W zasadzie od kiedy piszę, prześladuje mnie ten problem. Nachodzi mnie pomysł - na książkę, szczegóły jednego z rozdziałów, na opowiadanie, notkę na blogu... Na cokolwiek. Tyle, że kiedy już, już mam siadać i pisać, bo wena szaleje, okazuje się, że tak naprawdę ten pomysł jest bardzo niedopracowany. To jedynie taki motyw - jakaś scena, czasem ogólna oś fabularna, ale nigdy całość.
Czy wy też tak macie? Jak sobie z tym radzicie?
Dodam, że najczęściej każdy pomysł dotyczy innego tematu i realiów, więc opcja: połącz kilka w jedno opowiadanie nie jest tu możliwa, jeżeli nie chcę osiągnąć efektu groteskowej żenady.
2
Dla mnie to standardowa sytuacja. Nie przejmuję się tym zbytnio, bo życie stygnie i nie mam czasu na inwigilowanie potencjałów jakimi zalewa wena. Ja piszę jakby przy okazji, w przerwach między chłeptaniem "tuterazów". Idę na spacer, piję wódkę albo palę skręta, poznaję ludzi, czasem wpadam w kłopoty a czasem robię salto w tył, wracam do domu, piszę i tyle. Na drugi dzień celem nie jest kolejna strona tylko następny spacer czy skok ze spadochronem. Nie sposób wcisnąć gazu w podłogę, gdy się gapisz w lusterko wsteczne. Olej wątpliwości i pisz. Jesteś świetny wcale nie dlatego, że dziubiesz w klawiaturę, to tylko jedna ze ścieżek. Nie sakralizuj zawodu pisarza, bo Ci się ten pomnik na łeb s....., sorry, zwali. Połowę wypieprzysz, drugą połowę pokreślisz i co? Zostaniesz z czystą kartką. Zostaw miejsce na te chwile, gdy będziesz oddychał rękawami, a życie na chwilę zaciągnie ręczny. Wtedy sprawdzisz. Teraz pisz. Pisz, słyszysz?
Wiesz? Nie istniejesz.
3
Hah, dobre to. Trafne 
Ale mimo wszystko nieraz wolę wiedzieć na czym stoję, kiedy piszę... a tu klapa. Zwłaszcza, że mój ostatni pomysł ma być częścią... hm, nie mam pojęcia, jak to nazwać. Bo przecież nie saga - sagi to są w książkach, a to ma być fragment historii na blogu w rodzaju PBFa
I trochę zależy od tego, co tam naskrobię.

Ale mimo wszystko nieraz wolę wiedzieć na czym stoję, kiedy piszę... a tu klapa. Zwłaszcza, że mój ostatni pomysł ma być częścią... hm, nie mam pojęcia, jak to nazwać. Bo przecież nie saga - sagi to są w książkach, a to ma być fragment historii na blogu w rodzaju PBFa

Graj tym, co masz. Próbuj i walcz.
5
wow, b.art, niezła ta przemowa:-) Aż mi dolna warga zaczęła drżeć.
Czasem rzeczywiście za poważne podejście do tematu bywa zabójcze i dla weny i dla fabuły. Ja wychodzę z założenia, że jeśli umiesz opowiadać, siądziesz i zaczniesz pisać, jakbyś opowiadała coś koleżance przy piwie, to pójdzie. Zobaczysz jak ci się pisze. Jak kiepsko, to opisz scenę, zostaw na później. Przyda się przy okazji innej historii jako jakiś wątek poboczny. Nigdy nie wmawiaj sobie, że z tego będzie coś wielkiego, że porwie tłum. Bo taka presja może cię przerosnąć.
Czasem rzeczywiście za poważne podejście do tematu bywa zabójcze i dla weny i dla fabuły. Ja wychodzę z założenia, że jeśli umiesz opowiadać, siądziesz i zaczniesz pisać, jakbyś opowiadała coś koleżance przy piwie, to pójdzie. Zobaczysz jak ci się pisze. Jak kiepsko, to opisz scenę, zostaw na później. Przyda się przy okazji innej historii jako jakiś wątek poboczny. Nigdy nie wmawiaj sobie, że z tego będzie coś wielkiego, że porwie tłum. Bo taka presja może cię przerosnąć.
7
żaden sposób nie jest ani dobry ani zły- i tak i tak można pisać wielkie dzieła, więc nie ma co się nad tym rozwodzić a tym bardziej przejmować, przykłady? dwóch wielkich mistrzów Flaubert i Balzak;
pierwszy w momencie przystępowania do pisania miał szczegółowo rozplanowaną fabułę ze wszystkimi bohaterami, wątkami pobocznymi, tłem itp, do tego stopnia, że w liście do wydawcy pisał ile papieru będzie potrzebne! (pisząc ręcznie wiedział co mniej więcej będzie na której stronie w druku)
Balzak z kolei zaczynał pisać i fabułę, postacie często tworzył na sekundę przed tym zanim o tym napisał- w połowie rękopisu zmieniał akcję o 180st. bo akurat wymyślił coś lepszego
liczy się końcowy efekt tylko
pierwszy w momencie przystępowania do pisania miał szczegółowo rozplanowaną fabułę ze wszystkimi bohaterami, wątkami pobocznymi, tłem itp, do tego stopnia, że w liście do wydawcy pisał ile papieru będzie potrzebne! (pisząc ręcznie wiedział co mniej więcej będzie na której stronie w druku)
Balzak z kolei zaczynał pisać i fabułę, postacie często tworzył na sekundę przed tym zanim o tym napisał- w połowie rękopisu zmieniał akcję o 180st. bo akurat wymyślił coś lepszego
liczy się końcowy efekt tylko
Re: Pomysły niesprecyzowane
8Nie pozostaje nic innego jak - dopracowaćNefryt pisze:Tyle, że kiedy już, już mam siadać i pisać, bo wena szaleje, okazuje się, że tak naprawdę ten pomysł jest bardzo niedopracowany. To jedynie taki motyw - jakaś scena, czasem ogólna oś fabularna, ale nigdy całość.
Czy wy też tak macie? Jak sobie z tym radzicie?

Serio, wcale się nie złośliwię. Czasem się wymyśla samo w przebłysku, a czasem trzeba pracowicie poukładać klocki. Mnie szalenie pomaga możliwość przegadania tematu z zaufanym doradcą (tu macham, ona już wie, że do niej

Czasem wręcz potem idą żywcem do tekstu słowa, którymi coś tłumaczę, a bez konieczności wyjaśnienia komuś, nie ułożyłyby mi się w głowie. I to w przypadku beletrystyki - gdyby chodziło o publicystykę czy notkę na blogu, byłoby to pewnie jeszcze silniej powiązane.
Więc to jest raczej norma, że "same" pojawiają się tylko przebłyski, resztę trzeba dopracować. Podobno są ludzie, którym się "dopracowuje" spontanicznie, w trakcie pisania. Mnie prawie nigdy.
Re: Pomysły niesprecyzowane
9Ja tak właśnie mam jak siadam do przepisywania odręcznych notatek. Siadam mając zarys, opisane jakieś sceny, fragmenty dialogów. Reszta układa się sama podczas pisania. Zazwyczaj wiele to zmienia. Więc nieważne czy masz ten pomysł dopracowany czy nie- siadasz i piszesz a potem się zastanawiasz co zmienić/dopisać. Ale masz już na czym pracować i to (przynajmniej w moim przypadku) zmienia wszystko.cranberry pisze: Więc to jest raczej norma, że "same" pojawiają się tylko przebłyski, resztę trzeba dopracować. Podobno są ludzie, którym się "dopracowuje" spontanicznie, w trakcie pisania. Mnie prawie nigdy.
Ja mam napady paniki jak nie zacznę spisywać tego co mam w głowie ;-)
Ostatnio zmieniony czw 27 cze 2013, 14:11 przez Rapsodia, łącznie zmieniany 2 razy.
"Optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest dobrze kiedy nam się dzieje źle "
11
Fakt, że ja w 90% przypadków piszę w bardzo niesprzyjających okolicznościach
Poza tym, jak się leci nie 30, ale 100 albo i 600 tys. znaków, to same przebłyski nie zawsze chyba wystarczają dla zachowania kompozycji i intrygi.
W każdym razie chodziło mi o to, że autor wątku nie ma powodu, żeby się martwić.

W każdym razie chodziło mi o to, że autor wątku nie ma powodu, żeby się martwić.