W sensie, jeśli w pisanej przez mężczyznę książce jest muskularna kobita-mechanik, chodząca w poplamionych olejem spodniach, szorstka i rzucająca mięsem, to czytelnik prędzej uzna ją za "typ współczesnej kobiety wyzwolonej/przełamującej stereotypy" a nie za błąd autora/sytuację, kiedy spod literackiej postaci kobiecej widać wąsatą gębę pisarza.
Z moich doświadczeń czytelniczych wynika, że "wąsata gęba pisarza" (czytaj - silne męskie ego rzutujące na tekst) częściej przejawia się w tworzeniu postaci kobiet arcysuperseksownych, które wskakują do łóżka głównemu bohaterowi, ewentualnie ich definiującą cechą jest to, że są piękne, wspaniałe, cudowne pod każdym względem i są tegoż głównego bohatera stałą partnerką... Kobiety zresztą, kiedy tworzą mało wiarygodne postacie mężczyzn, to zwykle dlatego, że idą dokładnie w tym samym kierunku: próbują opisywać ideał (przystojny, wysoki, męski, opiekuńczy, wrażliwy... blahhh).
Nie wydaje mi się, aby np. Profesora z "Opowieści praskich" była alter ego Tomasza Bochińskiego

Takie charakterne, "męskie", rzucające przekleństwami babki chodzą po ulicy, wystarczy mieć taką znajomą i ją sportretować (czytając o Profesorze, byłam w szoku, skąd autor zna jedną moją koleżankę

). Natomiast istnieje pewna podgrupa autorów, którzy tego typu kobiet wolą nie widzieć/nie zauważać/negować ich obecność (khem, khem - Tolkien najbardziej znanym przykładem).