391

Latest post of the previous page:

Na chomiku leży bardzo ładna kopia mojego DWS. Nawet pochwaliłam :>

Self-publishing od A do Z jest niedobry z powodów, które zostały wymienione przez Ignite.
Trzeba znaleźć miejsce, w którym trzeba było przejść przez jakieś sito (które nie brzmi "zapłać, a wydamy") i gdzie oferują redakcję. Na papierowe wydawnictwa w tej chwili posucha.
Więc może będę niekumatym, złym przedszkolakiem, ale jednak spróbuję zrobić co mogę z tym, co mam.
http://notkostrony.blogspot.com/
O nauce, literaturze i innych rzeczach niezbędnych do życia.

392
Leniwa pisze: Bibliotek nie stać na kupno książek elektronicznych. E-booki są zbyt drogie.
dziękujemy kochanej władzuchnie za 23% vat z koniecznością zapłacenia go od ilości zafakturowanych nawet w razie nieotrzymania pieniędzy...

393
O ile się orientuję, to tu możemy podziękować Unii Europejskiej, która traktuje e-book nie jako towar, a usługę opodatkowaną 23% VAT-u. Nie zmienia to faktu, że jest to chore.

394
e, nasi ile razy chcą nam dowalić to się zasłaniają. do 89-tego tłumaczyli że ruscy kazali, teraz tłumaczą że UE kazało i że "tak jest w całej Europie"

ue z tego co wiem wymaga vat-tu nie niższego niż 15% wiec 23% to pomysł naszych oprafcuf.

Zmieńmy temat bo moderatorom żyłka pęknie... ;)

395
Śledzę ten temat od dawna i choć zdania są podzielone, to chciałbym na tym etapie się poradzić. Wiele się dowiedziałem o self-publishing i o wydawnictwach klasycznych i mam dylemat, czy jedno czy drugie.

Oczywiście dla debiutanta, który pomimo, że piszę, także pracuję i jest w stanie sam sobie pokryć pewne koszty związane z wydaniem książki.

Jeśli self-publisking to np.RW2010 czy inna strona. I tutaj kolega robi okładkę za sześciopak, za około 1000 zł zostanie zrobiona korekta z redakcją moich 200 stron wypocin. Po czym wrzucam do sieci. Zbiór opowiadań z jednym głównym bohaterem. Później pisanie i odkładanie kolejnego tysiaka na następną korektę z redakcją i wrzucamy kolejną książkę około 200 stron zbiór opowiadań.
Oczywiście mam materiału na te dwie książki, ale bez porządnej redakcji i korekty. I tak w kółko, aż za 5 lat na stronie będzie moich 10 książek, które będą jakoś się tam sprzedawać. Jeśli będą dobre lub nie, ale będą. I tak pomału za własne koszta powolutku wypuszczać kolejnego ebooka na rynek.

Czy jednak wybrać inną drogę, tą trudniejsza i bardziej dołującą. Czyli jak Andrzej tutaj radził pisać do szuflady i poprawiać, dawać znajomym i może poszukać płatnej korekty i redakcji opowiadań, bo koszt 50 stron, będzie dużo mniejszy i jakoś to z budżetem domowym pójdzie w parze. Zebrać kilka dobrych opowiadań i spróbować w czasopismach czy może konkursach, by się pokazać. I tak może ze trzy lata, jak napiszę się trzy zbiory opowiadań i może dwie książki i wtedy wysyłać. I czekać aż ktoś może się odezwie, by za dwa kolejne lata to wydać. Lub może jakimś cudem odwróci się polityką i zniosą Vat na książki i kryzys minie i ...

Tak więc jestem ciekawa jak wy to widzicie. Czy budować najpierw karierę powoli ale z jakimś rezultatem na ebookach, a nóż może trzecia lub czwarta książka będzie wydana na papierze.
Bo możliwe jest by wydawnictwo do ciebie zapukało, zamiast samemu walić do każdych ich drzwi?
Lub może jednak tradycyjnie (z próbą wybicia się, a i tak bez gwarancji na sukces) sposób.

396
hongi, selfpublishing debiutanckiego ebooka to nie jest dobry pomysł, sprzedasz kilkanaście egzemplarzy i odechce Ci się publikowania kolejnych książek...

Zdecydowanie próbuj z opowiadaniami w konkursach i w czasopismach sieciowych. A do wydawnictw zawsze można spróbować uderzyć - ale nie ze zbiorem opowiadań, tylko z pojedynczą, samodzielną powieścią, wtedy są chyba największe szanse. Nawet teraz, podczas kryzysu, ludzie debiutują powieściami (np. "Śmierciowisko" Anny Głomb).

I doczytaj dokładniej, co oferuje RW2010, bo oferuje nie tylko selfpublishing (i tam można uderzyć także ze zbiorem opowiadań). Przy odrobinie szczęścia płatna redakcja może nie byłaby konieczna... (Choć nie wiem, jak piszesz - jeśli tak, że bez redakcji i korekty tekst nie nadaje się do niczego, to wydawanie gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób staje się problematyczne).

Edit: Aha - selfpublishing to NIE JEST sposób na wyrobienie nazwiska. Nazwisko można wyrobić przez konkursy, przez opowiadania w pismach, ew. aktywność publicystyczną lub nawet pisanie poczytnego bloga (zależy od środowiska).
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

397
Drobne wyjaśnienie w sprawie cen ebooków i Vat-u na nie...

Bo trochę się zrobiło zamieszania.

A zatem - po pierwsze. Ebooki są zdecydowanie tańsze niż książka papierowa, ale tylko przy założeniu, że... książki papierowej nie będzie ;-) Innymi słowy - jeśli mamy wersję na papierze i wydaną przez tego samego Wydawcę wersję elektroniczną, to nie należy się spodziewać znaczącej różnicy w cenie. I nie ma się tu co na Wydawców oburzać - oni po prostu nie mają interesu, aby zainwestować w proces produkcji papierowej książki a potem wypuścić wersję elektroniczną pięć razy tańszą i poprzez efekt kanibalizmu marki nie sprzedać papierowej wersji w ilości opłacalnej.

Po drugie - VAT na ebooki w wysokość 23% obowiązuje wtedy i tylko wtedy, gdy ebook jest sprzedawany jako USŁUGA, a więc jako plik do ściągnięcia ze strony www. Jeśli natomiast takiego ebooka wyprodukować na płycie CD i sprzedać z nośnikiem - wtedy VAT wyniesie 5%, czyli tyle ile na książkę zwykłą.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

398
Znalazłam jeden przykład autorki, która za własne pieniądze wydała swoją książkę (wydawnictwa jej nie chciały) i osiągnęła ogromny sukces.
To Colleen Houck i jej "Klątwa Tygrysa". Czyli da się ;)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

399
maciejslu pisze: Ebooki są zdecydowanie tańsze niż książka papierowa, ale tylko przy założeniu, że... książki papierowej nie będzie ;-)
to da się zrobić - trzeba napuścić europejskie eko-naziolstwo na wydawców "papierowych". ;)

[ Dodano: Pon 22 Kwi, 2013 ]
Magic pisze:Znalazłam jeden przykład autorki, która za własne pieniądze wydała swoją książkę (wydawnictwa jej nie chciały) i osiągnęła ogromny sukces.
To Colleen Houck i jej "Klątwa Tygrysa". Czyli da się ;)
cool. Ale to za granicą. A u nas?

400
maciejslu pisze: Po drugie - VAT na ebooki w wysokość 23% obowiązuje wtedy i tylko wtedy, gdy ebook jest sprzedawany jako USŁUGA, a więc jako plik do ściągnięcia ze strony www. Jeśli natomiast takiego ebooka wyprodukować na płycie CD i sprzedać z nośnikiem - wtedy VAT wyniesie 5%, czyli tyle ile na książkę zwykłą.
Maciej, ale w praktyce wydawanie na płytkach chyba jest bez sensu, prawda? Nie kojarzę, żeby ktoś praktykował taką dystrybucję. VAT może i mniejszy, ale dochodzą nowe koszty - tłoczenie tych płytek, nadruki na nich, okładki, pudełka no i wysyłka do klienta. To miałoby sens? (pytam, bo jestem ciekaw, czy faktycznie dałoby się na tym oszczędzić).
Andrzej Pilipiuk pisze:cool. Ale to za granicą. A u nas?
No mnie się wydaje, że za jakieś 5-10 lat książka w takiej formie będzie miała jakąś zauważalną sprzedaż... Chociaż kto wie, urządzenia nadające się do odgrywania roli czytnika rozprzestrzeniają się w takim tempie, że może nastąpi jakiś boom na literaturę w formie cyfrowej.

Zacznijmy od tego, że rząd przyciska do muru oba typy wydawnictw :)

402
Czyli jednak nadal pisać. Odkładać do szuflady zapisane kartki i czekać. Wybrać kilka w miarę dobrych opowiadań (według mnie) i je poprawiać do znudzenia. Lub dać komuś konkretnemu do redakcji. I wtedy wysyłać i próbować szczęścia.

I zabrać się za coś konkretniejszego i napisać 300 stronicową książkę, by w momencie, gdy zadebiutuje się kilkoma opowiadaniami, móc uderzyć do jakiegoś wydawcy. Czekać 5 lat, jeśli to wypali i coś się ukarze to super, nie ma się co dołować. Jeśli nie, to dać sobie spokój i zacząć zbierać znaczki.

Ignite, dzięki za radę wiem przynajmniej, jak zaplanować kilka kolejnych lat. Zamiast wskakiwać od razu do basenu pełnego rekinów , tak by mnie pożarły, lepiej powolutku, cichcem wejść niepostrzeżenie i uczyć się od nich i zdobywać mały kącik nikomu nie potrzebnego skrawka basenu. Lub zacząć jak wszyscy od brodzika, gdzie małe rekiny dostają niezłe manto i wycisk, od wydawnictw, redaktorów i wielu innych, co może je złamać lub wręcz przeciwnie, umocnić. A gdy będą już stare i zmęczone, przejąć ich teren. Hehe. Sorry poniosło mnie.

Dzięki za radę.

403
hongi, z ust mi to wyjąłeś ;) doskonała interpretacja :)
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

404
Seprioth pisze:
SkySlayer pisze:może nastąpi jakiś boom na literaturę w formie cyfrowej.
Najpierw musiałby nastąpić boom na literaturę w ogóle.
Przecież był... Przez ponad 10 lat fantastyka była rynkiem wschodzącym.
Od rewolucji w 2001 roku do wejścia vatu i początku kryzysu.

Przed 2001 był Sapkowski z nakładami podobno rzędu 50 tyś egz. ("Narerturm") i w zasadzie nic więcej - nakład 2000 szt. był "znaczący".

Podejdę do półki z polskimi.

Pilipiuk - 26 książek (ale to wariat, nie liczy się)

J.Grzedowicz - 7
A.Ziemiański - 9
J.Piekara - 11
J.Ćwiek - 10
j.Komuda 16
ł.Orbitowski 7
D.Domagalski 6
M.L.Kossakowska 12
R.Dębski 6
E.Dębski 13

i przepraszam kilkoro pominiętych. Albo inaczej. Chwilunia... 264 książki wydane po 2001 roku. 20 rocznie tylko z tych które mam na regale. A nie mam wszystkich.

Uhenmesud - jak mawiali starożytni Egipcjanie. Był boom. Wielki boom na polską literaturę fantastyczną.

405
Przeraża mnie to, że podałeś Andrzeju boom na fantastykę, którą spowodowała Fabryka Słów. Większość oczywiście polskiej fantastyki, której my Polacy, za dużo po komunie, niestety nie mieliśmy. Ja osobiście bardzo późno spotkałem się z fantastyką polską, a to przez to, że bardzo późno zacząłem czytać:)
Pytanie mam tylko gdzie wtedy byli inni wydawcy?

Żal mi, że nie ma teraz w Polsce jeszcze z pięciu takich gigantów, może wtedy mielibyśmy większe szanse i łatwiejszy start.

Poza tym selfpublishing nie jest taki zły (przynajmniej tak mi się wydaje), tylko trzeba mieć trochę odłożonej kasy lub znajomych redaktorów albo dziewczynę znającą słownik ortograficzny na pamięć. Przydały by się też kontakty w internecie, by ktoś to nagłośnił i napisał jaką taką recenzje. Wydaje mi się, że jednak można zrobić na tym karierę. W Ameryce się udaję, to czemu nie ma się udać w Polsce. Oczywiście w skali nautalne niechęci Polaków do wszystkiego.

Jedynym minusem są niestety ciągle duże wydawnictwa, które za bardzo nie obniżają ceny ebooków, tak by nie spowodować spadku sprzedaży książki papierowej. O czym wcześniej wspominał Maciejslu.

406
hongi pisze:Przeraża mnie to, że podałeś Andrzeju boom na fantastykę, którą spowodowała Fabryka Słów. .
wydaje mi się że proces był bardziej złożony.

tzn. przed 2001 rokiem polską fantastykę wydawały:
-Supernova (płacili marnie, nakłady niewielkie, ale mieli Sapkowskiego)
-Prószyński (niewiele wydali, był to zupełny margines ich działaności)
-Scutum - publikowali niewiele i niechętnie ale np wydawał u nich Lewandowski.
-3.49 - mieli fajne pomysły ale szybko padli
-Alfa - też wydali tylko kilka pozycji.
-Zysk i ska - kilka pozycji.

Reszta wydawnictw fantastycznych koncentrowała się na zagranicznych hiciorach i hiciorach-inaczej-byle-zagranicznych.

Tymczasem rynek był potencjalnie bardzo głęboki - kilkadziesiąt tyś luda czytało "Nową Fantastykę", kilkanaście - "Fenixa". Czytelnicy Harrego Pottera dorastali, widzowie ekranizacji Tolkiena też zapewne mieli ochotę coś poczytać...

Wystarczyło że ktoś popukał palcem i próchno się wysypało. Miejsce na rynku prasy po upadku Fenixa zajęło "Science Fiction". Na bazie pisma R.Szmit rozkręcił własne wydawnictwo (nie udało się go rozwinąć). Równocześnie ruszyły "Fabryka Słów" i "Runa". Przez pierwsze dwa lata wydawały w zasadzie wyłącznie to co polscy pisarze mieli pochomikowane w szufladach.

Fabryka uderzyła pierwsza i zgarnęła większą stajnię autorów. Runa szybko została nieco w tyle - ale u zarania naszej rewolucji zasługi obu oficyn są porównywalne.

.


Większość oczywiście polskiej fantastyki, której my Polacy, za dużo po komunie, niestety nie mieliśmy. Ja osobiście bardzo późno spotkałem się z fantastyką polską, a to przez to, że bardzo późno zacząłem czytać:).
Mieliśmy sporo fantastki za komuny i w przyzwoitych nakładach. tzw "seria z glizdą" KAW. co do jakości - hm... bywało lepiej i gorzej. Byli i pisarze i ok 150 tyś czytelników.

Lata 90-te to potworna posucha.

.

Pytanie mam tylko gdzie wtedy byli inni wydawcy? .
zajmowali się alkoholizmem (tzn. jeden).
nie wiem. nie było.

ci którzy byli mieli polską fantastykę i jej autorów gdzie słoneczko nie dochodzi.

.
Żal mi, że nie ma teraz w Polsce jeszcze z pięciu takich gigantów, może wtedy mielibyśmy większe szanse i łatwiejszy start. .
ech.

[ Dodano: Wto 23 Kwi, 2013 ]
hongi pisze: trzeba mieć trochę odłożonej kasy lub znajomych redaktorów albo dziewczynę znającą słownik ortograficzny na pamięć..
khm...
1) nie utożsamiaj redakcji z korektą.
2) znajomość ortografii na poziomie słownikowym może nie wystarczyć...

np. odwieczny dylemat: stróżka dymu versus strużka dymu ;)

.
W Ameryce się udaję, to czemu nie ma się udać w Polsce..
1) amerykanie zarabiają 5-7 razy lepiej niż my przy cenach książek powiedzmy o 1/2-2 razy wyższych.

2) w USA nie ma takich kreatur jak polscy urzędnicy, ani takich debilnych przepisów, a kolesie którzy u nas rządzą krajem tam co najwyżej mogliby okradać sklepiki.

.
Oczywiście w skali nautalne niechęci Polaków do wszystkiego..
tia... niestety żyjemy w kraju gdzie 90% 18-latków nie ma wyuczonego ŻADNEGO zawodu...

.
Jedynym minusem są niestety ciągle duże wydawnictwa, które za bardzo nie obniżają ceny ebooków, tak by nie spowodować spadku sprzedaży książki papierowej. O czym wcześniej wspominał Maciejslu.
może to być jeden powodów - nasza łódka bardzo przechyliła się na bok i solidnie nabrała wody. Wywrotka nie jest wykluczona...

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”