cranberry pisze:Ojej, to już chyba offtop w offtopie w offtopie
normalne w dyskusjach, wątki poboczne się rozrastają :-D
I jeszcze po namyśle wrócę natrętnie do tematu "kto co robi lepiej" i "a bo ja literatury pisanej przez kobiety nie lubię". Jestem dość uczulona na takie samobiczowanie się w wykonaniu damskim. Zapewne dlatego, że sama przeszłam ten etap, ale teraz widzę, że to było raczej jak ospa wietrzna - zaszkodzić nie zaszkodzi, ale też mile nie jest.
chyba musze poszukać czegoś ciekawego w takim razie ;-)
jakiś czas temu na rynku pojawiła sie olbrzymia ilosć ksiażek, które sa kopiami "50 twarzy greya" - i nie mogłam uwierzyc własnym oczom, dzień w dzień w metrze po kilka, czasem kilkanaście "greyów" - dziewczyny, kobiety ze słuchawkami na uszach i wzrokiem wbitym w literki opowiadajace historię dziewicy zakochanej w psychopacie.
więcej - wchodziłam do pracy, a tam kolezanki(matki, żony, singielki, ze wsi i z miast, w różnym wieku) czytały to samo (już nawet abstrahuję od poziomu tej lektury) - zaczęłam się zastanawiac, że moze faktycznie cos w tym jest.
romans, pisany przez kobietę, z wyidealizowanym bohaterem, współczesną wersją księcia z bajki - i wszystkie, dosłownie wszystkie to czytają
no więc przeczytałam cz 1 - i teraz tak: grey jest zbiorem wszystkich cech, jakie powinien mieć mężczyzna idealny - młody, przystojny, bogaty, jednocześnie bohaterka ma okazję go "ponaprawiac", bo facet ma nierówno pod sufitem - i tak się zastanawiam - czy to na prawdę to, czego chcemy, my, kobiety?
czy serio byśmy chciały takiego greya?
czy jest wystarczająco dobrze napisany, zeby mu uwierzyć, w dodatku uwierzyc, gdy sie nie jest już nastolatką ze "zmierzchowym" skrzywieniem?
ech, moze gdyby chociaz był ze specnazu...
