Sumienie [Akt I; Sceny I,II]

1
Proszę o wybaczenie, jeśli źle zaklasyfikowałem gatunek. Jest to około 1/3 aktu I. Podzieliłem na fragmenty, ażeby weryfikatorzy mieli szansę powiedzieć "było ciężko, ale przebrnąłem".

Zawiera wulgaryzmy.



WWWWWWWWWWWWWWAKT I


Scena I:


WWWZa oknem szumiał cicho wiatr. Błękitny blask księżyca leniwie wkradał się do pokoju oświetlając rozpartego na fotelu mężczyznę. Siedział tak, nieruchomo wpatrując w ciemność przed sobą. Naprzeciw, w podobnej pozie majaczył zarys drugiego mężczyzny, twarz którego skrywał cień.
- Zapewne nie jesteś ciekaw tej historii. Zapewne puścisz ją mimo uszu i odejdzie ona w najdalsze zakamarki twojej ulotnej pamięci szybciej niż zajmie mi sama opowieść. Nie masz jednak wyjścia. Skoro coś się już zaczęło, głupio byłoby to przerwać, prawda?
WWWMetaliczny głos przypominał chrzęst łańcuchów.

WWWWstał. Powolnym krokiem ruszył ku oknu. Przyłożył dłoń do szyby. Metalowe opuszki palców zaskowyczały, gdy w zamyśleniu pogładził szklistą powierzchnię. Księżyc odbijał się w jego szarych, wypranych z życia źrenicach.
- Koniec znasz, początku możesz się domyślać. Tego co pomiędzy dowiesz się ode mnie.


***


WWWPrzyleciałem tu promem z miejsca, które nie chciało mnie znać. Kolejnego, do którego nie będę mógł wrócić. Zostawiłem tam mnóstwo wspomnień, których nie zdążyłem spakować do walizki, jednocześnie zostawiając w duszach kolonistów coś, czego nie miałem zamiaru zabierać – strach, że być może kiedyś powrócę.

WWWSzwankująca od dłuższego czasu dłoń pokierowała moje na wpół organiczne ciało do mechanika. Obejrzałem go dokładnie w czasie, kiedy mnie badał. Wywiązała się między nami rozmowa, która dość szybko zeszła na twój temat. Od razu wiedziałem, że to po ciebie przeznaczenie pokierowało mnie w te strony.
WWWMechanik mówił, że jego ciało jest w pełni naturalne, chciał zrobić na mnie wrażenie. Ale ja słyszałem pustkę bijącą z jego sztucznego, zdegenerowanego od używek serca. Nie mógł wiedzieć, jaki jestem, więc odpuściłem mu, wyrywając tylko trzy palce prawej dłoni. Teraz nie będzie już w stanie okłamywać klientów. Z pewnością nie tak łatwo jak do tej pory.

WWWKiedy wchodziłem do twojego biurowca niebo zmieniało swoją czerwoną szatę na coś przyjemniejszego dla oka. Mówią, że na ziemi wyglądało zupełnie inaczej. Mówią, że patrząc na nie zatapiałeś się w pełni tego niezmierzonego piękna. Tak czyste, nieskalane. Myślę, że znalazłem w życiu odpowiedni substytut tych wrażeń. Jest nim dokładnie to, co widzę teraz w twoich oczach. Płynę wraz z otaczającą cię falą strachu. Nurkuję w tym morzu rozkoszy.

- Standardowa procedura bezpieczeństwa. Proszę się nie przejmować, to potrwa tylko chwilę – barczysty ochroniarz podszedł do mnie z cholernym skanerem. Obiecałem sobie, że jeśli tylko mnie dotknie będzie musiał wyciągać to gówno z własnych jelit.
WWWUratował go krzyk jakiejś dziewczynki.

Kasztanowe włosy opadające na brudną, lepiącą od krwi sukienkę.. Turkusowe oczy pełne przerażenia. Lalka upuszczona na zimną podłogę.

WWWUśmiech wykwitł na moich bladych ustach. Jesteś sobie w stanie wyobrazić piękniejsze wspomnienie? Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził cały hałas. Próbowali rozdzielić matkę od córki. Nie wiem dlaczego, nie z tego powodu tu jestem. Ruszam więc dalej. Słyszę wołanie ochrony, rzucają się w pościg, ale ja znikam.

WWWWidzę więcej niż powinienem, a z każdym krokiem moja motywacja tylko się pogłębia. Przez chłodne kraty szybu wentylacyjnego słyszę ludzi i ich cierpienia. Czuję strach, jego słodki zapach wiszący nad laboratoriami. Oni krzyczą przez ciebie, a to odbiera mi całą przyjemność. Eksperymentów, jakie prowadzisz doktorze, mogę się tylko domyślać. Jestem pewien, że twój fartuch jest ubrudzony na równi z moją kurtką.

WWWNawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie rozwaga, z jaką potraktowałeś pracowników. Powinni wiedzieć gdzie i co rozlokowane jest w tym sporym budynku. Pomóc w tym miały porozwieszane na ścianach plany budynku. Możesz być pewien, że jednej osobie z całą pewnością pomogły. Bez tego, odnalezienie cię w gąszczu nieoznakowanych pomieszczeń mogłoby przysporzyć mi sporego kłopotu. Dziękuję.


***


WWWMężczyzna wciąż stał przy oknie. Westchnął wpatrując wzrok w migoczące syreny policyjnych radiowozów.
- Wszystko jak w zegarku odbywa się w identyczny sposób, raz za razem. Świat to teatrzyk pełen kukiełek sterowanych wolą kogoś innego. Ja zabiłem każdego chcącego mnie kontrolować animatora, a różne mieli oni imiona. Sumienie. Rodzina. Nadzorca kolonii. Na Tessus było fajnie. Tutaj może być tylko lepiej. Dziękuję za miłą rozmowę, doktorze.

WWWDrzwi do pokoju otworzyły się. Fala światła spłynęła odsłaniając wszystko, co wcześniej ukryte było przed ludzkim wzrokiem. Niebieskie Mundury dosłownie wpadły do środka. Nie zobaczyli jednak nic poza ciałem wciąż kierującym swoje martwe spojrzenie w punkt przed sobą.



Scena II:



WWWTego dnia komisarz Tomasz Vuko wyglądał gorzej od trupa, którego dane było mu oglądać na wideo zgranym z prywatnej kamery doktora Striniewa. Przez ostatnich kilka godzin wlał w siebie więcej wspomagającego organizm ścierwa niż w przeciągu ostatniego tygodnia, a nie był to czas wcale łatwy i przyjemny. W kolonii wciąż coś się działo, a miejscowy port wyglądał jak magnes na wszelkiej maści gówno z całego układu planetarnego.

- Na żadnym ujęciu nie widać twarzy? Żadnego prześwitu, lampki migającej na jakimś panelu? Niczego nie zauważyliście, Młody?
WWWAdiutant w milczeniu pokiwał głową w geście zaprzeczenia. Tego wieczora wszyscy mieli już dość.
- Skoro wiedział o kamerze, po jaką cholerę to zrobił. Jego opowieść jest rwana, chaotyczna. Sporo pominął. Że jest kompletnym świrem to oczywiste, ale rozmowa z trupem? Szczerze wątpię. Chciał żebyśmy to zobaczyli, być może chciał też żeby dostało się to do publicznej wiadomości. Nic kurwa z tego – pociągnął kolejny łyk rozgrzewającego wszystkie wnętrzności napoju. – Młody, zabierz to nagranie do dalszej analizy. Jak już skończycie, schować w jak najgłębszym sejfie. Załatw też kontakt do kogoś z lokalnych władz Tessus.
„Młody” nie ruszył z miejsca, czekając w ciszy.
- To wszystko, możesz odejść.


WWWSpojrzał w sufit, w zawieszone tuż nad nim lustro. Lubił tak siedzieć, ciężko oparty o fotel, wpatrując w swoje odbicie. Nie dlatego, że zachwyca go to, co widzi. Kompletnie wygolony facet z kilkudniowym zarostem na niespecjalnie przystojnej twarzy nie był w stanie podobać się nawet samemu sobie. Patrzył w turkusowe źrenice za każdym razem przywołujące nową, żywą falę wspomnień i przemyśleń.
WWWGdy tylko drzwi zamknęły się, komisarz wstał znad biurka z bólem prostując plecy. Dopił ostatni łyk, po czym samemu ruszył ku wyjściu.
- Pora porozmawiać ze świadkiem.


***


- Powtarzam po raz kolejny, że nie przyjrzałem się bliżej jego twarzy. Przelotnie spojrzałem mu w oczy i po tym co poczułem nie miałem ochoty nigdy więcej obrócić w tamtą stronę.

WWWSilne, błękitne światło biło z podświetlanego stołu, przy którym siedzieli. Otoczeni ze wszystkich stron przez lustra, oboje świadomi, że są obserwowani.
- Wnioskuję, że przez swoje tchórzostwo nie podsłuchałeś czy aby z kimś nie rozmawiał.
WWWMężczyzna uśmiechnął się odsłaniając rząd paskudnych, przerdzewiałych w większości zębów.
- Szczęśliwie dla was tchórzostwo w moim przypadku nie koliduje z ciekawością. Swoją drogą, coś bym z chęcią wypił. Standardy zawarte w kodeksie wymagają od was uprzejmości względem przesłuchiwanych.
WWWTom siedział przez chwilę w ciszy, napawając się kwitnącym na twarzy świadka wyrazem niepewności. Leniwym ruchem nacisnął jeden z wielu przycisków rozsianych na panelu przed sobą.
- Przynieście coś do picia. Nasz gość poczuł się spragniony – odsunął palec z czerwonego guzika. – Teraz tylko od twoich odpowiedzi zależy, czy przyniosą coś, po czym poczujesz się lepiej, czy też przez tydzień będziesz zwijać się z bólu.
- Ktoś tu chyba miał ciężki dzień. Nie słyszałem wiele, bo i wiele nie mówił. Nie wiem z kim rozmawiał, ale całość dotyczyła chyba jakiejś kobiety mającej go do kogoś doprowadzić. Drugi facet był dużo bardziej rozmowny, toteż dowiedziałem się na jej temat trochę pikantnych szczegółów, ale raczej nic co by wam pomogło w śledztwie.
- Nazwał ją jakoś? – Zapytał z nieskrywaną nadzieją w głosie.
- Eylem bodajże. Więcej raczej nie pomogę.
WWWVuko skinął głową w stronę luster. Po chwili do pomieszczenia weszło kilka Niebieskich Mundurów. Świadek zagadnął jeszcze, zanim go wyprowadzili.
- Swoją drogą, nie śpieszcie się z przymknięciem tego gościa. Przynajmniej na razie sprząta tylko tych, z którymi sami nie mogliście sobie poradzić. Jedno gówno najlepiej usuwać drugim.
- Moje sumienie nie ma takiej bramki, która przyzwalałaby na bezkarne mordowanie ludzi. Nawet tych podłych. Dobra, zabrać go.
- Chwila, a gdzie mój napój?
WWWVuko uśmiechnął się, odruchowo spoglądając w sufit.
- Wychodzi na to, że nie naprawili jeszcze tego guzika.


***


WWWWyjątkowo silny wiatr szalał pomiędzy stalowymi szkieletami monumentalnych, w większości niedokończonych budynków. Denerwował ludzi pracujących przy wykończeniach na wysokości, bagatela prawie dwóch kilometrów. Utrudniał życie kierowcom próbującym utrzymać pojazdy w określonej pomarańczowymi tunelami światła przestrzeni powietrznej. W całym tym natłoku zajęć nie zapomniał o tym, by targać płaszczem komisarza.
WWWVuko wychodząc z centrum kolonii zmagał się nie tylko z siłami natury, ale i kieszenią własnych spodni, w których wibrował telefon. Jako, że był wyjątkowo niewielki nawet jak na standardy postępującej miniaturyzacji, a kieszeń dosyć spora, miał sporo przestrzeni do szaleństw i denerwowania właściciela. Gdy tylko uporał się z problemem, odebrał połączenie.

- Co jest Młody?
- Mam kontakt do nowego rządcy kolonii na Tessus, tak jak prosiłeś. Niejaki Christopher Andersen, nazwisko przypadkowe. Właśnie w tej chwili przesyłam ci jego pełne dane, co może chwilę potrwać. Nie wyłączaj komórki.
- Następnym razem mógłbyś zapytać o pozwolenie. Mój sprzęt to nie jest coś, na czym mógłbyś przechowywać ewentualne pornole.
- Przerabialiśmy to już Tom. Sprzęt, który trzymasz w dłoni należy do agencji, a gdybym zechciał przetrzymać u ciebie jakieś hologramy, nawet byś o tym nie…

WWWPowietrze zagrzało się nagle. Huk policyjnych syren oszołomił na chwilę komisarza, tuż nad którym po chwili przeleciał stary model przedkolonijnego pulsara ściganego przez dwa radiowozy.
- Halo, jesteś tam jeszcze?
- Kurwa, parę metrów niżej i nie byłbym w stanie na to odpowiedzieć.
- Coś się stało?
- Nic poważnego – Vuko spojrzał na wiszący na nadgarstku zegarek. Nikt już takich nie używał. Ludzie preferowali doskórne implanty, ale on lubił czuć jego ciężar. – Długo jeszcze potrwa transfer? Właśnie wchodzę do dzielnicy turasów. Tutaj wolę nie mieć sprzętu na wierzchu, i bez tego będę miał kilka okazji by zarobić kulkę.
WWWZ odbiornika dobiegł gardłowy, przerywany śmiech.
- Sprawa wyjaśniona. To trwa tak długo, bo sam jesteś cholernie daleko. Co cię pcha na tamten teren? Przecież wiesz, że sporo tamtejszych osób chciałoby kopnąć twoją trumnę.
- Eylem to tureckie imię. Mam nadzieję, że niezbyt popularne.
- Dobra, transfer zakończony. Powodzenia, szczęście z pewnością ci się przyda.

WWWPrzeskok w krajobrazie był nagły jak zastrzyk serwowany pocieszanemu przez matkę dziecku. Olbrzymie wieżowce zastąpione zostały niskimi, ciągnącymi się aż po horyzont brudnymi przybudówkami. Cywilizacja rozwija swoje skrzydła wolniej niż mnożą się ludzie.
WWWPrzed sobą miał spory plac, tętniący barwami tak różnymi, jak różni byli zebrani tu ludzie. Mnóstwo z nich tłoczyło się wokół wielkich słupów reklamowych. Gdzieś dalej miejscowy kaznodzieja wygłaszał oderwane od rzeczywistości przepowiednie patriarchy Nubima. Seksowne hologramy o równie seksownym głosie na każdym kroku informowały gdzie znajdziesz najlepsze jedzenie w całej dzielnicy.

WWWGwar i hałas łączyły się w jedność, tworząc prawdziwą symfonię chaosu.

- Czuję, że jesteś głodny słodziaku! Nie chciałbyś wrzucić na ząb czegoś naprawdę dobrego?
WWWBlady hologram nieprzyzwoicie hojnie obdarzonej kobiety wyrósł przed komisarzem dosłownie spod ziemi. W ostatniej chwili powstrzymał się przed wyciągnięciem broni i strzeleniem w cholerstwo.
- Wyglądasz mi bardziej na reklamę miejscowego burdelu, ale zakładam, że takiej odpowiedzi w algorytmie nie posiadasz.
WWWHologram zawiesił się, zniknął na chwilę, po czym znowu pojawił.
- Czuję, że jesteś głodny słodziaku!
- Tak właśnie myślałem.

WWWRuszył przed siebie przebijając łokciami przez żywą masę, zupełnie jakby brodził w bagnie. Bagnie, które na każdym kroku informuje cię czego potrzebujesz oraz co byłoby w stanie poprawić twoje do tej pory marne życie. Wyszedł na otwartą przestrzeń kierując kroki wzdłuż dużo mniej popularnej uliczki, co też z ulgą w myślach zauważył.

WWWJuż na placu czuł na sobie czyjś ciężki, skupiony wzrok, ale tam wydało mu się to zupełnie naturalne. Teraz, gdy to uczucie nie odpuściło szukał dobrej okazji by niepostrzeżenie się rozejrzeć. Przyklęknął przed jedną z restauracji w celu zawiązania buta. Westchnął przypomniawszy sobie, że klamer nie można zawiązać. Zatęsknił za tenisówkami, które od dawna wyszły z obiegu.

WWWSzybkim ruchem spojrzał przez ramię. Śledziło go dwóch niskich, szerokich w barach goryli. Ich kwadratowa postura dawała jasno do zrozumienia, że dni szkolne przesiedzieli na siłowni, a jednego z nich Vuko rozpoznał natychmiast.


***


WWWWrześniowy poranek. Nowy w zawodzie funkcjonariusz otrzymuje wezwanie do adresu brzmiącego dziwnie znajomo. Dopiero w trakcie lotu radiowozem nad okolicą, w której się wychował zrozumiał, czemu tak było. Niewielki domek z białego drewna otoczony niewielkim, acz wyjątkowo zadbanym ogrodem. Liczne, podobne w swojej prostocie budynki rozrzucone były po okolicy w sposób niedbały, bez większej wizji czy podporządkowania choćby rozkładowi ulic. Sprawiało to złudne wrażenie bogactwa.

WWWPośpiesznie wysunął się naprzód, bez certolenia wyważając drzwi. Stał tam barczysty mężczyzna z bronią w dłoni, z przerażoną miną wpatrujący w trupa u swoich stóp. Vuko natychmiast rzucił się na niego nie wyciągając przy tym spluwy. Okładał mordercę bezwładnymi ciosami, do czasu aż towarzysze nie ściągnęli go z tracącego przytomność…


***


WWW… Wraz z nadarzającą okazją wspomnienie prysło. Skręcił w boczną uliczkę z nadzieją zgubienia napastników. Trafił w ślepy zaułek, zagracony piętrzącymi się w stosach śmieciami, meblami i chmarą kotów spoglądającą z zaciekawieniem.

- No, to teraz sobie pogadamy – stęknął bliznowaty przekraczając róg budynku. – Mnie nikt nie powstrzyma przed zrobieniem z ciebie krwawej papki.
WWWVuko zręcznie wyciągnął zza pasa pistolet, mierząc ostrzegawczo przed siebie.
- Obaj wiemy, że tego nie zrobisz. Trafiłbyś do pierdla na bardzo długo. W najlepszym przypadku czekałaby cię sterta papierkowej roboty z tego wynikająca. Cholerna biurokracja, co Tom? Nie wyglądasz jakbyś miał na sobie mundur służbowy.
- Ale szefie… – zapiszczał niższy.
- Stul dziób i pozwól mi porozmawiać ze starym przyjacielem.

WWWKomisarz szybko rozważył sytuację. Rozmówca zapomniał, że gliną nie przestaje się być ani na chwilę, nawet jeśli leżysz w szlafroku przed własnym telewizorem. Do więzienia z pewnością by go nie posłali, ale chęć zemsty nie jest warta paru tygodni wypełniania papierów. Tym bardziej, że już dawno sobie odpuścił. Na jednej ze stert leżał za to długi, metalowy pręt. Mięśniaki zaczęły zbliżać się wolnymi krokami.
- Co jest, odebrało ci mowę? Korzystaj póki możesz, bo jak już z tobą skończę będziesz mógł z tym mieć problemy. Ja nie poprzestanę na paru pieprzonych bliznach.
WWWWyższy jest tutaj „szefem” więc jak go powalę drugi nie będzie już taki chętny do mordobicia. Będzie jedna szansa, mam nadzieję, że siłownia nie poprawia refleksu – przeleciało komisarzowi przez myśl.

WWWPaskudnie szybkim, nagłym ruchem chwycił za pręt, po czym brutalnie zamachnął. Metal uderzył prosto w twarz drągala na miejscu zwalając go z nóg. Krew pociekła po zmatowiałej powierzchni. Stał teraz patrząc jak drugi napastnik w pośpiechu znika za rogiem.

WWWPodszedł do nieprzytomnego mężczyzny uśmiechając na myśl, że dołożył kolejną bliznę do i tak sporej już kolekcji. Przesuwając bezwładne ciało w kąt, żeby nie znalazł go nikt kto by chciał je okraść do czasu aż oprzytomnieje, usłyszał cichy płacz dobiegający zza jednej ze stert nieprzetworzonej żywności.

WWWSkulona w rogu, na oko ośmioletnia dziewczynka łkała niezgrabnie wtulając głowę w kolana. Podniosła przerażony wzrok gdy podchodził do niej. Nie robiąc gwałtownych ruchów przykucnął obok.
- Co tutaj robisz?
- Pan go zabił! – krągłe policzki zaczerwieniły się z gniewu. Głośno pociągnęła zakatarzonym nosem.
- Że kogo... – spojrzał w kierunku nieprzytomnego mięśniaka. – Nie, nic takiego mu nie zrobiłem. Popatrz jeszcze raz. Widzisz jak ciężko oddycha? Musi śnić o czymś bardzo nieprzyjemnym.
WWWDziewczynka ochłonęła. Wciąż siorbiąc przetarła twarz rękawkiem ciemnogranatowego sweterka.
- Jak masz na imię?
- Demet, proszę pana, ale na podwórku wołają na mnie Sroka.
- Też pięknie – mimo, że zupełnie nie miał nastroju spróbował uśmiechnąć się najcieplej jak potrafił.
- To chyba przez moje włosy, ale ja nie wiem – odwzajemniła się tym samym, ale dziecięcym i zupełnie szczerym.
- Tak więc Demet, co tutaj robisz? Nie wygląda mi to na plac zabaw.
- Bo ja… Bo ja się zgubiłam. Moi rodzice robili zakupy, kiedy ja bawiłam się z jakimś chłopcem. Ale on przeskoczył przez ten murek, a ja nie dałam rady – mówiąc to pokazała sporego siniaka na udzie.
- W takim razie poszukajmy ich razem. Po drodze widziałem restaurację, może się tam zatrzymali.
WWWDelikatnym ruchem ręki wytarł łzy spływające po policzkach dziewczynki, po czym pomógł jej wstać.

WWWZanim wyszli z zaułka przystanął jeszcze na chwilę nad wciąż nieprzytomnym mężczyzną. Wskazał na niego palcem.
- Gdybyś jeszcze kiedyś spotkała tego pana, nie podchodź, albo najlepiej uciekaj. Jest bardzo zły i kradnie dzieciom cukierki.


***


- Tak, jakiś czas temu była u nas jakaś para. Szukali córeczki, opis się zgadza. Zostawili numer, więc zaraz do nich zadzwonię. Zjadłby pan coś w międzyczasie?
- Nie dziękuję. Ale napiłbym się czegoś mocnego, potrzebuję porządnego kopa.
- Rozumiem. Zaraz podam najsilniejszą kawę jaką mamy.

WWWRestauracja była prawie opustoszała. Po tym, co Vuko zobaczył na talerzach nielicznych bywalców, był pewien, że zbyt wiele od życia nie wymagają. Usiadł wygodnie przy jednym ze stolików nie spuszczając przy tym wzroku z dziewczynki. Chłonęła wszystko dookoła w bardzo chaotyczny sposób, wszędzie było jej pełno. Rozmawiała ze wszystkimi napotkanymi osobami bez większych oporów. To bardzo niedobrze – pomyślał.
- Tylko nie odchodź za daleko Demet. Twoi rodzice już niedługo przyjadą.

WWWWyciągnął z kieszeni komórkę odruchowo spoglądając przy tym na zegarek. Czas, zwłaszcza kiedy jest potrzebny, płynie zdecydowanie za szybko. Niebo zmieniało już swoją brudną, czerwoną barwę na błękitny blask bijący z sąsiedniej gwiazdy. W wiadomościach dochodzących z radia buczącego przy barze podają, że jutro świecić ma Mon Siedem, a to oznacza wyjątkowo przyjemne, zielonkawy firmament.

WWWWystukał numer, który przesłał mu Młody. Nie miał czasu ani ochoty na wczytywanie się w resztę danych.
- Słucham – głos był cierpki, ale budzący zaufanie.
- Witam, z tej strony komisarz Tomasz Vuko z kolonii na Prenersie. Mam parę pytań na temat smrodu, który przywiało z waszej placówki.
- Przepraszam, chyba nie do końca wiem o co chodzi.
- Mamy u siebie ptaszka, któremu po przyspieszeniu pańskiej nominacji na nowego rządcę zachciało się zmienić klimat. Potrzebujemy wszelkich informacji, jakie jesteście nam w stanie przeszkadzać.
WWWPrzez dłuższą chwilę na linii zapadła cisza przerywana wyłącznie nerwowym sapaniem.
- Czyli o to chodzi.
- Jeśli nie ma pan odpowiedniej wiedzy, może mnie pan połączyć z kimś bardziej kompetentnym.
- Nie będzie takiej potrzeby, panie Vuko. Tak się składa, że seria przestępstw i ogólny wzrost przestępczości był ważną częścią mojej kampanii wyborczej.

WWWDemet rozmawiała z jakąś starszą panią. Uśmiechnięta od ucha do ucha wsłuchana była w opowieść. Czytając z ruchu warg Tom wywnioskował, że dotyczy jakiegoś wilka. Uśmiechnął się pod nosem. Od zawsze wykazywał niezwykłą podzielność uwagi, a w czasie wieloletniej służby znacznie rozwinął tą przydatną umiejętność.

- Proszę więc opowiedzieć mi o naszym wspólnym znajomym.
- W związku z brakiem jakichkolwiek danych na temat jego przeszłości nazwaliśmy go na potrzeby śledztwa „Cieniem”. Nie mieliśmy w wydziale nazbyt kreatywnych osób – westchnął głośno. - Nie złapaliśmy go na żadnej z naszych kamer, nie zostawiał po sobie śladów, ofiary wydawały się zupełnie przypadkowe.
- Żadnych związków ani poszlak? Pojawił się od tak, znikąd?
- Prawdopodobnie zabił w równej ilości przestępców jak i uczciwych, pełnowartościowych obywateli. Świeć panie nad duszą starego rządcy. Trudno cokolwiek ci doradzić, chociaż wiem w jak trudnej sytuacji jesteś.

WWWKelnerka przyniosła zamówioną kawę stawiając na stoliku przed Tomaszem. Taktownie nie przerwała prowadzonej rozmowy i odeszła. Cholera – pomyślał – obsługę mają naprawdę świetną, tylko kucharza trzeba by wywalić na zbity pysk. Pociągnął mocny łyk z giętkiego, plastikowego kubka. To również był miły akcent z przeszłości.

- To prawdziwy cud, że udało się wam powiązać go z naszą sprawą – kontynuował rządca. - To ogromny krok do przodu.
- Uważamy, że to on sam…
WWWKomisarz poczuł impulsywny, bolesny ścisk żołądka. Dłonie odmówiły mu posłuszeństwa bezwładnie opadając ku ziemi. Czoło sperliło mu się od potu. Chciał krzyczeć, ale nie był w stanie. Mógł poruszać wyłącznie gałkami ocznymi, którymi w pośpiechu lustrował całe otoczenie.

WWWChrzęst łańcuchów.
- Witam szanownego komisarza – metaliczny głos dobiegał go zza pleców. – Nie wysilaj się, to co ci dolałem byłoby zbyt silne nawet dla tego mięśniaka, którego sprałeś w zaułku. Ludzie nie zauważą twojej paniki.

WWWPrzeszedł tuż obok kierując niespieszne kroki ku siedzącej już samotnie dziewczynce. Trzymał dłonie w kieszeniach brunatnej, skórzanej kurtki z kapturem założonym w tej chwili na głowę.
- Ludzie to w większości straszni tchórze, Tomaszu. Wystarczy rzucić im jedno spojrzenie oczu, które widziały zbyt wiele, żeby narobili w spodnie jednocześnie odwracając wzrok. Właśnie tego nie lubię w kamerach. – kolejna osoba przeszła obok zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się dzieje. – Nie boją się. Nie odwrócą natrętnego wzroku nie pozwalając mi robić tego, po co przychodzę.

Podejdź tu ty cholerny skurwielu to wsadzę ci jedną w nich w dupę! – krzyczał w myślach.

- Między innymi dlatego właśnie podoba mi się na Preners. Stopień indoktrynacji ludzi jest tutaj pocieszająco mały.

WWWPrzykucnął przy dziewczynce wciąż nie odwracając głowy. Vuko szarpnął ciałem omal nie spadając z krzesła. W oczach perliły mu się łzy.

- Cześć mała, jak masz na imię?
- Demet, proszę pana – odpowiedziała niewinnym uśmiechem.
Zgrabnym ruchem ukrytej pod rękawiczką dłoni odgarnął zachodzące na jej twarz włosy.
- To naprawdę śliczne imię. Znasz tego pana, który tam siedzi?
- Tak. Pomógł mi, jest bardzo fajny.
- Patrzcie jaka z ciebie miła osóbka. – Podał jej przy tym cukierka, którego chętnie zaczęła rozpakowywać.

Błękitne oczy pełne przerażenia. Lalka upuszczona na zimną podłogę. Krzyki dochodzące zza szklanej ściany.

- Nie lubię, kiedy ktoś próbuje mi przeszkadzać. Jesteś głównym śledczym, więc powiem ci bez ogródek, odpuść sobie – wyciągnął drugą dłoń trzymając w niej pistolet, który spokojnym ruchem przyłożył do skroni wciąż zaabsorbowanej cukierkiem dziewczynki.

WWWVuko szarpał się teraz bezwładnie na krześle. Zamknął oczy, na które naciskała fala niekontrolowanych łez, które poczęły spływać mu po bladych policzkach. Zza zamkniętych powiek, którymi starał się osłonić przed rzeczywistością ponownie dobiegł go metaliczny głos.
- Nie bądź pieprzonym idealistą komisarzu. Daj mi podążać moim przeznaczeniem, albo zginie dużo więcej osób, za które poczujesz się odpowiedzialny. Wiadomość została przekazana.

WWWGdy otworzył piekące oczy nie było go już. Wokół wciąż przemieszczali się ludzie pochłonięci własnymi, codziennymi zajęciami. Demet leżała bezwładnie oparta o krzesło. Kosmki jej włosów nabrały ciemnej barwy, tak samo jak sweterek, który powoli zaczynał nasiąkać.

WWWGryząc własny język ponownie zaatakowała go fala narastającego bólu. Zanim zemdlał poczuł jeszcze smak leniwie spełzającej do gardła krwi.
Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 14:48 przez UnNorm, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Witam

WWWZa oknem szumiał cicho wiatr. Błękitny blask księżyca leniwie wkradał się do pokoju oświetlając rozpartego na fotelu mężczyznę. Siedział tak, nieruchomo wpatrując w ciemność przed sobą. Naprzeciw, w podobnej pozie majaczył zarys drugiego mężczyzny, twarz którego skrywał cień.

Początek wymaga uproszczenia i poprawy. Jakoś też nie potrafię sobie wyobrazić leniwie wkradającego się blasku... Inna sprawa, że blask ten wpatruje się w ciemność (:P). która okazuje się, wcale nie jest ciemnością, bo majaczy w niej zarys (więc to jakiś półmrok raczej) kogoś ukrytego w cieniu półmroku. No.

Metalowe opuszki palców zaskowyczały, gdy w zamyśleniu pogładził szklistą powierzchnię.

Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić metalowe opuszki palców, metalowe palce już nie.

Szwankująca od dłuższego czasu dłoń pokierowała moje na wpół organiczne ciało do mechanika.

Dłoń która kieruje ciałem? Ciekawy pomysł, ale brak przecinka.

Od razu wiedziałem, że to po ciebie przeznaczenie pokierowało mnie w te strony.

Raczej: z twojego powodu. W obecnej formie zdanie nie brzmi zbyt dobrze.

Widzę więcej niż powinienem, a z każdym krokiem moja motywacja tylko się pogłębia.

Motywacja raczej się powiększa, a nie pogłębia. Motywacja to motywacja.

Westchnął wpatrując wzrok w migoczące syreny policyjnych radiowozów.

Albo wbijając (kierując, zatrzymując) wzrok, albo wpatrując się. Nie można wszak wpatrywać wzroku.

- Wszystko jak w zegarku odbywa się w identyczny sposób, raz za razem. Świat to teatrzyk pełen kukiełek sterowanych wolą kogoś innego. Ja zabiłem każdego chcącego mnie kontrolować animatora, a różne mieli oni imiona. Sumienie. Rodzina. Nadzorca kolonii. Na Tessus było fajnie. Tutaj może być tylko lepiej. Dziękuję za miłą rozmowę, doktorze.

Tworzysz dziwnie zawiłe zdania, które ciężko się czyta i które po prostu męczą. Jeśli to dialog, to wynika, że prowadzi go typ z początku sceny, ale jest to napisane tak, że to ten typ który był wcześniej oświetlony, a jest chyba inaczej. Używasz zbyt wielu wyrazów do przekazywania informacji.

Adiutant w milczeniu pokiwał głową w geście zaprzeczenia.

Niepotrzebne określenie, przecież jak się kiwa głową, to normalne, że się nie wydaje przy tym odgłosów, a tym bardziej słów. Uprość.

Lubił tak siedzieć, ciężko oparty o fotel, wpatrując w swoje odbicie.

Wpatrując się. Wcześniej gdzieś też chyba zgubiłeś "się".

WWWMężczyzna uśmiechnął się odsłaniając rząd paskudnych, przerdzewiałych w większości zębów.

Metalowe zęby w świecie przyszłości? Toż już przecież nawet dziś wiadomo, że takie się nie sprawdzają. Ani to funkcjonalne, ani ładne, ani ekonomiczne.

a kieszeń dosyć spora, miał sporo przestrzeni do szaleństw i denerwowania właściciela. Gdy tylko uporał się z problemem, odebrał połączenie.

Powtórzenia. I z jakim to problemem uporał się telefon :P.

Pośpiesznie wysunął się naprzód, bez certolenia wyważając drzwi. Stał tam barczysty mężczyzna z bronią w dłoni, z przerażoną miną wpatrujący w trupa u swoich stóp. Vuko natychmiast rzucił się na niego nie wyciągając przy tym spluwy. Okładał mordercę bezwładnymi ciosami, do czasu aż towarzysze nie ściągnęli go z tracącego przytomność…

Za dużo niedomówień. Co rusz jakieś się pojawia, ciężko się w tekście połapać i odechciewa się czytać. Słowo "certolenie" do zastąpienia czymś lepszym. W sumie to cały akapit na to zasługuje :P.

… Wraz z nadarzającą okazją wspomnienie prysło. Skręcił w boczną uliczkę z nadzieją zgubienia napastników. Trafił w ślepy zaułek, zagracony piętrzącymi się w stosach śmieciami, meblami i chmarą kotów spoglądającą z zaciekawieniem.

Znów brakuje "się" i czemu ci goście określani są mianem napastników, jak tylko sobie idą za bohaterem? Jeszcze nawet nie poprosili o kasę.

WWWPaskudnie szybkim, nagłym ruchem chwycił za pręt, po czym brutalnie zamachnął. Metal uderzył prosto w twarz drągala na miejscu zwalając go z nóg. Krew pociekła po zmatowiałej powierzchni. Stał teraz patrząc jak drugi napastnik w pośpiechu znika za rogiem

Zamachnął się. No i po powierzchni czego pociekła ta krew?

- Gdybyś jeszcze kiedyś spotkała tego pana, nie podchodź, albo najlepiej uciekaj. Jest bardzo zły i kradnie dzieciom cukierki.

O ja cię. Najbardziej zły ze złych.

Usiadł wygodnie przy jednym ze stolików nie spuszczając przy tym wzroku z dziewczynki. Chłonęła wszystko dookoła w bardzo chaotyczny sposób, wszędzie było jej pełno. Rozmawiała ze wszystkimi napotkanymi osobami bez większych oporów. To bardzo niedobrze – pomyślał.

Nienormalna jakaś? Chwilę wcześniej siedzi w zaułku i płacze, że się zgubiła, a teraz łazi i gada z wszystkimi jakby nigdy nic? Zapomniała już, że się zgubiła?

- Mamy u siebie ptaszka, któremu po przyspieszeniu pańskiej nominacji na nowego rządcę zachciało się zmienić klimat. Potrzebujemy wszelkich informacji, jakie jesteście nam w stanie przeszkadzać.

Dziwne, że tak niejasno precyzując myśli, bohater cokolwiek osiąga.

Cóż, doczytałem i mimo ciężkiego jak dla mnie stylu, zakończenie było ok. Ale jak na kolejną historię o superpsychopacie to nic nadzwyczajnego. Dziwi tylko fakt, że komisarz pod koniec zamyka oczy bo wydawał się zaangażowany w sprawę, tutaj zaś porzuca możliwość dostrzeżenia choć odbicia twarzy tajemniczego jegomościa. Zachowuje się raczej jak jakiś przypadkowy zakładnik, a nie jak doświadczony policjant.

Pozdrawiam.

Zatwierdzam weryfikację - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 14:47 przez Namrasit, łącznie zmieniany 1 raz.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

3
Szczerze dziękuję!

Ależ się tych niezręczności nazbierało (zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w tekście zostało ich jeszcze z dwa razy tyle). Bardzo martwi mnie natomiast uwaga dotycząca ciężkiego stylu - to raczej przeciwnik, z którym walka będzie znacznie cięższa, niźli batalia z przecinkami, czy logicznością. Zwłaszcza, że nie wiem od czego zacząć.
O ja cię. Najbardziej zły ze złych.
Jak najbardziej zamierzone :P. Ostatecznie, rozmawia z dzieckiem, prawda?

Nienormalna jakaś? Chwilę wcześniej siedzi w zaułku i płacze, że się zgubiła, a teraz łazi i gada z wszystkimi jakby nigdy nic? Zapomniała już, że się zgubiła?
Strasznie roztrzepana z niej ptaszyna była. Myślę, że nie jest to błąd.
Ale jak na kolejną historię o superpsychopacie to nic nadzwyczajnego.
Akt I służy wyłącznie wprowadzeniu bohaterów. Swoiste budowanie fundamentów pod historię właściwą.

Jeśli chodzi o zamknięcie oczu przez komisarza - gość jest dość wrażliwy jeśli chodzi o dzieci. Nie mógł patrzeć na śmierć takiego podlotka (poniekąd spowodowaną przez niego), zwłaszcza ze świadomością, że nic to nie zmieni. Uwaga wyjątkowo cenna, biorąc pod uwagę przeznaczenie aktu. Będę to musiał przemyśleć.

Jeszcze raz dzięki, za poświęcony czas oraz mnóstwo chęci (i jeszcze więcej cennych uwag).

4
UnNorm pisze:Szczerze dziękuję!
Ależ się tych niezręczności nazbierało (zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w tekście zostało ich jeszcze z dwa razy tyle). Bardzo martwi mnie natomiast uwaga dotycząca ciężkiego stylu - to raczej przeciwnik, z którym walka będzie znacznie cięższa, niźli batalia z przecinkami, czy logicznością. Zwłaszcza, że nie wiem od czego zacząć.
Przeczytaj komuś na głos i niech ci mówi, kiedy czegoś nie rozumie, wyłącza się.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

5
Nie jest to niestety opowiadanie udane, zarówno pod względem konstrukcji, jak i samej fabuły.

Styl wymaga szlifowania, zupełnie nie panujesz nad językiem. Często są zgrzyty, jest dużo dziwnych sformułowań, jak np "Moje sumienie nie ma takiej bramki" - bramki? Coś tu nie gra definitywnie, a przynajmniej dziwnie brzmi.
Opisy są niekiedy zbyt mało szczegółowe, bądź zbyt wymuszone. Przykład tu (wymuszonego, przebrzmiałego opisu):"Vuko wychodząc z centrum kolonii zmagał się nie tylko z siłami natury, ale i kieszenią własnych spodni, w których wibrował telefon." Ten opis ani nie przystaje stylem do reszty opowiadania, ani sam w sobie nie jest jakiś szczególnie ładny.
Dialogi również sprawiają wrażenie sztucznych, brzmią jak pozlepiane urywki z kwestii filmowych, i to tych najbardziej sztampowych.

Jeśli chodzi o historie samą w sobie, to mamy tu komisarza, wyjętego wprost z filmu Noir, takiego raczej standardowego/szablonowego. Jego przeciwnikiem jest jakiś wyrachowany zbój-morderca, który chce nie wiadomo czego, mordować tylko chyba (chociaż pewnie jakąś mroczną agendę by mu się do tego dosztukowało).
Sama konstrukcja fabuły też nie wygląda najlepiej, ot chociażby drugi fragment pierwszej sceny, ten retrospekcyjny - słabo działa jako ekspozycja postaci, a fabuły też zbyt wiele nie wyjasnia ani nie rozwija.

Jednak, jakkolwiek krytyczne mogą się wydać powyższe słowa, zwrócić uwagę należy na fakt, że masz 17 lat. Pisanie to rzecz, która przychodzi w miarę ćwiczenia, ćwicz więc, pisz dużo. Widzę, że wyobraźnię masz całkiem plastyczną - nawet jeśli chodzi tylko o odtworzenie noirowego obrazu detektywa w cyberpunkowym świecie przyszłości, to widać, że masz w głowie jakiś tego obraz, wiesz, jak ma to wyglądać. Teraz musisz jeszcze tylko nabrać wprawy w przekazaniu tego za pomocą słów, wypracować własny styl, a potem nauczyć się składać to wszystko w opowieść.

Zatwierdzam weryfikację - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 14:48 przez Phineas.Xavier, łącznie zmieniany 1 raz.
One day nearer to dying...

6
Dziękuję Xavierze (?).

Część uwag naprawdę mnie zaskoczyła (wciąż jestem w szoku, ponieważ samemu często używam "bramki", zamiast "furtki" i będę musiał chyba złapać na tym kogoś innego).

Do ostatniego akapitu - pozwól, że wypiję gorzką herbatę, bez zbędnego słodzenia :). Wiek nie ma znaczenia.

Jeszcze raz dzięki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”