na żaden się jeszcze nie zdecydowałam. Termin: 13.03
3. Napisać, ewentualnie przerobić opowiadanie na „Konkurs na opowiadanie w klimatach steampunkowych lub apokaliptycznych”. Termin: 16.05
4. Rozpisać opowiadanie „Zakonnice” na podstawie uwag moich wspaniałych czytaczy.
Poza tym na twardym dysku zalegają:
5. Opowiadanie I – 2400 znaków.
6. Opowiadanie II, o wojnie – 20760 znaków. Pierwotnie miałam zamiar wysłać je na konkurs „Fabryki Słów”, ale fabuła nie chciała tak, jak ja chciałam, więc rzuciłam w kąt. Może czas do niego wrócić.
7. Nadal do poprawy, pozostałe 22 rozdziały napisanej już powieści.
8. Nowa powieść.
9. W międzyczasie przelać na papier myślotok.
Czyli, do roboty!
