2
autor: ancepa
Zasłużony
Tekst nr 1
1
Wilgotna ziemia zdawała się ściągać z oporem gasnące słońce. Ostatnie promienie wyławiały ze zmroku rzędy samochodów pędzących w stronę niewielkiego miasteczka w górach. Kierowca niebieskiego audi zdążył dobrze przyglądnąć się prostokątnemu, zielonemu znakowi, na którym widniał napis „Zakopane” zanim wdepnął pedał gazu do oporu.
„Ostatnie pięć kilometrów,” westchnął kierowca.
2
Szczupła kelnerka ubrana w firmowy fartuch nachyliła się nad ostatnim stolikiem. Starła tłuste resztki po kiełbasie. Drobinki chleba spadły na ziemię, wyprzedzając rozlane piwo, które ktoś miał uprzątnąć dopiero kilka tygodni później.
„I tak nikt nie zauważy. Znów zaleją się w trupa,” wyszeptała do siebie. Zmusiła się do uśmiechu. Cholerne zmęczenie dawało o sobie znać od kilkudziesięciu minut.
Zabrała pusty talerz i kufel do połowy wypełniony piwem.
Zostawiła brudne naczynia przy specjalnym okienku, z którego wystrzeliły mokre łapska z tłustymi paluchami. Przykleiły się do zużytych naczyń, rozlewając odrobinę piwa.
Kelnerka zdjęła fartuch, ułożyła go w kostkę, pomachała barmanowi i zniknęła za drzwiami oznaczonymi napisem „Tylko dla personelu”.
3
Nikt nie zwrócił uwagi na wchodzącego wcześniej do knajpy mężczyznę. Tylko barman przelotnie zahaczył wzrokiem o jego flanelową koszulę i skórzane rękawiczki.
Mężczyzna usiadł, założył nogę na nogę i wlepił spojrzenie w uderzające w futrynę drzwi, za którymi przed momentem zniknął jego cel.
Tego wieczoru nie mógł sobie pozwolić na piwo, ale obiecał wypić duszkiem czteropak po skończonej robocie.
Sięgnął po papierosa, wetknął go pomiędzy drżące wargi i wyszedł z knajpy. Zaciągnął się kilkakrotnie i pstryknął w filtr. Pół papierosa poleciało w kierunku wypełnionych po brzegi, niewielkich koszy na śmieci. Ich pokrywy stały podparte o budynek; zakołysały się niewidocznie, kiedy silniejszy podmuch wiatru usiłował wprawić je w ruch.
Chłód lepił się mężczyźnie do wilgotnych pleców. Wiatr spotęgował w nim uczucie zimna. Ruszył w kierunku wyjścia ewakuacyjnego, przechodząc koło kołyszących się przez moment pokryw koszy. Nie zwrócił uwagi na odpady, chociaż wyraźnie poczuł bijący od nich fetor.
Odpiął dwa górne guziki od koszuli, wyciągnął broń i wolno podszedł do metalowych drzwi, których zawiasy odezwały się, kiedy ktoś naparł na nie od wewnątrz.
Mężczyzna odbezpieczył broń, wycelował i nacisnął cyngiel, kiedy ofiara pojawiła się w zasięgu wzroku.
4
Huk wystrzału wypłoszył siedzących za stołami klientów. Kiedy ostatnie osoby wylewały się na zewnątrz, kobieta okutana ciężkim płaszczem krzyknęła. Towarzyszący jej facet stłumił jęk, widząc nieznaną mu dziewczynę tonącą w kałuży własnej krwi.
„Ktoś przestrzelił jej tętnicę,” odezwał się do innych gapiów. „Wezwijcie policję i patologa, służby medyczne nic nie wskórają,” dodał, po czym odwrócił się przez ramię i wyrzygał większość kolacji.
5
Zanim mężczyzna we flanelowej koszuli ruszył w kierunku niebieskiego audi, odrzucił broń kalibru dziewięć milimetrów.
Odpalił samochód i ruszył w tym samym momencie, kiedy pierwsza osoba wybiegła przed knajpę.
„Wszystko w porządku,” uspokoił się w myślach. „Wszystko zgodnie z planem,” rzucił, widząc zarysy swojej twarzy w zewnętrznym lusterku.
Minął gasnącą lampę drogową i odbił w prawo.
„Już w porządku, spokojnie”.
6
Kończył drugą butelkę, kiedy do kuchni przebiło się rytmiczne pukanie.
„Raz…Dwa…Trzy…” odliczył.
Delikatne skrobanie i znowu trzykrotne uderzenie. To był ich umowny znak.
Podniósł się z przesadnie głębokiego fotela, stłumił niedopałek, wrzucając go do pustej butelki i ruszył w stronę drzwi.
7
Stojący przed nim mężczyzna zmusił się do uśmiechu.
– Niech pan usiądzie – zwrócił się zabójca do gościa. – Proszę wziąć sobie piwo – zaproponował.
– Nie piję szczyn.
Gość zdjął ciemną kurtkę, poprawił ułożenie marynarki i sięgnął do jej wewnętrznej kieszeni. Gdy wyjął rękę, w dłoni zaświeciła mu srebrna piersiówka.
– Czteroletnia whiskey. Na specjalną okazję. Spróbuj, Gabrielu – zaproponował gość.
Gabriel sięgnął po piersiówkę. Pozbawił ją nakrętki i upił kilka łyków. Skrzywił się.
– Piekielnie mocna.
– Whiskey a nie jakieś gówno. Proszę, twoja wypłata. – Gość wyciągnął z tej samej kieszeni, z której wydobył piersiówkę niewielką kopertę.
Gabriel sprawdził zawartość.
– Przyjemnie ciąży – skomentował.
– Ciężar pieniądza zawsze jest przyjemny.
Gabriel odłożył kopertę, kładąc ją koło rozstawionych butelek.
Gość pociągnął z piersiówki, po czym powiedział:
– Schrzaniłeś sprawę.
Gabriel wzdrygnął się. Wyraźnie poczuł, jak strużka potu znaczy mu cienką linię na plecach.
– Domyślasz się, co mam na myśli, prawda? – zapytał gość.
Znów odchylił głowę do tyłu i wlał do gardła sporą ilość whiskey.
Gabriel milczał.
– Zabiłeś nie tę kobietę.
O mało nie zemdlał. Zrobiło mu się niedobrze, poczuł, jak prawa noga zaczyna mu odjeżdżać. Miał wrażenie, że strach bardzo mocno go dosiadł i zechce spróbować zrobić z nim najgorsze okrążenie w życiu.
– Kurwa mać – rzucił.
– Jak można tak spierdolić robotę?
Kiedy oddawał strzał, i na chwilę po tym, wiedział, że nie rozpoznał twarzy kobiety. Po prostu strzelił.
– Cholera – dodał, po czym poczuł ciążące mu z tyłu głowy zimno.
Zanim upadł, zdążył dostrzec spaloną żarówkę w żyrandolu.
Ciężkie ciało uderzyło o ziemię.
– Bierz za ręce i ciągnij śmiecia za mną – zwrócił się gość do mężczyzny, który teraz wyłonił się z ciemności.
8
Gabriel odzyskał przytomność kilkanaście minut później.
Próbował poruszyć rękoma, ale skończyło się na podrygiwaniu. Rozwarł szerzej powieki; dostrzegł spory nasyp ziemi, zalegający mu od stóp do mostka.
– Witamy w świecie żywych – rzucił zleceniodawca. – Jeszcze przez jakiś czas musisz w nim żyć.
Gabriel wił się jak zamknięta w ciasnej klatce małpa.
– Niestety musimy powoli się żegnać – powiedział mężczyzna w ciemnej kurtce, zapiętej teraz pod samą brodę. – Schrzaniłeś robotę, widziałeś nasze gęby, nikt nie może zobaczyć twojej. Musimy zminimalizować ryzyko wpadki – dodał, po czym spojrzał na barczystego mężczyznę.
Zamknięty w jego dłoni kij baseballowy lśnił w blasku księżyca. Gdyby ktoś przyglądnął się narzędziu w tej chwili, dostrzegłby niewielkie plamy krwi, znaczące metal.
– Robercie, zajmij się, proszę, panem – polecił zleceniodawca.
Robert odszedł kilka kroków.
Usłyszeli dźwięk puszczających zaczepów.
Gabriel widział oczami wyobraźni otwartą walizkę.
Robert wrócił z szerokim na kilka centymetrów rzemieniem.
– Skóra cielęca – poinformował zleceniodawca. – Wilgotna sprawi, że będziesz miał trochę czasu na przemyślenie swojej głupoty w świetle słońca. Później wilgoć zacznie z niej uchodzić; rzemyk zaciśnie się na twojej szyi i w ciągu niecałej minuty odlecisz – poinformował, wpatrując się w ofiarę.
– Proszę…
– Daj spokój. Nie ważne czy schrzaniłeś czy nie. I tak musisz milczeć przez całą wieczność. Przychodzę na polecenie ludzi, o których nie masz pojęcia. Słyszałeś o politykach, biznesmenach, którzy tutaj, w górach, mają swoje małe państewko. To państewko rządzi się własnymi zasadami. Jedna z nich zmusza nas do usuwania ludzi, którzy zagrażają im i mnie swoją wiedzą. Nie zostałeś przecież wylosowany. To była twoja decyzja.
Gabriel wpatrywał się w jego twarz pooraną bliznami.
– Ta kelnerka była niezłą suką. Niestety wskoczyła do łóżka jednemu z naszych. Wykorzystała jego pozycję. Na tym koniec – powiedział mężczyzna. – Musimy troszczyć się o naszych ludzi.
Zleceniodawca dał znak barczystemu kolesiowi.
Po chwili stali nad obkopanym Gabrielem. Jego szyję znaczył rzemień z cielęcej skóry. Gabriel czuł zimno, które oddawała wilgoć.
– Proszę – jęknął.
Zleceniodawca nachyli się nad nim.
– Taka jest kolej rzeczy – rzucił, po czym sięgnął po piersiówkę, upił kilka łyków i zwrócił się do swojego pomagiera:
– Przypilnuj go. Później sprawdź czy rzeczywiście zdechł. I wróć do siebie.
Koleś kiwnął głową.
9
Pierwsze promienie słońca przebijały się przez ciemność. Gabriel leżał obkopany sporą ilością ziemi. W ustach czuł ocet, którym barczysty koleś nasączył szmatkę, zanim wypełnił nią usta ofiary.
– Wiesz, że najciemniej jest tuż przed świtem? – zapytał, siedząc kilka metrów od ofiary. Ostrzył niewielki nożyk.
Gabriel przytaknął głową. Próbował coś powiedzieć, ale wilgoć ze szmatki zlała mu się do gardła.
Barczysty koleś sprawdził rzemyk.
– Zaczyna robić się suchy.
Gabriel wzdrygnął się, wciąż usiłując coś powiedzieć. Kolejna fala octu zalała mu krtań.
Pół godziny później rzemyk mocniej przywarł mu do szyi. Poczuł wyraźnie jego fakturę.
– Zostawię cię na chwilę ze swoimi myślami. Muszę się odlać – powiedział napastnik, po czym zniknął za krzakami.
Gabriel czuł, że rzemyk przywiera coraz mocniej. Zaczynało brakować mu powietrza. To, które złapał, trąciło octem.
Gówniane życie, zdążył pomyśleć, zanim poczuł, że łapie ostatnie hausty powietrza.
Kilka chwil później poczuł, jak obkopane ciało wygina się w łuk. Miał wrażenie, że ziemia staje się lekka. Wiedział, że wystarczyłoby kilka ruchów w przypływie adrenaliny i mógłby pobiec do domku, wziąć broń i sprzątnąć barczystego kolesia.
Ale nie miał na to sił.
Rzemyk ścisnął jeszcze mocniej.
Zanim odpłynął całkowicie, zdążył zauważyć jeszcze napastnika, który wyłonił się z krzaków.
Teraz szedł w jego stronę. Niewielki nożyk lśnił w jego dłoni.
Tekst nr 2
- Mamo, tato...Nie, lepiej nie wstawajcie! Usiądź mamo, chcę wam coś powiedzieć.
Alicja wzięła głęboki oddech, jakby ten miał być ostatnim w jej życiu i wydusiła z siebie:
- Jestem dziw... Znaczy prostytutką. Znaczy aktorką porno, ale prostytutką w sumie też trochę...Tato, poczekaj, nie podgłaśniaj telewizora! Daj mi wyjaśnić. Pamiętacie jak w liceum pojechałam na pielgrzymkę do Częstochowy i zepsuł mi się tam aparat, który mi wujek Staszek na osiemnastkę kupił? No więc to nie była pielgrzymka... Byłam wtedy na castingu... Co mówisz mamusiu? Ah, casting to po angielsku, taka selekcja. Miał być casting do sztuki kostiumowej, skończyło się na filmie, gdzie cięto koszty na ubraniach... Nie, mamo, nie przeziębiłam się. Tak, łykałam olej z wątroby rekina. Czosnek? No co ty, tato?!
Tak, czy siak zaczęłam w liceum, ale to na studiach odnalazłam powołanie. Nie tatusiu, nie mówię o medycynie. Mówię o pornografii!
Mamo, za oknem nic nie ma, możesz posłuchać do końca? Nie tato, nie żartuję i wcale nie lekceważę czwartego przykazania! Chciałam tylko, żebyście byli ze mnie dumni. Wiem, że gdybym była pediatrą, to mama by teraz nie wyciągała różańca z kieszeni... Nie mamo, nie jestem pediatrą, ale schowaj na razie te koraliki. Prawda jest taka, że nigdy nie skończyłam medycyny... Uff... No to najgorsze za nami. Staż? To nie był staż tato, tylko praca nad klipami z serii "Wet and horny". Nie ważne, to po angielsku mamo. Wstyd?! Tato, o czym ty mówisz?! Po pierwsze, który z sąsiadów nie oglądał jakiegokolwiek mojego filmu, niech pierwszy rzuci kamień. Po drugie, wolałbyś, żeby twoja córka skończyła w więzieniu za branie łapówek? Nie twierdzę, że tak bym robiła, ale sam przyznaj tato, jaką masz teraz pewność, że bym tego nie zrobiła?
Mamo, wszystko w porządku? Masz napij się trochę wody, to ci przejdzie. Tato, nie obrażaj się, tylko otwórz okno!
Tak, czy siak chcę powiedzieć, że nie żałuję niczego w swoim życiu. Jestem spełnioną kobietą i matką. Tak, powiedziałam matką... Tato, czy ty naprawdę uwierzyłeś, że Julka jest córką Pawła? No w sumie Pawła też...
Natarczywe pukanie do drzwi przerwało Alicji w połowie przemówienia. Nim jeszcze echo zdążyło przebrzmieć, do garderoby wsunęła się piegowata twarz jednego z tych typków od montowania scenografii. Alicja nigdy nie mogła zapamiętać jego imienia.
- Alka, dawaj, pora na ciebie! Konfetti w holu samo się nie posprząta!
- Ale ja tu jeszcze nie skończyłam odkurzać! Wiesz, jakie są aktorki... Przyjdzie się przebrać i zacznie grymasić, że pracownicy teatru to skończone lenie.
- No to odkurzaj, a nie grzebiesz po szufladach.
Alicja odłożyła scenariusz i zamyśliła się.
- ... nie żałuję niczego w swoim życiu. Jestem spełnioną kobietą...
- Co tam mruczysz pod nosem? - Piegus chyba nie miał zamiaru iść gdziekolwiek bez Alicji.
- Wiesz co? Mam to gdzieś! Rzucam tą robotę.
Chłopak parsknął pod nosem.
- Dobra, dobra. I gdzie ty bez studiów znajdziesz teraz lepszą fuchę?
Alicja wzruszyła ramionami. Spojrzała kątem oka na scenariusz musicalu, leżący niewinnie na toaletce.
- A bo ja wiem? Może aktorką zostanę?