Wiele żywotów Juliusza K
Prawdopodobnie słyszałeś już o Biograficzności. Dziś trafia się okazja, by ją zobaczyć na własne oczy. Wchodzisz do kolejnej sali, rozświetlonej żółtym światłem staromodnych lam elektrycznych, widzisz środkową część wystawy. Kuratorzy się postarali, należycie wyeksponowali mistrzowskie dzieło stworzone metodą kwantowo-polimeryczną. Zasługuje ono na uwagę choćby przez to, że wbrew modzie nie podejmuje tematów błahych, czy codziennych.
W centralnej części obrazu, przy wielkim mahoniowym biurku, siedzi człowiek. Wisi nad nim elektryczna lampa, otaczają go regały na książki kupione w meblarskim hipermarkecie, mrok przy oknie kryje ledwo widoczne kontury sprzętu około radiowego. Ale pomimo tych i innych udogodnień pisarz nie korzysta z komputera, czy maszyny do pisania. Jego zsuszone palce trzymają nieproporcjonalnie duże pióro, które sunie po wielkiej płachcie białego papieru. Jeśli podejdziesz do malowidła, zauważysz ciekawostkę. Pisarskie narzędzie nie ocieka czarną farbą, niebieskim atramentem, bądź inną cieczą. Z stalówki spadają złote ziarenka spowite delikatną poświatą. Nie wiesz, czy one opadły, przylgnęły na miejscu swego przeznaczenia i świecą, czy też bezustannie oscylują, by w stosownej chwili omanić czytelnika. Za pomocą takiej malarskiej, czy wystawowej alegorii można mówić o różnych rodzajach pisarstwa, ale w szczególności pasuje ona do autobiografizmu.
Człowiek bez twarzy ma niejedną maskę, ale jeśli dysponujesz wieloma właściwościami, bijesz go na głowę stanem swego posiadania. Giętka płaszczyzna doświadczeń życiowych służy Ci do wycięcia puzzli, czyli wszelkiego rodzaju zdań opisowych. Scalasz je z pomocą emocji, bądź chwytów retorycznych. Jednym wycinasz w głębienia, czy wypustki a innym zaokrąglenia, czy cypelki. Potem je składasz. Powstaje obrazek zwany światopoglądem. Czy oddaje on prawdę o życiu? A gdzie tam! Stanowi jedynie swobodną plątaninę faktów z nader dowolnymi wartościowaniami. Malarz Juliusz K nie powinien bronić tej tezy poprzez odwołania do Twojego lub cudzego życia, bo teoretycznie najlepiej zna tylko swoje… Jako trzydziestek stracił pamięć tylko po to, by przez kolejne czterdzieści lat głowić się nad swoją postawą z czasów młodości i pod wpływem starczej rezygnacji wymalować ten znakomity obraz. Chociaż przedstawił na nim wiele szczegółów, nie sposób znaleźć takiego, który daje świadectwo całemu pięćdziesięcioleciu dwudziestego pierwszego wieku. Owszem, wprawne oko znawcy wypatrzy współczesną technikę malarską, przypisze ją najnowszym prądom artystycznym z Sztokholmu, czy Szanghaju – jednakże teraz nie muszę się tym przejmować. Wracam do głównego toku rozważań.
Zanim przyszła godzina powstania tego jakże rozpoznawalnego dzieła, robiącego furorę wśród biznesmenów z Toronto, jego autor sformułował kilka hipotez na temat własnej przeszłości. Pierwsza głosiła, iż w młodości opowiadał się za jakimś bliżej niedookreślonym rodzajem prawicowego radykalizmu. Zebrał liczne dowody w sprawie. Wywodził się ze specyficznej rodziny. Pradziadek górnik przed wojną wyjechał do Francji za chlebem. Z emigracji wrócił tuż po drugiej wojnie światowej, bo ufał Stalinowi i innym ideologom totalitarnej wersji marksizmu-leninizmu. Gorliwie wyznawał ateizm, w niedziele, święta kościelne zaganiał swoją rodzinę do prac polowych. Po latach – potwierdzają to archiwalne wycinki gazet z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku – młody Juliusz dowie się, że: wojujący ateizm nie ma nic wspólnego z komunizmem a w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej od zawsze siedzieli sami oportuniści, więcej, jeden wielki Konrad Wallenrod, a zatem nie istnieje nic gorszego od lustracji, czy dekomunizacji.
Ten dysonans poznawczy to jeszcze nic w porównaniu z przysłowiowym szkieletem w szafie. Trzy córeczki pradziadunia – badania psychiatryczne potwierdzają te rewelacje – wyszły z jego domu psychicznie skrzywione, owładnięte stanem wiecznego lęku i nerwowości, niezdolne do okazywania ciepłych uczuć potomstwu, skłonne do przehandlowywania swojej gospodarnej dobroci na kontrolę pociech. Jeden z rodziców powie małemu Juliuszowi: to przez wojnę. Ale on nie da mu wiary i w swoim sekretnym dzienniku – zniszczonym przez nieznanych sprawców lub okoliczności – snuł buntownicze przypuszczenia na ten temat. Mogły one pójść w stronę zajadłego antykomunizmu, ale równie dobrze… Nie, zanim się tym zajmę, dodam parę szczegółów o pradziadku. Jedna z jego pociech wyszła za chłopa spod Lwowa, który się nikogo nie bał. Tuż po wojnie i ślubie, w środku stalinowskiej nocy – plotka imieninowo-towarzyska – wykłócał się z teściem o kult wodza i Pana Boga. Pożarł się strasznie i na długo. Antagoniści okazywali sobie otwartą niechęć przez siedem długich lat. W Tarnowie, tam właśnie mieszkali, gdy nadchodzili z dwóch krańców tego samego chodnika – jak poświadcza wieść gminna – jeden lub drugi przechodził na drugą stronę jezdni, ku przeciwległemu rzędowi ruin. Ale nikt na nikogo nie doniósł. Teść nie poleciał na milicję a dziadek po chłopaków z lasu. Ten drugi i tak wygrał pod każdym względem, bo nie dość, że jego oponent rzucił legitymację partyjną po podwyżce składek – bodaj lata sześćdziesiąte lub siedemdziesiąte – to jeszcze wygrał na froncie pedagogicznym. Jego dzieci, podobnie jak on, wyrosły na zatwardziałe konserwy.
Skrajne poglądy w życiu nie przeszkadzały. Siostra babki, wychowanka francuskiej szkoły wyemigrowała do Japonii. Chociaż przed wyjazdem została wdową na pogrzebie pradziadka, bo jej mąż dostał zawału, dzielnie odchowała jedynaka w dalekim kraju. Oboje całkiem nieźle dają sobie radę z wymową języka polskiego. Ale po co zgłębiać los pobocznych gałęzi rodu Juliusza, jedna rozkwitła na ziemi japońskiej, druga argentyńskiej, trzecia amerykańskiej. Dużo tego, żeby się nie pogubić, ponawiam temat zasadniczy. Jeśli przyjmie się skądinąd fałszywe założenie: los miniony jest argumentem a nie niewiadomą – historia dziadka i jego teścia pozwala Juliuszowi na zajęcie dwojakiej postawy. Mógł uznać swojego przodka za okropnego szowinistę, zbiec się z lewicowymi postulatami zwalczania przemocy w rodzinie, budować legendę tylko po to, by wygwizdać wszelką rehabilitację czasów słusznie minionych. Albo – zgoła przeciwnie – przypisać staremu komuniście nie tchórzostwo, czy małość, lecz honorowość i odwagę, i na tej podstawie przywracać pamięć o chłopsko-robotniczej genezie współczesnego społeczeństwa. Wiadomo, zmitologizowało się, uznało siebie za potomstwo szlachty, inteligencji.
Powyżej mówiłem o dziadku od strony matki, dzielnym człowieku, który w pięćdziesiątym szóstym roznosił ulotki, wzywające do wsparcia węgierskiego powstania i kolportował „Kulturę Paryską” wśród uczniów miejscowego liceum. Wkrótce potem, wraz z trzema córkami i dwoma synami, przeniósł się do stolicy Wielkopolski i po staremu wykładał dziatkom historię, przemycał różne niepoprawne treści. Jego synowie poszli do solidarnościowej opozycji i skończyli w dziennikarstwie politycznym. Z czasem nauczyli się cynizmu, zmieniali redakcje i poglądy, jak rękawiczki. Można o nich powiedzieć wszystko, ale nie to, że byli ze sobą zgodni. Od małego kwitła między nimi rywalizacja, to też wzięli sobie nazwiska żon. O byciu rodziną przypominali sobie od święta. Gdy krewni wzywali ich do stołu, przyjeżdżali i zaczynali dysputy o lustracji, podatkach, aliansach, prywatyzacjach, reformach. Mały Juliuszek mógł zniechęcić się do życia politycznego, w dorosłym życiu stronił od partii i inszych organizacji, albo podniecić się życiem publicznym, czy publicystycznymi spekulacjami. Te alternatywy, jak na złość, się nie wykluczają. Ostatecznie wujkowie nie są w tej historii najważniejsi. Istotniejszą rolę odegrała matka. Gdyby nie stan wojenny wyjechałaby na zachód z dyplomem politechniki w kieszeni. Ale niestety zmuszono ją do pozostania w kraju. Wyszła za znawcę maszyn rolniczych, który wiecznie nie mógł znaleźć pracy, bo przemysł rolniczy padł. Musiał zmienić branże, trochę handlował, odrobinę leniuchował na bezrobotnym. Potem związał się ze swoim ojcem spod Białego Stoku i otworzył mały zakład rzemieślniczy. W domu bywał okresowo, w czasie zimowego przestoju, niemniej o dzieci dbał, bawił się z nimi, jak żaden inny rodzic, co roku zabierał na wakacje… Czasem też gadał o państwie. Psioczył na wujów i nie-patriotyzm. W jego ujęciu, Polską dalej rządziła postkomuna, która się uwłaszczyła, szermuje nie-patriotyzmem, czytaj nowoczesnością, europejskością, liberalizmem i postulatem rozkradania wspólnotowego mienia, przypominał też o haśle: pierwszy milion trzeba ukraść! Ale – mówiąc między nami – biznes szedłby lepiej, gdyby na budowę zakładu nie wybrał szczerego pola przy podrzędnej szosie, nie kontestowałby wybranej branży, jako zaspokajającej fałszywe potrzeby i tym podobne. Jak jego jedynak Janusz miał się ustosunkować do tegoż faktu? Powstała plątanina. Nie zgodził się na uznanie ciągłości Rzeczypospolitych - to wiadomo z ocalałych fragmentów dziennika – a jednocześnie przyznawał rację w sprawie nie-patriotyczności elit. Januszek nie umiał polemizować z przykładami typu: prezydent zataczający się na grobach polskich żołnierzy, nonszalancja względem rocznic, brak kary dla morderców księdza Popiełuszki… Przywołanie funkcjonariusza minionego ustroju, który wycierał sobie gębę polskością kraju zniewolonego – do niego nie trafiało, ponieważ wiedział, która polskość jest słuszna. Dowiedział się tego ze szkoły i nie idzie tu o żaden kanon romantyczny. Młody dość szybko uświadomił sobie, że polemika z romantyzmem to lep na muchy, bo od dawna króluje pozytywizm ze swoimi przeobrażeniami i mutacjami. Aleksander Świętochowski, kolega i przyjaciel Bolesława Prusa – dla przykładu – na stare lata, jeszcze przed odzyskaniem niepodległości, drogą naturalnej ewolucji został endekiem. Mówicie teraz, że żadna tradycja z okresu rozbiorów nie odniosła sukcesów.
Mieczowy dziadek Juliusza miał pecha. Pochodził z chłopskiej rodziny. Niemcy wywieźli go na roboty. Pracował ciężko u niemieckich górali-rolników i oglądał się za ładnymi Niemkami. Wyzwolili go Amerykanie. Między stodołą, w której sypiał a zaściennym domem gospodarzy wytyczono granicę, oddzielającą strefę aliancką od sowieckiej. Mógł zostać na zachodzie, ale wrócił do kraju. Skończył liceum, parał się różnymi zajęciami, bo ciągle go gdzieś z nudów gnało. Spłodził dwójkę dzieci, w tym ojca Juliusza. Jeden zawsze chciał się wyrwać za morze i mu się w końcu udało, drugi na dobre i na złe pozostał u boku swoich rodzicieli. Kochali się, nie przeczę, ale ich dialogi pozostawiały wiele do życzenia. Bez skrępowania używali wobec siebie sformułowań typu: partactwo z ciebie wyłazi, z jakimi to ja partaczami muszę pracować. Obecność dzieci im nie przeszkadzała, to też wnuk nie miał do nich patriarchalnego szacunku. Mógł wyciągnąć różne wnioski, zapisać się do nie-patriotów, albo uznać się za osobę skazaną na polskość. Ale tego nie zrobił. Poszedł własną drogą. Czas się nią zająć.
Trzeba najpierw zaznaczyć, że ogólne samopoczucie miał dość nietypowe. Okresowo popadał w depresje, ale generalnie należał do optymistów z zawyżoną samooceną. Urodził się z rozmaitymi upośledzeniami ruchowymi i zmysłowymi, niemniej z czasem wyszedł na prostą. W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów z blokowiska, co to się rozpili, albo poszli siedzieć na sklepowej kasie, zdał na studia, pnie się w górę, odbiera jako sukces rzeczy dla innych zasłużone, czy nienadzwyczajne. Wyciągi z komputerowych dysków potwierdzają. Udzielał się na różnych forach światopoglądowych. Czytał wszystko do prawa do lewa i wziął udział w internetowej akcji przeciwko niejakiej Szczuce, co wyśmiewała się z niepełnosprawności Madzi Buczek. Dla przypomnienia, ta znana feministka i lewaczka, żyjąc w siermiężnym Katotalibanie, uznała, że może na wizji ponabijać się z prezenterki pewnego radia religijnego. Tym właśnie sposobem, wysyłaniem mniej lub bardziej obraźliwych maili, przyszły malarz zadebiutował na arenie publicznej. Ale za nim to się stało, skończył filologię polską i malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych. Wcześniej, kolejna ciekawostka, kształcił się głównie indywidualnie, czy to w szkole publicznej, czy też specjalnej. Zdarzyło mu się raz popaść w konflikt z nauczycielem geografii. Ten, zamiast porządnie wykładać położenie Afryki, opowiadał swoim uczniom o szkodliwości nauczania Kościoła w sprawach antykoncepcji i aborcji. Janusz stawił opór, wrócił zestresowany, ze łzami w oczach do domu i opowiedział wszystko rodzicom. Geograf miał nieprzyjemności, został wezwany na dywanik… Ale o tym cicho sza, wiadomo przecież, że tylko wielebna laicka dewocja myśli i buntuje się przeciw wychowawcom.
Ale zanim przypiszecie autora obrazu do określonej opcji, zważcie na kilka szczegółów. Juliusz dość szybko sobie zdał sprawę, że odrzucenie „przykładów z życia” lub ich przywołanie ma charakter instrumentalny. Na studiach pisał rozprawki o biografiach i poglądach bezbożników, zaczytywał się w Drugim z Niewczesnych rozważań Nietzschego a jego antyateistyczna teoria krytyczna – wyłożona w kilku publikacjach – korzysta również z tradycji marksizmu, dokładniej, jego koncepcji racjonalności. Książki o polskości wychodzą poza schemat romantyczny, czy Gombrowiczowski...
Kończę, bo to już całkiem inna opowieść a Ty szykujesz się do obejrzenia kolejnych ekspozycji. Za chwilę przejmie Cię następny głos, wygenerowany z zombierki. Jak wiesz, maszyna ta pozwala rozprawiać o własnej autobiografii w najbardziej stosownej chwili, czyli po śmierci. Teraz żaden ruch skrzydeł motyla nie zakłóci opowieści, nie przewartościuje, nie rzuci na nią nowego światła. Nowe życie ma prawo brać świat tak, jakby stworzono go wczoraj.
+++++++++++++++++++
Wszelkie podobieństwo do osób i wydarzeń rzeczywistych jest pozorne. (To znaczy musiałem nieźle je przerobić, mylić tropy etc.)
Wróć do „Dziennikarstwo i publicystyka”
- Pierwsze Kroki
- - Tu się przedstawiamy ...
- - Regulamin Główny i Regulaminy Działów
- Najlepsze na Weryfikatorium
- - Najlepsze z prozy
- - Najlepsza Miniatura Miesiąca
- - Najlepsze z poezji
- - - Poezja rymowana
- - - Poezja biała
- - - Myśli krótkie
- Pisarze i ich zwyczaje
- - Weryrecenzje
- - Strefa Pisarzy
- - Strefa Debiutantów
- - Archiwum Strefy
- - - Archiwum Debiutów
- - - Archiwum Pisarzy
- Wydawnictwa i ich zwyczaje
- - Wydawnictwa
- - Jak wydać książkę w Polsce?
- - ...za granicą?
- Proza
- - Spis treści
- - Informacje
- - Opowiadania i fragmenty powieści
- - Miniatura literacka
- - Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'
- Poezja
- - Poezja biała
- - Poezja rymowana
- - Mini poeticum
- - Proza poetycka
- - Hyde park poetycki
- Nasza (inna) twórczość
- - Dziennikarstwo i publicystyka
- - Scenariusze filmowe i teatralne
- - Nasze Zabawy Literackie
- - - Piszemy wspólne opowiadania
- - - Eksperymenty literackie
- Warsztat literacki
- - Wprawki, czyli ćwiczenia warsztatowe
- - Jak pisać?
- - Kreatorium
- - Warsztaty WeryfikatoriuM
- - - Gest narracyjny
- - - - Informacje
- - - - Eliminacje
- - - - Wariacje
- - - - - Grupa A
- - - - - Grupa B
- - - - Egzamin
- - - Dialogatornia
- - - - Kwalifikacje
- - - - Kwalifikacje
- - - - Ćwiczenia - część I
- - - - Ćwiczenia - część II
- - Forumowi Specjaliści i Pasjonaci
- - Maraton pisarski
- Konkursy
- - Konkursy nasze
- - - Wielka Bitwa Karczemna Romeckiego (dla Fioletowych)
- - - - Teksty konkursowe
- - - - Dyskusje i zgadywanki
- - - - Oceny i wyniki
- - - Walki Mocy
- - - - Walki mocy 2018
- - - - Walki mocy 2014
- - - - Walki mocy 2013
- - - Puchar Administratora
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2018
- - - - - Faza Grupowa
- - - - - - Zakończone
- - - - - Faza Pucharowa
- - - - - - Rozegrane
- - - - - Plebiscyty
- - - - Turniej o Puchar Administratora 2012
- - - - - Faza I
- - - - - Faza II
- - - - - Faza Finałowa
- - - Konkursy Drabblowe
- - - Konkurs "Otuleni Natchnieniem"
- - - - Podium
- - - Konkurs "Miniatoricum"
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2009
- - - - Podium
- - - - Prace konkursowe - Miniatoricum 2010/I
- - - Konkursy różne
- - - - Letni Konkurs Porzeczkowy
- - - - Malowane słowem, czyli mistrzowie obrazowania
- - - - Sylwestrowy Turniej Poetycki
- - - - Świeża krew 2019
- - - Skarbonka
- - Bitwy literackie
- - - Regulamin bitewny
- - - Nowa bitwa!
- - - Bitwy z przeszłości
- - - - Rankingi
- - - - Propozycje bitew modyfikowanych
- - Konkursy literacko-poetyckie
- O literaturze
- - Dyskusje o literaturze
- - MML
- - Czytelnia
- Nasze publikacje
- - Drabble na Niedzielę
- - WeryForma(t)
- - Sukcesy Weryforumowiczów
- - Sprawy organizacyjne
- - Centrum Wzajemnej Pomocy
- - - Ku refleksji
- - - Ciekawostki, humoreski i różne różności
- - - QFANT - magazyn fantastyczno-kryminalny