tolo pisze:Co do Lema - czytałem kiedyś wywiad z Markiem Oramusem, który znał go dość dobrze i w tym wywiadzie powiedział, że ze strony Lema to pewnego rodzaju kokieteria.
No cóż, kwestia komu wierzyć...
Może nie do końca jasno się wyraziłem, ale myślę, że nie wszyscy zrozumieli, o co mi chodzi.
Navajero pisze:Jednak osobiście nie polecałbym całkowitego pójścia na żywioł.
Nie chodziło mi o pójście na żywioł - tak to wychodzą mi tylko fajne (czyt. dziwne) dygresje.
Pisząc o pisaniu bez znajomości zakończenia, nie miałem na myśli nieznajomości niczego

Uważam, że jak się siada i pisze, to trzeba mieć jakiś cel. Trzeba wiedzieć, że siadam i przelewam myśli na kartkę "pocoś".
I teraz jest tak, że rzeczywiście tym celem może być zakończenie, ale twierdzę, że wcale nie musi. I nie jest, tak jak napisał
tolo, sprawą podstawową, która miałaby pokazywać, czy się wie, co się chce napisać.
Powiem nawet więcej, uważam, że może to nawet być łatwiejsze, bo tu wchodzi to:
tolo pisze:myślę, że warto starać się o porządne zakończenie jako nagrodę dla czytelnika za przeczytanie całego tekstu
Uważam, że różne twisty na końcu i tego typu sprawy są po prostu łatwe, to jest łatwy zabieg i da się go zastosować nawet wtedy, kiedy pisze się nie znając zakończenia. Tylko po co? Tylko dlatego że jest efektowny? Jeśli inspirujemy się w pisaniu hamerykańskimi filmami, to ok, ale jeśli nie to niekoniecznie
Myślę, że czytelnik nie powinien tak cierpieć przez cały tekst, żeby na końcu potrzebował nagrody. Właśnie wkradło mi się takie skojarzenie - behawioryzm. Przyzwyczaimy czytelnika do tego, że będzie dostawał tę nagrodę po przeczytaniu naszego opowiadania i ok. Będzie sobie tak czytał i czytał i się nagradzał

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że nikt nie stoi nad nim z batem (może czasami z pejczykiem, ale to inna historia) i nie każe mu czytać całości. Dlatego pozwolę sobie postawić tezę, że po pewnym czasie, co inteligentniejsi czytelnicy przeczytają początek i przeskoczą po nagrodę na koniec
I co wtedy? Żeby się dostosować do potrzeb czytelników, wydawcy będą publikować tylko początek i koniec.
Chociaż to jest pewna myśl, bo wtedy będziemy mieli same szorty, a przez to miejsce dla większej ilości publikacji, a to znaczy więcej miejsca dla debiutantów. To jest myśl! Robimy!

To było dla pokazania, jak można zdryfować
Dziś strasznie dużą wagę przywiązuje się do tych efektownych zakończeń. Niestety, jak dla mnie one bardzo rzadko są efektywne. Ja już widzę po początku, że autor nastawił się na jakieś zakończenie, które ma zaszokować, ale zanim ja doczytam, to sam mam już dziesięć różnych zakończeń w głowie, a później jest zawód, bo autor wybrał najmniej atrakcyjne wg mnie. I, że tak powiem, dupa.
tolo pisze:Jestem jednak zdania, że w przypadku krótkich form znajomość zakończenia pomaga.
I o to mi właśnie chodzi -
pomaga, ale wcale nie musi być rzeczą podstawową. Po prostu w trakcie doskonalenia warsztatu trzeba się nauczyć pisać zakończenia.
Tym bardziej jeśli są to zakończenia otwarte, o których pisałem w temacie nt. konkursu NF.
Zgodzę się z Tobą,
tolo, również, że w pewnym sensie jest tak, że siła zakończenia jakby wzrasta wraz ze spadkiem objętości. (Kurczaczki! Zaraz zacznę wyprowadzać wzór!

W każdym razie, jest to odwrotnie proporcjonalne.) Np. nie czytałem jeszcze szorta, który byłby dobry i nie miał fajnego zakończenia (chociaż to też da się zrobić bez znajomości tego na początku). Natomiast, jak zauważyłeś, w powieści już tak nie jest.
Konkludując, myślę, że da się pisać bez i ze znajomością zakończenia (i sam w zależności od potrzeby staram się stosować oba sposoby), ale najważniejszy jest "pocoś". Posłużę się analogią informatyczną - wg mnie autor musi mieć dane, z których chce coś stworzyć. Mogą to być dane wejściowe albo wyjściowe. A pisanie? To ten algorytm, którym się posługujemy, żeby dojść do drugiego końca.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude