Bez tytułu 1

1
Początek czegoś, mam nadzieję, większego. Weryfka raczej języka i narracji niż tekstu jako tekstu.

Wulgaryzmy, brutalny seks, przemoc, narkotyki i antysemityzm w nadmiarze.

************

WWWOdebrałem ten poranny telefon, zawczasu wiedząc, co usłyszę. Ale nie było raczej sposobu, żeby się na to przygotować, żeby było to mniej szokujące, zwłaszcza, że gdy się tego dowiadywałem, nie wiedziałem jeszcze nawet, kim jest Karol. Dlatego wygrzebując smartfona spomiędzy koców i własnych kończyn, czułem doskonale na skórze, że czeka mnie zaraz coś wyjątkowego, coś, co przeżywa się raz w życiu. I chociaż wiedziałem, co to będzie, to i tak ciężkim szokiem było dla mnie, gdy usłyszałem w słuchawce:
WWW- Karol nie żyje.
WWW- Że co? - Spytałem, przecierając oczy i podnosząc ciało do pozycji półpionowej.
WWW- Karol nie żyje. Powiesił się. Na kablu.
WWW- Co? Zrobiony jesteś?
WWW- Nie jestem. Mówię serio.
WWW- Ale... - zabrakło mi słów. Bo co można powiedzieć przyjacielowi, gdy dzwoni o ósmej nad rano, aby poinformować cię, że wasz inny przyjaciel powiesił się na kablu, nawet, gdy zawczasu się o tym wiedziało?
WWW- No wiem. Wpadnę do ciebie koło dziesiątej. Trzymaj się tymczasem.
WWW- Czekaj! Skąd wiesz?
WWW- Od jego współlokatorki, tej Agaty.
WWW- Dzwoniła do ciebie?
WWW- Pół godziny temu.
WWW- No dobra, do zobaczenia, cześć...
WWW- Hej.
Podniosłem się z łóżka i spojrzałem w ścianę. Nie było w niej nic specjalnie interesującego, ale nie wiedziałem, co jeszcze mógłbym zrobić. Chyba powinienem był się rozpłakać, albo przycisnąć pięści do skroni, albo wadzić się z Bogiem o życie Karola?
WWWZupełnie jeszcze otępiały po nocy, z resztkami kaca gdzieś w zagłębiach czaszki, zwlokłem się z łóżka i popełzłem żałośnie w stronę prysznica, żeby chociaż trochę się otrzeźwić. Gdy stałem pod gorącymi strugami cynkowanej wody, powoli przypominało mi się, że przecież o tym zawczasu wiedziałem. Wiedziałem, że odbiorę ten telefon i wiedziałem, że ktoś mi powie o Karolu. Gdzieś, kiedyś, na zabitej dechami wiosce, mignęło mi, że jakiś Karol właśnie tej nocy się powiesi. Rzecz w tym, że nie znałem wtedy Karola, nie wiedziałem, co będzie wcześniej i nie wiedziałem też, co zdarzy się później, chyba, że dużo, dużo później, ale to już Karola nijak nie dotyczy, bo Karol powiesił się na kablu.
WWWPowoli, bardzo powoli, pomalutku, w tempie matriksowym docierało do mnie, że więcej nie będę się z nim śmiał, ani oglądał dobrych filmów, ani omawiał świetnych lektur, ani pił na umór w pubach. Nigdy nie zobaczę jego skurczu ramion, który ciągle mu się przytrafiał, ani charakterystycznego gestu ciągnięcia się za ucho, ani bujania się na krześle. Nagle uświadomiłem sobie, że w ogóle nie przeczuwałem tego, nic złego się Karolowi nie działo; był młody, inteligentny, na studiach, z fajnymi znajomymi i śliczną dziewczyną u boku, dobrze ubrany, nie taki biedny, może tylko talentu mu brakowało, ale poza tym niczego. Jeszcze kilka dni temu pił z nami, śmiał się, żartował, klął, obmacywał wzrokiem co ładniejsze panny, a tu nagle powiesił się na kablu.
WWWPrzeszedł mnie nagły dreszcz, bo ja też byłem podobny, a to oznaczało, że ja również nazajutrz mogłem się powiesić, może nie na kablu, bo chyba nie miałem takiego mocnego kabla w mieszkaniu, ale jednak. Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się dokładnie, umyłem zęby, wyperfumowałem się i wyszedłem. Ubierając się, podniosłem żaluzje. Był początek marca. Zza szyby uśmiechały się do mnie roztopy, upodabniające miasto do obskurnej, kafelkowanej łazienki w publicznym kiblu, szarej, oplutej brudną wodą i wymiocinami. Westchnąłem.
WWWRozejrzałem się po sprawiającym podobne wrażenie mieszkaniu i uświadomiłem sobie, że nie chcę w nim spędzić ani sekundy więcej, nie wytrzymam w nim ani sekundy więcej, a sprzątał to już z pewnością nie będę, zwłaszcza w takiej chwili, gdy umieram sam po śmierci przyjaciela, przeżywam wzniosłe rzeczy, rozpaczam i wyszarpuję włosy z głowy, targany nieskończoną tęsknotą. Podrapałem się w ramię i zadzwoniłem do Marcina. Zajęte. Najwyraźniej uznał za swój patriotyczny obowiązek poinformować wszystkich naszych znajomych o żałosnej, kablowej śmierci Karola. Odebrał za trzecim razem.
WWW- Słuchaj, nie przychodź do mnie, do Strugi przyjdź.
WWW- No siedzę w Strudze.
WWW- No to super. Ja będę za jakieś dwadzieścia minut.
WWW- Spoko.
WWWWłożyłem buty, zarzuciłem płaszcz, odpaliłem papierosa i wyszedłem, starannie zamykając za sobą, chociaż w mieszkaniu nie było niczego, co byłoby warte kradzieży. Na klatce schodowej spotkałem listonosza, który uśmiechnął się do mnie.
WWW- Polecona dla Pana.
WWW- O... Pan da.
WWW- Tutaj proszę podpisać – mruknął wąsaty pocztowiec, podsuwając mi prawie pod nos podkładkę na dokumenty.
Postawiłem parafkę.
WWW- Coś Pan taki markotny? - Zaśmiał się, podając mi kopertę. - Kacyk?
Przyjaciel mi się powiesił – powiedziałem.
WWW- Aaa... - zmieszał się. - Eee... moje kondolencje. No to do widzenia.
I zniknął, tak samo nagle, jak się pojawił. A ja, ponieważ wypowiedziałem te słowa, nadałem im prawa faktu dokonanego, stało się. Dopiero wtedy Karol naprawdę się powiesił, a na mnie runęła świadomość, że nie będę się z nim śmiał, pił na umór i tak dalej, więc oparłem się o ścianę i zrobiło mi się naprawdę źle.
WWWDwa miesiące wcześniej zostałem na odrapanej nieco klatce schodowej, z wielką urzędową kopertą z godłem Uniwersytetu Jagiellońskiego w ręku, a w Zenicie owijałem szalik dokoła żyrandola i huśtałem się na tym żyrandolu, aż się urwał. Właściciel lokalu patrzył na to z politowaniem, bo była trzecia w nocy, w knajpie poza nami nie było nikogo, a on wiedział, że my zapłacimy, bo zawsze płaciliśmy. Leżałem spokojnie wśród szczątków żyrandola i śmiałem się, usiłując zrozumieć, co się właściwie stało, a równie pijany Karol dopadł do mnie i rżąc falsetem, którego tak nienawidziłem, tańczy dokoła mnie jakiś przedziwny pląsaniec, popychany przez Norbida. A po tygodniu przedstawia mi Magdę, swoją uroczą Magdę, którą całuje w rączkę, jakbyśmy byli w przedwojennej Warszawie, a potem całuje w usta, ale już tak, jak całuje się kobiety we współczesnym Krakowie. Cieszę się, chociaż też trochę zazdroszczę. Nawet mówię mu to później, a on mnie klepie po ramieniu, falseci – i mówi, że ja też znajdę tę jedyną.
WWWPoczułem iskierki pod powiekami, ale nie chciałem, chociaż siedział gdzieś w pobliżu Aleksander II, Aleksander-skurwysyn, który szeptał: „Płacz, płacz, powiesz potem, że płakałeś po przyjacielu, to zrobi wrażenie”. Ale nie chciałem. Pociągnąłem tylko nosem, schowałem kopertę do kieszeni i wyszedłem na ulicę, zapalając kolejnego papierosa, bo poprzedni zgasł mi w ręku.
WWWA na ulicy było zdumiewająco mało ludzi. Najwyraźniej pochowali się, smutni po śmierci Karola. Ale sama alejka była wąska, klaustrofobiczna. Kamienice pochylały się nade mną ponuro, zawiesiście, ociekając niestopionymi soplami i brudną deszczówką, obsypując mnie resztkami śniegu. Oczywiście nie wziąłem parasola, więc papierosa zmoczyła mi ogromna kropla, spadająca z odrapanego gzymsu. Nie poddałem się i odpaliłem kolejnego.
WWWKarol nie żył. Dziwne, ale dopiero wtedy pomyślałem o Magdzie, o biednej, słodkiej Magdzie, która nie wiem, gdzie teraz się pocznie na świecie, bo to Karol był jej całym światem. Magdzie, która niecałe dwa miesiące temu, wśród romantycznego śnieżku nad Wisłą ośmieliła się w końcu, zaczerwieniona od zimna i wstydu wyszeptać te dwa natchnione słowa, które tak straszliwie wieją tandetą, jeśli zostaną źle użyte. Magdzie, której w czasie tego szeptania natchnionego drżały dłonie, bo tak strasznie się bała, że adresat szeptu się zaśmieje i sobie pójdzie, albo rzuci jakimś niedbałym tekstem o wiecznej przyjaźni.
WWWAle nie, bo drżące dłonie trafiły do ciepłych, urękawiczonych w skórę, większych dłoni i usta posiniałe od zimna napotkały inne, a ona musiała być niesamowicie, aż do obrzydliwej zawiści z mojej strony musiała być szczęśliwa, gdy czuła te wargi na swoich, a na głowę jej padał romantyczny śnieżek. I co ona zrobi, kiedy przyjdzie jej dłonie nadal drżące włożyć między nogi, wcisnąć się w czarną sukienkę na znak żałoby, samej robić sobie herbatę i grzać się nią też samej? A jak ona nam się też powiesi? To już by było przegięcie.
WWWRobiło się ciaśniej, bo wkroczyłem między dwa równoległe warkocze samochodów, ustawione po obydwu stronach Brackiej i zaczynałem mieć już dość tej ciasnoty, ale na szczęście czekał już na mnie rynek, wielki, płaski i pusty o tej porze w niedzielę. Przeciąłem go w poprzek i wszedłem do Strugi, od pierwszego momentu wiedząc, gdzie będzie siedział Marcin, czyli przy stoliku obok lewego okna.
WWWSiedział. Smutny. Kiwnąłem głową najpierw jemu, a potem barmanowi, do którego podszedłem zdejmując płaszcz, żeby powiedzieć mu:
WWW- Z rumem. Dzisiaj z rumem.
WWW- Słyszałem... Przykro mi.
WWW- Daj spokój.
Odwiesiłem okrycie na wieszak i przysiadłem się do Marcina, podając mu rękę. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Trzy miesiące wcześniej Marcin szarpał mnie za włosy, bo mu przerwałem jego dziesięciominutowy monolog o wojskach pancernych. Sam chciałem wygłosić monolog o kawalerii. Zaczęliśmy się prać, ku uciesze wszystkich dokoła, głównie dziewczyn, a teraz siedzieliśmy w Strudze i nie wiedzieliśmy, co do siebie mówić.
WWWCiszę przerwało cappuccino z rumem, które Rudy postawił na stoliku przede mną, a ja musiałem siłą rzeczy odpowiedzieć: „dzięki” i tym samym przegrałem, bo to proste „dzięki” zabrzmiało bardzo źle i musiałem kontynuować wypowiedź, żeby wybrnąć jakoś z klasą z tego mruknięcia.
WWW- Magda już wie? - Spytałem.
WWW- Wie. Płacze.
WWW- Jakoś się nie dziwię...
WWW- Yhm.
Spełniłem swój obowiązek, powiedziałem coś, teraz była jego kolej, piłka odbita. Czekałem dobre kilka minut, ale się nie doczekałem, więc otworzyłem usta, oczywiście w idealnie tym samym momencie, co on i zaczęliśmy mówić jednocześnie:
WWW- Myślisz, że...
WWW- Zastanawiam się..
Przerwaliśmy. W powietrzu zawrzało. Znów, znowu to samo, znowu mówimy jednocześnie i prawdopodobnie chcieliśmy powiedzieć te same słowa, tylko inaczej ujęte, w innym szyku co najwyżej. Teraz żaden z nas nie mógł się już odezwać, bo w chwili, w której by się na to zdecydował, ten drugi zdecydowałby się również i sytuacja by się powtórzyła. A była niezręczna i irytująca, denerwująca nas jak nic innego na świecie. Milczeliśmy, czekając na kogoś, kto przerwie kretyński impas.
WWWTym kimś okazała się tym razem Basia, której imię wyświetliło się obok zielonej słuchawki w moim telefonie. Odebrałem.
Ostatnio zmieniony sob 12 kwie 2014, 13:45 przez Sepryot, łącznie zmieniany 2 razy.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

2
No, no. Chyba właśnie złapałem doła. To oczywiście świadczy doskonale o Twojej nawijce.
Jednym tchem. Po prostu. Nie mam się do czego przyczepić. Narracja na plus, językowo w klimacie. Jeśli kolejne części będą na takim poziomie to naprawdę, ustawię się w kolejce po autograf.
"Lotność umysłu i umiejętność prowadzenia wdzięcznej rozmowy są albo darem naturalnym, albo owocem edukacji rozpoczętej w kołysce"
Balzac

"Szczyt niesprawiedliwości to: uchodzić za sprawiedliwego nie będąc nim."
Platon

3
Seprioth pisze:Odebrałem ten poranny telefon, zawczasu wiedząc, co usłyszę.
zawczasu - to nie to słowo. W tym kontekście brzmi jak z tłumacza-gogla, bo przyjrzyj się dokonanej formie czasownika.
Seprioth pisze:Ale nie było raczej sposobu, żeby się na to przygotować, żeby było to mniej szokujące, zwłaszcza, że gdy się tego dowiadywałem, nie wiedziałem jeszcze nawet, kim jest Karol.
tu nie rozumiem. Od tego momentu przeczytałam jeszcze raz, a nawet dwa całość. I nadal nie rozumiem.
To znaczy - wiem, o co Ci chodzi, ale w tym otwarciu narracyjnym nie rozumiem, mam dziurę.
Ja bym przemyślała ten poziom świadomości narratora (narracji), na którym porozumiewa się z odbiorcą, a nie opowiada w czasie linearnym. Kiedy dotyka "czasu kosmicznego" gubisz odbiorcę, zostawiasz na pastwę niestarannej opowieści
Seprioth pisze: Że co? - Spytałem, przecierając oczy i podnosząc ciało do pozycji półpionowej.
tu nagromadzenie imiesłowów mnie uraziło, a do tego opis wstawania jest z innej bajki.
W ogóle cały ten dialog bym przepatrzyła pod kątem "o co chodzi"? - co wniósł w opowieść?
Bo mam wrażenie, że przegadałeś - ten dialog i w ogóle całość.
Twój narrator nie jest dramatyczny, tylko gadatliwy.

....

Muszę przerwać. Spróbuję wrócić do opka.

[ Dodano: Czw 11 Kwi, 2013 ]
aha w tym zdaniu z "zawczasem" - popatrz sobie na aspekty czasowników. Coda się w ogóle dzieją.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Natasza pisze:tu nie rozumiem. Od tego momentu przeczytałam jeszcze raz, a nawet dwa całość. I nadal nie rozumiem.
To znaczy - wiem, o co Ci chodzi, ale w tym otwarciu narracyjnym nie rozumiem, mam dziurę.
Ja bym przemyślała ten poziom świadomości narratora (narracji), na którym porozumiewa się z odbiorcą, a nie opowiada w czasie linearnym. Kiedy dotyka "czasu kosmicznego" gubisz odbiorcę, zostawiasz na pastwę niestarannej opowieści
Kurczę, przyznam się, że ja dla odmiany nie rozumiem Twoich zastrzeżeń. :( Mogłabyś jakoś inaczej, tak na chłopskie?
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

5
No to wracam:
Seprioth pisze:Podniosłem się z łóżka i spojrzałem w ścianę 1. Nie było w niej nic specjalnie interesującego, ale nie wiedziałem, co jeszcze mógłbymzrobić. 2 Chyba powinienem był się rozpłakać, albo przycisnąć pięści do skroni, albo wadzić się z Bogiem o życie Karola?
WWWZupełnie jeszcze otępiały po nocy, z resztkami kaca gdzieś w zagłębiach czaszki, zwlokłem się z łóżka i popełzłem żałośnie 3 w stronę prysznica, żeby chociaż trochę się otrzeźwić.
To łóżko zaczyna grać jakąś doniosłą rolę - jakby stało się sceną. Nie że tak nie może być... ale musi być "po coś".
1. spojrzałem w ścianę - to błąd frazeologiczny (w tym kontekście)
2. zrobić... z rzeczy "zrobić" na razie podniósł się. Albo bez jeszcze albo niedokonany. Albo w ogóle przyjrzyj się całej myśli - jest czytelna, ale stylistycznie dla mnie "niemrawa"
3. nadmiar (to ta gadatliwość) - wlókł się, pełzł żałośnie, był otępiały. Rozumiem, że ma kaca i że działa pod wpływem szoku - ale wydaje mi się, że tu jest fałsz narracyjny

[ Dodano: Czw 11 Kwi, 2013 ]
Seprioth pisze:Mogłabyś jakoś inaczej, tak na chłopskie?
a bo ja wiem? ja mam babskie :)

chodzi o to, że rozumiem, o co Ci chodzi, ale według mnie zagmatwałeś to na poziomie opowieści i jest jak w dymie
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

6
Natasza pisze:chodzi o to, że rozumiem, o co Ci chodzi, ale według mnie zagmatwałeś to na poziomie opowieści i jest jak w dymie
Tylko dlaczego zagmatwałem? Bo jak się w jednej scenie miesza przestrzeń z czasem i to w dodatku w czasie przeszłym:

"Dwa miesiące temu zostałem na klatce [...] a w Zenicie owijałem żyrandol", czy z późniejszego, niewrzuconego fragmentu: "I na Mikołajskiej siedziałem naprzeciwko Karola w październiku i słyszałem", albo z wcześniejszego też niewrzuconego: "Wyszedłem na planty [...] drzewa były moje, tak jak drzewa na Polach Elizejskich, po których się właśnie przechadzam, do ślicznej rudowłosej panny mówiąc trzy lata później o konstrukcji wieży Eiffla [...]",

to wiadomo, że musi się pogmatwać, że to zatrzyma czytelnika w miejscu i zburzy płynność narracji, bo zaburzenie czasu i przestrzeni samo w swojej istocie burzy tę płynność. Ale mi jest to koniecznie potrzebne, być musimusimusi inaczej mogę tekst wywalić zanim go na dobre zacząłem.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

7
Tak jak robi Seprioth (z czasem w narracji), tak robił William Faulkner, tylko, że ta metoda u Sepriotha jest jeszcze w początkowej fazie rozwoju.

[ Dodano: Czw 11 Kwi, 2013 ]
I John Irving.
Obrazek

8
Polish - ja nie twierdzę, że tak nie ma być, nie może. Tylko że to wymaga - i się tu zgadzamy - cholernej uwagi, żeby nie stracić kontroli poziomów czasu i przestrzeni.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
polish pisze:proza Sepriotha już dorównała prozie Faulknera.
a ja do tego próbuję pomóc na tyle, na ile wystarcza mi umiejętności.

Faulkner - jest bardzo dobry, dla mnie za trudny w odbiorze.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

11
Sep pisze:więc papierosa zmoczyła mi ogromna kropla, spadająca z odrapanego gzymsu.
Wyjątkowy niefart. Fajki mają to do siebie, że raczej nie gasną w deszczu, chyba że zmokną naprawdę solidnie, ale żeby tak pojedyncza kropla... Jakiś złośliwy chochlik musiał pokierować jej lotem.
Sep pisze:A jak ona nam się też powiesi? To już by było przegięcie.
To zdanie bym wywalił i zostawił niedopowiedzenie. Subiektywna opinia. "Przegięcie" burzy mi nastrój niepewności.
Sep pisze:odszedłem zdejmując płaszcz, żeby powiedzieć mu:
Zbędny zaimek.

Zauważyłem też miejscami dużo zaimków zwrotnych. Do dzisiaj to pewnie uległo poprawie.

No i to, co mnie ugryzło najbardziej:
Sep pisze:Ale nie było raczej sposobu, żeby się na to przygotować, żeby było to mniej szokujące, zwłaszcza, że gdy się tego dowiadywałem, nie wiedziałem jeszcze nawet, kim jest Karol.
Nie bardzo to rozumiem. W jakim sensie "nie wiedział jeszcze, kim jest Karol"? Nie znał człowieka (z tekstu wynika, że nie o to chodzi) czy nie wiedział, jaki on jest naprawdę? Tu mi się wkradł jakiś chaos.

A tak to jest w porządku. Dobre pisanie, jak zawsze. Bóg mi świadkiem, że chciałbym się do czegoś przypieprzyć, ale nie bardzo jest do czego.
Z dialogów bije dziwna naturalność. Niemalże słyszę tę rozmowę. To jest w Twoim pisaniu charakterystyczne - naturalność. Dobrze robisz bohaterów.

Powodzenia w dalszej pracy życzę.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

12
Narracja lekka. Dialogi napisanie sugestywnie i czytelnie, ale w jednym miejscu miałem problem:
Odebrał za trzecim razem.

- Słuchaj, nie przychodź do mnie, do Strugi przyjdź.

- No siedzę w Strudze.

- No to super. Ja będę za jakieś dwadzieścia minut.
Jeden odebrał a drugi mówi. Zgubiłem się


Ponury nastrój odany nieźle... potraktuj to Sep jako coś pośredniego pomiędzy włażeniem w dupę, a chęcią umotywowania Autora do dalszej pracy. Taki świstek nie zasługuje na dodatkowe cztery słowa.

Początek czegoś, mam nadzieję, większego.
Minął rok. Czy nadzieja po raz kolejny okazała się matką głupich? :)


Bardzo, bardzo chętnie przeczytałbym ten tekst... ale tylko wtedy, kiedy napiszesz go do końca.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”