Gordon, uchodził za przystojnego mężczyznę. Mądrego, o wspaniałym wnętrzu. Lorna pokochała go za serce przepełnione miłością do niej. Tego wieczoru, stał koło okna, patrzą na gwiazdy. Był w głębokiej zadumie. Wspominał trójkę swoich tragicznie zmarłych dzieci i czarująca Ellene, która miała zostać jego synową. Aaron tak bardzo ją kochał. Nawet teraz, gdy jej nie było wśród żywych. Gordon nawet nie chciał myśleć jak bardzo cierpi jego syn, bo sam wiedział najlepiej. Czuł to samo. Stracił ukochanych synów i córkę. Ból był nie do zniesienia. Wciąż widział ich twarze. Każdego dnia o nich myślał. Codziennie przeżywał na nowo tamte straszliwe wydarzenia.
- Mężu, dzieci pytały czemu nie było Cię na wieczerzy – oznajmiła Lorna wchodząc do izby. Gordon odwrócił się w jej stronę,
„ Lorno, moja najdroższa ptaszyno, Ty też cierpisz, być może odczuwasz to bardziej dotkliwie niż my, przez swoją wrażliwość. Tak bardzo bym chciał złagodzić Twój ból, ale to jest niemożliwe, musimy z tym żyć. Wiem, że płaczesz po nocach, siedząc sama przy kuchennym stole. Chociaż Ty myślisz, ze o tym niewiem. Musimy żyć ze świadomością tej jakże straszliwej straty moja słodka różyczko” Pomyślał patrząc w smutne oczy ukochanej żony.
- Chciałem posiedzieć w ciszy i pomyśleć – powiedział, obejmując żonę.
Kobieta wtuliła się w jego ramiona.
- Nasza córka, cierpi bardziej niż dotychczas – rzekła, jej głos był przytłumiony. Gordon uniósł jej piękną twarz ku swojej.
- Sophia odziedziczyła wrażliwość po Tobie moja kochana Lorno. Nic dziwnego ze cierpi, najpierw straciła braci i siostrę, a teraz doszła nieszczęśliwa miłość. Ona po prostu chce być kochana – przemawiał łagodnie.
- Wiem mężu. Boję się o nią. To nasza jedyna córka, jedyna która nam została. Nie możemy jej stracić. Więcej bólu już nie zniosę. Ja umrę jak stracę kolejne dziecię. Serce matki bardzo słabe jest, jeśli umiera dziecko to serce jej obumiera, aż w końcu bić przestaje z żalu i bólu – Gordon zaczął gładzić żonę po włosach. Gdy zgodziła się wiele lat temu wyjść za niego, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Wtedy byli tacy szczęśliwi, nie mieli żadnych trosk i kłopotów. W tamtym czasie nie wiedzieli o wielkim niewyobrażalnym cierpieniu, jakie ich czeka. Byli szczęśliwi, ze są razem, myśleli ze szczęście ich nie opuści. Jednak bardzo się mylili. Wirginia wpadła w szał, gdy wielu wampirów się przed nią nie ukłoniło, mówiąc że nie będą jej służyć. Chcąc ich ukarać, zarządziła najazd na dolinę i zabicie wszystkich jej mieszkańców. Domostwa zostały splądrowane i spalone wraz z ciałami zabitych. Gordonowi Lornie i pozostałym udało się uciec. Lecz Wolterowi, Seamusowi i Hildzie, szczęście nie dopisało. Im pisana według przeznaczenia była śmierć. Od tamtej pory, wielu mężczyzn postanowiło stać się wojownikami, którzy by w odpowiednim momencie zadali śmiertelny cios Czarnej Królowej. Oni wszyscy nade wszystko pragnęli jej obalenia. Chcieli zemsty. Wirginia zasługiwała na śmierć. To przez nią cierpiała cała rodzina Gordona. Aaron i Edgar, codziennie trenowali, a Sophia…Ach, nie było żadnego dnia żeby nie płakała…
Lorna patrzyła na męża z ufnością, w swych oczach które przepełnione były bólem.
- Moja kochana, nie pozwolę skrzywdzić nikomu naszej córki – powiedział delikatnie całując żonę w usta. W tym momencie do izby wszedł Aaron, był zdenerwowany w dłoni ściskał mocno kawałek pergaminu. Gordon i Lorna, spojrzeli na syna jednocześnie. Jego oczy pałały gniewem. Bez słowa podał przedmiot ojcu. Był to list, z pieczęcią należącą do Czarnej Królowej. Gordon rozwinął go niepewnie i zaczął czytać. A oto treść owego listu:
Na chwałę Moją i Królestwa Istot Nocy,
Wydaję rozkaz by, odnaleźć wszystkich
Zbiegów z doliny, którzy pragną Mojej
Zguby. Wydaję na nich wyrok śmierci.
Rozkaz ten ma być wykonany bez zwłoki.
- Co za suka! – syknął – Synu skąd to masz?
- Kilkoro z naszych, znalazło martwego wysłannika Virgini, list był przy jego ciele – odpowiedział Aaron.
- Cóż się stało mężu? – zapytała z niepokojem Lorna. Aaron wyczuł w niej strach.
- Ta przeklęta gnida Virgina, wydała na nas wyrok śmierci – powiedział uderzając pięścią w ścianę. Lorna skamieniała i osunęła się, z głuchym łoskotem na ziemie..
- Matko! – krzyknął Aaron i uklęknął przy matce. Jego krzyk usłyszał Edgar, który jak burza wpadł do komnaty z gotowością do walki.
Spojrzał pytająco na ojca.
- Czarna Królowa, znów rozpoczęła polowanie na nas – wytłumaczył Gordon.
- Niechże tylko dorwę tę podłą kreaturę – warknął Edgar, zerkając kątem oka na brata. Lorna wciąż była nieprzytomna.
Aaron oparł głowę matki na swoich kolanach. Znów na nowo mieli przeżywać piekło? Nie mógł na to pozwolić. Ogarnęła go żądza mordu. O nie… Nikt bezkarnie nie będzie krzywdził tych których kocham. Pora wziąć sprawy w swoje ręce.
Nadszedł czas zemsty…
Virgina poniesie konsekwencje swoich czynów.
***
Sophia siedziała w swojej komnacie i rozczesywała włosy, rozmyślając o Lionelu. Podkochiwała się w nim już od kilku lat. Wyobrażała sobie siebie przy jego boku, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ona jest mu przeznaczona. Z bolesnym westchnieniem, podeszła do ogromnego pozłacanego lustra i zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu. Miała na sobie tylko cieniutką halkę. Jej włosy rozsypywały się po ramionach, opadając delikatną kaskadą po plecach. Piękne, ogromne zielone oczy odzwierciedlały jej samopoczucie.
Jej uwagę przykuł odbijający się w lustrze portret, który przedstawiał jej siostrę.
Hilda miała przechyloną na bok głowę, palcami obu dłoni rozczesywała swoje jasne włosy. Uśmiechała się patrząc wprost na malującego ją artystę. Jej oczy były w tym samym odcieniu co Sochy. Cechowała ją odwaga i upór. Od najmłodszych lat wykazywała zdolności, do jazdy konnej i walki. W dzieciństwie, gdy Sophia i matka zajmowały się ręcznymi robótkami Hilda galopowała na własnym majestatycznym rumaku po okolicznych lasach i łąkach. Towarzyszyli jej zawsze wszyscy czterej bracia i ojciec. Eleganckie kobiety z doliny, nie pochwalały takiego zachowania, według nich panienka powinna być pokorna i posłuszna. Obowiązkiem każdej młodej dorastającej kobiety, było przygotowanie się do roli dobrych żon i matek. Wszystkie dziewczęta musiały być grzeczne i potulne. Co jak co, ale Hilda grzeczna i potulna nie była. O nie! Pewnego razu pietnastoletnia Hilda zobaczyła syna sasiadki, który chciał zabić małego szczeniaczka. Nie wiele myśląc, w wielkim gniewie podbiegła do niego i go pchnęła. Chłopak przewrócił się, upuszczając trzymany w ręce nóż.
- Ty parszywy gadzie – wrzasnęła – Co ci, to niewinne stworzenie zrobiło, piekielny pomiocie?! Rusz go tylko, a Cię zabije – dodała wysuwając kły.
Chłopak wpatrywał się w nią zdezorientowany, po chwili na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości.
- Grozisz mi Ty mała smarkulo? – Odejdź stąd żmijo – wysyczał.
Hilda zbliżyła się błyskawicznie do niegodziwca i drasnęła go po twarzy nożem, którego zdążyła pochwycić. Chłopak zawył z bólu, i zakrył krwawiąca twarz dłonią . Stojąca nieopodal kobieta słysząc krzyk, podbiegła do nich.
- Cóż się stało? – rzekła z przerażeniem, patrząc na młodzieńca. Ifor wskazał na Hildę. Jego matka spojrzała na nią. Jej twarz zrobiła się purpurowa ze złości.
- Hildo Rendsow! Zraniłaś mego syna! Nie ujdzie ci to na sucho! Już ja tego dopilnuję! – powiedziała, jej oczy ciskały błyskawice.
Hilda się tylko zaśmiała ironicznie. Ta dziewczyna miała dziki temperament, porywający i żywiołowy. Dla rodziny była gotowa poświęcić życie.
Takie to wspomnienia kłębiły się w głowie Sochy. Były takie różne, zupełnie do siebie niepodobne na pierwszy rzut oka. Lecz łączyło je najważniejsze, miłość do bliskich. Każda okazywała to na swój sposób. Ale czyż miłość nie ma wielu twarzy? Sophia bardzo podziwiała swoją starszą siostrę. Hilda była wyjątkowa, jedyna w swojm rodzaju. Nię spuszczając oczu z portretu, podeszła wolnym pełnym gracji krokiem bliżej dzieła, i leciuteńko jak tchnienie wiatru przesunęła opuszkami swych długich palców po namalowanej żywymi barwami twarzy siostry. Portret genialnie oddawał charakter modelki i urodę. Odzwierciedlał jej siłę, odwagę, ambicje i determinacje. Jednocześnie ukazywał jej łagodność i miłość wobec najbliższych. Hilda była naprawdę bardzo piękna, jej pełne usta były barwy dojrzałej maliny.
Ktoś lekko zapukał. Sophia szybko naciągnęła na siebie bladoniebieską koszule nocną, obszytą koronkami i otworzyła drzwi. W progu stała matka. Przez dłuższą chwilę przypatrywała się bacznie Sophi, po czym weszła do komnaty i usiadła na krześle przy okrągłym małym stoliku. Sophia wyczuwając coś niepokojącego, usiadła naprzeciwko matki, i milcząc czekała aż ukochana rodzicielka coś powie. Lorna tymczasem biła się z myślami jak i czy w ogóle powiedzieć córce o rozkazie królowej. Była pewna, że Sophia popadnie w jeszcze głębszą rozpacz. Chciała twego uniknąć, ale z drugiej strony nie mogła niczego ukrywać. Bardzo bała się, co może się stać. Żadna z tych decyzji nie była dobra. Z miłością patrzyła w oczy córki, tyle było w nich smutku i żalu. W jednej chwili reszta odwagi ją opuściło.
- Sophio, chcę żebyś wiedziała, że co by się nie stało ja zawsze będę Cię
Kochać – powiedziała tylko.
Sophia uniosła brwi
- Mamo, coś się stało, prawda? – zapytała
Lorna pokręciła gwałtownie głowa.
- Nie…Nic się nie stało – powiedziała dobrze zdając sobie z tego sprawę , że właśnie okłamała swoją córkę. Sophia jednak od razu zauważyła że cos jest nie tak.
- Matko, powiedz mi proszę. Wiem że cos się stało. Bardzo dziwnie się zachowujesz – poprosiła. Coś jej podpowiadało że matka ma bardzo złe wieści.
Lorna popatrzyła na Sophie zbolałym wzrokiem.
- Wirginia wydała rozkaz, by zabić wszystkich zbiegów z doliny – wydusiła i ukryła twarz w dłoniach.
To było straszne…do Sophi nie od razu dotarł sens słów matki. Przez chwilę wpatrywała się w nią zdezorientowana, lecz po krótkim momencie w jej oczach pojawiło się ogromne przerażenie. Zrobiło się jej słabo. To nie mogła być prawda. Nie mogła w to uwierzyć. Wszyscy zginiemy, pomyślała…Boże wszyscy. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć, zakrywając uszy dłońmi. Wstała i rzuciła się na łóżko. Matka podeszła do niej szeleszcząc suknią.
- Córko tak mi przykro. To jest przerażające. Znów nam przyjdzie przezywać piekło. Ojciec i Twój bracia szykują się na walkę. Tak bardzo się o nich boję, ale wiem, że oni nie odpuszczą. Będą walczyć na śmierć i życie do ostatniej kropli krwi, ale Wirginia jest zbyt potężna to nie może się dobrze skończyć Sophio – wyszeptała, kładąc się obok córki. Sophia leżała nieruchomo zwinięta w kłębek. Lorna nie mogła patrzeć jak jej córka cierpi. Łagodnym gestem gładziła ją po ramieniu, chcąc dodać jej otuchy. Byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Po kilku minutach Sophia zasneła kamiennym snem. W swoim świecie wampiry niczym nie różnią się od ludzi. Śpią, jedzą owoce warzywa i mięso. Dopiero jak przekraczają granice światów, stają się wampirami którzy łakną krwi. Lorna przykryła córkę pledem, podeszła do okna , otworzyła je i zlustrowała okolice wzrokiem.
- Boże zlituj się – wyszeptała spoglądając w niebo. Tej nocy księżyc lśnił przedziwnym blaskiem, jakby ostrzegawczo. Lorna na dłuższą chwile zapatrzyła się w jego srebrzystą tarcze. Drogą szedł jakiś nocny wędrowiec. On również patrzył na księżyc, w pewnym momencie stanął i spojrzał prosto na nią. Chciała się cofnąć, ale ze zdziwieniem zobaczyła, że mężczyzna delikatnie skinął jej głową. Cóż to może znaczyć, pomyślała. Czekała co będzie dalej, nie spuszczając oczu z obcego wampira. Wyostrzony zmysł wzroku pozwolił jej dojrzeć, że mężczyzna był już w bardzo podeszłym wieku. Miał długą śnieżnobiałą brodę, i niezwykle mądre wejrzenie niebieskich oczu. Lorna nie wyczuła w nim żadnego niebezpieczeństwa. Obserwowany wędrowiec, ruszył do wrót domu. Lorna szybkim ruchem zamknęła okiennicę i wybiegła z komnaty córki. Zbiegając po schodach, złapała w holu długi płaszcz i otworzyła drzwi.
- Witaj panie – rzekła, dygając lekko przed przybyszem. Starzec odwzajemnił gest, składając głęboki ukłon. Lorna cofnęła się by go wpuścić.
Mężczyzna uważnie rozglądał się po holu.
- Spotkała was w życiu wielka tragedia Pani – powiedział nagle.
Lorna znieruchomiała.
- Skad Panie wiecie? – zapytała szeroko otwierając oczy
- Czuję to. Duch tego domostwa i Pani rodziny przemawia do mnie. – odparł zagadkowo – Śmierć nadal depcze wam po piętach – dodał.
Lorna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Kim Panie jesteście? – zapytała
- Zwą mnie Archibald – odrzekł i zaczął chodzić powolnym krokiem po calym pomieszczeniu. W pewnej chwili spojrzał na szczyt schodów i zmarszczył brwi mrużąc oczy. Lorna nie spuszczała z niego wzroku, odniosła wrażenie, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. Serce jej podpowiadało że ów mężczyzna kogos szuka.
- Czy jest tylko Pani w domu? – zapytał Archibald, gładząc swoją bujną brodę.
Lorna pokręciła głową
- Nie. Mąż i dzieci odpoczywają, mieli bardzo trudny dzień – odpowiedziała, otulając się szczelniej peleryną.
- Niech ich Pani zbudzi – głos Archibalda był stanowczy. Lorna popatrzyła na niego z ogromnym zaskoczeniem.
- To bardzo ważne – dodał widząc wahanie kobiety, które szybko przemieniło się w zrozumienie. Szybkim krokiem wbiegła po schodach na piętro. Weszła do komnaty którą dzieliła z mężem.
Gordon otworzył oczy.
- Cóż się stało najdroższa? – zapytał podnosząc się z posłania> Lorna w skrócie opowiedziała mu o przybyszu .
- Ciekawe. Zbudź chłopców i Sophie. A ja z nim porozmawiam – powiedział Gordon. Schodząc z e schodów obserwował przybysza , który z zainteresowaniem przypatrywał się obrazom. Gdy zauważył Gordona złożył mu pokłon. Gordon zrobił to samo.
- Czym możemy Panu służyc? – zapytał
Archibald przez chwilę rozmyślał nad odpowiedzią.
- Przychodzę w imieniu Ducha Przyszłości. Ważną rzecz mam wam do powiedzenia.
W tym momencie do holu weszli Aaron i Edgar. Młodzi mężczyźni wymienili ze sobą zdziwione spojrzenia. Archibald spojrzał na Aarona.
- Ty synu jesteś Naznaczony – rzekł – To tobie przypada zadanie odnalezienia Pogromczyni Ciemności – powiedział – Pozwólcie że opowiem wszystko od samego początku - dodał widząc niepewność i zdumienie na twarzy Aarona. Gordon wzkazał ławe. Starzec z westchnieniem usiadł na niej i zlustrował uważnie twarze wszystkich trzech mężczyzn.
- Tak… z całą pewnością to Ty poprowadzisz nas ku świetności - wyszeptał z zadumą wpatrując się w Aarona – To Ciebie wskazał Kryształ. Przed wieloma wiekami, zanim władze objęła Czarna Królowa, na tronie zasiadał Król Leonard, który był władcą dobrym i sprawiedliwym. Jego żoną była piękna Oliwia. Pod ich opieką ,Królestwo rozkwitło, a mieszkańcy żyli w szczęściu i zgodzie. Tak było przez około czterysta lat. Pewnej zimy przybyła do zamku, młodziutka dama o pięknych bursztynowych oczach i włosach białych jak śnieg. Król był wobec niej bardzo podejrzliwy, według niego jej oczy skrywały ciemność. Królowa zaś, istota przepełniona miłością od razu polubiła przybyła panienkę. Mianowała ją na swoja dwórkę. Spędzały ze sobą wiele czasu. Wszystko było dobrze do pewnego słonecznego dnia. Wtedy to Król Leonard wyjechał, odwiedzić swój lud w okolicznych wioskach. Królowa Oliwia została w zamku, gdyż jej błogosławiony stan nie pozwalał na podróże. Wieczorem siedząc na fotelu i uśmiechając się na myśl o dziecku, usłyszała hałas. Zaniepokojona lekkim krokiem wyszła z komnaty na korytarz, chcąc zobaczyć czy wszystko w porządku. Biedna nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy ktoś chwycił ją za gardło od tyłu. Chciała krzyknąć, ale napastnik zakrył jej usta. Ostatnie, co zobaczyła był błysk ostrza, które w ułamku sekundy zostało zatopione w jej sercu. Rankiem przyszła służka by pomóc się ubrać swej Pani. Gdy znalazła ją przy królewskiej komnacie, ujrzała martwą monarchini. Cios w serce nie był jedynym ciosem, jaki został zadany. Zabójca przeszył również jej brzuch , dokładnie w miejscu gdzie znajdowało się malutkie serduszko maleństwa. Gdy Król wrócił i dowiedział się o tragicznej śmierci swej małżonki, wpadł w rozpacz i gniew. Wydał rozkaz by odnaleść tego, który pozbawił go największego szczęścia. Przez cały dzień siedział w komnacie żony i tulił do siebie jej suknie. Wieczorem skierował się do biblioteki by rozpaczać nad swa niedolą. Nawet nie przypuszczał że za chwilę spotka go mrożacę krew w żyłach odkrycie i straszna śmierć – powiedział Archibald, kończąc swą opowieść. Gordon, Aaron i Edgar byli w głębokiej zadumie. Lorna i Sophia które dołączyły do mężczyzn płakały nad losem rodziny królewskiej.
- To strasznę, jak można być, ąż tak przesiąkniętym złem, by zabić. Och, tak mi żal tego nienarodzonego dziecięcia – szepnęła Lorna. Sophia jej przytaknęła ocierając łzy.
- Czy tą młodą dama była Wirginia? – zapytał Aaron.
Archibald pokiwał głową.
- Tak, Wirgina we własnej osobie. Ta kobieta od początku miała wszystko zaplanowane, zanim jeszcze weszła na dwór Króla Leonarda – odpowiedział ze zastanowieniem – Przypuszczam ze nie znacie Przepowiedni Onterego? – zapytał nagle.
- Nie mędrcze. Opowiedz nam o niej. – poprosił Gondor ujmując dłoń żony.
Archibald przymknął oczy.
- Jakieś siedemdziesiąt lat, po objęciu władzy przez Wirginie, jeden ze sług Królowej Oliwi, Onter przez kilka tygodni miał ciągle ten sam sen. We śnie widział Wirginię i jej coraz bardziej krwawe i okrutne rządy. Widział także istotę którą określił jako „ Nie z Tego Świata” . Wyglądała podobnie jak my, a jednak się różniła była inna. Istota ta w jego śnie, zabija Wirginie i wtedy nastają Nowe Czasy. Wielkie Czasy Pokoju. Całą swoją senna wizję spisał. W jego zapiskach pojawia się słowo Portal, które określa jako Wrota do Innych Światów – powiedział otwierając gwałtownie oczy. Wszyscy przyjęli to znak końca opowieści.
Sophia miała szeroko otwarte oczy.
- To istnieją inne światy? – zapytała z osłupieniem patrząc na Archibalda.
- Z całą pewnością Panienko – odparł, był nieco rozbawiony wyrazem twarzy dziewczyny. Zdołał też zauważyć nadzieje w oczach Lorny.
- Gdzie znajdują się owe wrota? – zapytał Gordon, zerkając na żonę i córkę
- Jak przypuszczam na Południowy Wschód od Doliny Śmierci,, gdzieś w Górach Demonów… Tak mówią opisy Ontera. Za Wrotami znajduję się Pogromczyni Ciemności – odpowiedział mędrzec.
Aaron zerwał się z ławy, i zaczął chodzić w te i z powrotem po izbie. Czuł że ma ważne zadanie do wykonania, od którego zależy los Królestwa. Coś mu podpowiadało, że nie może zawieść, i że musi przyprowadzić Pogromczynie Ciemności.
- Kiedy mogę wyruszyć? – zapytał krzyżując ręce na piersi. Starzec uśmiechnął się lekko, widząc zapał wojownika.
- W każdej chwili Aaronie, lecz muszę Cię ostrzec. Wyprawa w inne światy niesie ze sobą ryzyko – głos Archibalda stał się złowrogi – tuż po przekroczeniu Wrót, zmienisz się nie do poznania. Staniesz się na wpół umarły. Będziesz żył nocą. Ogarnie Cię żądza krwi. Będziesz niebezpieczny dla tamtejszych mieszkańców.
Aaron patrzył z nad półprzymkniętych powiek na mędrca.
- W jaki sposób poznam Pogromczynie Ciemności? – zapytał zdecydowanym tonem, pocierając policzek dłonią.
- To już sam musisz odkryć mój chłopcze. Zadanie odnalezienia i rozpoznanie Pogromczyni przypada Tobie. Na mnie już czas przyjaciele, ale zanim odejde chcę ci coś dać Aaronie – oznajmił Archibald sięgając do kieszeni peleryny z której wyjął amulet na złotym grubym łańcuszku. Amulet składał się z większego kręgu i dwóch mniejszych,po obu stronach. pośrodku dużego kręgu znajdował się trójkątny rubin, z którego trzech boków, biegły promienie. Miedzy promieniami znajdowały się małe diamenty. Cały medalion wyglądał na bardzo kosztowny. Widać było, ze twórca włożył w jego wykonanie całe serce. Wszyscy zebrani z zapartym tchem, podziwiali urzekające aczkolwiek dziwnę piękno amuletu. Aaron wyciągnął po niego rękę ,i przesunął palcami po mniejszym kręgu. W momencie gdy go dotknął, amulet rozbłysł jasnym światłem, a rubin zaiskrzył się czerwonym blaskiem. Aaron znieruchomiał. Wtedy właśnie zrozumiał, ze może się wszystko dobrze ułożyć. Archibald uśmiechnął się szeroko i włożył amulet do dłoni Aarona.
- Od tej pory Kryształ Maga, należy do Ciebie. Uczyniłeś pierwszy krok ku wolności Królestwa Aaronie synu Gordona. Ale przed Tobą jeszcze długa i niezwykle trudna droga ku zwycięstwu. Zapewne wiele razy otrzesz się o śmierć, lecz Królestwo Istot Nocy w Ciebie wierzy. Nie wątpię, że ci się uda pokonać Zło. Niech Kryształ ma Cię w opiece. – rzekł i rozpłynął się w powietrzu. Aaron otworzył dłoń w której ściskał amulet upadł na kolana i zaszlochał. Po jego policzku zaczęły płynąc łzy. Lecz to nie były gorzkie łzy smutku, ani żalu. Te łzy były łzami Nadziei. Nadziei na wolność…
Saga o królestwie Istot Nocy (2 fragment Pierwszego Tomu)
1
Ostatnio zmieniony wt 30 lip 2013, 10:02 przez Sunevive93, łącznie zmieniany 1 raz.
