106

Latest post of the previous page:

lberg pisze:T
I teraz pytanie do profesjonalistów: ile w tym prawdy?Czy faktycznie te 12% to dużo przy założeniu, że wszelkie koszty wydawnictwo bierze na siebie?
ano niestety to prawda

12% okładkowej - to raczej górna granica stawki. 10% to już baaaardzo przyzwoita stawka!

[ Dodano: Sob 23 Lut, 2013 ]
Obieżyświat pisze:Są tacy, co sprzedają po pół miliona?
1-2 może się trafi.
Jak patrzę na ranking najlepiej zarabiających polskich pisarzy, to zastanawiam się, czy czasem jaj sobie nie robią :D
prawdopodobnie przede wszystkim to szacunki - bo

a) nikt się nie chwali ile naprawdę zarabia.
b) wysokość nakładów to szacunki - w dodatku niektóre wydawnictwa puszczają ordynarne ploty o dziesiątkach tyś. nakładu by podkręcić sprzedaż domniemanych bestselerów
c) do szacunków wysokości nakłady trzeba dodać szacunki wielkości stawek - bo zazwyczaj nikt nie powie ile ma od egzemplarza.
W pierwszej dziesiątce sami reporterzy i literatura... kobieca
reporterów

a) pokazuje telewizja (darmowa reklama)
b) promują ich gazety (darmowa reklama)

np.

Gdyby Wojciechowska, Cejrowski i Pawlikowska pisali tyko książki podróżnicze to cieniutko by zaśpiewali.

[ Dodano: Sob 23 Lut, 2013 ]
lberg pisze:Witam serdecznie,
Na początku chciałbym napisać, że ten topic powinien być obowiązkowy dla początkujących osób, które mają w planach napisanie i wydanie książki.Można dowiedzieć się wielu rzeczy.
jak podjedziesz trochę do góry znajdzie topic "zanim postawisz pytanie" - który założyłem w naiwnej nadziei że każdy wchodzący sobie go przeczyta i nie będzie potrzeby co parę miesięcy wałkować na nowo tych samych tematów.
Nie sądziłem, że znalezienie odpowiedniego wydawcy to taki problem.
Jak z każdą robotą. Jest naprawdę niewiele uczelni gdzie pracodawcy biją się o absolwentów.

Tu potencjalnemu pracodawcy nie możesz nawet pokazać dyplomu. Przynosisz produkt swojej głowy i rąk. W dodatku wchodzisz z ulicy.

Porównywalnie - przychodzisz do firmy budowlanej znajdujesz dział kadr i mówisz:

-Dzień dobry, bo ja chciałbym budować domy. I ile mogę u was zarobić?
-Jest pan inżynierem?
-Nie.
-Poproszę dyplom ukończenia technikum budowlanego.
-Ale ja kończyłem inną szkołę...
-Dyplom ukończenia zasadniczej budowlanej poproszę.
-Nie mam...
-A może kurs murarza dla bezrobotnych finansowany przez urząd pracy?
-Eee... Po co te formalności, po prostu chcę zostać murarzem jak wujek.
-Wujkowi na budowie pomagał?
-Drugie śniadanie mu przynosiłem.
-Trzymał w życiu kielnię w ręce?
-Nie, ale mam szerokie podstawy teoretyczne! Czytałem o trójkach Complaka i album o budowie Nowej Huty. Ja naprawdę chcę budować domy!
-Tu jest pryzma cegieł, proszę na sucho bez zaprawy pokazać jak się robi przewiązanie muru. ...uuuuu... tragedia. Następny!

Rozumiesz? Przychodzisz z ulicy. Bez dyplomu. Bez znajomości. Może czytałeś poradniki dla pisarzy (większość g... warta). Przynosisz maszynopis.

Jeśli nie miał go w ręce żaden zawodowiec inny pisarz, redaktor etc. to na 99% będzie to pod względem językowym straszna kaszana.

Podwójnie przegrana pozycja. Chyba że w tekście będzie coś co sprawi że potencjalny wydawca uzna że to perspektywiczne i warto kogoś oddelegować do pracy z autorem.
Zresztą z tego co się doczytałem to można wywnioskować, że znalezienie wydawcy to dopiero początek drogi.
Pierwsze pięć lat to początek drogi.
A potem - jak Bóg da...
(ateiści i na to nie mogą liczyć ;)
A czy ktoś mógłby napisać jakie koszty w sensie finansowym trzeba ponieść do momentu wydania książki?
zasadniczo kilka zeszytów w kratkę i długopis albo dwa.
10 zł na początek powinno wystarczyć. Tzn ja od tego zaczynałem w 1986-tym.
inna sprawa że komputery widziało się przez szybę w Pewexie i raczej nie nadawały się by na nich pisać. (nie wyświetlały też gołych babek ani filmów).

Żeby to co naiszesz w zeszycie gdzieś zanieść potrzebujesz dostęp do najprostrzego kompa z edytorem tekstu. jak nie możesz dobrać się na parę godzin dziennie do kompa rodziców/rodzeństwa/wujka/sąsiada to niezły używany pecet w lombardzie ok 300 zł.

*

współfinansowanie wydania książki to absolutna ostateczność.
ja zdecydowałem się na te drogę raz - teraz - wydaję pierwszą książkę na Ukrainie - a ponieważ wydawca uznał to za kompletne szaleństwo pokrywam połowę kosztów druku.

Dlaczego szaleństwo?

a) na Ukrainie nie wydaje się fantastyki po ukraińsku. Tzn. kilka lat temu wydano pierwszą i tak kapie 2-3 rocznie. Diaczenkowie i Łukanienko piszą i publikują jak M.Gogol - po rosyjsku. Tam trwa ustawiczna walka by na Ukrainie ukazało się więcej książek po ukraińsku niż po rosyjsku.

b) na Ukrainie nie wydaje się tłumaczeń z polskiego. Zwłaszcza nie wydaje się tłumaczeń beletrystyki. Autorów polskich bestselerów Ukraińcy znają ...z tłumaczeń na rosyjski.

c) jest kryzys więc polscy autorzy nie połaszą się na ukraińskie stawki w rodzaju 2 hrywny od sprzedanego egzemplarza.

Zdecydowali się na współpracę z 4 powodów.

1) mój znajomy bardzo prosił i przekonał.

2) jestem w Polsce autorem bestselerów i mam 26 publikacji w dorobku - jeśli rynek jakimś cuudem załapie to jest do wydania kilka- kilkanącie książek. Jest też szansa że mam tam kilkuset - może nawet kilka tyś czytelników wśród ludzi którzy studiowali w Polsce albo którzy czytają po polsku (to na zachoniej Ukrainie nadal należy do inteligenckiego etosu - znać polski)

3) Są dużym wydawnictwem więc mogą zaryzykować te kilkadziesiąt tyś hrywni nawet w bardzo ryzykowny projekt. Venture kapital... Jeśli wypali to się szampana napijemy. Krymskiego nie żadne sowietskoje igristoje. Jak nie wypali to ryzyko dzielimy po połam wtpa nie wykończy ani ich ani mnie, ani tłumacza który dostał grosze ale ma zaklepany udział w ewentualnych zyskach.

4) są patriotami, od lat wydają konsekwentnie po ukraińsku. Od lat jak mogą wspierają czytelnictwo w tym języku. Od lat walczą z neorusyfikacją Ukrainy i jej kultury. Więc szczerze uchecowała ich myśl że jakiś proklatyj lach ale z ukraińctiw za pochożdzeniam chce coś wydać nie po rosyjsku ale w języku przodków.

Ale decyduję się na współfinansowanie na zasadzie: to jest bardziej przygoda niż inwestycja. Nie stawiam wszystkiego na jedną kartę - mam uciułane na ten projekt trochę pieniędzy. Tyle mogę zaryzykować. Może nawet okaże się że nie zaryzykowałem ale zainwestowałem.

I też jestem patriotą. Z racji mieszanego pochodzenia nawet podwójnym. Dla Ukrainy ważny jest rozwój języka. Żeby ludzie czytali literaturę. Niekoniecznie szalenie ambitną ale po swojemu. W dobrym tłumaczeniu.

Dla Polski jest ważne by przez najbliższe dwa pokolenia (zanim Ruskie wymrą) od Rosji oddzielała nas jak najszersza i jak najmocnijsza strefa budorowa. Elementem układanki geopolitycznej jest by Ukraina jak najmocniej i jak najdłużej opierała się rusyfikacji i jednocześnie by przeorientować ją kulturowo - jeśli ma absorbować elementy kultury obcej (proces naturalny) to lepiej by brała od nas niż ze wschodu.

Licze ze pierwszą ksiązką zarobią na wydanie kolejnej. Zyski? Możkie kiedyś. Na razie jestem na samym początku drogi. Stawaim pierwsze małe kroki. Pierwszy już zrobiony. W kwietniu będzie książka. Jak wydamy kilka moich może uda się wcisnąć kolejnemu autorowi. Pewnie też będzie trzeba zaryzykować. Ale będzie już pewnie kilka groszy wygospodarowanych. I tak krok po kroku. Struktura cegiełka po cegielce.

Daję sobie dekadę. Przypomnijcie się w 2023-cim to opowiem co mi z tego wyszło.

[ Dodano: Sob 23 Lut, 2013 ]
lberg pisze:Witam serdecznie,
Na początku chciałbym napisać, że ten topic powinien być obowiązkowy dla początkujących osób, które mają w planach napisanie i wydanie książki.Można dowiedzieć się wielu rzeczy.
jak podjedziesz trochę do góry znajdzie topic "zanim postawisz pytanie" - który założyłem w naiwnej nadziei że każdy wchodzący sobie go przeczyta i nie będzie potrzeby co parę miesięcy wałkować na nowo tych samych tematów.
Nie sądziłem, że znalezienie odpowiedniego wydawcy to taki problem.
Jak z każdą robotą. Jest naprawdę niewiele uczelni gdzie pracodawcy biją się o absolwentów.

Tu potencjalnemu pracodawcy nie możesz nawet pokazać dyplomu. Przynosisz produkt swojej głowy i rąk. W dodatku wchodzisz z ulicy.

Porównywalnie - przychodzisz do firmy budowlanej znajdujesz dział kadr i mówisz:

-Dzień dobry, bo ja chciałbym budować domy. I ile mogę u was zarobić?
-Jest pan inżynierem?
-Nie.
-Poproszę dyplom ukończenia technikum budowlanego.
-Ale ja kończyłem inną szkołę...
-Dyplom ukończenia zasadniczej budowlanej poproszę.
-Nie mam...
-A może kurs murarza dla bezrobotnych finansowany przez urząd pracy?
-Eee... Po co te formalności, po prostu chcę zostać murarzem jak wujek.
-Wujkowi na budowie pomagał?
-Drugie śniadanie mu przynosiłem.
-Trzymał w życiu kielnię w ręce?
-Nie, ale mam szerokie podstawy teoretyczne! Czytałem o trójkach Complaka i album o budowie Nowej Huty. Ja naprawdę chcę budować domy!
-Tu jest pryzma cegieł, proszę na sucho bez zaprawy pokazać jak się robi przewiązanie muru. ...uuuuu... tragedia. Następny!

Rozumiesz? Przychodzisz z ulicy. Bez dyplomu. Bez znajomości. Może czytałeś poradniki dla pisarzy (większość g... warta). Przynosisz maszynopis.

Jeśli nie miał go w ręce żaden zawodowiec inny pisarz, redaktor etc. to na 99% będzie to pod względem językowym straszna kaszana.

Podwójnie przegrana pozycja. Chyba że w tekście będzie coś co sprawi że potencjalny wydawca uzna że to perspektywiczne i warto kogoś oddelegować do pracy z autorem.
Zresztą z tego co się doczytałem to można wywnioskować, że znalezienie wydawcy to dopiero początek drogi.
Pierwsze pięć lat to początek drogi.
A potem - jak Bóg da...
(ateiści i na to nie mogą liczyć ;)
A czy ktoś mógłby napisać jakie koszty w sensie finansowym trzeba ponieść do momentu wydania książki?
zasadniczo kilka zeszytów w kratkę i długopis albo dwa.
10 zł na początek powinno wystarczyć. Tzn ja od tego zaczynałem w 1986-tym.
inna sprawa że komputery widziało się przez szybę w Pewexie i raczej nie nadawały się by na nich pisać. (nie wyświetlały też gołych babek ani filmów).

Żeby to co naiszesz w zeszycie gdzieś zanieść potrzebujesz dostęp do najprostrzego kompa z edytorem tekstu. jak nie możesz dobrać się na parę godzin dziennie do kompa rodziców/rodzeństwa/wujka/sąsiada to niezły używany pecet w lombardzie ok 300 zł.

*

współfinansowanie wydania książki to absolutna ostateczność.
ja zdecydowałem się na te drogę raz - teraz - wydaję pierwszą książkę na Ukrainie - a ponieważ wydawca uznał to za kompletne szaleństwo pokrywam połowę kosztów druku.

Dlaczego szaleństwo?

a) na Ukrainie nie wydaje się fantastyki po ukraińsku. Tzn. kilka lat temu wydano pierwszą i tak kapie 2-3 rocznie. Diaczenkowie i Łukanienko piszą i publikują jak M.Gogol - po rosyjsku. Tam trwa ustawiczna walka by na Ukrainie ukazało się więcej książek po ukraińsku niż po rosyjsku.

b) na Ukrainie nie wydaje się tłumaczeń z polskiego. Zwłaszcza nie wydaje się tłumaczeń beletrystyki. Autorów polskich bestselerów Ukraińcy znają ...z tłumaczeń na rosyjski.

c) jest kryzys więc polscy autorzy nie połaszą się na ukraińskie stawki w rodzaju 2 hrywny od sprzedanego egzemplarza.

Zdecydowali się na współpracę z 4 powodów.

1) mój znajomy bardzo prosił i przekonał.

2) jestem w Polsce autorem bestselerów i mam 26 publikacji w dorobku - jeśli rynek jakimś cuudem załapie to jest do wydania kilka- kilkanącie książek. Jest też szansa że mam tam kilkuset - może nawet kilka tyś czytelników wśród ludzi którzy studiowali w Polsce albo którzy czytają po polsku (to na zachoniej Ukrainie nadal należy do inteligenckiego etosu - znać polski)

3) Są dużym wydawnictwem więc mogą zaryzykować te kilkadziesiąt tyś hrywni nawet w bardzo ryzykowny projekt. Venture kapital... Jeśli wypali to się szampana napijemy. Krymskiego nie żadne sowietskoje igristoje. Jak nie wypali to ryzyko dzielimy po połam wtpa nie wykończy ani ich ani mnie, ani tłumacza który dostał grosze ale ma zaklepany udział w ewentualnych zyskach.

4) są patriotami, od lat wydają konsekwentnie po ukraińsku. Od lat jak mogą wspierają czytelnictwo w tym języku. Od lat walczą z neorusyfikacją Ukrainy i jej kultury. Więc szczerze uchecowała ich myśl że jakiś proklatyj lach ale z ukraińctiw za pochożdzeniam chce coś wydać nie po rosyjsku ale w języku przodków.

Ale decyduję się na współfinansowanie na zasadzie: to jest bardziej przygoda niż inwestycja. Nie stawiam wszystkiego na jedną kartę - mam uciułane na ten projekt trochę pieniędzy. Tyle mogę zaryzykować. Może nawet okaże się że nie zaryzykowałem ale zainwestowałem.

I też jestem patriotą. Z racji mieszanego pochodzenia nawet podwójnym. Dla Ukrainy ważny jest rozwój języka. Żeby ludzie czytali literaturę. Niekoniecznie szalenie ambitną ale po swojemu. W dobrym tłumaczeniu.

Dla Polski jest ważne by przez najbliższe dwa pokolenia (zanim Ruskie wymrą) od Rosji oddzielała nas jak najszersza i jak najmocnijsza strefa budorowa. Elementem układanki geopolitycznej jest by Ukraina jak najmocniej i jak najdłużej opierała się rusyfikacji i jednocześnie by przeorientować ją kulturowo - jeśli ma absorbować elementy kultury obcej (proces naturalny) to lepiej by brała od nas niż ze wschodu.

Licze ze pierwszą ksiązką zarobią na wydanie kolejnej. Zyski? Możkie kiedyś. Na razie jestem na samym początku drogi. Stawaim pierwsze małe kroki. Pierwszy już zrobiony. W kwietniu będzie książka. Jak wydamy kilka moich może uda się wcisnąć kolejnemu autorowi. Pewnie też będzie trzeba zaryzykować. Ale będzie już pewnie kilka groszy wygospodarowanych. I tak krok po kroku. Struktura cegiełka po cegielce.

Daję sobie dekadę. Przypomnijcie się w 2023-cim to opowiem co mi z tego wyszło.

107
Panie Andrzeju bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.Nie spodziewałem się, aż takiego odezwu na mój post dotyczący tego co o rynku wydawniczym sądzi Krzysztof Stanowski. Proszę mi wierzyć, że temat, który Pan założył troszkę wyżej przeczytałem od dechy do dechy :) dlatego wyżej napisałem, że te forum jest bardzo pomocne i można dowiedzieć się wielu rzeczy.
Uświadomiłem moją żonę, że książkę którą teraz pisze to jest dopiero początek jej drogi, że czeką ją bardzo ciężka praca, że jej głowa to główne narzędzie pracy, żeby nie nastawiała się na to, że ktoś z wydawnictwa w ciągu 2-4 miesięcy (albo i dłużej) przeczyta jej wypociny, że może dojść do sytuacji, że nikt nie będzie chciał wydać jej książki i przy okazji powie w żywe oczy, że napisała strasznego bubla.
Na szczęście ma tego świadomość ale jest bardzo zmotywowana i ma w sobie dużo zapału. Po prostu lubi pisać i sprawa jej to przyjemność.

108
Powiem tak - jak się napisze może się wyda.
Jak sie nie napisze to na pewno się nie wyda...*

Walczcie ;)


________________________________________________________
*Oczywiście przodująca radziecka nauka rozwiązała ten problem. Tow. Breżniew wydał swoją książkę której nie tylko nie napisał ale podobno nawet nie przeczytał ;) a towarzysz Żukow choć od dawna nie żyje regularnie publikuje swoje wspomnienia o wojnie - co więcej aktualizując je do obecnie obowiązującego trendu politycznego. Ale jak nie mieszkanie w ZSRR to się sami męczcie ;)

110
Najpierw "uderzyłam" do znaczącego ;) wydawnictwa z rodzinnego miasta ;), które przyjmowało fragment, liczący maksymalnie trzydzieści stron. Polecam wszystkim - wspaniale traktują autorów. Co lepsze, ja "niecierpiwiec" zrobiłam to będąc w połowie drogi. Odpowiedź miałam otrzymać bodaj po upływie trzech miesięcy, więc szacowałam, że zdążę skończyć. Zadzwoniono do mnie po dwóch tygodniach z prośbą o przesłanie reszty tekstu. Zgodzili się trochę poczekać. To "trochę" trwało miesiąc. W tym czasie byłam mile napastowana mailami i telefonami. Każdemu piszącemu tego życzę :). Ostatecznie podziękowali. Rzekomo nie mogli opublikować ze względu na plan wydawniczy. Jestem w stanie w to uwierzyć. Powieść podobno miała świetne recenzje (żadnej niestety nie widziałam), ale zachęcali, żebym zgłosiła się z początkiem przyszłego roku. Zaczęłam wysyłać dalej. Łącznie przedstawiłam materiał w dziesięciu wydawnictwach w moim mniemaniu najbardziej liczących się na rynku. Takie z niemieckim kapitałem wysłało negatywną odpowiedź po trzech wygodniach. W ciągu półtora miesiąca trzy kolejne wydawnictwa poinformowały mnie, że powieść została przekazana do ostatecznej weryfikacji, do recenzji itp. Łącznie udało mi się pozostawać w ciągłym kontakcie z czterema wydawnictwami. Propozycję wydania otrzymałam po półtora miesiąca. Skorzystałam, nie czekałam aż jeden z dyrektorów wyleczy się z zapalenia płuc, by podjąć ostateczną decyzję, bo zaproponowano mi bardzo korzystny termin przedsięwzięcia. Umowę podpisałam dwa tygodnie później - z początkiem czerwca. Miałam dokonać korekty autorskiej na początek i rozbudować jedną z postaci. Redakcja łącznie trwała jakieś trzy, cztery tygodnie i już wiem, że to był za krótki czas, biorąc pod uwagę, że książka miała ponad dwadzieścia arkuszy i nie za bardzo było, co wycinać. Z redaktorem mieliśmy się o to postarać, ale możliwości dużych nie było. Ostatecznie tylko kilka sequeli trafiło do kosza, a jedynie oczyszczałyśmy tekst. Najdłużej chyba trwały dyskusje dotyczące tytułu. Okładka była gotowa na miesiąc przed wydaniem. Książka ukazała się po czterech miesiącach od momentu podpisania umowy.

112
Natalia Szczepkowska pisze:
Baśka Sęk pisze:Najpierw "uderzyłam" do znaczącego ;) wydawnictwa z rodzinnego miasta ;), które przyjmowało fragment, liczący maksymalnie trzydzieści stron. Polecam wszystkim - wspaniale traktują autorów.
Czyli do jakiego? Jest w Krakowie kilka wydawnictw.

Chyba chodzi o wydawnictwo Replika. Basia wydała u nich powieść "Dlaczego ona?". Oto jedna z recenzji tej książki:
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/38 ... wielokatny

114
Natalia Szczepkowska pisze:
Alicja Minicka pisze:Chyba chodzi o wydawnictwo Replika.
Replika jest z Poznania. Poza tym Baśka pisała, że pierwsze wydawnictwo, do którego uderzyła, odrzuciło ją, ale poleca ze względu na traktowanie autorów.
Dlatego napisałam "Chyba". Faktem jest, że Basia wydała w Replice. Moje wydawnictwo jest z Gdańska. Dopiero na spotkaniu autorskim dowiedziałam się, że ma oddział poznański. Więc może się nie mylę?

116
Jak widać, różnie to bywa i chyba nie ma co próbować wyciągać jakiejś średniej... Do jednych odezwą się szybko, do innych po długim czasie, do jednych kilka, do innych tylko to jedno jedyne wydawnictwo... Nie ważne jaka była droga, ważne żeby się udało:)

[ Dodano: Czw 28 Lut, 2013 ]
O jejku, przeczytałam z ciekawości fragment "Dlaczego ona" dostępny gdzieś w necie i przyznam, że mnie zdołował, bo jestem zadbaną żoną pracującego męża siedzącą w domu z dzieckiem, czy mam się bać?;) Książka może i wciągająca, bo chce się wiedzieć co będzie dalej, ale strasznie depresyjna!

[ Dodano: Sob 02 Mar, 2013 ]
Muszę jeszcze coś dodać... Mimo, że książka Basi, jak pisałam, zrobiła na mnie bardzo depresyjne wrażenie, to cały czas o niej myślę, zastanawiam się jak się dalej toczy akcja i niestety będę ją musiała jednak całą przeczytać;) Także gratuluję autorce, bo to naprawdę niezwykłe, że powieść która jest zupełnie nie w moim stylu, temat wręcz dla mnie odstręczający, to jednak tak mnie przyciągnęła, że wracam do niej myślami i nie daje mi spokoju. To prawdziwy talent pisarski i miarketingowy:)

117
Witam, ja wysyłałem do kilku wydawnictw swoje teksty, i żadnej odpowiedzi nie dostałem. Raz się odezwali do mnie ze złotych myśli, proponując mi wydanie e booka z tekstami z mojego starego, onetowego bloga. Nie zgodziłem się, i myślę że była to chyba jednak zła decyzja. Później zapłaciłem i sam wydałem książkę - trzy miesiące minęły od przelewu do pojawienia się jej w empiku. Sam wybrałem okładkę, książka jest moją własnością, hulaj dusza piekła nie ma - żadnego użerania się z kimś, kto chce coś zmieniać. Problemem są oczywiście pieniądze, ale co tu ukrywać, dało to wiele satysfakcji i przyjemności, a także wolności twórczej. Myślę że na dzisiejszy dzień, przebić się z książką mogą nieliczni i najlepsi, coraz mniej ludzi czyta. A szkoda :)

Pozdrawiam.
Jestem obrzydliwie bogaty duchowo.
www.samczeruno.pl
www.ecoego.pl
www.braciasamcy.pl

118
Nie nazwałabym pracy z wydawcą "użeraniem się z kimś, kto chce coś zmieniać". Ja jestem bardzo wdzięczna mojemu za zasugerowane zmiany, bo dzięki jego uwagom moja powieść stała się dużo lepsza. Jednak debiutant nie ma tego "otrzaskania" pisarskiego, a wydawca wie na co zwrócić uwagę.

119
Szalony Szczur pisze:Nie nazwałabym pracy z wydawcą "użeraniem się z kimś, kto chce coś zmieniać". Ja jestem bardzo wdzięczna mojemu za zasugerowane zmiany, bo dzięki jego uwagom moja powieść stała się dużo lepsza. Jednak debiutant nie ma tego "otrzaskania" pisarskiego, a wydawca wie na co zwrócić uwagę.
Pani może nie, ale inni już tak. Jak rozumiem, wydawca którego Pani chwali i ma taką wiedzę, zrobił z Pani książkę bestseller? czy jednak nie? pozdrawiam mocno.
Jestem obrzydliwie bogaty duchowo.
www.samczeruno.pl
www.ecoego.pl
www.braciasamcy.pl

120
kawiator:

Pomijając dyskusyjność oceny pracy redaktorskiej - wypadałoby się przywitać w odpowiednim wątku.

Pozdrawiam,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”