Jak już pisałem w opisie - opowiadanie wzięło udział w konkursie "Ostatni dzień pary" i nie znalazło uznania w oczach jury. Proszę o weryfikację.
Istotna informacja - regulamin konkursu przewidywał, że tekst nie może przekroczyć 10.000 znaków. W wersji pierwotnej opowiadanie miało 16.000 znaków - po cięciach zapewne wystąpiła nieunikniona skrótowość. To wyjaśnienie nie ma na celu usprawiedliwienia ewentualnych niedociągnięć - to tylko informacja. I jeszcze jedno - opowiadanie miało się w jakikolwiek sposób łączyć z Krakowem.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak Szewczyk smoka pokonał
Właśnie kończyłem oliwienie panewek, kiedy usłyszałem na podwórzu niewyraźne głosy. Zaciekawiony, któż to do nas zawitał, otarłem z czoła pot, odłożyłem oliwiarkę i zszedłem z kabiny na podłogę. Ostrożnie uchyliłem małe drzwi zmocowane na wielkich wierzejach i wyszedłem mrużąc oślepione dziennym światłem oczy. Konie wyglądały na dobrze utrzymane. Obok nich stał mężczyzna słusznego wzrostu. Towarzyszył mu chłopak, który był uczniem albo terminował u niego – a to oznaczało fachowca.
- Witajcie podróżni – zwróciłem się do przybyszów. – Co was sprowadza w nasze progi?
Wyższy z gości odwrócił się do mnie energicznie.
- Jestem Jan Opatowiecki. Nauczam mechaniki na Uniwersytecie Jagiellońskim w stołecznym Krakowie. Czy trafiłem do posiadłości pana Kościeleckiego?
- To ja. Czemu zawdzięczam tę wizytę? – udawałem, że nie domyślam się po co do mnie przyjechał.
- Zapytam wprost – powiedział wpatrując się we mnie przenikliwie. – Opowiadają, że pan ma całkowicie sprawną lokomobilę. Czy to prawda?
Patrzył z takim napięciem i nadzieją w oczach, że aż bałem się mu odpowiedzieć.
- A jeśli mam to co?
- Panie!!! Jeśli naprawdę ją masz to… to… to…
- Chodź pan za mną .
Wszedłem do garażu. Poszedł skwapliwie, prawie biegnąc. Nie od razu ją zobaczył. Światło było przyćmione. Wpatrywał się mrużąc oczy, dopiero kiedy podkręciłem wielką lampę naftową, gwałtownie wciągnął powietrze i zamarł. Przez dłuższą chwilę stał jak słup, później westchnął, oczy mu uciekły w górę i zwalił się bez przytomności na ziemię.
*
- Jakim cudem? Przecież u nas nikt się tym nie zajmował? W Anglii owszem, ale u nas? – nie mógł się nadziwić Opatowiecki.
Siedzieliśmy w salonie mojego domu. Buzujący w wielkim kominku ogień i kwarta grzanego piwa sprawiły, że mój gość zaczął już odzyskiwać rumieńce.
– Sprowadził ją do kraju mój pradziad. Był kowalem od kilku pokoleń. Kowalem tylko z nazwy, bo przecież wtedy koni już nikt właściwie nie podkuwał. Pradziad miał hopla na punkcie lokomotyw parowych. Nawet kupił jedną, wyremontował, wychuchał i… nie mógł nią jeździć tak jak chciał – nie pozwolili mu zdobyć uprawnień. No to wymyślił, że ją sprzeda. W Anglii właśnie. Tam kolekcjonerzy aż się bili. Tym bardziej, że przyjechała o własnych siłach. W zamian kupił lokomobilę. Nie była na chodzie, ale dla pradziadka nie była to przeszkoda: brakujące części dorobił w swoim warsztacie. Wyremontował maszynę i jeździł po okolicznych lasach, polach i łąkach, jako ciągnika nieraz używał. Pradziad uwielbiał ładować w palenisko węgiel i drewno, słuchać jak uchodzi nadmiar pary, jeździć po okolicy i machać do pozdrawiających go mieszkańców. Aż nastał pamiętny rok 2022. Ale pan pewnie wie lepiej ode mnie co i jak się wtedy wydarzyło.
– Senna Zaraza! Pandemia zaczęła się gdzieś na wschodzie i błyskawicznie rozprzestrzeniła po świecie. Wirus był przeraźliwie śmiertelny: ocalała średnio jedna osoba na tysiąc. Odporność musiała być dziedziczna, bo przeżywały rodziny. Przebieg choroby był szybki. Chory robił się zmęczony, senny, potem zasypiał i już się nie budził. Szacujemy, że całkowite opanowanie globu zajęło wirusowi niecały rok W samym Krakowie ocalało około 800 osób. Tyle wiedzy, tyle umiejętności w ciągu tak krótkiego czasu zniknęło bezpowrotnie.
Profesor patrząc w ogień, zamilkł i w zadumie pykał fajkę.
- A dobiło nas Słońce, które oszalało – niewiarygodne wybuchy na jego powierzchni doprowadziły do tego, że impuls elektromagnetyczny wywołał prawie równoczesne pożary na całej kuli ziemskiej: wszędzie gdzie mógł być wzbudzony prąd pojawiało się napięcie tak wielkie, że zapalała się instalacja. Nie minęła doba, a cywilizacja, przestała właściwie istnieć. Lata dzikości, które nastąpiły potem nie trwały długo. Ludzie zrozumieli, że miejsca jest dużo, zwierzęta gospodarskie powoli dziczeją, więc zaczęli zatrzymywać się w miejscach gdzie im się podobało i dłubać w ziemi. Zadziwiająco szybko stworzyli grupy i zorganizowali się – każdy umiał coś innego. W samym Krakowie mieszka teraz około 20 tys. ludzi. Ojciec był nauczycielem akademickim więc i ja nim zostałem. A jak to wyglądało u was?
- Pradziadek zasnął na wieki. Dziadek, ojciec i trzy ciotki przeżyli, ale tylko oni – pewnie prababka miała wrodzoną odporność. Po zarazie i burzy słonecznej nie ruszali się poza posiadłość. Mieli tu wszystko co potrzeba by produkować żywność. Co jakiś czas, pojawiały się jakieś wyprawy. Niektórzy zostawali u nas. Ciotki znalazły mężów, a ojciec spotkał moją matkę. W osadzie jest teraz ok. 50 osób. Radzimy sobie. Lokomobila pomaga w polu – uśmiechnąłem się.
- No właśnie, a my ciągle używamy siły pociągowej zwierząt. Zrobiliśmy już model silnika parowego, ale nie działa zadowalająco. Nie mamy dokładnych planów. I stąd kiedy usłyszałem powtarzające się wieści, że ktoś ma lokomobilę, natychmiast wyruszyłem na poszukiwania. Pół roku już jestem w drodze, ale opłaciło się.
- Właściwie, czego pan po mnie oczekujesz?
- Chcę prosić, żeby pojechał pan lokomobilą do Krakowa. Tam rozłożymy ją na części i dokładnie pomierzymy. Potem wyprodukujemy podobne. Mamy niezłe manufaktury metalowe.
- Dużo ryzykuję: po drodze może się wiele stać.
- Mamy dostęp do wielu surowców, których panu na pewno brakuje: żelazo, cynk, siarka,i przede wszystkim węgiel. Proponuję Panu dożywotnie transporty węgla w ilościach wystarczających do funkcjonowania całej osady. Co pan na to?
Propozycja była kusząca. Od dawna planowałem wyprawę by pozyskać węgiel. Palenie drewnem było wprawdzie tanie bo surowca nie brakowało, ale mało wydajne. A węgla, ze względów których nie chciałem mówić, potrzebowałem znacznie więcej niż on myślał. I te metale – mając cynk mógłbym pokrywać nim żelazo i chronić przed rdzewieniem.
- Zgoda – powiedziałem. – Wyjedziemy szybko, żeby zdążyć dojechać jeszcze przed mrozami.
-
Podróż zajęła nam 10 dni. W Olkuszu kupiłem sporo cynku. Wielki gliniany dzban w kształcie walca, wypełniony sproszkowanym metalem umocowałem w kabinie. Opatowiecki jechał ze mną. Jego uczeń trzy dni wcześniej pojechał z wieścią, że przybywamy. Tuż przed miastem, zawiesiłem z przodu dwie wielkie latarnie karbidowe i wjechaliśmy do stolicy. Co jakiś czas upuszczałem pary i dawałem sygnały, że przybywamy. Mieszkańcy uciekali przed nami, chowali się za budynki i mury skąd lękliwie na nas spoglądali.
– Nie ma się co dziwić – mówił Opatowiecki. – Większość z nich nigdy nie widziała żadnej maszyny.
Na Rynku dotarł do nas uczeń Opatowieckiego z wieścią, że wszyscy oczekują nas w Colegium Majus. Miałem duże obawy, by zostawić maszynę bez opieki, ale profesor przekonał mnie, że nikt do niej nie będzie śmiał się zbliżyć.
O uroczystości nie będę opowiadał. Dość, że trwała ponad dwie godziny i przerwał ją dopiero narastający hałas z zewnątrz. Przed budynkiem zebrał się wielki tłum. Wyszliśmy na zewnątrz.
- Smok! Smok na Rynku – krzyczeli. – Biada nam, biada.
- To żaden smok – tłumaczył ze śmiechem Opatowiecki – to maszyna, która będzie dla was dobrodziejstwem.
Wziąłem go za rękaw i zaczęliśmy przeciskać się przez tłum. Na Rynku jeszcze większa ilość ludzi otaczała lokomobilę. Stali w odległości około 30 metrów wyraźnie bali się podejść bliżej – z komina unosił się dym, latarnie świeciły a z zaworu tryskał strumień pary za każdym razem powodując odruch cofania się tłumu i lękliwego wzdychania. Wydało mi się jednak, że w kabinie coś się rusza. Już chciałem biec, kiedy niewielka postać wyskoczyła z kabiny i pędem pobiegła do nas. Opatowiecki złapał umorusanego chłopaka za koszulę.
– Coś tam robił? – wydarł się tak, że nigdy bym go o to nie podejrzewał. Widocznie to zaskoczenie odbiło się na mojej twarzy, gdyż zwrócił się już normalnym tonem do mnie.
– To Szewczyk, Józek Szewczyk. Znany rozrabiaka, awanturnik i pijanica. Buty szyje jak nie pije. Coś tam robił, gadaj zaraz – wrzasnął do chłopaka.
– Nakarmiłem gadzinę jak należało - powiedział z uśmiechem wzbudzając powszechny aplauz tłumu – teraz niech pęknie smoczysko przebrzydłe.
Kiedy ludzi to usłyszeli zaczęli szybko się wycofywać. W kilka chwil Rynek opustoszał, tylko z bocznych uliczek wyglądali ciekawscy.
- Jak to nakarmiłeś ?– wrzasnął Opatowiecki
- Ano babka mi opowiadała jak się smoki wykańcza. Wepchnąłem mu w ogniste trzewia całą skórę baranią nadzianą siarką i uszczelnioną smołą. Nie chciała za bardzo wejść, więc popchnąłem ją takim długim glinianym dzbanem co był obok. Aż wpadł mi za nią do trzewi tak mocno pchałem – puszył się jak paw Szewczyk.
Jęknąłem i zbladłem, popatrzyłem na lokomobilę i szarpnąłem Opatowieckiego.
– Uciekamy! Natychmiast!
Pobiegłem do najbliższego budynku. Na szczęście Opatowiecki posłuchał mnie, Szewczyk także. Ledwo dobiegliśmy do rogu, kiedy dał się słyszeć narastający odgłos gromu. Stojąc już za budynkiem wyjrzeliśmy za róg. W chwilę potem z hukiem lokomobila zamieniła się w ognistą chmurę, a po chwili w żółty dym. Kiedy po chwili dym się rozwiał, w miejscu maszyny ział tylko sporych rozmiarów lej, a szczątki pokrywały duży obszar Rynku. Usiadłem i złapałem się za głowę. Nie wiadomo skąd pojawił się wrzeszczący tłum, porwał Szewczyka i poniósł go na ramionach.
- Bohater! Pogromca Smoka! – krzyczeli.
Opatowiecki siadł obok mnie i patrzył otępiałym wzrokiem.
– Jak to możliwe? Co się stało? Przecież siarka nie wybucha!!!
Spojrzałem na niego i pokiwałem głową.
– Sama siarka nie, ale zmieszana ze sproszkowanym cynkiem stanowi potężną mieszaninę wybuchową. A w dzbanie, który ten idiota wepchnął do paleniska był cynk.
Opatowiecki z niedowierzaniem spoglądał to na mnie, to na wiwatujący tłum, to na szczątki lokomobili.
– Tak mi przykro, nie wiem jak będziemy mogli wynagrodzić panu taką stratę. I jak sobie poradzimy z rekonstrukcją – biadolił. Milczałem. Myślałem teraz już tylko o tym, by jak najszybciej wrócić do domu. Do garażu, którego Opatowiecki widział tylko część. Za przepierzeniem stały doskonale zakonserwowane jeszcze dwie lokomobile. Nie zdradziłem bowiem profesorowi, że największą namiętnością pradziadka była nie tylko jazda ale… wyścigi lokomobili. I chwała mu za to.
2
Witaj.
Bardzo fajny tekst. Napisany lekko, sprawnie. Jednak chyba się domyślam, czemu nie spotakł się z uznaniem jury. Spróbuję Ci to wypunktować (oczywiście wszystkie opinie to mój subiektywny pogląd)
Towarzyszył mu chłopak, który był uczniem albo terminował u niego – a to oznaczało fachowca.
A papracz nie może mieć ucznia? Jeżeli w Twoim świecie nie, oświeć czytelnika, dlaczego.
- Zapytam wprost – powiedział wpatrując się we mnie przenikliwie. – Opowiadają, że pan ma całkowicie sprawną lokomobilę. Czy to prawda?
Patrzył z takim napięciem i nadzieją w oczach, że aż bałem się mu odpowiedzieć.
- A jeśli mam to co?
- Panie!!! Jeśli naprawdę ją masz to… to… to…
- Chodź pan za mną
Jakoś za szybko uległ uczonemu, tu powinno się rozegrać coś więcej.
Nie od razu ją zobaczył. Światło było przyćmione.
Stosujesz narrację pierwszoosobową, więc raczej nie możesz z taką pewnością mówić o tym co zobaczył kto inny. Proponuję, Myślę, że nie od razu ją zobaczył. Spostrzegłem, że itd... Niby jedno słowo, a wydźwięk zupełnie inny.
ż nastał pamiętny rok 2022. Ale pan pewnie wie lepiej ode mnie co i jak się wtedy wydarzyło.
– Senna Zaraza! Pandemia zaczęła się gdzieś na wschodzie i błyskawicznie rozprzestrzeniła po świecie. Wirus był przeraźliwie śmiertelny: ocalała średnio jedna osoba na tysiąc. Odporność musiała być dziedziczna, bo przeżywały rodziny. Przebieg choroby był szybki. Chory robił się zmęczony, senny, potem zasypiał i już się nie budził. Szacujemy, że całkowite opanowanie globu zajęło wirusowi niecały rok W samym Krakowie ocalało około 800 osób. Tyle wiedzy, tyle umiejętności w ciągu tak krótkiego czasu zniknęło bezpowrotnie.
Profesor patrząc w ogień, zamilkł i w zadumie pykał fajkę.
- A dobiło nas Słońce, które oszalało – niewiarygodne wybuchy na jego powierzchni doprowadziły do tego, że impuls elektromagnetyczny wywołał prawie równoczesne pożary na całej kuli ziemskiej: wszędzie gdzie mógł być wzbudzony prąd pojawiało się napięcie tak wielkie, że zapalała się instalacja. Nie minęła doba, a cywilizacja, przestała właściwie istnieć. Lata dzikości, które nastąpiły potem nie trwały długo. Ludzie zrozumieli, że miejsca jest dużo, zwierzęta gospodarskie powoli dziczeją, więc zaczęli zatrzymywać się w miejscach gdzie im się podobało i dłubać w ziemi. Zadziwiająco szybko stworzyli grupy i zorganizowali się – każdy umiał coś innego. W samym Krakowie mieszka teraz około 20 tys. ludzi. Ojciec był nauczycielem akademickim więc i ja nim zostałem. A jak to wyglądało u was?
Moim zdaniem to najbardziej sztuczny fragment całości. Te informacje są niezbędne to prawda, ale musisz je podać w innej formie. Ten wywód brzmi jak fragment wykładu historycznego, nie towarzyska rozmowa. Całe do zmiany. Przemyśl jak to zrobić.
Colegium Majus
Collegium Maius - jeżeli używasz łaciny pisz poprawnie. Krótka lekcja - łacina nie znała "J" dlatego zapis słów z tą literą to np Iulius, maius, iustis
O uroczystości nie będę opowiadał. Dość, że trwała ponad dwie godziny i przerwał ją dopiero narastający hałas z zewnątrz. Przed budynkiem zebrał się wielki tłum. Wyszliśmy na zewnątrz
Powtórzone słowo "zewnątrz"
Coś tam robił, gadaj zaraz
Brak wykrzyknika.
W chwilę potem z hukiem lokomobila zamieniła się w ognistą chmurę, a po chwili w żółty dym.
W chwilę, po chwili....
To tyle ode mnie. Tyle wychwyciłam. Zyczę Ci powodzenia w kolejnych konkursach.
Bardzo fajny tekst. Napisany lekko, sprawnie. Jednak chyba się domyślam, czemu nie spotakł się z uznaniem jury. Spróbuję Ci to wypunktować (oczywiście wszystkie opinie to mój subiektywny pogląd)
Towarzyszył mu chłopak, który był uczniem albo terminował u niego – a to oznaczało fachowca.
A papracz nie może mieć ucznia? Jeżeli w Twoim świecie nie, oświeć czytelnika, dlaczego.
- Zapytam wprost – powiedział wpatrując się we mnie przenikliwie. – Opowiadają, że pan ma całkowicie sprawną lokomobilę. Czy to prawda?
Patrzył z takim napięciem i nadzieją w oczach, że aż bałem się mu odpowiedzieć.
- A jeśli mam to co?
- Panie!!! Jeśli naprawdę ją masz to… to… to…
- Chodź pan za mną
Jakoś za szybko uległ uczonemu, tu powinno się rozegrać coś więcej.
Nie od razu ją zobaczył. Światło było przyćmione.
Stosujesz narrację pierwszoosobową, więc raczej nie możesz z taką pewnością mówić o tym co zobaczył kto inny. Proponuję, Myślę, że nie od razu ją zobaczył. Spostrzegłem, że itd... Niby jedno słowo, a wydźwięk zupełnie inny.
ż nastał pamiętny rok 2022. Ale pan pewnie wie lepiej ode mnie co i jak się wtedy wydarzyło.
– Senna Zaraza! Pandemia zaczęła się gdzieś na wschodzie i błyskawicznie rozprzestrzeniła po świecie. Wirus był przeraźliwie śmiertelny: ocalała średnio jedna osoba na tysiąc. Odporność musiała być dziedziczna, bo przeżywały rodziny. Przebieg choroby był szybki. Chory robił się zmęczony, senny, potem zasypiał i już się nie budził. Szacujemy, że całkowite opanowanie globu zajęło wirusowi niecały rok W samym Krakowie ocalało około 800 osób. Tyle wiedzy, tyle umiejętności w ciągu tak krótkiego czasu zniknęło bezpowrotnie.
Profesor patrząc w ogień, zamilkł i w zadumie pykał fajkę.
- A dobiło nas Słońce, które oszalało – niewiarygodne wybuchy na jego powierzchni doprowadziły do tego, że impuls elektromagnetyczny wywołał prawie równoczesne pożary na całej kuli ziemskiej: wszędzie gdzie mógł być wzbudzony prąd pojawiało się napięcie tak wielkie, że zapalała się instalacja. Nie minęła doba, a cywilizacja, przestała właściwie istnieć. Lata dzikości, które nastąpiły potem nie trwały długo. Ludzie zrozumieli, że miejsca jest dużo, zwierzęta gospodarskie powoli dziczeją, więc zaczęli zatrzymywać się w miejscach gdzie im się podobało i dłubać w ziemi. Zadziwiająco szybko stworzyli grupy i zorganizowali się – każdy umiał coś innego. W samym Krakowie mieszka teraz około 20 tys. ludzi. Ojciec był nauczycielem akademickim więc i ja nim zostałem. A jak to wyglądało u was?
Moim zdaniem to najbardziej sztuczny fragment całości. Te informacje są niezbędne to prawda, ale musisz je podać w innej formie. Ten wywód brzmi jak fragment wykładu historycznego, nie towarzyska rozmowa. Całe do zmiany. Przemyśl jak to zrobić.
Colegium Majus
Collegium Maius - jeżeli używasz łaciny pisz poprawnie. Krótka lekcja - łacina nie znała "J" dlatego zapis słów z tą literą to np Iulius, maius, iustis

O uroczystości nie będę opowiadał. Dość, że trwała ponad dwie godziny i przerwał ją dopiero narastający hałas z zewnątrz. Przed budynkiem zebrał się wielki tłum. Wyszliśmy na zewnątrz
Powtórzone słowo "zewnątrz"
Coś tam robił, gadaj zaraz
Brak wykrzyknika.
W chwilę potem z hukiem lokomobila zamieniła się w ognistą chmurę, a po chwili w żółty dym.
W chwilę, po chwili....
To tyle ode mnie. Tyle wychwyciłam. Zyczę Ci powodzenia w kolejnych konkursach.

Re: Jak Szewczyk smoka pokonał ( fantastyka - postapo-steamp
4Witaj,
Przeczytałam tekst i mam kilka uwag, detali raczej, ale zawsze, może trafnych i przydatnych... Sam uznasz. Skorzystam z formy cytuj
Tak, jak poprzednik wydaje mi sie, ze niektore fragmenty, zwlaszcza w pierwszej czesci czyta sie jak suche fakty historyczne, zwarte i trudne . Brakuje swobody. Pozniej atmosfera siejuz rozluznia i czyta sie lepiej i zaczyna wciagac
Pozdrawiam
i Powodzenia
Przeczytałam tekst i mam kilka uwag, detali raczej, ale zawsze, może trafnych i przydatnych... Sam uznasz. Skorzystam z formy cytuj
Bez opisow i wyjasnien opowiadnie wyglada jak fragment wiekszej calosci wyjete na chwile.DeeS pisze: ... i zszedłem z kabiny na podłogę. ....
Nasunęło mi się od razu pytanie / z jakiej kabiny? bez podłogi? Trochę to niezrozumiałe.
....który był uczniem albo terminował u niego.... / a czy to nie jest przypadkiem mniej wiecej to samo? jesli tak to nie moze byc albo
Brakuje pewnych opisów osób, miejsc i samej maszyny. Trochę sucho, jakby za szybko wszystko się potoczyło do momentu, kiedy gość zemdlał
No i chyba brakuje wyjasnien, czym jest lokomobila
Tak, jak poprzednik wydaje mi sie, ze niektore fragmenty, zwlaszcza w pierwszej czesci czyta sie jak suche fakty historyczne, zwarte i trudne . Brakuje swobody. Pozniej atmosfera siejuz rozluznia i czyta sie lepiej i zaczyna wciagac
Pozdrawiam
i Powodzenia