Cienie
WWWKtoś zapukał do drzwi.
WWWNiechętnie podniosłam się z kanapy, zrzucając przy tym na ziemię stos gazet z ofertami pracy. Powlokłam się przez korytarz, po drodze zerkając w lustro. Lewe oko otaczała nierówna plama rozmazanego tuszu, którego wczoraj nie miałam siły zmyć. Przeczesałam palcami tłuste włosy i otworzyłam drzwi, modląc się, by nie przywitał mnie komornik.
WWW- Dzień dobry – mój gość miał poważną minę i czarny garnitur. Cofnęłam się o krok.
WWW- Pan… - wyjąkałam, usilnie próbując przegnać sprzed oczu obrazy niedomkniętych walizek i noclegu na dworcu kolejowym.
WWW- Nazywam się Aleksander Umbra i jestem…
WWW…facetem, który wykopie cię z niespłaconego mieszkania – dokończyłam w myślach, przymykając oczy, jakby w oczekiwaniu na fizyczny cios, nie słowa.
WWW-…przedstawicielem z Cienia – dokończył zamiast tego.
WWWUmbra, czyli Cień. Podał mi fałszywe nazwisko. Mógłby się bardziej wysilić.
WWWMężczyzna wyciągnął dłoń. Uścisnęłam ją lekko.
WWW- Niedawno próbowała się pani z nami skontaktować. Wrzuciła pani do skrzynki na Czarnej swój adres i Znak - spojrzał na mnie, szukając w moich oczach potwierdzenia. Ja jednak gapiłam się nań jak półprzytomny, skacowany jelonek. – Jeśli to pomyłka, to…
WWW- Nie, nie, wszystko się zgadza – powiedziałam szybko.
WWWDwa tygodnie wcześniej, czując, że jestem na kompletnym dnie, postanowiłam skontaktować się z tajemniczą, podziemną firmą, o której opowiedział mi jeden z nawiedzonych sąsiadów. Fakt, że posłuchałam rady uzależnionego od marihuany transwestyty, sporo świadczył o mojej desperacji.
WWW- Więc… Czy możemy ruszać?
WWW- Jasne. Sekundkę.
WWWPobiegłam do łazienki. Umyłam twarz zimną wodą, włożyłam pomięte spodnie i zdjętą z suszarki, jeszcze wilgotną koszulę.
WWW- Możemy iść – powiedziałam facetowi w garniturze.
WWW*
WWW- Nie dostanę żadnych papierów do podpisania? – spytałam. Siedziałam na kozetce w opuszczonym szpitalu przeznaczonym do rozbiórki, otoczona przez obcych. Choć zanim wrzuciłam swoje namiary do skrzynki, rozmawiałam z wieloma osobami, które korzystały z usług Cienia, cholernie się bałam. Miałam ochotę zerwać się i uciec.
WWW- Żadnych papierów, żadnych opłat – powiedział jeden z „lekarzy”, starszy mężczyzna z dredami.
WWW- Czyli potrzebujecie królików doświadczalnych?
WWW- Testujemy nasz lek przed wprowadzeniem na rynek – mężczyzna uśmiechnął się profesjonalnie. – Dlatego operacja jest darmowa. Zresztą może pani odejść i pilnować się, żeby nikomu nie szepnąć słówka – mimowolnie rzuciłam okiem na dwóch dryblasów pilnujących wejścia. – My do niczego nie zmuszamy.
WWWAle życie mnie zmusza – pomyślałam ponuro. – Nie mam pracy, nie mam nadziei, nie mam nikogo. Mam za to dyplom filologa i permanentnego pecha. Dlatego korzystam z usług firmy, która dzięki tajemniczemu lekarstwu zamienia ludzi przegranych w ludzi sukcesu. „Wyjmiemy z ciebie całe zło, które w tobie siedzi, i zamkniemy w słoiku” – tak brzmiałoby hasło na ich ulotkach, gdyby prawo pozwalało im je rozprowadzać.
WWW- Czy jest pani gotowa? – facet z dredami wyciągnął w moją stronę strzykawkę.
WWWByłam ciekawa, jak ta banda konowałów zamierza przeprowadzić operację, wyciągnąć ze mnie złe cechy tak, jak wyciąga się kleszcza. Ci, którzy przeszli zabieg, zaklinali się, że wszystko działa. O skuteczności działań bandy czarodziejów świadczyły nie tylko słowa, ale i to, co stało się z ich podopiecznymi – znaleźli pracę, znaleźli miłość, znaleźli sens.
WWWPełna obaw i nadziei pokiwałam głową, po czym podwinęłam rękaw.
WWWTRZY LATA PÓŹNIEJ
WWW- Ładny, prawda? – zapytał Arek, wręczając mi obraz przedstawiający dziecko o wielkich, czarnych oczach i szarej skórze jakby z siateczki. Trochę niepokojący, trochę surrealistyczny. Przypominał mi dzieła Beksińskiego. Idealnie trafiał w mój gust.
WWW- Będzie pasował do sypialni – ucieszyłam się i ucałowałam narzeczonego w policzek. Pobiegłam powiesić go do pokoju, wciąż jeszcze pachnącego farbą i nie do końca umeblowanego.
WWWWieczór płynął leniwie. Arek zakrzątnął się w kuchni, by przygotować kolację, ja z zadowoleniem przeglądałam prawie gotowy numer czasopisma, które mieliśmy niedługo zamknąć i wysłać do druku.
WWWPotem ktoś zapukał do drzwi.
WWW- Otworzę! – zawołałam i pobiegłam przez korytarz. Pukanie wydało mi się dziwnie znajome.
WWWW drzwiach stał mężczyzna w garniturze czarnym jak cień.
WWW- Boże… - szepnęłam. Gdybym miała coś w ręku, z pewnością upuściłabym to na podłogę.
WWW- Kto to? – zawołał z kuchni Arek.
WWW- E… Z redakcji! – odkrzyknęłam, po czym wyszłam na klatkę schodową, starannie zamykając drzwi.
WWW- Nie zaprosi mnie pani do środka? – zapytał mężczyzna.
WWW- Nie, panie Umbra – odparłam. Choć nazwisko było fałszywe i usłyszałam je tylko raz, nie potrafiłabym go zapomnieć. Nie zamierzałam wpuszczać mężczyzny do mieszkania. Symbolizował on rozdział w moim życiu, który powinien być już zamknięty.
WWW- Jak się pani wiedzie?
WWW- A co, kontrola jakości? – spytałam, a on lekko kiwnął głową. – Mam narzeczonego, mieszkanie i wymarzoną pracę. Proszę zaznaczyć w tabelce maksymalną ilość punktów i więcej mnie nie niepokoić.
WWWCień westchnął.
WWW- Czy chce pani poznać prawdziwy cel mojej wizyty?
WWW- Owszem.
WWW- Chodzi o to, co wyciągnęliśmy z pani organizmu dwa lata temu… O cząstkę, którą nazywamy Czynnikiem M. Niestety, mimo szczelnej izolacji i wszelkich zabezpieczeń pani Czynnik M wyciekł z naszego laboratorium.
WWW- Co? – zapytałam niepewnie. Nie miałam powodów, by nie wierzyć Cieniom. Moje poukładane życie było najlepszym dowodem na to, że nie kłamią. Dlatego teraz uwierzyłam, że cała złość, nienawiść i lenistwo, które w sobie dawniej nagromadziłam, obecnie szaleją w mieście, siejąc niepokój.
WWW- Coś takiego nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Jestem tutaj, by panią ostrzec. I poinformować, że nasza firma nie ponosi za to odpowiedzialności. Zgodziła się pani na operację na własne ryzyko.
WWW- Ale…
WWW- Życzę miłego wieczoru. Obiecuję, że nie będę pani więcej niepokoić – Aleksander Umbra ukłonił się i odszedł w stronę schodów.
WWW*
WWWWizyta pana Umbra całkowicie wytrąciła mnie z równowagi. Nawet nie czułam smaku kolacji, a na pytania Arka odpowiadałam monosylabami. Zrezygnowałam z prysznica – myśl o samotnym pobycie w ciasnym pomieszczeniu pełnym luster sprawiła, że aż się wzdrygnęłam.
WWW- Co jest grane, Em? – zapytał mnie narzeczony, gdy kładliśmy się spać.
WWWZawahałam się. Chciałam się przed nim otworzyć… ale jeszcze nie teraz. Na początku sama musiałam przemyśleć dziwne wieści, które przyniósł mi przedstawiciel z Cienia.
WWW- Jutro ci powiem – mruknęłam, licząc, że światło dnia ujmie całej sytuacji nieco absurdu. Odwróciłam się w stronę ściany. Na szczęście Arek nie naciskał. Szepnął tylko „dobranoc” i zgasił lampkę.
WWWNie mogłam zasnąć, nerwowo wierciłam się w pościeli. W końcu stało się to, co stać się musiało. Przyszedł mój dawno zapomniany czynnik M.
WWWObraz, który Arek podarował mi jeszcze tego wieczoru, nagle ożył. Szare dziecko wyrwało się z ramy i stanęło obok łóżka, strasząc wielkimi, czarnymi oczami, rozmazanymi jak kleksy.
WWW- Dlaczego się mnie pozbyłaś? – zapytało dziecko, zapytała dusza, oskarżycielsko celując we mnie szarym palcem, delikatnym jak pajęcza nić.
WWWPatrzyłam to na ożywiony obraz, to na śpiącego smacznie ukochanego.
WWW- On się nie obudzi – powiedziało dziecko. – Dlaczego się mnie pozbyłaś?
WWW- Bo… Jesteś przecież wszystkim, co we mnie złe. Jesteś moim gniewem, strachem i lenistwem – odparłam.
WWWW oczach dziecka zalśniły łzy, czarne jak atrament.
WWW- Jestem jednak częścią ciebie. Wiesz, jaki błąd popełniłaś? Wiesz, jak takie rozdzielenie boli?
WWWMilczałam. Mnie nie bolał jedynie zastrzyk lekarza z dredami, nic więcej.
WWW- Wiesz, jak boli rozłąka z częścią siebie? Wiesz, jak bolą lata uwięzienia w ciasnym słoiku? – dziecko prawie krzyczało. Nie odpowiedziałam.
WWW- Wiesz czy nie?! – wielkie, wściekłe oczy dziecka zbliżyły się do mojej twarzy. Na moje policzki skapnęło kilka ciemnych kropel, jego atramentowych łez.
WWW- Nie… - wyjąkałam, przerażona.
WWW- Świetnie – powiedziało szare dziecko. Łzy nagle wyschły, a na wąskich, białych ustach zagościł uśmieszek. – Bo wkrótce się dowiesz.
WWWPo tych słowach moja dusza wróciła z powrotem w ramy obrazu, a mnie coś zmusiło do zamknięcia oczu i zapadnięcia w sen.
WWW*
WWWPoranek przywitał mnie słońcem, śpiewem ptaków i martwym narzeczonym leżącym obok.
WWWWrzasnęłam. Wyplątałam się z pościeli czerwonej od krwi, zerwałam się na równe nogi… Zaczęłam intensywnie mrugać, w irracjonalnej nadziei, że to sen. Po chwili zorientowałam się, że w ręce trzymam kuchenny nóż.
WWWKrzyczałam dalej, oślepiona przez łzy. Ptaki za oknem śpiewały dalej, nieświadome tragedii.
WWWJak w transie sięgnęłam po telefon i wstukałam trzy cyferki.
WWW- On się nie obudzi - odezwało się dziecko z obrazu.
WWWTelefon wypadł mi z ręki.