17
Humanozerca pisze:A gdzie ja ją krytykuję? Przecież powiedziałem, że to osobny temat.
Odniosłeś się do wypowiedzi Grimzona, a później pisałeś, że mało kto spełnia ten warunek, a na koniec dałeś jakiegoś strasznego suchara o filozofach (a mówi Ci to król sucharów :P). Poza tym, wszystko było w jednym akapicie, czyli dajesz czytającemu komunikat, że jest powiązane.
Humanozerca pisze:"Filozofia nauki" jest od niedawna jedynym pismem z zakresu nauk filozoficznych, które znajduje się na liście. Być może z innymi działkami polskiej nauki dzieje się lepiej, ale ja nic o tym nie wiem.
Akurat "Filozofia nauki" najmniej mnie interesuje. Od dawna są polskie czasopisma na liście filadelfijskiej. Dlatego właśnie polecałem zorientować się przed wypowiedzią. Wg mnie, to powinna być jedna z podstawowych cnot dobrego naukowca. Dla ułatwienia podaję na szybko (1,69s) znaleziony spis polskich czasopism na liście:
http://www2.bg.am.poznan.pl/czasopisma/ ... pol&lt=_pl
Humanozerca pisze:"Filozofia nauki" nie publikuje prac studenckich, czy doktoranckich.
To że odrzucają prace tylko dlatego że są studenckie lub doktoranckie to chyba tylko świadczy o piśmie. Oczywiście świadczy źle, a nie będę przecież filozofów nauki uczył jak do nauki powinno się podchodzić, bo to chyba byłby absurd :P
Humanozerca pisze:A jak chcesz publikować w zagranicznym piśmie i na dobrym poziomie, to musisz być na prawdę biegły z języka obcego.
To smutne. Smutne, że to napisałeś, bo w dzisiejszych czasach językiem nauki jest angielski. W nauce potrzebny jest taki język, którym wszyscy będą mogli się posługiwać i porozumiewać. To gwarantuje szybki przesył informacji i postęp. Nie trzeba już czekać, żeby ktoś przywiózł czasopismo, później tłumaczyć i dopiero zabierać się za swoje badania, tylko wchodzi w net i masz. Świat nauki w zasięgu ręki, jeśli wie się gdzie szukać wiadomości i jak weryfikować doniesienia.
W dzisiejszym czasie znajomość angielskiego to podstawa. A na konferencjach jak opowiadać ludziom z zagranicy? Też po polsku?
Jeśli ktoś publikuje po polsku, to musi być świadomy, ze jest to tylko na nasze poletko. Jeśli ktoś ma dobrą pracę, to zazwyczaj patrzy na IF i nawet w polskich czasopismach stara się publikować w angielsku. A zapewniam Cię, że jest mnóstwo naukowców w Polsce, którzy publikują dużo prac.
Jeżeli ktoś ma problem z językiem, to zazwyczaj robi się prace w zespole i może sobie coś pomóc. Są również biura tłumaczeń, które mają specjalne działy zajmujące się tłumaczeniem artykułów naukowych.

A na koniec - jeśli ktoś nie zna angielskiego, to w jaki sposób zdobywa w dzisiejszym czasie wiedzę na poziomie pozwalającym mu pisać i publikować swoje artykuły?
Z książek? Bo jeśli tak, to powinien się poważnie zastanowić. Książki wychodzą z ogromnym opóźnieniem i korzystają z tych artykułów, które w nauce były ważne kilka lat temu, zostały potwierdzone, sprawdzone i zjechane od każdej możliwej strony, że zostaje już tylko napisać o nich w książce :P
A w tym czasie wszyscy są krok dalej. I pracują nad czymś nowszym. Takie są realia pracy w nauce. Tzn. to wszystko piszę w oparciu o moją wiedzę i moje opinie. I nie wiem, bo może w filozofii jest inaczej. Może tam nadal ludzie podniecają się Platonem i Sokratesem, ale w mojej działce, jeśli artykuł ma więcej niż kilka lat, to jest już stary (co nie znaczy, że nieaktualny).
Humanozerca pisze:I nie daj boże trafi ci się trudność, typu niedosłuch i niedowidzenie... w polskiej szkole się nie nauczysz.
A tutaj bredzisz od rzeczy. W tym samym akapicie. Ale to pewnie znowu osobny temat w tym samym akapicie ;)
Grimzon pisze:A co do reszty zawsze można wysłać abstrakt na konferencję i jeżeli będzie przyjęty to jest duża szansa, że artykuł będzie w materiałach pokonferencyjnych.
O tym już nawet nie wspominałem, bo polskich abstraktów w czasopismach jest multum.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

18
B.A.Urbański pisze:A w tym czasie wszyscy są krok dalej. I pracują nad czymś nowszym. Takie są realia pracy w nauce. Tzn. to wszystko piszę w oparciu o moją wiedzę i moje opinie. I nie wiem, bo może w filozofii jest inaczej. Może tam nadal ludzie podniecają się Platonem i Sokratesem, ale w mojej działce, jeśli artykuł ma więcej niż kilka lat, to jest już stary (co nie znaczy, że nieaktualny).
Podpisuję się wszystkimi kopytami pod zdaniem, że żeby być na czasie trzeba znać język. Studiuję filozofię na University of Aberdeen, więc coś tam wiem pod tym względem. Przesył informacji na wschód jest minimalny, na zachód nieistniejący. Nikogo nie interesują ludzie z jakiejś Polski. Więc tak, publikacje po polsku tylko dla Polaków. A to i tak będzie strzelanie ślepakami, bo w anglojęzycznym świecie naukowym się po prostu więcej dzieje. A tak... pozostaje margines, chwalenie się prof. hab. itd. i gnojenie studenciaków, którzy nie wkuli wystarczająco dobrze. Proszę mi wybaczyć ten mini-flejm. :)

Gorzej nawet, bo dyskusja (która jest przecież najważniejsza w filozofii i opiera się na w miarę szybkiej wymianie argumentów) nie będzie prowadzona z kimś, kto nie publikuje w anglojęzycznych pismach. Będziesz się odwoływał do artykułu sprzed paru lat? No nie. Z małymi wyjątkami oczywiście, ale generalnie nie ma na co liczyć. Wittgenstein pewno by nigdy nie wypłynął jakby się nie kopsnął do Cambridge, nieważne jakim geniuszem by nie był.

Ach, jak zdarzy się jakiś znany Polak, to zazwyczaj logik. Raz, że mieliśmy paru naprawdę dobrych, a dwa że logika jest mocno matematyczna pod tym względem, że nieważne czy ktoś, kto przeprowadził jakiś dowód jest z Teheranu czy z USA. Jeśli dowód jest silny to obojętnie w jakim języku będzie, jego "obiektywna" wartość jest wciąż wysoka.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

19
A ja pozwolę sobie nieco obronić Humanozercę, bo podejrzewam, co miał na myśli, narzekając na stan rodzimych nauk humanistycznych. Nie jest dobrze, a zatwierdzona przez ministerstwo lista czasopism punktowanych (na bazie IF i danych dodatkowych) zmusza np. historyków do akrobatycznych wyczynów, by te punkty uzbierać. Aż rzuciłam z ciekawości okiem – najważniejsze światowe (!!) pisma z zakresu mojej specjalizacji mają po 10 punktów. A za 6 mogę sobie strzelić opis garnka w Śląskich Sprawozdaniach archeologicznych. Wkład w przygotowywanie obu artykułów nieporównywalny, a różnica punktowa wcale nie duża. Dlatego wielu naukowców pisze sobie krótkie, lecz regularne artykuliki do polskich pism i stoją potem w rankingu wyżej niż ci, którzy mozolnie przebijają się na poziom światowy.

Praca demaskatorska byłaby zaiste ciekawa :)
B.A.Urbański pisze: w mojej działce, jeśli artykuł ma więcej niż kilka lat, to jest już stary (co nie znaczy, że nieaktualny).
Nie zawsze tak jest. Wypowiem się, bo chociaż mam przerwę naukową, to planuję dalszy rozwój i jeszcze „nie wypadłam z obiegu“ :D Odnośnie mojej specjalizacji: największe wykopaliska przeprowadzono do II wojny światowej. Boom na zainteresowanie tematem – lata 70. Spora ilość badań rosyjskich, do których naukowcy zachodni w ogóle nie docierają – czasy późnego ZSRR. Ostatnie lata – cofnięcie się wstecz z powodu wojen, nowe wyniki to w połowie próba pozbierania i zrekonstruowania tego, co zostało zniszczone. Przy pisaniu prac korzystałam z bibliografii z całego ubiegłego wieku, która bynajmniej się nie zdezaktualizowała.
Ale oczywiście zgadzam się z tym, że żeby liczyć się w nauce światowej, trzeba jechać na zachód. I publikować w obcych językach.

Co do tematu, czyli wydawania książki naukowej – przedmówcy już się wypowiedzieli obszernie. W dziedzinach humanistycznych najlepiej chyba zwrócić się do wydawnictwa danego uniwersytetu. Ale do tego trzeba być poważnym pracownikiem naukowym. Zysków pieniężnych dużych nie ma, jest oczywiście prestiż. Plus – bardzo często prowadzi się wymianę książek między naukowcami z całego świata. Kiedy rozda się 50 egzemplarzy swojej pracy, można uzyskać od innych autorów 50 bezcennych czasopism, monografii, czy książek ich autorstwa – których nie zdobyłoby się w inny sposób (lub są bardzo drogie).

Nie wiem, czym dokłądnie zajmuje się Iago... ale jeśli jest magistrem i pójdzie na doktorat (wcale to teraz nie takie trudne), to za cztery-pięć lat może wydać własną książkę, a nawet rozpisać grant na projekt badawczy i dostać ogromne pieniądze na proces jej powstawania i wydanie.
Pozdrawiam :)

20
Podpisuję się wszystkimi kopytami pod zdaniem, że żeby być na czasie trzeba znać język. Studiuję filozofię na University of Aberdeen, więc coś tam wiem pod tym względem. Przesył informacji na wschód jest minimalny, na zachód nieistniejący. Nikogo nie interesują ludzie z jakiejś Polski. Więc tak, publikacje po polsku tylko dla Polaków. A to i tak będzie strzelanie ślepakami, bo w anglojęzycznym świecie naukowym się po prostu więcej dzieje. A tak... pozostaje margines, chwalenie się prof. hab. itd. i gnojenie studenciaków, którzy nie wkuli wystarczająco dobrze. Proszę mi wybaczyć ten mini-flejm.
No właśnie... Ja swoich ograniczeń raczej nie przeskoczę, chociaż próbuję. Nic tez na to nie poradzę, ze przepływu informacji nie ma. Dlatego celowo wybrałem sobie specjalizację: historia filozofii polskiej. Na moim uniwerku właściwie nie da się obronić pracy dyplomowej z filozofii, która nie byłaby zarazem robotą historyka. W programie studiów miałem dużo przedmiotów z tak zwanej historii idei. To też, pisząc o filozofii, miałem na myśli również problematykę badań nad takim Sokratesem. Po dziś dzień nie wiadomo, jakie miał poglądy... ale może ja nic nie wiem, o przełomie dokonanym przez uczonych z University of Aberdeen.

Swoją drogą nie dziwię się, że nikt na zachodzie nie interesuje się polską filozofią. Logika już dawno się usamodzielniła i ogłosiła oddzielną nauką. A fetowani przez Polaków logicy i filozofowie ze szkoły Lwowsko-Warszawskiej nie byli w cale takimi orłami, jak się sądzi. Na przykład rozważania etyczne Tadeusza Kotarbińskiego stoją na b. niskim poziomie. Nie miałem okazji pisać o Kancie, ale miałem sporo materiału do gimnastyki umysłowej.
Gorzej nawet, bo dyskusja (która jest przecież najważniejsza w filozofii i opiera się na w miarę szybkiej wymianie argumentów) nie będzie prowadzona z kimś, kto nie publikuje w anglojęzycznych pismach.
Pytanie tylko, czy te dyskusje, gdy spojrzy się z perspektywy czasu, nie kręcą się w kółko a zaganiani akademicy nawet nie zauważają, że z tą całą filozofią jest coś nie tak?

Ok, przyznaję do błędnej ekstrapolacji i złego zredagowania jednej z odpowiedzi. Niemniej na zalinkowanej liście dalej nie widzę pism filozoficznych.

21
Erythrocebus pisze:Przesył informacji na wschód jest minimalny, na zachód nieistniejący.
Przesył informacji jest chyba największy w dziejach i nieważne, gdzie jesteś. Jeśli jest się pracownikiem naukowym, to dostęp jest z miejsca pracy, a nawet z domu. Dla innych jest płatny (i to zazwyczaj sporo), ale da się to obejść udając się do biblioteki uniwersyteckiej czy jakiejś instytucji i korzystając z wykupionego tam dostępu.
Erythrocebus pisze:Nikogo nie interesują ludzie z jakiejś Polski.
Chyba się mylisz. I to bardzo. Naukowcy z Polski są bardzo poważani na całym świecie. Do tego stopnia, że to nie oni muszą zabiegać o kontakty, ale to o nich zabiegają. W ten sposób naukowcy z Polski wyjeżdżają na konferencje, staże i wymiany odbywające się na całym świecie.
Każdy kto, choć chwilę studiował za granicą np. na Erazmusie albo zna kogoś, kto brał w tym udział, dobrze wie, że poziom nauczania na uniwersytetach jest dużo niższy niż w Polsce. Nasi studenci mają dużo większą wiedzę (zarówno ogólną jak i szczegółową), są bardziej kreatywni i obrotni :P - o czym świadczy czas spędzony na imprezowaniu i zaliczaniu tam najtrudniejszych przedmiotów na bardzo dobre oceny.
Problem pojawia się później (po zakończeniu studiów), bo brakuje pieniędzy na realizację programów badawczych. Ale i tak radzimy sobie całkiem całkiem jak na te warunki.
Dlatego stanowczo sprzeciwiam się stwierdzeniu, że ludzie z Polski nikogo nie interesują. W ogóle uważam takie poglądy za wynik jakiegoś dziwnego zaniżenia poczucia wartości człowieka ze względu na pochodzenie. Najdziwniejsze jest, że najczęściej takie wypowiedzi wychodzą z ust Polaków. Bo nie słyszałem nigdy o gorszym traktowaniu np. uczestników konferencji tylko dlatego, że byli z Polski. Wręcz przeciwnie, zawsze spotykałem się z ogromną życzliwością i w ogóle przyjazną atmosferą.
Jedyna bariera to bariera języka, bo jakoś między sobą trzeba się porozumiewać. Ale to dotyczy wszystkich - czy ktoś jest z Teheranu, Leiden, Hamburga, Lublina czy Moskwy.
Co więcej, ponieważ w Polsce naukowcy są świadomi tej bariery, już od dawna mnóstwo konferencji odbywa się w języku angielskim. W tym konferencje studenckie, na które przyjeżdżają do nas m.in. studenci z Anglii, Holandii, Hiszpanii, Kanady i wielu innych państw.
Galla pisze:A ja pozwolę sobie nieco obronić Humanozercę, bo podejrzewam, co miał na myśli, narzekając na stan rodzimych nauk humanistycznych. Nie jest dobrze, a zatwierdzona przez ministerstwo lista czasopism punktowanych
Ja też podejrzewam, że o to chodziło, ale kompletnie nie rozumiem, w jaki sposób wyszła lista czasopism punktowanych, bo nie jest związana z tematem i nikt o niej nie wspominał.
Galla pisze:Aż rzuciłam z ciekawości okiem – najważniejsze światowe (!!) pisma z zakresu mojej specjalizacji mają po 10 punktów. A za 6 mogę sobie strzelić opis garnka w Śląskich Sprawozdaniach archeologicznych. Wkład w przygotowywanie obu artykułów nieporównywalny, a różnica punktowa wcale nie duża. Dlatego wielu naukowców pisze sobie krótkie, lecz regularne artykuliki do polskich pism i stoją potem w rankingu wyżej niż ci, którzy mozolnie przebijają się na poziom światowy.
10 pkt na najważniejsze światowe to rzeczywiście trochę mało.
Co do reszty - to już samemu trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: Po co to robię? Żeby nabić punkty? Żeby przyczynić się do rozwoju danej dziedziny nauki? Żeby zdobyć poważanie w środowisku? A jeśli to ostatnie, to czy nie lepiej w międzynarodowym?
Nie wiem, jak jest w archeologii, bo biorę z tej dziedziny tylko to, co mi aktualnie potrzebne, ale już chyba rozmawialiśmy, że to trudna działka (z różnych względów).
Galla pisze:Odnośnie mojej specjalizacji: największe wykopaliska przeprowadzono do II wojny światowej. Boom na zainteresowanie tematem – lata 70. Spora ilość badań rosyjskich, do których naukowcy zachodni w ogóle nie docierają – czasy późnego ZSRR. Ostatnie lata – cofnięcie się wstecz z powodu wojen, nowe wyniki to w połowie próba pozbierania i zrekonstruowania tego, co zostało zniszczone. Przy pisaniu prac korzystałam z bibliografii z całego ubiegłego wieku, która bynajmniej się nie zdezaktualizowała.
Dlatego właśnie pisałem, że stare nie znaczy nieaktualne. Pewna część wiedzy nie ulega dezaktualizacji (a przynajmniej nie tak szybko). Ale mimo wszystko, domyślam się, że sprawdzasz, czy ktoś ostatnio nie opublikował czegoś na interesujący Cię temat, bo po co ma się później okazać, że zrobiłaś pracę, która zdublowała inną opublikowaną niedawno.
Galla pisze:trzeba jechać na zachód.
Można, ale nie trzeba. W Polsce jest trudniej, zwłaszcza o fundusze, ale to nie znaczy, że tu się nie da :P
Humanozerca pisze:Dlatego celowo wybrałem sobie specjalizację: historia filozofii polskiej.
Nie znam się na filozofii jakoś specjalnie, ale wydaje mi się, że historia filozofii polskiej, to świetna działka i właśnie powinieneś starać się wysłać publikację do czasopism zachodnich. Często spotykałem się z sytuacją, że publikacja przechodziła selekcję, bo miała w sobie pewną świeżość i była dla recenzenta dość hmmm... egzotyczna. Właśnie taką egzotyką polskiej filozofii mógłbyś zapunktować. Staraj się dostrzegać możliwości, a nie ograniczenia.
Jeśli potrzebujesz pomocy od strony językowej, to chętnie pomogę na ile będę mógł.
Humanozerca pisze:Pytanie tylko, czy te dyskusje, gdy spojrzy się z perspektywy czasu, nie kręcą się w kółko a zaganiani akademicy nawet nie zauważają, że z tą całą filozofią jest coś nie tak?
Podoba mi się to pytanie :)
To dobrze, że naukowcy zajmujący się filozofią zauważają takie problemy.
Humanozerca pisze:Niemniej na zalinkowanej liście dalej nie widzę pism filozoficznych.
Przyznam, że ja też nie, ale chyba po to jeszcze oddychamy, żeby móc się przyczynić do poprawy tej sytuacji :)

Dodam jeszcze, że na liście są również czasopisma publikujące w języku polskim i one są indeksowane, więc muszą się całkiem nieźle trzymać. Niemniej uważam, że to hamuje rozwój, bo ogranicza dostęp do wyników dla kogoś z innego miejsca na Ziemi, kto mógłby pójść krok dalej właśnie na podstawie tych badań.
Np. mnie denerwuje, gdy znajduję zaindeksowaną bazie pracę na temat, który mnie interesuje i praktycznie nie został ruszony, ale poza angielskim tytułem nic nie wiem, bo praca została opublikowana w hindi albo po chińsku. Wówczas zostaje jedynie wznieść ręce i krzyczeć: "Dlaczego, Boże?! Dlaczego?!"
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

22
Ach, ach. Widocznie wyrażam się jakoś niejasno.

Nie mówię, że polskich naukowców się nie ceni. Owszem, wszyscy są dla Polaków mili i w ogóle, jasne. Chodzi mi o to tylko, że nikt w Wielkiej Brytanii nie interesuje się publikacjami z Polski. Więc.. zgadzam się oczywiście z tym co piszesz, ale ja jakby nie o tym... ;)

I z przesyłem informacji chodziło mi o to samo - tłumaczą amerykańskich i brytyjskich filozofów na polski na potęgę. W drugą stronę - dużo gorzej. Dlatego polski głos nie jest słyszany. Chyba że rzeczywiście jakieś konferencje... Ale ja o publikacjach... Student przeszukujący zbiory na jakiś zadany temat raczej ma małą szansę na zetknięcie się z polskim nazwiskiem.

Jeden ze znańszych naukowców polskich jest Zygumnt Bauman. Ale on siedzi w UK już od dawna i to dlatego...
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

23
Erythrocebus pisze:I z przesyłem informacji chodziło mi o to samo - tłumaczą amerykańskich i brytyjskich filozofów na polski na potęgę. W drugą stronę - dużo gorzej. Dlatego polski głos nie jest słyszany.
Jeżeli Polak dostanie się do "Science" lub "Nature" to przetłumaczą jego prace. :)
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

24
A zdarza się coś takiego? Nie wiem, bo nie czytam...
Poza tym to są źródła popularnonaukowe (proszę mnie poprawić jeśli się mylę).

Poważne publikacje można znaleźć w takim British Journal of Aesthetics na przykład. Trudne, grube i czytane głównie przez środowiska akademickie.

I pierońsko drogie (jeśli nie masz dostępu z uniwerku) - dostęp do powyższego - 25 dolców za jeden dzień. O.o Nie wiem czy ktoś tyle płaci...
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

25
Już całkiem offtopowo się zrobiło, ale dorzucę parę zdań, bo zauważyłam kilka uogólnień, które budzą moje wątpliwości.
Erythrocebus pisze:Przesył informacji na wschód jest minimalny, na zachód nieistniejący. Nikogo nie interesują ludzie z jakiejś Polski.
Bez przesady. Sama znam paru takich, którzy są zapraszani na zachodnie uczelnie, ba, pracują tam długie lata, mają doktorantów, publikują... Wszyscy zaczynali w Polsce, zwyczajnie, od asystentury. I to w dziedzinach tak różnych jak fizyka, mikrobiologia, historia, historia sztuki, archeologia.
Erythrocebus pisze:Więc tak, publikacje po polsku tylko dla Polaków.
Owszem, ale jeśli ktoś decyduje się na pracę naukową, to chyba jeden język obcy jest w stanie opanować, przynajmniej na poziomie komunikacji podstawowej? Do tego są wyspecjalizowani tłumacze, więc przed wysłaniem tekstu zawsze można go podszlifować.
Erythrocebus pisze:A tak... pozostaje margines, chwalenie się prof. hab. itd. i gnojenie studenciaków, którzy nie wkuli wystarczająco dobrze.
Prof. dr hab. zostaje się jednak po ocenie dorobku, a w nim rózne formy kontaktu z zagranicą bardzo się liczą, od udziału w konferencjach, programach międzynarodowych, po publikacje. To nie jest awans za "gnojenie studenciaków". Nawiasem mówiąc, w obecnych ocenach okresowych profesorów uwzględnione są również opinie doktorantów i studentów. Anonimowe.
Erythrocebus pisze:Będziesz się odwoływał do artykułu sprzed paru lat? No nie.
Zależy od dziedziny. Wiem, że np. w fizyce czy biologii tempo starzenia się publikacji jest bardzo szybkie, lecz nie wszędzie przyrost wiedzy sprawia, że prace sprzed kilku lat są nieaktualne. Do tego, te nowsze wcale nie muszą wnosić czegoś istotnie nowego. Nacisk, jaki przy ocenianiu dorobku kładziony jest właśnie na publikacje powoduje, że wszyscy publikują bez opamiętania, zalewają redakcje artykułami, organizują rozmaite konferencje i sympozja, żeby potem wydać materiały, ale ilość bardzo często nie przechodzi w jakość. Kwitnie przyczynkarstwo, istotne zmiany są rzadkie.
I tak już na marginesie: są jeszcze w nauce języki poza angielskim. Naprawdę nie uwierzę w to, że Niemcy o Kancie publikują wyłącznie po angielsku. Dostałam właśnie zaproszenie z uniwersytetu w Kolonii na konferencję w przyszłym roku - cztery języki konferencyjne (poza niemieckim i angielskim także francuski i włoski, a co!), publikacje potem - również w tychże językach. Znam Amerykanów, którzy zajmując się kulturą włoską, publikują we Włoszech i po włosku, bo niby dlaczego nie? Tu naprawdę wiele zależy od dziedziny, czy nawet od zakresu badań.
A publikowanie książek naukowych nadal ma sens. Choćby dlatego, że istnieją tematy, które wymagają obszerniejszego omówienia i nie warto ich rozbijać na kilka czy kilkanaście artykułów.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

26
Dziękuję rubio, za tę odpowiedź. Chętnie złagodzę swoją pozycję i podpiszę się pod tym co napisałaś.

Ale zgodzicie się chyba łatwo, że "największa" nauka to się dzieje po angielsku jednak.

Oczywiście, że profesura za gnojenie studenciaków nie jest przyznawana. Ja tylko tak napisałem, bo środowiska naukowe cierpią, wydaje mi się, z powodu zbyt wysokiej samooceny. Profesorowie to prawie jak bogowie już. Ale to moja opinia i możecie równie dobrze ją zignorować. ;)

Kończąc już wątek polskiej nauki w świecie: Życzę sięgania poza granice państwa. A do tego rzeczywiście przydaje się język. Truizm goni truizm, więc już się zamykam. :)
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

27
To ja dorzucę jeszcze parę uwag od siebie.

W polskiej filozofii panuje germanocentryzm, który odstaje od realiów kulturowych. Chociaż współczesnych czasach dominuje angielszczyzna, zdarzają się konferencje, na których wszystkie wystąpienia odnoszą się do filozofów z kręgu kultury germańskiej. A tematy tych konferencji bynajmniej nie wprowadzają takiego zawężenia i gdyby ktoś chciał, mógłby mówić nawet o rosyjskiej.

Rozważę pomysł przetłumaczenia jakiegoś tekstu z szuflady na język obcy, albo współpracy z agencją literacką, nastawioną na eksport. Wiecie, nie będę dzielił skóry na niedźwiedziu, najpierw wejdę na rynek lokalny...

Na koniec proszę o wyjaśnieniu "największa nauka"? Czy masz na myśli liczbę publikacji, studiujących, patentów? Dla różnych dziedzin nauki istnieją różne kryteria i nie sądzę, by dało się je uogólnić. Zresztą, gdy idziemy już tak na ilość... To może największą naukę mają Chińczycy, albo Hindusi?

Ps: ocenę tego, czy zeszliśmy z tematu, pozostawiam moderacji.

28
Skoro prosisz...

Chodziło mi prawdopodobnie o wpływ na "losy świata" :D. Znaczenie? Zasoby energetyczne jakie są przeznaczane na rozwijanie teorii i myśli?

Coś w tym stylu. Jakaś wypadkowa powyższych. Sam nie wiem, a za głupi jestem, żeby konkretyzować. Zaraz ktoś wyciągnie jedno zdanie i wykorzysta je przeciwko mnie. Nie chcę, kiepski ze mnie dyskutant. :P

Pozdrawiam.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

29
Używasz strasznie nieostrych pojęć. Ciekawe, jak zamierzasz rzetelnie zmierzyć wpływ na losy świata nauki chińskiej i amerykańskiej na przestrzeni stuleci. ;)

Możesz napiszesz coś o tej filozofii i filozofach z amerykańskiej uczelni?
\

30
Bo nieostre pojęcia są najlepsze. Wydaje się wtedy, że posługująca się nimi osoba wie, o czym mówi. ;) Poza tym... pojęcie z definicji jest nieostre. To tylko próba nałożenia chomąta na rzeczywistość.
Coś Ty, nie zamierzam nic mierzyć. Od początku do końca to są tylko moje wrażenia.

Z amerykańskiej uczelni? Ja nic nie wiem. Ja siedzę na szkockiej. Hm. Jedyne co, to tyle, że jeśli skupiamy się na jakimś problemie czy to w ontologii, czy w czymkolwiek na dobrą sprawę, to albo kręcimy się wokół brytolskich, albo amerykańskich "pejperów". Tego jest najwięcej i najłatwiej dostępne. Czasem wpadnie jakiś Niemiec, czasem jakiś Francuz. Ale to nie dlatego, że ich artykuły zostały przetłumaczone, tylko dlatego, że oni siedzą w USA lub UK i publikują po angielsku.

A mówię Ci, tego jest ooogrom (nie wiem jak ma się filozofia w Polsce - zawsze wydawało mi się, że ledwo dyszy, bo trzeba wkuwać, a nie myśleć ;) Ale to znów tylko moje wrażenia.).
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

31
Mój błąd, nie sprawdziłem nazwy instytucji, którą przywołałeś. Jakbyś wspomniał o Oxfordzie, to bym się nie pomylił. ;) Duch analitycznego precyzowania pojęć wyparował? Bo Twój pogląd na zawodność definicji, nie przystawanie ich do rzeczywistości, nie jest mi obcy. Spotkałem go chociażby u Henryka Elzenberga. Bardzo inspirujący pisarz.

Ps: Nie odczułem, by na mojej uczelni zmuszano mnie do wkuwania, wręcz przeciwnie, brakowało mi go.

Ps: "Pejpery" - to znaczy? Gdybyś napisał "poppery", to bym zrozumiał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”