Bo ja robię, co chcę/opowiadanie

1
Bo ja robię, co chcę



Człowiek robi kilka rzeczy w życiu, które musi. Cała reszta to wielka zbieranina marzeń, pragnień i egoistycznych dążeń. Jeden pracuje ciężko, bo praca uszlachetnia, a inny, wręcz odwrotnie, ma poczucie, że praca go degeneruje i siedzi sobie w domu. To, co musimy zrobić, to pewne czynności związane z fizjologią ciała, a ostateczną z nich jest śmierć. Oprócz tego, co musimy, nie musimy już nic więcej. Chyba, że się bardzo chce. Jeżeli słyszę, że ja coś muszę, to krew mnie zalewa, bo nikt nie pyta, czy ja tego chcę. A jak mówię, że coś robię tylko z własnej woli, to pukają się w czoło, albo uciekają w popłochu. Więc oświadczam stanowczo, ja nic nie muszę. Jeżeli coś robię, to tylko, dlatego, że tak chcę. Kropka.

Mieszkam w bloku wielkim jak stadion. Sześćset mieszkań, sklejonych w wielkie pudło, przyciśniętych do siebie i obejmujących się wspólnymi ścianami, korytarzami, rurami i bóg wie, czym jeszcze. Blok jest jak konstrukcja ludzkiego ciała. Pełno tu jakiś połączeń, naczyń, które zamiast krwi niosą gaz, wodę i gówna. Blok, jako organizm, też musi umrzeć i on tylko wie, kiedy to nastąpi. Zachciało mi się wiele lat temu mieć dzieci i mam. Właściwie, to mam je mentalnie, bo juz dawno zatraciły się gdzieś w świecie. Pewnie tak chciały. Ja na pamiątkę posiadania syna, hodowałem jego córkę, którą kilkanaście lat temu zechciał spłodzić. Marysia miała lat dwanaście, była nad wiek wyrośnięta i przemądrzała. żyło nam się całkiem dobrze. Robię, co chcę, czyli, nic nie robię, oprócz pobierania dobrej renty powypadkowej. Kiedyś spróbowałem pracować i skończyło się to tragicznie. Zrobiłem to wbrew swojej woli i teraz mam. Coś mi się urwało w głowie i państwo mi za to płaci. Marysia miała rentę po matce, która wyparowała z atmosfery, czyli zmarła daleko od domu.

Moja wnuczka, pomimo młodego wieku, posiadała już swój cień. No, właśnie, muszę to wyjaśnić. Każdy człowiek, w pewnym wieku dostaje cień. Ta smuga, ciągnąca się za takim osobnikiem, jest z pozoru niewidzialna, ale tylko z pozoru. Ja, po tym wypadku, widzę cienie i nawet z nimi rozmawiam. To od tych cieni dowiaduję się wiele o ich posiadaczach. Co robią, jak się zachowują w życiu, czy są prawi, czy nie. Staram się tych złych nawracać, ale z miernym skutkiem. Jednego, takiego, zbira blokowego, lałem kablem energetycznym dwie godziny, zanim mi poprzysiągł poprawę. Inną panią, co żyła wiadomo z czego, przewiesiłem przez okno na trzynastym piętrze, ale była zbyt uparta. Skończyło się skokiem samobójczym – tak pisała prasa. Najgorsze w tym wszystkim jest coś innego. Cienie ludzi nawróconych pozostają ze mną. Muszę z nimi konwersować i pieprzyć o filozofii, o bogu. Cień Marysi rzadko przychodził do mnie i nie bardzo chciał rozmawiać. Widocznie jeszcze jej nie nawróciłem.

Statystyka jest nieubłagana. W moim molochu umiera średnio jeden człowiek na tydzień. Wyliczyłem to sobie w skali roku. Smutne, ale jak już powiedziałem, jest to jedna z czynności obowiązkowych i ostateczna. Przyjdzie i na mnie taki tydzień. Od tych wyliczeń wszystko się zaczęło. Cień pani samobójczyni doniósł mi, że przed każdym zgonem, pojawia się na ścianie, przy drzwiach, dziwna strzałka namalowana czerwoną farbą. Jakby jakiś anioł śmierci zaznaczał miejsce swoich przyszłych odwiedzin. Postanowiłem przeprowadzić śledztwo. O dziwo, cień Marysi zaofiarował swoją pomoc. Naprowadził mnie na trop, dając delikatną wskazówkę, bym zaczął od piwnic, gdzie blokowe małolaty, spotykają się w tak zwanym „klubie”. Sprawa zapowiadała się poważnie. Zaopatrzony w kawał kabla i latarkę zszedłem do katakumb betonowego pudła – bloku. Cień wnuczki prowadził. Doszliśmy do drzwi byłej wózkowni, które były pomalowane w różne dziwne znaki. Sklasyfikowałem je jako symbole szamańskie z domieszką woodoo, trącające lekko w symbolikę runiczną Druidów. Mój przewodnik podpowiedział mi, że to wizytówka i są tutaj zapisane jakieś dane. Zacząłem się bać. Kłódkę pokonałem przy pomocy szydełka do dziergania haftów. Wiele lat temu chciałem się tego nauczyć i posiadłem wielką wiedzę na temat otwierania kłódek różnymi przedmiotami.

W pomieszczeniu ustawiony był wielki stół, może nawet płyta podparta, tworząca wielki blat, jak w plastycznej pracowni. Dookoła stało wiele puszek i pojemników z farbami. ściany oblepione plakatami, tworzyły całkiem miły klimat. Cień zasugerował mi, bym dokładnie przyjrzał się owym malowidłom. Rzeczywiście, po chwili zauważyłem, że na plakatach są wymalowane znane mi postacie. To byli mieszkańcy bloku. Wszyscy już nieżyjący, namalowani byli w chwili swej śmierci. Pan spod szóstki leżał między nogami kobiety i trzymał się ręką za serce. Pani Stanek z piętnastej klatki, siedziała na klozecie z szeroko otwartymi ustami, jakby się dusiła. Był też obraz, gdzie jakiś mężczyzna wypycha przez okno kobietę, poznałem siebie. Przyjaciel wyjaśnił mi, że to są sceny prorocze i spełnione, a na przeciwległej ścianie są takie, co mają mieć dopiero koniec. Ku mojej zgrozie byłem tam też ja. Ktoś namalował moją postać, leżącą na ziemi. Głowa była pęknięta i wystawała z niej kręta sprężyna, jak ze starej kanapy. Pozdzierałem plakaty ze ścian i ułożyłem na stole stos. Potem polałem różnymi farbami łatwopalnymi. Wychodząc podpaliłem stertę.

Zanim straż pożarna ugasiła ogień, wszystko spłonęło i dobrze. Doskonale wiedziałem, że nie pokonałem do końca diabła, że jeszcze da znać o sobie. Marysia skwitowała to wszystko jednym zdaniem. „Jesteś już trupem, stary dziadygo”, tak mi powiedziała. Wieczorem zauważyłem czerwoną strzałkę wymalowaną przy moich drzwiach. Zamalowałem, a właściwie przemalowałem ją i skierowałem na drzwi sąsiada, tego, co mi kiedyś nie pożyczył dziesięć złotych.

Siekierę wyostrzyłem pilnikiem, a potem wygładziłem marmurem. Ciąłem tak, by szybko zakończyć. Diabeł nawet nie kwiknął. Kto by pomyślał, że normalny człowiek ma wnuczkę szatana. Niczego nie żałuję. Może tylko wizyt moich przyjaciół cieni, bo po tych zastrzykach jakoś ich nie widzę. To wszystko, co mam do powiedzenia, panie doktorze. Idę teraz spać i proszę mnie nie budzić przed kolacją.

-------------------------------------------------------------

„Bogumił K. Zamordował kilkoma ciosami siekiery, swoją czternastoletnią wnuczkę. Jak twierdzi, widział w niej diabła. Na podstawie wydanej opinii psychiatrycznej, o niepoczytalności Bogumiła K., prokuratura odstąpiła od oskarżenia.”

tvn 24

2
Człowiek robi kilka rzeczy w życiu, które musi.
Deczko się pokiełbasiło, bo wynika na to, że człowiek musi życie. ;)
Mieszkam w bloku wielkim jak stadion. Sześćset mieszkań, sklejonych w wielkie pudło, przyciśniętych do siebie i obejmujących się wspólnymi ścianami, korytarzami, rurami i bóg wie, czym jeszcze. Blok jest jak konstrukcja ludzkiego ciała. Pełno tu jakiś połączeń, naczyń, które zamiast krwi niosą gaz, wodę i gówna. Blok, jako organizm, też musi umrzeć i on tylko wie, kiedy to nastąpi.
Strasznie mi się spodobał ten akapit.
Robię, co chcę, czyli, nic nie robię
Bez przecinka przed ,,czyli".
Cień pani samobójczyni doniósł mi, że przed każdym zgonem, pojawia się na ścianie
Bez przecinkiem po ,,zgonem".
woodoo
Poprawnie powinno być voodoo, jeśli chodzi o religię afrykańską, a wudu, jeśli o ablucję. (Winky zajrzała do wikipedii i się mądruje, hłe, hłe.)



Dobrze napisane, ale nieciekawe. W skrócie mogę powiedzieć, że to już było. Może i ujęte w nieco nowy sposób, ale nadal nie odbiegające od schematów. I zakończenie w postaci wycinka z gazety czy czegoś w podobie...



Swoją drogą, z ciekawości wpisałam ten fragment w googlach, by zobaczyć, czy Bogumił K. jest wymyśloną, czy prawdziwą postacią i znalazłam ten tekst na literatach w formacie pdf. ;)



Pomysł: 3+

Styl: 5-

Schematyczność: 3

Błędy: 5-

Ogólnie: równiusieńka 4



Pozdrawiam! :)
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Pomysł: 3

cóż, sam pomysł jak dla mnie już mocno wykorzystany.



Styl: 4+

twojemu stylowi zarzucić mogę głównie to, iż nie przyciąga uwagi. Jest to po prostu nie ciekawe.

Z drugiej strony pokazałeś nam ładne opisy.



Schematyczność:
3



Błędy: 4+

głównie powtórzeniówki - szczególnie na początku.


Chyba, że się bardzo chce. Jeżeli słyszę, że ja coś muszę, to krew mnie zalewa, bo nikt nie pyta, czy ja tego chcę.


Kilka błędów logicznych, wynikających ze składni zdania.



Ogólnie: 3

ogólnie to jakoś nie za bardzo mi się podobało



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

4
Bogumił K. zamordował siekierą 4 letnią dziewczynkę oddaną mu pod opiekę przez matkę. Był pijany i widział w dziecku diabła. To wydarzyło się kilkanaście dni temu. Szeroko pisała o tym prasa.

Nie bardzo rozumiem słowa "wtórność". że o tym już ktoś napisał? O tym zdarzeniu, czy temacie? Może, dla mojej lepszej wiedzy, powiedz mi co nie jest wtórne, bo o wszystkim już ktoś kiedys napisał.

Pomysł daje życie. Schematyczność? - może jakieś przykłady tworzące taki schemat? Ja mogę w ten sposób każdy temat wsadzić w schematyczność - tajemnicze słowo.

Nie bronię tekstu, bo juz się obronił w różnych miejscach. Chodzi mi o używanie schematów (!!!) w komentarzach. Są dwa wyjścia. Komentujemy swoje emocje, albo literackość tekstu, bez podpierania się emocjami. Co jest bardziej merytoryczne?

5
Pomysł: 4



Najbardziej podoba mi się połączenie prawdziwych wydarzeń z fikcją literacką.


bo o wszystkim już ktoś kiedys napisał.


Dosyć pesymistyczna opinia. Ja wierzę, że wciąż wyobraźnia człowieka jest w stanie wykrzesać interesujące, swieże rzeczy o których nie pisał nikt. Tak, owszem, być może moja opinia jest z kolei zbyt optymistyczna. ;)


Schematyczność? - może jakieś przykłady tworzące taki schemat? Ja mogę w ten sposób każdy temat wsadzić w schematyczność - tajemnicze słowo.


Jeśli czytam dziesiąte opowiadanie z rzędu o elfie, który zdobył magiczny kryształ Szha'nte'ra'te'hax i uratował świat, to nazywam to schematycznością. Kiedy widzę historię studenta, który ni stąd, ni zowąd, morduje rodzinę i sam popełnia samobójstwo, to nazywam to schematycznością.

Owszem, może to być przedstawione w jakiś świeży, ciekawy sposób, ale jeśli naprawdę kompletnie nic nie wyróżnia tekstu spośród wielu innych, nazywam to schematycznością.



Wracając do pomysłu, sama rozmowa z cieniami wydaje się ciekawa, ale trochę niewykorzystana (chociaż rozumiem, że to wyznania pacjenta i nie ma co liczyć na dokładne opisy i różnorodne rozmowy o sensie istnienia ;) ). Przypomina mi to trochę wątek z mojego opowiadania.



Styl: 4+



Jak zwykle, ciekawy i sprawiający, że mam ochotę dowiedzieć się co dalej (chociaż miejscami już trochę mniej). Rzeczywiście, udany opis bloku, przemawiający szczególnie do kogoś, kto w owym budynku mieszka. ;)

Wydaje mi się, że dałoby się ciekawiej opisać samo zakończenie, chociaż rozumiem, że zależało Ci na przedstawieniu autentyczności źródła pomysłu.



Schematyczność: 3+



Zraziła mnie trochę ta końcowa notka, ale sam pomysł cieni, spodobał mi się (pewnie dlatego, że podobny do mojego ;) )



Błędy: 4+



Mówili już poprzednicy, raczej nie mam nic do dodania.



Ocena ogólna: 4



Jak zwykle, opowiadanie przypadło mi do gustu, chociaż nie przemawiało jak inne.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Dziękuję.

Tekst był pisany na konkurs pod zadany i ścisły temat. Nie miałem zbyt wiele pola manewru. Do tego ograniczenie w ilości znaków.

Oczywiście opowiadanie wygrało.
- Twój brat tam siedzi? - spytał jakiś kolega.

- A co?

- Nic. Cała podłoga we krwi...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”