Chwile poprzedzające akt pisania i moment po

1
Przypuszczam, że nawala u mnie motywacja. Ale nie chodzi mi o lenistwo. Żeby się nie rozpisywać, dam przykład. Ostatnio rzadko piszę, ale tylko na papierze. Literaturę uprawiam codziennie, tyle że zdania, sceny, fragmenty, opisy tworzę w myślach. Czasem nadam tym wprawkom materialny wyraz, sięgając po długopis. Jednak kiedy postanowiłem, że zacznę regularnie pisać, za każdym razem, gdy do pisania przystępuje, włączają mi się blokady. Rozkoszuję się daną sceną, pielęgnując ją w głowie, układam zdania do niej, też w myślach, a kiedy przychodzi mi ją zapisać, okazuje się, że to za trudne. Boję się tego. Boję się, że przy końcu, po tym już, jak wyrażę myśl, znikną uczucia, które ją podtrzymują, które występują wtedy, kiedy się delektuję myślą. Wtedy zapewne na samym końcu czekałaby na mnie pustka, a z nią nieuchronny wniosek, żeby zarzucić pisarstwo.

Chciałbym zapytać, co użytkownicy forum czują przed, zanim wezmą się za pisanie oraz co czują po, gdy patrzą na zapisany tekst. Czy przedtem starannie obmyślacie przykładowy fragment w myślach, nadajecie mu kolorytu, po czym dopiero w następnej kolejności go zapisujecie, czasem równolegle coś dopisując, korygując? Albo myśl (fragment, opis etc) powstaje jednocześnie wraz z odbywającym się aktem pisania? I jeszcze, co czujecie, gdy proces twórczy dobiega kresu i jak owo uczucie wpływa na Wasze pragnienie dalszego rozwijania się na drodze pisarskiej? Czujecie zrezygnowanie, któremu towarzyszy myśl, żeby porzucić pióro czy na odwrót, rodzi się w Was motywacja, by kontynuować pisanie, wkładając w to jeszcze większy, niż dotychczas, wysiłek?

2
Vautrin, prawda jest taka, że chyba nie ma co nadmiernie analizować, bo po prostu jak się pisze, to często tak jest i już. Że masz scenę w głowie, a potem jest Efekt Białej Kartki, a co gorsza nawet po pierwszym napisanym akapicie nadal słowa jakby się wykuwało w kamieniu. I zupełnie nie ma zależności, że wymęczone jest lepsze czy gorsze od napisanego w natchnieniu (nowomodnie: w stanie flow).

Ale żeby mieć coś napisane, to trzeba to napisać, jakkolwiek bardzo by się nam nie chciało :) Proste, smutne i prawdziwe :)

Ja czasem ułatwiam sobie wejście w scenę po długiej przerwie w pisaniu (kiedy wiem, że będę miała blokadę) wymyślając wcześniej pierwsze zdanie - nie tylko CO ma się zdarzyć ( co czasem wiem już od miesięcy), ale jak to ujmę w słowa. Pierwsze koty za płoty. Czasem potem jest łatwiej. A czasem nie ;)

A czasem pisze się samo.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

3
cranberry pisze:Ja czasem ułatwiam sobie wejście w scenę po długiej przerwie w pisaniu (kiedy wiem, że będę miała blokadę) wymyślając wcześniej pierwsze zdanie - nie tylko CO ma się zdarzyć ( co czasem wiem już od miesięcy), ale jak to ujmę w słowa. Pierwsze koty za płoty. Czasem potem jest łatwiej. A czasem nie
Ja jak siadam do pisania to mam całe rozdziały słowo po słowie gotowe w zwojach... :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

5
Ja muszę czekać na natchnienie. Pomysły spisuję codziennie w notesie, ale samo napisanie tekstu wymaga ode mnie natchnienia. Czasem wystarczy mi jak się zepnę i usiądę jakby to było zadanie do pracy i natchnienie przychodzi :) A czasem tak mi się nie chce, że nie da rady....
"Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze kiedy nam się dzieje źle "

6
Z doświadczenia wiem, że pomysły pisarskie mają najlepsze warunki do rozwoju dopiero w tekście :) . A dopóki są tylko w głowie, to może dojdzie do ich narodzin, może nie...
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

7
Marcin Dolecki, tak, to prawda - w ostatecznym rozrachunku liczą się słowa, dobry pomysł można źle zrealizować. Z drugiej strony czytałam też masę wtórnych poprawnie napisanych tekstów, nienadających się w związku z tym do publikacji, które zapominam zaraz po przeczytaniu, a pamiętam często naprawdę długo fajne, ciekawe pomysły, obrazy i postaci, którym do tego stopnia zabrakło dobrej realizacji, że nie dało się tego poprawić redakcyjnie.
Dlatego warto dla dobrego pomysłu przysiąść fałdów i nauczyć się warsztatu.
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

8
Zauważyłem, że moje pomysły zdecydowanie lepiej rozwijają się i dojrzewają, gdy je widzę zapisane i pracuję z tekstem. Oczywiste jest, że nie każdy jest dobry. Często jednak miałem tak, że różne myśli nabierały kształtu dopiero po przelaniu na papier czy przeniesieniu na ekran. Wtedy z mglistych zarysów wyłania się całość pomysłu.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

9
Eee mogę?

No cóż, przed myślę "A może by tak...", a po "No to teraz trzeba to jakoś upłynnić"

A tak bardziej serio. Piszę raczej:
Albo myśl (fragment, opis etc) powstaje jednocześnie wraz z odbywającym się aktem pisania
Przy czym w znaczeniu, że jako słowa, nie jako historia. Nie umiem wcześniej okładać fragmenty historii w słowa. Znaczy mogę, ale jak mam pisać, to te fragmenty mi gdzieś uciekają i nie ma po nich najmniejszego śladu.
Nie mam uczucia pustki po pisaniu, wręcz za każdym czytaniem fragmentu, myśli i uczucia, które mi towarzyszyły podczas pisania, wracają (i zaślepiają).
Gdy skończę coś pisać (bo właściwie w głowie zawsze mam coś dalej) , myślę raczej jak te słowa zmienić, naprawić. Wiem, że da się to zrobić dużo lepiej. Pragnę to zrobić. Dlatego chcę się uczyć przemiany moich myśli na ciąg liter. Po to aby nie czuć niedosytu, przy ich wyrażaniu. Tak wiec nie mam ochoty zrezygnować po spojrzeniu na swoją tfurczość, a co najwyżej po opiniach innych.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

10
Tuż przed czuję niepokój, podobnie jak Ty. Czekam na odpowiedni nastrój. Cięzko się pisze o szarości dnia, gdy za oknem piękna pogoda. Oczyszczam umysł ze wszystkich "kurde, jeszcze pokój posprzątać..." Nie mogę pisać, gdy wiem, że za tydzień koło, a pojutrze muszę załatwić coś ważnego.

Rzadko poprawiam swoje teksty. Właściwie to tylko z ortografów i przecinków, a tak to nie. Według mnie jak jest napisane za pierwszym razem, tak jest najlepiej. Jak opowiadasz kolegom jakąś przygodę też nie wracasz co chwilę i nie zmienaisz słów, tylko lecisz naturalnie. Dlatego jak postawię ostatnią kropkę, to jest The end i przez następne dwa tygodnie pławię się zwycięstwem. Nawet jak tekst jest do bani :-) Jest mój i jest piękny. The end :-)

11
Potrafię się zawiesić na etapie pomysłu - gdy chodzę z koszykiem po markecie, oglądam telewizję lub cykam w pracy arkusze w excelu. Wtedy myślę intensywnie nad tekstem i nic więcej się nie liczy - obmyślam przekaz, scenę, światło, zapach, dźwięk. Wtedy odczuwam emocje. Gdy siadam do pisania - nic takiego nie czuję. Dla mnie pisanie to roboczodupogodziny - czas, którego nie spędzę z żoną, nie pobawię się z córką, nie wyjdę z kumplami na piwko. Dlatego szukam bodźców, które zapędzą mnie do pisania, nadadzą temu cel i sens.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

12
Lady Kier- zgadzam się z Tobą :) Też nie poprawiam. Co najwyżej dopisuję dodatkowe opisy. I lubię pisać tylko w nocy/wieczorem jak jakiś wamipir;'/
"Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze kiedy nam się dzieje źle "

13
1) odpalam net.

2) loguję się do banku

3) sprawdzam wysokość kredytu pozostałego do spłaty.

4) sprawdzam stan konta

5) rzucam kilka wulgaryzmów.

W ten sposób dodawszy sobie motywacji siadam do pracy. tzn. do aktu twórczego.

6) wraca żona z zakupów.

7) ponieważ nie udało jaj się zapłacić kartą wyciąga wałek i wygłasza kazanie.

Poziom motywacji gwałtownie wzrasta...

8 dzwonią z banku z zapytaniem czy zdołam za trzy dni zapłacić ratę czy już mogą naliczać karne odsetki.

9) ochrona przed kancelarią premiera zabiera mi kanister i poucza na temat szkodliwości aktów terroryzmu antypaństwowego. (Cholerna strata w środku była benzyna za 10 zł).

10) wracam pisać...

tak dzięki pomocy wielu życzliwych mi osób mogę napisać powieść w miesiąc...

*

No dobra w rzeczywistości jest trochę inaczej. Ale nie czekajcie na łopot skrzydełek weny bo zanim je usłyszycie mogą zadzwonić smutni panowie z Prowidenta...

14
W sumie abstrahując od mojego poprzedniego postu, muszę zauważyć coś innego: ja, żeby pisać, muszę tylko pisać. Żadnych zajęć, lektur, problemów osobistych, żeby już siąść i coś stworzyć, muszę mieć warunki idealne, w których brak czegokolwiek, co by mnie mogło rozpraszać. Tylko pisanie. Tylko. Także wcale nie ma łatwiej.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

15
Andrzej Pilipiuk pisze:1) odpalam net.


No dobra w rzeczywistości jest trochę inaczej. Ale nie czekajcie na łopot skrzydełek weny bo zanim je usłyszycie mogą zadzwonić smutni panowie z Prowidenta...
Nie zapukają :) zawsze mam moje kochane nieruchomości :) Z pisania planuję żyć za kilkanaście lat ;-)

Ale tak... lubię pisać pod presją :)
"Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze kiedy nam się dzieje źle "
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron