Eliza wpadła do pokoju i z hukiem zamknęła drzwi. Zatrzasnęły się ze zgrzytem. Dziewczyna podbiegła do szafy i zaczęła wrzucać na oślep do plecaka rzeczy, które zwykle zabierała ze sobą wychodząc z domu. Nie interesowało ją w tej chwili,co do niego wkłada, wciąż słysząc głos, którego ostre słowa popędzały ją do jak najszybszego wyjścia. To rozwścieczona matka krzyczała z sąsiedniego pokoju:
- To moje życie i ja decyduję, co z nim zrobić! Zajmij się swoimi sprawami, a nie moimi i Grzegorza! Prędzej się ucz, znów wychowawca mnie wzywał, bo kolejną niedostateczną dostałaś...
Monolog Janiny nie miał końca. Kiedy Eliza dokończywszy pakowanie rzeczy wymknęła się z domu tylnymi drzwiami, poczuła niewyobrażalną ulgę. Na zewnątrz uderzyło ją mroźne powietrze – dał znać o sobie początek lutego. Ulicę pokrywał śnieg, w ciemności ledwie zauważalny. Nastał późny wieczór, ludzie pochowali się przed mrozem w ciepłych bezpiecznych domach. Panowały pustki, w oddali jedynie majaczyły sylwetki jakiś ludzi – pewnie była to młodzież, sądząc po dziewczęcym śmiechu, łatwo słyszalnym we wszechobecnej ciszy. Cisza była miłą odmianą po wcześniejszej awanturze. Na samą myśl o niej Elizę zalewał gniew. Ale przecież mogła się spodziewać, że tak będzie. Kiedy Janina się uparła, nie można było zmienić jej zdania. Jednak z drugiej strony, Eliza nie widziała innego wyjścia, jak powiedzieć matce o swoich podejrzeniach. Zaczęło się od nagłego wparowania do ich życia Grzegorza. Mieszkały we dwie, matka pochłonięta pracą rzadko gdzieś wychodziła z koleżankami, a tym bardziej na randki. Pracowała w dużej korporacji i choć wiele zarabiała, pozostawało jej mało czasu dla siebie. Zaskoczeniem więc było dla Elizy, gdy Janina przedstawiła jej Grzegorza. Już pierwsze spotkanie nie wywarło na niej odpowiedniego wrażenia. Mężczyzna był przystojny jak na swój wiek, matka powiedziała jej przed spotkaniem, że dobiega czterdziestki. Z podekscytowaniem, jakiego dawno od niej nie słyszała Eliza, opowiadała jej o gęstych ciemnych włosach, dokładnie przyciętych paznokciach i o cudownych w zapachu perfumach. Wspominała, że jego pasją jest gotowanie, a każdą rzecz do której się zabierze, wykonuje perfekcyjnie. Opis wydawał się aż nazbyt idealny. Gdzie współcześnie można znaleźć takiego faceta? Co prawda był rozwiedziony, ale czy to nie powoduje, że jawi się niczym wrażliwy doświadczony przez los mężczyzna, poszukujący nowej szansy na szczęście? A może matka jest na tyle zdesperowaną samotnie wychowującą córkę kobietą, że nie potrafi podejść z dystansem do czarującego mężczyzny?
Eliza biorąc tę opcję pod uwagę, postanowiła przyjrzeć się dokładnie obiektowi zainteresowań rodzicielki. Mężczyzna rzeczywiście charakteryzował się gęstymi jak na dojrzały wiek włosami, schludnym ubraniem i nienagannymi manierami. Cechował się niebieskimi oczami i zagadkowym uśmiechem. Wszystko wydawałoby się być w porządku, gdyby nie właśnie czające się wyrazie twarzy i w tych niewinnych oczach, jakiś niczym nieuzasadniony fałsz.
Eliza przez pewien czas spychała na bok te przeczucia. Czuła się jak zdrajca, myśląc w ten sposób, matka dawno przecież nie była tak szczęśliwa. Miło było patrzeć jak beztrosko się śmieje, częściej uśmiecha. Od rozwodu z ojcem zatraciła pogodę ducha. Nie dało się nie zauważyć, że wraz z pojawieniem się Grzegorza, odżyła ona w jej sercu. Poczucie winy narastało, więc w Elizie do czasu, aż nie zobaczyła go z pewną kobietą. Dziewczyna wracała właśnie ze szkoły, kiedy nagle ujrzała partnera matki. Przystanęła i nie wiedzieć, czemu zaczęła obserwować go z ukrycia. Kobieta, z którą rozmawiał była atrakcyjną blondynką przed trzydziestką. Wciąż wpatrzona w oczy Grzegorza, kokieteryjnie odrzucała włosy do tyłu. Podrywała go. A on beztrosko śmiał się, zapewne z jakiegoś jej żartu. Eliza z każdą chwilą kipiąc coraz bardziej gniewem i rozczarowaniem, śledziła rozwój wypadków. Rozmowa na szczęście nie przerodziła się w nic więcej – Eliza podejrzliwie odnotowała jedynie odciśnięcie blondynki ust na policzku Grzegorza, która po tym pożegnaniu odeszła. Przeczekała jeszcze chwilę, aż Grzegorz oddali się i ruszyła do domu.
Była pełna mieszanych uczuć. Nie miała pewności, że mężczyzna zdradza jej matkę, ale pod wpływem emocji zignorowała wcześniejsze postanowienie, że nic nie powie i wyjawiła Janinie, co zobaczyła. Dziewczyna chciała poczekać na rozwój wypadków, nie wyciągać bez rzetelnych dowodów dalszych wniosków, ale na wieść o tym, że matka i Grzegorz zamierzają się pobrać, coś w niej pękło. Nie była przygotowana na taką rewelację z ich strony i zareagowała z wielką gwałtownością.
Nie potrafiła milczeć. Wybuchła kłótnia, która natychmiast zmazała radosny uśmiech z twarzy rodzicielki Elizy na pełen niedowierzania grymas.
Eliza nie wyobrażała sobie życia z Grzegorzem, wręcz przerażała ją ta wizja. Uczepiła się kurczowo epizodu z blondynką, nie mogąc pogodzić się ze zmianą, która miała nadejść w ich wspólnym życiu. Gdyby chociaż go lubiła!
Dziewczyna obrzuciła ponurym wzrokiem klub. Dotarła na miejsce.
Czekali na nią, gdzie zawsze. Na uboczu, gdyż tam muzyka nie zagłuszała rozmów, a stanowiła jedynie tło imprezy. Nie można było tego powiedzieć o centrum klubu, który wibrował aż od dźwięków, wprawiających ciała w taneczny ruch.
Pomimo ciemności Eliza szybko dostrzegła wyczekiwaną postać. Charakterystyczne długie jak na chłopaka włosy oraz punkowy styl nie mogły mylić.
Powitała zebranych uśmiechem i krótkim cześć, by zaraz skupić uwagę na chłopaku. Porwał ją w ramiona i pocałował. Przez ten krótki pocałunek zapomniała o trapiących ją problemach, ale po chwili na twarz nastolatki wrócił ponury grymas. Awantura z matką skutecznie zepsuła jej humor. Chłopak przyjrzał się badawczo Elizie i wsunął w jej dłoń przezroczystą folię. Znajdował się w niej biały proszek. Na jego widok zabłysły dziewczynie oczy, co nie uszło uwadze znajomych, którzy roześmiali się cicho.
-Widzę, że jesteś dzisiaj nie w sosie. Sztachnij się - powiedział Bartek i objął dziewczynę lekko za ramię.
-Dzięki – odpowiedziała z wdzięcznością. Poczuła ulgę, wiedząc, że niedługo problemy przestaną istnieć. Choćby na krótką chwilę.
-Kolejna awantura z matką?
Ostatnio często się z nią kłóciła, Bartek więc szybko ją przejrzał.
-Niestety. Jest coraz gorzej. Biorą ślub – potwierdziła z rozpaczą w głosie. Świat wydał się Elizie niezwykle niesprawiedliwy i beznadziejny.
-Chodź. Zaradzimy jakoś na tą smutną minkę.
Spróbowała odwzajemnić jego pełen otuchy uśmiech. Wierzyła w jego słowa.
Przez chwilę miało być lepiej. I tylko to się na razie liczyło.
***
Wczorajszy odlot ulotnił się bez śladu. Eliza uświadomiła sobie to z bólem, witając szkolną nieciekawą salę. Szare ławki, ściany pokryte obojętnymi dla dziewczyny rysunkami i napisami, przedstawiającymi zwierzęta, opisujące budowę komórki. A koło tablicy, pokrytej równie bzdurnymi opisami, nauczyciel. Jego sroga twarz, uważnie wypatrująca dzisiejszą ofiarę, nie zachęcała bynajmniej do nauki.
Na samą myśl o znienawidzonej biologi Eliza jęknęła. Dąbrowski zawsze odpytywał, a ona nawet nie zajrzała do zeszytu. Ostatnimi czasy jej oceny drastycznie się pogorszyły i kiedy nauczyciel wyczytał jej nazwisko, poczuła strach. Tak jak myślała, jej milczenie na zadawane przez niego pytania, uznał za powód do wezwania mamy. Groził jej tym poprzednim razem, ale zignorowała ostrzeżenia. Pomimo narastającego strachu przed reakcją mamy spojrzała chłodno i bez wyrazu na nauczyciela, wpisującego ocenę. W takich chwilach jej uczucia przesłaniała maska, choć wiedziała, że przez to wezwanie jeszcze bardziej oddalą się od siebie z Janiną.
Humor po kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji z matką poprawił jej się dopiero, gdy weszła do znajomego wnętrza klubu i zaszyła się z dala od hałasu ze znajomymi. Potrzebowała czegoś mocniejszego. Sprzęt udało jej się skołować od koleżanki, wstrzyknięta działka zadziałała z większą siłą.
Pozwoliła, by pochłonął ją narkotyczny świat. Pełen kolorów, radości i szczęścia nie przypominał rzeczywistości. A od niej chciała uciec jak najdalej.
***
Poranek mijał Elizie na nieustannym wyczekiwaniu na wieczór. Szkoła przedłużała ten czas, czyniąc go jeszcze gorszym. Nikt tam jej nie rozumiał, nie miała z kim dzielić zainteresowań. Zresztą jeśli miała jakieś pasje, już dawno wygasły. Rówieśnicy wydawali jej się żałośni, ich rozmowy nie były godne najmniejszej uwagi. Ciuchy, kosmetyki, chłopcy – to te tematy królowały wśród nastolatek. Eliza przechodziła wobec nich obojętnie, a każdą próbę tego typu rozmowy zbywała milczeniem albo jednoznacznym spojrzeniem. Kiedyś jeszcze jej zależało.
Ta chęć przystosowania się do środowiska minęła, gdy poznała Bartka i jego paczkę. Wyluzowani, z poczuciem humoru, ale jednocześnie potrafiący zachować powagę. Elizie imponowała także ich pewność siebie, niezachwiany spokój. Dojrzałość, której koleżanki i koledzy z klasy nie mieli za grosz. Chęć przynależności do ich grupy podsyciło uczucie do Bartka, któremu także nie pozostawała obojętna. Kasztanowe gęste włosy i czarne oczy Elizy obramowane wachlarzem czarnych rzęs oczarowały chłopaka. On sam przystojny i z miną buntownika, robił na niej wrażenie.
Wszyscy z paczki sprawiali wrażenie właśnie buntowników – ludzi wyzwolonych i bez zasad. Spodobali jej się od pierwszej chwili, a kiedy poznała ich bliżej, poczuła, że odnalazła bratnie dusze.
Każdy z nich miał trudną sytuację w domu – u jednego ojciec pił, u drugiego rodzice byli po rozwodzie i toczyła się walka o dziecko, które z obserwacji Elizy czuło się niechciane. Nikt z nich nie miał łatwo, ale narkotyki polepszały choć na chwilę ich ponury świat. Dzięki nim mogli uciec do marzeń o rzeczywistości, tak odmiennej od tej, o której poprzez branie, chcieli zapomnieć.
Bartek i jego przyjaciele pokazali jej, że narkotyk nie musi być złem, jak to wpajają nam ludzie.
Dla nich i jak się okazało, dla niej, stał się on nadzieją.
***
Eliza trzęsąc się z zimna weszła do domu. Z czarnego płaszcza pociekła na podłogę woda, kiedy z westchnieniem ulgi odwiesiła go na wieszak. Zdjęła rękawiczki i przygładziła potargane i mokre włosy. Śnieg przestał padać, ale zamiast niego pojawił się deszcz. Wracając ze szkoły trafiła w sam środek ulewy, która jak na złość zaczęła szaleć akurat, gdy opuściła budynek. Odłożyła ubłocone kozaki w korytarzu i przyjrzała się krytycznie przemoczonym skarpetkom. Czas kupić nowe buty, pomyślała. Skierowała się do pokoju, aby się przebrać, ale na szczycie schodów przystanęła. Z sypialni mamy dochodził jej głos:
To kiedy się spotkamy? Nie mogę się doczekać, aż ją wybiorę! To takie ekscytujące!
Eliza nie musiała wysilać się, aby usłyszeć matkę. Jej ożywiony głos roznosił się po korytarzu.
Nietrudno było się domyślić, że rozmawiała przez telefon o ślubie – po chwili potwierdziło się to wzmianką Janiny o sukni ślubnej. Wraz z przyjaciółką planowała jej zakup.
Eliza słuchała jeszcze chwile rozmowy matki, chłonąc ze smutkiem jej radosny głos. Odkąd kobieta pokłóciła się z córką, odnosiła się do niej z rezerwą. Tymczasem teraz Eliza nie wyczuła w jej głosie chłodu, tylko szczęście. Eliza powlokła się w końcu do pokoju i włączyła muzykę. W pokoju zabrzmiała dźwięcznie Metalica.
Starała się unikać rozmów o ślubie. Milcząco zaakceptowała fakt, że matka wychodzi za mąż. Jednak to, że Janina nie zaproponowała Elizie nawet, żeby pomogła jej wybrać suknie, dotkliwie ją zabolało.
Kiedyś wiele rozmawiały na ten temat. Jako mała dziewczynka uwielbiała siadać wspólnie z mamą przy herbacie i w taki sposób spędzać czas. Janina opowiadała jej wówczas różne historie, czasem czytała bajki. Eliza pomimo wszystko dalej pamiętała czułe ramię, które ją obejmowało, włosy lśniące w słońcu, kiedy latem wraz z matką szły porozmawiać w ogródku.
Dziewczyna skupiła się na żywiołowej solówce gitary. Nie chciała wspominać dawnym czasów.
Bezpowrotnie przecież minęły.
Ślub mamy uświadomił mi to, pomyślała momentalnie Eliza. Zapragnęła jak nigdy wziąć działkę i po prostu zapomnieć. Wiedziona tym pragnieniem, zbiegła ze schodów i porwała płaszcz. Po chwili była już na dworze, gdzie dalej szalała ulewa. Wychodząc z domu usłyszała krzyk matki. W końcu mnie zauważyła, uśmiechnęła się z goryczą. Jednocześnie przyspieszyła kroku. Wyjęła z kieszeni płaszcza telefon i zadzwoniła, nie zwalniając tempa.
-Halo? - usłyszała w słuchawce.
-Tu ja. Możesz dzisiaj wpaść do klubu?
-Nie mogę się wyrwać – odpowiedział Bartek znudzonym głosem. - Jestem u ciotki. Wiesz, muszę już kończyć.
Rozłączył się. Eliza nie zdążyła się nawet pożegnać. W jego głosie wyczuła chłód, ale usprawiedliwiła to nudną wizytą u krewnej. Też nie cierpiała takich spotkań, gdzie królowała niezręczna cisza lub z kolei odwrotna sytuacja; rozmowy o bzdurnych i nieinteresujących ją w najmniejszym stopniu tematach. Dlaczego ma ją, na przykład interesować zwiększająca się inflacja?
Przygnębienie Elizy wzrosło. Wspaniale byłoby schronić się czułych ramionach Bartka. Dziewczyna nie miała jednak zamiaru zawrócić. Z paczką, czy bez – od dilerów na dyskotece roi się wszędzie.
Miała rację. Już przy wejściu spotkała jednego z nich. Za przystępną cenę zaproponował jej kompot. Sprzedawca zapewnił ją o czystości towaru –szybko więc zapłaciła i ruszyła do klubowej łazienki. Przepchnęła się przez tłum ludzi. Ignorowała gwizdy chłopaków, koncentrując się na przejmującej chęci wzięcia działki. Wraz z oddalaniem się od zabawowiczów cichła muzyka. W końcu zamknęła się w jednej z kabin. Wyjęła z torebki sprzęt i wstrzyknęła sobie drżącymi palcami działkę.
Odleciała.
***
Obudziła się w klubowej łazience, siedząc na klapie brudnego i niewygodnego klozetu. Była cała zesztywniała po spędzonej na nim nocy. Podniosła się chwiejnie i oparła o ścianę kabiny. Odetchnęła głęboko, czując jak po czole spływają jej stróżki potu. Dręczyły ją koszmary. Rozmazane, niejasne obrazy powodowały strach. We śnie pojawiały się twarze kolegów i koleżanek wyszczerzone w nienawistnych uśmiechach. Nauczyciele i matka stali nad Elizą, która z niewiadomego powodu klęczała na podłodze. Zdawałoby się, że pełna żalu prosi o wybaczenie. Łkając, kuliła się pod groźnym spojrzeniem dorosłych, przed groteskowym śmiechem rówieśników, cieszących się z jej nieszczęścia.
Eliza odegnała w myślach koszmary, czując jak wzbiera w niej płacz. Była to niepodobna do niej reakcja. Jednak jednoznaczne przesłanie snu i to, co zastała po przebudzeniu, przerosło ją.
Znajdowała się przecież w brudnej toalecie, gdzie z pewnością już nie pierwszy raz ktoś ćpał. Czy już zawsze miała być jedną z tych, którzy w takim miejscu i w ten sposób rozwiązują problemy?
Eliza odetchnęła głęboko i wyszła z kabiny. Poprawiła makijaż przed lustrem i użyła kropel do oczu, które łagodziły zaczerwienienia. W miarę gotowa na konfrontację z matką opuściła dyskotekę. Była już całkiem pusta, nie licząc sprzątaczek. Obrzuciły ją litościwym wzrokiem, pod którym ze złością spuściła wzrok. Gdy wyszła na ulicę dopiero świtało; telefon wskazał, że jest 5 rano. Na wyświetlaczu pojawiła się informacja o sześciu nieodebranych połączeniach. Wszystkie były od matki. Eliza zaklęła w duchu. Przez jej nierozważność matka pewnie nie spała całą noc, zastanawiając się, gdzie zniknęła.
Na co dzień dziewczyna ukrywała przed matką nocne wyprawy – wymykała się tylnymi drzwiami albo kłamała, że idzie spać do koleżanki. Taka metoda zazwyczaj się sprawdzała. W natłoku spraw mama o niczym się nie zorientowała. Tak było lepiej, ale czy ta obojętność nie była jednym z powodów, przez które Eliza wymykała się z domu?
Dziewczyna w końcu dotarła do domu. W miarę bezszelestnie zamknęła drzwi, w nadziei, że matka śpi. W mieszkaniu panowały ciemności, jednak Elizie nie umknął ruch skulonego ciała leżącego na kanapie. Aby nie zdradzić swojej obecności, zdjęła jak najciszej mogła płaszcz i buty. Bezgłośnie przeszła przez korytarz, ale kiedy stanęła na schodach, zaskrzypiały. Mama podniosła się z kanapy i spojrzała na nią zaspanym wzrokiem. Przebijała się poprzez niego złość. Zostałam zdemaskowana, pomyślała Eliza, posłusznie podchodząc do matki.
-Czekam na wyjaśnienia – powiedziała chłodno Janina.
Na wpół śpiąca matka Elizy wyglądała staro. Na jej twarzy pojawiły się zmarszczki, przypominające, że nie jest już pierwszej młodości. A zmęczenie pomieszane z emocjami, jakie czuła, martwiąc się o córkę, czyniły ją straszą o dziesięć lat, niż w rzeczywistości.
-Poszłam do koleżanki, to wszystko – dziewczyna skłamała, choć patrząc na matkę czuła narastające wyrzuty sumienia. Nie mogła jednak wyjawić prawdy, zabolałaby o wiele bardziej niż kłamstwo.
-Na całą noc? Bez słowa wyjaśnienia?! - Kobieta podniosła głos. - Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałaś!
-Poszłyśmy szybko spać.
-Za to ja nie spałam całą noc zastanawiając się, co się z tobą stało!
-Przynajmniej w końcu zaczęłaś się mną interesować – zjadliwie odpowiedziała Eliza i ucinając tymi słowami wymianę zdań, pobiegła do swojego pokoju.
Zatrzasnęła drzwi i założyła słuchawki na uszy. Skuliwszy się w łóżku, zapragnęła znów się znieczulić. Wszystko stałoby się prostsze. Zaszywszy się szybko w pokoju, nie usłyszała szeptu mamy – Przecież zawsze mi na tobie zależało.
Nie usłyszała wołania o zgodę, o danie sobie drugiej szansy. Może gdyby nie wybiegła tak szybko, wszystko potoczyłoby się inaczej?
***
Minęły kolejne dwa tygodnie. Za kilka dni miał się już skończyć pierwszy semestr. Eliza poprawiła parę ocen, ale pozostała jej jedynka z biologi. Surowy Dąbrowski nie okazał tyle pobłażliwości, co inni nauczyciele. Z reszty przedmiotów dziewczyna wyciągnęła na dwóje. Nie miała ambicji na lepsze oceny. Stwierdziła, że matka będzie zbyt zajęta weselem, żeby zauważyć ich poprawę. Przygotowania szły pełną parą. Trwała gorączka wywołana zaproszeniami na ślub – jak mają wyglądać, do kogo konkretnie je wysłać. Janina potwornie się denerwowała. Pragnęła idealnego ślubu. Wcześniejszy zapewne daleko odbiegał od jej marzeń.
Jej pierwszy ślub z ojcem Elizy był cichy i skromny. Wtedy jeszcze młodzi, nie mieli dostatecznie dużo pieniędzy, aby wprawić kameralne wesele. Postawili na obiad z rodziną.
Ich związek rozpadł się po pięciu latach, choć tak naprawdę już o wiele, wiele wcześniej.
Janina usprawiedliwiała to młodzieńczym wiekiem, jego szaleństwem i nieodpowiedzialnością. Dlatego twierdziła, że jej związek z Grzegorzem ma przyszłość. Chciała ułożyć sobie życie na nowo, a Eliza nie mogła ją za to winić.
Jedynie za to, że układając je, nie przewidziała miejsca dla swojego dziecka.
***
Choć Eliza za nic by tego nie przyznała, sytuacja rodzinna odcisnęła na jej psychice ślad. Objawiał się on w postaci koszmarów, z których budziła się zlana potem. Niejasne obrazy przerażały ją i zaburzały naturalny proces snu. Do tego, nim się pojawiały, dręczyła ją bezsenność. Potęgowała ona strach przed koszmarami, ale też nakłaniała do refleksji nad przyszłością, która nie jawiła się przecież w różowych barwach. Nic więc dziwnego, że rano budziła się niewyspana i obolała. Szczególnie dokuczał jej ból mięśni. Niewyspanie nie sprzyjało też urodzie; na jej twarzy co rusz pojawiała się uciążliwa opryszczka.
Do tego w szkole na wuefie musiała grać w koszykówkę, która wymagała od niej szybkości i zręczności. Po każdej takiej lekcji lepiła się od potu. Pewnego razu, po wyczerpujących ćwiczeniach zasłabła i nauczycielka pozwoliła jej wrócić do domu. Tego dnia źle się czuła już z samego rana, ale zignorowała objawy choroby i poszła do szkoły. Ten pochopny krok przecierpiała leżąc w łóżku z gorączką. Po kilku dniach jednak minęła i szybko wróciła do dawnego stanu. Nie można tego nazwać inaczej, gdyż i przed chorobą i po niej miała złe samopoczucie. Tylko przez te chwile wraz ze znajomymi, wśród zbawiennych prochów, czuła się lepiej.
Ale i to uczucie miało zostać niebawem zburzone.
***
Eliza jak zwykle wieczorem opuściła tylnymi drzwiami dom. Wymknęła się niepostrzeżenie niczego nie podejrzewającej matce. Elizę czasem wręcz zaskakiwało jej zaślepienie. Ale czy każdy nie stara się widzieć tego, co jest dla niego najwygodniejsze?
Dziewczyna lubiła ciemność, do jakiej zdążyła się przyzwyczaić. Towarzyszyła jej cisza, czasami przerywana wyciem wiatru. Panował wtedy spokój. Pod koniec dnia mogła w końcu pozostawić problemy za sobą. Melancholijny nastrój urwał się wraz z wejściem do klubu. Choć i w nim panowały klimatyczne ciemności szybko zauważyła paczkę. Jeszcze za nim do niej dotarła, usłyszała głośne i ożywione bardziej niż zwykle głosy przyjaciół.
-Jak mogło do tego dojść?
-Myślałem, że sprzedają czysty towar!
Byli zdenerwowani, Eliza słyszała to wyraźnie. Zmarszczyła czoło, obrzucając wzrokiem ich zaskoczone twarze.
-Co się stało?
-Kojarzysz Chudego? Ten blondyn z tatuażem na ręce, sprzedaje prochy – odpowiedział Bartek ponuro.
Eliza przypomniała sobie szybko chudego faceta z jasnymi włosami i rozespanym wzrokiem. Ciągle na haju, ale w porządku. Dobrze wtapiał się w tłum, ale Eliza niedawno kupowała u niego działkę i dlatego bez problemu sobie go przypomniała.
-Tak, a co?
-Puścił nieczysty kompot.
Eliza zamarła z zaskoczenia. W myślach liczyła dni.
-Kiedy?
-Jakoś miesiąc temu. Wyszło niedawno. Są pierwsze ofiary.
Elizie dźwięczały w myślach jego słowa. Poczuła, że uginają się pod nią nogi. Musiała odtworzyć w pamięci zdarzenie, o którym usiłowała zapomnieć przez przeszło miesiąc...
Milcząco potakiwała wzburzonym przyjaciołom, ale myślami była daleko. Sparaliżowana strachem nie słuchała tego, co mówią.
-Eliza, nie kupowałaś przypadkiem u niego, co? - Wyrwano ją z zamyślenia.
-Co? - poczuła na sobie podejrzliwe spojrzenia paczki. - Nie, no co ty! Nie było mnie wtedy!- dziewczyna zaprzeczyła nerwowo.
Wyraźnie uspokoiła przyjaciół. Tylko Bartek patrzył na nią jeszcze chwile uważnie. Wyglądał jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Pod jego spojrzeniem spuściła wzrok. Wiedziała, że lada moment puszczą jej nerwy.
-Idę zapalić – rzuciła do znajomych i szybko ruszyła do wyjścia.
Eliza czuła na plecach ich zdziwione spojrzenia. Rzadko paliła, tylko w kryzysowych sytuacjach. Papierosy były niedobre i jeszcze długo dało się po nich czuć nieprzyjemny smak. Wartą jednak tego rekompensatą było zbawienne rozluźnienie. Nie odegnało ono czarnych myśli, które trawiły jej umysł. Poczuła, że nie zdoła wrócić do przyjaciół i jakby nigdy nic się z nimi bawić. Wiedziała, że już teraz pewnie domyślają się, że coś jest nie tak. Eliza wyjęła komórkę i napisała krótkiego esemesa do Bartka. Z powrotu do klubu wywinęła się wiadomością o nagłym telefonie od matki.
Noc całkowicie oddawała nastrój Elizy, zamęt jaki zapanował w jej duszy. Kierując swe kroki ku domowi, kierowała je także ku prawdzie – dobrej lub złej.
Gdy tylko do niego wróciła, włączyła komputer. Internet tylko potwierdził jej wcześniejsze obawy. Opryszczki, które ciągle jej się naprzykrzały, bóle mięśni, które uzasadniała męczącą grą w koszykówkę... Do tego nagła gorączka, z której szybko wydobrzała, podczas gdy zawsze zwiastowała u niej długą grypę...
Doszły jeszcze kolejne fakty, niepozostawiające wątpliwości. Od feralnego dnia, w którym kupiła nieczysty kompot, upłynął miesiąc. Po dwóch tygodniach pojawiły się pierwsze objawy, a więc było to zgodne z wiadomościami zaczerpniętymi z internetu.
A teraz? Nagły powrót do dawniejszej formy, zero wcześniejszych problemów – to nie mogło przynieść upragnionego pocieszenia. Wręcz pozbawiło ją to nadziei. Strona poświęcona chorobie jasno mówiła; po okresie kilku tygodni objawy ustępują.
Elizie zrobiło się słabo. Czuła, że powoli – ale jednak – ulatuje z niej życie. Jak choroba zagnieżdża się w jej organizmie i sieje spustoszenia. Jej wyobraźnia działała na pełnych obrotach przed obliczem strasznej prawdy. Nie potrafiła się w pełni z nią zmierzyć. Jest jeszcze nadzieja, pomyślała nagle, odrzucając w myślach wizję wyniszczającego ją wirusa. To proste; musiała zrobić stosowne badanie.
Z oczu Elizy popłynęły gorzkie łzy, które natychmiast starła. Przecież nic jeszcze nie zostało rozstrzygnięte, dlaczego więc się mazgai?
W głębi serca wiedziała, że nie będą to ostatnie łzy, jakie wyleje. Nadzieja tliła się w niej słabym płomykiem i bała się rozpaczliwie tego, że niebawem zgaśnie.
***
Eliza żyła w niepokoju o wyniki badań. Starała się nie myśleć o tym, co może ją czekać. W dzień było jej łatwiej, myśli ulatywały w kierunku bieżących spraw. W szkole musiała skupić się na nauce, w końcu nie chciała zarobić kolejnej złej oceny, których już przecież wiele zdobiło dziennik. Po szkole natomiast więcej niż zwykle sprzątała – odkryła, że dźwięk odkurzacza pozwala jej myśleć tylko o okropnym hałasie jaki słyszy... Matkę dziewczyny zdziwiła nagła pomoc, przyzwyczaiła się, że sama wykonuje wszystkie obowiązki. Sukcesem było już dla niej to, że Eliza sprząta sama swój pokój. Ta rewelacja oderwała Janinę jednak tylko na chwilę od myśli poświęconym przygotowaniom do ślubu. Nie skupiła się na apatycznym spojrzeniu córki, gdy zobaczyła, że odkurza. Znów zajęła się niecierpiącymi zwłoki sprawami.
Rzeczywiście w zachowaniu Elizy nastąpiła zmiana; stała się markotna i cicha. Niepokój towarzyszył jej nieustannie, czając się gdzieś na boku i wkradając się do jej myśli w najmniej odpowiednich momentach. Największy strach dopadał ją po zapadnięciu zmroku. Wtedy najtrudniej jej było uciec od problemu. Godzinami leżała w łóżku, przewracając się z boku na bok i bezskutecznie próbując przywołać sen. A gdy w końcu po długim czasie nadchodził, dręczyły ją koszmary. Po wyniki ruszyła więc z paradoksalną ulgą. Oczekiwanie na diagnozę dłużyło się niemiłosiernie. Z drugiej jednak strony uciekała od prawdy i bała się jej.
Czuła, że sama już nic nie wie. Wszystko wymykało się spod jej kontroli. I chyba właśnie uczucie braku jakiejkolwiek kontroli nad życiem dominowało, gdy odbierała wyniki. W obawie o swoją reakcję, poszła do publicznej toalety, aby je odczytać. Nie chciała uzewnętrzniać przy ludziach swoich uczuć. Gdy już znalazła się poza zasięgiem ludzkiego wzroku, z drżeniem ujęła kartkę w obie dłonie i odczytała wynik.
Zaraz jednak dokument sfrunął na podłogę; Eliza osunęła się wraz z nim. Ukryła twarz w dłoniach, ale nie płakała. Była przygotowana na tę diagnozę. Czarno na białym zostało wypisane, to czego się spodziewała; ma HIV. Ma nieuleczalnego wirusa.
Jak dalej miała żyć? Jak miała wrócić do domu i zachowywać się, jakby wszystko było tak jak kiedyś? Już dawno zepsuły się jej relacje z matką – czy potrafiła wyjawić przed rodzicielką, że jest mającą HIV narkomanką, nie pogarszając tych stosunków? To graniczyło z cudem.
To były pierwsze pytania, jakie zrodziły się w głowie Elizy. Po nich nasunęły się kolejne, ale na żadne z nich nie potrafiła udzielić odpowiedzi.
Eliza podniosła dokument - pisemne świadectwo nieodwracalnego błędu. Ile by dała, by móc cofnąć czas! Dziewczyna wstała chwiejnie i ruszyła do wyjścia. Walczyła ze łzami, kiedy zadzwoniła do Bartka. Nie powiedziała mu, co się stało, ale poprosiła o spotkanie. Mieli się spotkać w parku za piętnaście minut. Powiedział, że spróbuje przyjść jak najszybciej – widocznie zaalarmował ją jej głos.
Tylko jemu mogła zaufać. Od początku znajomości Eliza czuła się przy nim bezpieczna. Wytworzyła się między nimi więź i wierzyła, że choćby nie wie co by się stało, nie zostanie ona przerwana. Po czasie, który zdawał się dla Elizy wiecznością, znalazła się w końcu w jego ramionach. Przytulił ją do siebie i dopiero po chwili zapytał, nie wypuszczając jej z objęć:
-Co się stało?
Ostatnio wybuchła afera w klubie. Odnośnie nieczystych narkotyków. - podpowiedziała, kiedy spojrzał na nią wyczekująco.
-I co w związku z tym?
Na twarzy Bartka odmalowała się podejrzliwość. Eliza czuła jak sztywnieje w jej ramionach. Sama też zastygła w napięciu, ale nie było już odwrotu; musiała mu powiedzieć, choć każde słowo przychodziło jej z trudem.
-Kilka tygodni temu załamałam się. Ty nie mogłeś się ze mną spotkać, byłeś na jakimś rodzinnym spotkaniu. Poszłam więc do klubu – Eliza urwała, zadrżał jej głos. Po chwili podjęła znowu:
-Przy wejściu stał diler, więc kupiłam od niego kompot i poszłam do łazienki – unikała jego wzroku. - Było to gdzieś miesiąc temu... - nieubłaganie zmierzała do sedna sprawy.
Ośmieliła się spojrzeć na Bartka; na jego twarzy malował się szok. Zrozumiał, o co Elizie chodzi.
-Chcesz mi powiedzieć, że ty...że wzięłaś nieczysty towar?
-Tak – powiedziała, tak cicho, że ledwo dosłyszalnie.
Bartek odsunął się od niej raptownie, jakby rozsiewała wokół zarazki.
-Nie bój się. Nie zarażam dotykiem. Dalej możemy być razem! - złapała go za rękę, ale on wyszarpnął ją szybko. Ten gorączkowy gest wykrzywił twarz dziewczyny bólem.
-Zgłupiałaś? To już koniec! - Eliza ujrzała w jego oczach czyste obrzydzenie. - I radzę ci, powiedz matce, zanim będzie za późno – rzucił na odchodnym.
-A co z nami... z miłością? - krzyknęła płaczliwie. Na te słowa Bartek odwrócił się:
-Nigdy miłości nie było.
Eliza mogła już tylko patrzeć, jak chłopak oddala się śpiesznym krokiem. Jej serce było wielką ziejącą raną, którą wypełniała rozpacz. Sądziła, że ich związek jest trwały i przede wszystkim szczery. Tak bardzo się myliła! Nikomu już teraz nie mogła ufać, pokładać wiary. Rzeczywistość uderzyła ją swą brutalnością. Wiedziała już jak ludzie zaczną ją postrzegać. Pełni obaw, że zostaną zarażeni, odsuną się od niej, będą szydzić z niej i brzydzić się jej widokiem. Wszelkie złudzenia prysły. Zalała się łzami. Przez łzy niewiele widziała, krajobraz zlewał się w jedno. Nagle zobaczyła pośród tych zamazanych kształtów Grzegorza. Otarła szybko łzy i spojrzała uważniej. Brała ten widok za przywidzenie, ale rzeczywiście stał niedaleko z jakąś kobietą. Eliza zdała sobie sprawę, że to ta blondynka, z którą widziała go kiedyś. Podeszła bliżej. Widok tej dwójki razem rozbudził jej podejrzliwość. Z miejsca, w którym stała, mogła usłyszeć o czym rozmawiają.
- Będziesz musiał zmieniać pieluchy – powiedziała kobieta i roześmiała się na całe gardło. Ten śmiech zmroził Elizie krew w żyłach. Jest w ciąży? - przemknęło jej przez głowę. Nie usłyszała nic więcej, bo Grzegorz wraz z blondynką ruszyli w stronę, gdzie stała. Doznała wrażenia, że być może Grzegorz ją zdemaskował, ale z jego twarzy można było wyczytać jedynie obrzydzenie, zapewne na myśl o pieluchach. Ponadto trzymał się z kobietą za rękę. Eliza szybko uciekła, aby Grzegorz jej nie zauważył. Dziewczyna aż kipiała gniewem, myśląc o tym jak matka zaangażowała się w związek z Grzegorzem, gdy tymczasem on spotykał się z jakąś plastikową dwudziestolatką. W dodatku blondyna prawdopodobnie jest w ciąży. Gniew odsunął jej myśli od choroby, ale gdy była coraz bliżej domu, ogarnął ją ponownie smutek. Postanowiła, że nic na razie nie powie matce. Wiedziała, że prawda złamie jej serce – zarówno ta o Grzegorzu, jak i o niej. Wydarzyło się tak wiele i potrzebowała czasu do namysłu.
Gdy weszła do domu uznała, że mama jest w dobrym humorze – w powietrzu unosił się smakowity zapach gotowanych potraw. Janina zawsze pichciła coś, gdy dopisywał jej nastrój. Eliza zdjęła płaszcz i buty i udała się do kuchni. Mama dziewczyny podśpiewywała cicho mieszając w garnku.
-Cześć – przywitała się i zajrzała do garnka. Bulgotało w nim spaghetti.
-To na kolację, będzie gdzieś za dziesięć minut, jak przyjdzie Grzegorz. Pomóż mi rozłożyć stół.
Eliza wygładziła obrus, który został już wcześniej rozłożony i wyjęła talerze.
-Z jakiej okazji gotujesz? - zapytała Janinę.
Wyjątkowej. Zresztą sama zobaczysz – uśmiechnęła się do niej tajemniczo.
Jaką wiadomość miała ogłosić? Eliza najchętniej uciekłaby szybko od matki i od Grzegorza, który miał się niedługo zjawić. Ta kolacja miała być farsą – nikt już teraz nie był wobec nikogo szczery.
Posłusznie rozłożyła talerze i sztućce. Tymczasem drzwi otworzyły się ze zgrzytem i dziewczyna usłyszała tupot stóp o wycieraczkę. Grzegorz wpadł po chwili do kuchni i pocałował Janinę w policzek. Eliza popatrzyła na ten fałszywy gest z nienawiścią.
Jak tam w pracy, kochanie? - zaszczebiotała Janina.
Ładnej mi pracy... - pomyślała Eliza, ściskając mocno w dłoni serwetki. Gdy je rozłożyła wyraźnie można było zobaczyć ślady po wgnieceniach. Słuchała pogodnego szczebiotania do kolacji. Dopiero gdy zasiedli do stołu urwała się rozmowa i przez chwilę było słychać tylko szczęk sztućców. Eliza walczyła ze sobą, żeby nie powiedzieć matce, co zobaczyła w parku. Ogarnęła ją przejmująca ochota rzucenia jedzenia w twarz Grzegorza.
Cóż, nigdy nie była pokorną i cichą osobą.
-Jak tam w szkole, Elizko? - zapytała mama.
Dziewczyna odparła dopiero po chwili, usiłując przypomnieć sobie, co robiła w szkole. Tamten czas zdawał się być bardzo odległy.
-Wszystko w porządku, mamo. Poprawiam oceny.
-To dobrze, że w końcu wzięłaś się do nauki – uśmiechnął się do niej Grzegorz.
Eliza zmusiła się do odwzajemnienia uśmiechu, podczas gdy w myślach wyobrażała sobie najgorsze rzeczy. Gdy była w trakcie bezgłośnego obrzucania partnera matki wyzwiskami, Janina zaczęła:
-Eliza, chcieliśmy ci coś z Grzegorzem powiedzieć.
-Tak?
-Będziesz miała rodzeństwo!
Grzegorz objął Janinę, a ona złapała się w opiekuńczym geście za brzuch. W tym samym momencie Eliza poczuła, że robi się jej niedobrze. To nie blondyna była w ciąży... tylko jej mama!
-Od kiedy jesteś...w ciąży? - Eliza zmusiła się, żeby wypowiedzieć te słowa.
-Od dwóch miesięcy. Tak bardzo się cieszę!
-Tak, ja też... - skłamała i pogrzebała widelcem w talerzu, całkowicie tracąc resztki apetytu.
Eliza musiała słuchać jej radosnego szczebiotania do końca kolacji. Co chwilę przytakiwała mamie, ale z trudem powstrzymywała łzy. Śmiech kobiety w parku mogła uzasadnić jedynie tym, że blondyna wraz z Grzegorzem czerpała zyski z materialnego dobrobytu mamy. Dziecko zapewniało mu tylko stabilną pozycję, podobnie jak ślub. Eliza czuła, że zaraz wybuchnie gniewem, gdy tak patrzyła na szczęście matki i Grzegorza, który zapewne cieszył się jedynie z tego, że będzie bogaty.
-Obejrzysz dzisiaj z nami jakiś film? Tak jak dawniej? - zapytała matka.
Eliza przypomniała sobie jak kiedyś spędzały razem wieczory. Ale to było zanim wprowadził się do nich Grzegorz.
-Nie, jestem zmęczona. Myślę, że pójdę się już położyć.
Wymyśliła szybko tą wymówkę i wstała od stołu. Zaniosła talerze do zlewu i wyszła jak najszybciej z kuchni. Gdy tylko znalazła się w pokoju, wybuchnęła płaczem.
W ciągu jednego dnia dowiedziała się, że ma HIV, rzucił ją chłopak, mama oznajmiła, że będzie mieć dziecko z facetem, który ją zdradza i jest z nią dla pieniędzy. Ponadto nie zdobyła się nawet na to, że o tym matce powiedzieć. Eliza czuła, że ten dzień miał wyznaczyć jej upadek.
Gdy świat się jej sypał, szła zazwyczaj do klubu. Tam topiła wszystkie swoje smutki. Mogła poczuć się wolna i nieskrępowana, tańczyć, przenosić się do innego bezproblemowego świata za pomocą jednej małej paczuszki lub tabletki...
Nagle w głowie Elizy zaświtał pomysł. Wywołał on kolejną falę bólu i płaczu, będącego protestem. Co jednak miała do stracenia? Po chwili otarła łzy i powzięła ostateczną decyzję. Wsunęła na nogi buty, a na ramiona kurtkę. Te dwie rzeczy trzymała w pokoju, na wypadek wyjścia do klubu. Po chwili zamykała już tylne drzwi domu i z przykrym uczuciem, że opuszcza go już na zawsze, wyszła na ulicę. Wiatr targał jej kasztanowe włosy, których kolor był niewidoczny w gasnącym świetle dnia. Eliza schowała ręce do kieszeni, pełne pieniędzy. Sądziła, że wystarczą.
Z każdym krokiem była coraz pewniejsza tego, co robi. Gdy spotkała pierwszego dilera, nie wahała się; wzięła wszystko.
Ogarnęło ją podniecenie, gdy wyjęła strzykawkę. Miała dość narkotyków, aby umrzeć.
Bała się, ale ten strach był niczym w porównaniu ze świadomością, że musi się zmierzyć z ponurą rzeczywistością. Narkotyki odkąd zaczęła je brać, stanowiły ulgę w cierpieniu.
Teraz mogła dzięki nim położyć jemu kres.
Była tchórzem, wiedziała o tym. Ale czy inni też byli idealni?
Bartek, chłopak, któremu postanowiła zaufać i ofiarować całą swoją miłość, opuścił ją. Odrzucił jej miłość, bo też zwyczajnie się bał i brzydził choroby.
Grzegorz ciągle oszukiwał jej matkę, bez mrugnięcia okiem potrafił powiedzieć, że ją kocha. W rzeczywistości zależało mu jedynie na jej pieniądzach.
A matka? Czy spędzała z nią tyle czasu, ile powinna? Czy tworząc na nowo rodzinę, nie zapomniała o niej? Eliza pomimo że zbliżała się do dorosłości, pragnęła uwagi matki. Odsunięcie Elizy od siebie sprawiło jej córce ból.
Nie widziała innego wyjścia. Rzeczywistość zdawała się być zbyt brutalna i krzywdząca, by mogła przez nią przebrnąć. Eliza patrzyła jak przez wbitą w ramię igłę przepływa narkotyk i przenika do jej ciała. Nie czuła żalu, a niepewność rozwiała się.
Pragnęła śmierci i kiedy pojawiły się pierwsze oznaki działania narkotyków, uśmiechnęła się gorzko. Nadeszło ukojenie.
2
To zamknęły się z hukiem, czy zatrzasnęły ze zgrzytem? Dwa różne opisy tego samego wydarzenia.gochex7 pisze:Eliza wpadła do pokoju i z hukiem zamknęła drzwi. Zatrzasnęły się ze zgrzytem.
Nie rozumiem. Ona miała jakiś zestaw, który zawsze ze sobą zabierała? No i z plecakiem na dyskotekę? Po co w ogóle to pakowanie się tutaj pojawia?Dziewczyna podbiegła do szafy i zaczęła wrzucać na oślep do plecaka rzeczy, które zwykle zabierała ze sobą wychodząc z domu.
1. chwili, coNie interesowało ją w tej chwili,co do niego wkłada, wciąż słysząc głos, którego ostre słowa popędzały ją do jak najszybszego wyjścia.
2. głos, którego ostre słowa - to głos używa słów? Słowa głosu?
1. "Prędzej się ucz"? Prędzej od czego? Rozumiem zamysł (chyba - podobne do "prędzej zdechnę"), ale tutaj to nie zadziałało.Prędzej się ucz, znów wychowawca mnie wzywał, bo kolejną niedostateczną dostałaś...
2. A nawet jeśli, to kropeczka po "ucz".
3. Matka przestawia szyk jak mówi? "Wychowawca znów mnie wzywał, bo dostałaś kolejną niedostateczną"
4. "znów" i "kolejną" się gryzą. A może nie? Niby nie powtórzenie, ale odczucie podobne.
A może matka jest na tyle zdesperowaną samotnie wychowującą córkę kobietą, że nie potrafi podejść z dystansem do czarującego mężczyzny?
Mnie się kojarzy, że powietrze uderza, kiedy mocno wieje. Albo jak istnieje jakaś powietrzna pięść. Jest coś takiego jak "uderzenia gorąca", ale "uderzenia zimna" już chyba nie. No nie pasi mi ta metafora.Na zewnątrz uderzyło ją mroźne powietrze
Wyobraź sobie, droga Autorko, opisywane warunki. Ciemność taką, że nie widać nawet leżącego na ziemi śniegu. Ja nie umiem.Ulicę pokrywał śnieg, w ciemności ledwie zauważalny.
mroźne, mrozemNa zewnątrz uderzyło ją mroźne powietrze – dał znać o sobie początek lutego. Ulicę pokrywał śnieg, w ciemności ledwie zauważalny. Nastał późny wieczór, ludzie pochowali się przed mrozem w ciepłych bezpiecznych domach.
1. jakichśPanowały pustki, w oddali jedynie majaczyły sylwetki jakiś ludzi – pewnie była to młodzież, sądząc po dziewczęcym śmiechu, łatwo słyszalnym we wszechobecnej ciszy. Cisza była miłą odmianą po wcześniejszej awanturze.
2. wszechobecna cisza? W jaki sposób cisza może być obecna? A wszechobecna?
3. ciszy, cisza - powtórzonko
1. Nie wiadomo czy Elizę denerwowała cisza, czy awantura.Cisza była miłą odmianą po wcześniejszej awanturze. Na samą myśl o niej Elizę zalewał gniew.
2. To krew zalewa, a nie gniew.
"wparowania"? Naprawdę użyłaś tego słowa?Zaczęło się od nagłego wparowania do ich życia Grzegorza.

1. kropka po "dwie".Mieszkały we dwie, matka pochłonięta pracą rzadko gdzieś wychodziła z koleżankami, a tym bardziej na randki.
2. "a tym bardziej" -> "a jeszcze rzadziej"
1. Powtórzenie.Pracowała w dużej korporacji i choć wiele zarabiała, pozostawało jej mało czasu dla siebie. Zaskoczeniem więc było dla Elizy, gdy Janina przedstawiła jej Grzegorza.
2. Dlaczego eksperymentujesz z szykiem? Tzn. ja nie mam nic przeciwko, o ile to jest eksperymentowanie świadome i zamierzone. Hm..
Kropka po "wiek".Mężczyzna był przystojny jak na swój wiek, matka powiedziała jej przed spotkaniem, że dobiega czterdziestki.
1. Nie musisz powtarzać "o". Masz je w domyśle.Z podekscytowaniem, jakiego dawno od niej nie słyszała Eliza, opowiadała jej o gęstych ciemnych włosach, dokładnie przyciętych paznokciach i o cudownych w zapachu perfumach.
2. Perfumy cudowne w zapachu? Nii. Może cudownie pachnące? Albo coś...
1. Nazbyt idealny - bardziej idealny od idealnego?Opis wydawał się aż nazbyt idealny.
2. Chodziło o to, że według opisu ten facet wydawał się idealny, a wyszło, że ten opis jest idealny (czyli, że matka ma niebywałe zdolności opisywania).
1. Był co prawdaCo prawda był rozwiedziony, ale czy to nie powoduje, że jawi się niczym wrażliwy doświadczony przez los mężczyzna, poszukujący nowej szansy na szczęście?
2. Czy fakt, że jest rozwiedziony powoduje, że jest postrzegany w ten sposób? Logika szwankuje.
3. jawi się? Jaaawii. Prosimy o normalniejsze słówko.

4. wrażliwy, doświadczony
5. Dlaczego nagle Ci wskoczył teraźniejszy?
6. Przeczytałem to zdanie z pięć razy już i nadal nie czaję. A raczej... muszę sobie dopowiadać.
1. Nie rozumiem ;(. To, jak skomplikowane dusze mają ci ludzie sprawia, że nie pojmuję zależności, o których pisze Autorka. Co ma "podchodzenie z dystansem do czarującego mężczyzny" do "bycia zdesperowanym" i "samotnego wychowywania córki"?A może matka jest na tyle zdesperowaną samotnie wychowującą córkę kobietą, że nie potrafi podejść z dystansem do czarującego mężczyzny?
2. "była" zamiast "jest".
3. zdesperowaną, samotnie
1. Eliza, biorącEliza biorąc tę opcję pod uwagę, postanowiła przyjrzeć się dokładnie obiektowi zainteresowań rodzicielki.
2. Jakie sztywne to zdanie!
1. Charakteryzował się, cechował się. Strasznie, strasznie drewniane słowa.Mężczyzna rzeczywiście charakteryzował się gęstymi jak na dojrzały wiek włosami, schludnym ubraniem i nienagannymi manierami. Cechował się niebieskimi oczami i zagadkowym uśmiechem.
2. Charakteryzować się... ubraniem? Cechować się oczami i uśmiechem?
Fałsz, który nie jest uzasadniony? I który się czai w oczach i w wyrazie twarzy?Wszystko wydawałoby się być w porządku, gdyby nie właśnie czające się wyrazie twarzy i w tych niewinnych oczach, jakiś niczym nieuzasadniony fałsz.
"Kiedy myślała w ten sposób, czuła się jak zdrajczyni (jakoś bardziej pasuje mi tu damska wersja)." Druga część zdania też mi nie pasuje, ale nie mam na nią pomysłu.Czuła się jak zdrajca, myśląc w ten sposób, matka dawno przecież nie była tak szczęśliwa.

1. Ciężko patrzeć na coś, co się dzieje częściej. Można za to zaobserwować zwiększenie częstotliwości. Ale nie patrzeć na nie.Miło było patrzeć jak beztrosko się śmieje, częściej uśmiecha.
2. "częściej uśmiecha" jest doklejone
3. "śmieje się" i "uśmiecha" są bardzo podobne. Różnią się nasileniem emocji.
1. Niepotrzebne podwójne zaprzeczenie.Nie dało się nie zauważyć, że wraz z pojawieniem się Grzegorza, odżyła ona w jej sercu.
2. Zaimkoza.
3. Niejasne są odwołania tych zaimków. Wiem, że "ona" odnosi się do pogody ducha, a "jej" do matki, ale nie wyszło to ładnie.
Skąd wzięło się to "aż nie"? Tak się chyba tylko mówi. I to bardzo potocznie.Poczucie winy narastało, więc w Elizie do czasu, aż nie zobaczyła go z pewną kobietą.
Ja wiem czemu! Była ciekawa pewnie. Kto nie wie? Narrator, czy bohaterka? Że ona sama nie zna motywów swojego działania, to jeszcze do przełknięcia. Ale nie wiem...Przystanęła i nie wiedzieć, czemu zaczęła obserwować go z ukrycia.
1. Blondynki ust? Dlaczego nie ust blondynki?Eliza podejrzliwie odnotowała jedynie odciśnięcie blondynki ust na policzku Grzegorza, która po tym pożegnaniu odeszła.
2. Konstrukcja zdania. O:
Eliza podejrzliwie odnotowała jedynie odciśnięcie na policzku Grzegorza ust blondynki, która po tym pożegnaniu odeszła.
3. Nawet poprawione, to zdanie i tak jest koszmarkiem. Nie chce mi się głowić nad tym, jak je naprawić.

Poczekała aż Grzegorz się oddali, po czym ruszyła do domu.Przeczekała jeszcze chwilę, aż Grzegorz oddali się i ruszyła do domu.
zmazała... na...Wybuchła kłótnia, która natychmiast zmazała radosny uśmiech z twarzy rodzicielki Elizy na pełen niedowierzania grymas.
tam, gdzieCzekali na nią, gdzie zawsze.
No dobrze. To jest jakieś 20% tekstu. Prawie każde zdanie wymaga poprawek niestety, więc stwierdzam, że dalej wytykać błędów nie ma sensu. Największe problemy, wydaje mi się, masz z konstrukcją zdań. Często zdarzają się stylistyczne wygibasy; gubisz podmiot domyślny, zmieniasz szyk na niestrawny, używasz sformułowań, które źle brzmią.
Parę uwag ogólnych (przeczytałem cały):
Głównym moim zarzutem jest to, że nie podołałaś, Autorko, gatunkowi jako takiemu. Obyczaj ma to do siebie, że emocje muszą wzbudzać zwykłe (albo niekoniecznie) ludzkie sytuacje. Polega on na naszej empatii. Tutaj próba wzbudzenia emocji zakończyła się niepowodzeniem na dwóch poziomach:
Językowym - Narrator jest skurczybykiem. Referuje historię Elizy jak z podręcznika. Zbyt duży poziom suchości. Wydaje mi się, że sama nie wiedziałaś czy masz opowiadać zza pleców bohaterki (a więc mowa pozornie zależna i wczuwanie się w jej sytuację), czy chcesz z niego zrobić typowego niezależnego, wszystkowiedzącego opowiadacza. Wybór jednego lub drugiego nie jest błędem. Problem w tym, że Ty stoisz w rozkroku i wyszedł narrator, który wie, co czuje Eliza, ale wisi mu to i powiewa.
Fabularnym - Żeby tak przeciętny pomysł (mama się nie interesuje córką, ta zaczyna brać) 'zaskoczył" musi zaistnieć między czytelnikiem a bohaterką jakaś więź. Ja chciałem ją kopnąć w cztery litery. I niech spada. Cieszyłem się, że był już koniec. A to chyba niedobrze.
Strukturalnym - Sceny powyskakiwały Ci jak z kapelusza. To autorka biegnie na dyskotekę, to do szkoły, to do domu. Mnie się nie chce tak biegać bez sensu.

Ps 1. Mam wrażenie, że nie masz pojęcia o narkotykach. Może mylne - oceniam po tekście.
Ps 2. Mam głowę zapełnioną Elizą, Grzegorzem i Janiną. Mam dość tych imion na kolejny miesiąc. Chyba za często ich używałaś.
Pozdrawiam.
B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:43 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.