Biel [low fantasy]

1
WWWPoczątek zbiorów okazał się wyjątkowo upalny, i chłopak czuł, jak grzywka klei mu się do czoła. Słońce świeciło tak jasno, że trzeba było ciągle mrużyć oczy. Bolała go od tego głowa i może dlatego, kiedy patrzył spod rzęs na wzgórze ponad posiadłością, gdzie zwykle wypasano owce, wszystko wydawało mu się mniej realne niż zwykle. Trawy, pomyślał, wzrastają tam gdzie padnie ich siew, a później trwają w tym samym miejscu aż ktoś je zetnie, zadepcze albo ostatecznie przykryje je śnieg. Ten los wydawał mu się przykrym i kuło go w piersi na myśl, jak bardzo jego własne życie mogło go przypominać. Skazany na bezowocne przemijanie, zmierzający donikąd.

WWWByły dni, kiedy nienawidził wszystkiego, gospodarstwa i pętających się po nim ludzi, poczynając od właściciela pana a kończąc na sobie samym. Kiedy był młodszy zdarzało się, że uciekał. Biegł lasem chcąc zostawić za sobą wszystko, co dotychczas znał. Później pamiętał głownie to potworne łomotanie serca, podniecenie i strach wyczuwalne nawet na języku. Miał zamiar wstąpić do bandy zbójeckiej i rozpocząć zupełnie nowe życie. Tak bardzo inne, jak sobie wyobrażał, od tego od czego uciekał. Jednak za każdym razem nim zapadał zmierzch chłopak wracał. Parę razy wszystko to trwało na tyle krótko, że był już z powrotem, zanim ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Stało się pewną normą i tematem do podkpiwań, że Sebastian, bo tak mu było na imię, musiał sobie co jakiś czas pobiegać po lesie. Ot, takie młodzieńcze wybryki.

WWWNie znał ojca, jak większość mu podobnych. Matka zmarła przy porodzie. Wiedział tylko, że była bardzo młoda i pracowała dla tego samego człowieka, co on. Wychowywała go głównie Ursula, pańska niańka i jedna z kucharek. Była już starą kobietą, odkąd ją tylko pamiętał. Jej lewe oko było ślepe, zamglone, a dłonie, pokryte dziesiątkami drobnych zmarszczek stale pachniały rzepą i ziemniakami. Nigdy nie okazywała mu więcej czułości, niż to było konieczne, aby mógł rosnąć, ucząc się pracy w gospodarstwie. Mimo to, był z nią związany uczuciem, które sprawiało, że chciał jej opowiedzieć o wszystkich ptakach zaobserwowanych na łące. Czuł się bezpiecznie, gdy widział ją tuż przed snem i o brzasku następnego dnia. Miał 11 lat i zajmował się wypasaniem owiec, kiedy pewnego dnia Ursula nie obudziła się ze snu. Musiało minąć trochę czasu, nim na dobre uświadomił sobie, że nigdy jej już więcej nie zobaczy. Starał się poradzić sobie z myślą, że odtąd jest zdany tylko na siebie, i że nikt już nie chce słuchać o jego ptakach.

WWWKiedy tamtego dnia stał tak przed domem swojego wielmożnego pana, a słońce opalało mu czoło, z niezrozumiałą dla siebie tęsknotą wspominał to wzgórze, łąkę, owce i ptaki. Odkąd skończył 13 lat pracował jako stajenny. Z początku bał się koni, ale w końcu się przyzwyczaił i nawet polubił to zajęcie. Wśród pozostałych stajennych i kilku innych osób utrzymywał, że pan właściciel ma co do niego plany, i pewnego dnia zastąpi starego, kompletnie już głuchego koniuszego Maurycego. Historyjka mocno straciła na wiarygodności, kiedy po jego zasłużonym odejściu z tego świata pan zatrudnił osobę spoza gospodarstwa, a on odchodził od brudnych boksów jedynie wtedy, kiedy potrzeba było pomocy przy transporcie towarów do miasta.

WWWDokładnie na tą okoliczność wystawał już kolejną chwilę w potwornym skwarze, czując jak powoli traci zmysły. W ciągu swojego życia zdążył się nauczyć, że jeśli kazano mu gdzieś czekać, to powinien to zrobić i nie wolno mu było odejść zbyt daleko. Wzdrygnął się odrobinę wyrwany z rozmyślań, gdy na lewo od niego drzwi nagle się uchyliły i ujrzał tego, na którego czekał. Mężczyzna nie spojrzał na niego, przeszedł obok i żwawym krokiem ruszył dalej, w kierunku wozu. Adam poszedł za nim, próbując dotrzymać mu tępa.

WWWDrogomir był człowiekiem powszechnie poważanym w gospodarstwie, szczególnie wśród chłopców. Coś sprawiało, że budził w ludziach szacunek od pierwszego spotkania. Był wysoki i wyjątkowo postawny, o czarnej, nieco już wyłysiałej czuprynie, gęstej brodzie i brwiach. Te ostatnie przez większość czasu trzymał lekko uniesione, marszcząc przy tym czoło, przez co ciągle wyglądał na zdziwionego. Ursula mówiła czasem, że przypomina jej niedźwiedzie z jej rodzinnych stron, daleko na wschodzie, przy granicy królestwa. Czarne o krótkich łapach, mniejsze od tutejszych, które głośno ryczą i groźne są tylko z wyglądu. Bo zamiast walczyć wolą czmychnąć na najbliższe drzewo. Ale nawet ona nie mogła mu odmówić sprytu i wygadania. Drogomir pochodził z prostej, chłopskiej rodziny bez majątku, mimo to był najbardziej zaufanym człowiekiem Lasoty, pana właściciela okolicznych ziem. Mieszkał w posiadłości wielmoży, a ożenił się z jego siostrzenicą. Decydował o wielu sprawach, ale przede wszystkim odpowiadał za handel z kupcami w mieście. To on negocjował ceny.

WWWZwykle, gdy Drogomir zjawiał się wczesnym rankiem w stajni, lub jeszcze w pomieszczeniach nad stodołą, w których Sebastian i paru innych osieroconych chłopców spali, wołał dwóch lub trzech największych wyrostków, aby pomogli mu załadować towary. Tym razem chciał tylko Adama, a wóz, ku jego zdziwieniu, był już pełen.

WWW- Dziś jedziesz ze mną – odpowiedział mu na niezadane pytanie. Nie czekając, wskoczył na furę i trzymał już lejce gotowy żeby ruszać, podczas gdy chłopak nadał stał obok, nie do końca pewien co ma robić. Drogomir obrócił się i spojrzał na niego, unosząc swoje krzaczaste brwi jeszcze bardziej, niż miał to w zwyczaju. – No już, wsiadaj, musimy się spieszyć.

WWWNie pamiętał, jak długo jechali, zanim któryś z nich odezwał się znowu. Nie pamiętał nawet, który zaczął. W każdym razie słowa które wtedy padły, Adam miał potem powtarzać w myślach dziesiątki razy, próbując wyłapać przyczynę tego wszystkiego, co miało się później wydarzyć. Wciąż mieli przed sobą jakieś pięć godzin jazdy bocznym, rzadko uczęszczanym traktem. Wokół rozciągał się bezkresny, stary las.

WWW- Poinstruowano mnie, że nie powinienem mówić ci czegokolwiek – Drogomir odchrząknął, przerywając na moment – Ja uważam jednak, że masz prawo wiedzieć.
WWWNastąpiła chwila ciszy, może na wypadek, gdyby Adam miał zamiar coś powiedzieć, a może tylko jego towarzysz zastanawiał się nad słowami.
WWW- Sprawy tak się maja, że Lasota winien jest pewnym ludziom w mieście przysługę. To dość stara historia, ale tamci nigdy nie zapominają upomnieć się o to, co im należne. To ważne. Rozumiesz mnie? – niespodziewanie zwrócił się do chłopaka, nie czekał jednak na odpowiedź – Jesteś bystry, inny niż reszta. Tamci do końca świata będą przerzucać końskie łajno. Do niczego innego się nie nadadzą. Rozumiesz?
WWW- Właściwie, nic nie rozumiem panie. – odparł.
WWW- Ja też, chłopcze. Uwierz mi, że ja też. Właściwie to jesteś trochę podobny do mnie. – zarechotał – Zdaje się, sam wiesz, nigdy nie pasowałeś do świata, który znasz. Mam rację? Sebastian milczał – Chciałbym żebyś wiedział, że nic Ci nie grozi. Przynajmniej nie bezpośrednio.
WWW- Ale dlaczego miałoby… panie, nie wiem o czym mówisz. Jedziemy do miasta, czy tak? Sprzedać towary.
WWW- Te trochę skór, runa i smalcu nie było by normalnie warte tej wyprawy, ale tak, jedziemy do miasta. Tyle tylko, że ty, mój chłopcze, zostaniesz tam na dłużej. Ludzie o których wspominałem, potrzebują chłopaka. Sieroty, aby nie miał nic do stracenia. Kogoś spoza interesu. Silnego i jednocześnie rozgarniętego. Mógłbyś być młodszy, ale uznaliśmy, że się nadasz.
WWW- Dlaczego ja? Czym mam się tam zajmować? Znam się tylko na koniach. – Sebastian czuł narastający niepokój. Próbował wyobrazić sobie to, co go czeka. Ludzi, o których opowiadał Drogomir. Kim byli i czym się zajmowali. Docierała do niego myśl, że prawdopodobnie nie wróci do majątku. Nigdy go nie lubił, ale był całym jego życiem. Teraz wszystko miało się zmienić i nie miał pojęcia, co to oznacza.
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:41 przez Saute, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Saute pisze:Bolała go od tego głowa i może dlatego, kiedy patrzył spod rzęs na wzgórze ponad posiadłością, gdzie zwykle wypasano owce, wszystko wydawało mu się mniej realne niż zwykle.
Można by to wyrzucić.
Saute pisze:Ten los wydawał mu się przykrym i kuło go w piersi na myśl, jak bardzo jego własne życie mogło go przypominać.
To zdanie jest trochę poplątane, zwłaszcza przy końcówce. Można wywalić jedno słowo z pogrubionego.
Saute pisze:Była już starą kobietą, odkąd ją tylko pamiętał.
Pogrubione można wyrzucić.
Saute pisze:1.Jej lewe oko było ślepe, zamglone, 2.a dłonie, pokryte dziesiątkami drobnych zmarszczek stale pachniały rzepą i ziemniakami.
1. Może zamiast takich zwrotów napisałbyś, że nie widziała na jedno oko?
2. Po "dłonie" niepotrzebny przecinek.
Saute pisze:Miał 11 lat i zajmował się wypasaniem owiec,
Saute pisze: Odkąd skończył 13 lat pracował jako stajenny.
Liczby zapisujemy słownie.
Saute pisze:W ciągu swojego życia zdążył się nauczyć, że jeśli kazano mu gdzieś czekać, to powinien to zrobić i nie wolno mu było odejść zbyt daleko.
Sugerowałabym skrócić do zdanie. Np. Życie nauczyło go spełniać rozkazy/polecenia. Coś w tym stylu.
Saute pisze:Wzdrygnął się odrobinę wyrwany z rozmyślań, gdy na lewo od niego drzwi nagle się uchyliły i ujrzał tego, na którego czekał.
Gdy drzwi po lewej... - chyba brzmi lepiej ;)
Saute pisze:- Poinstruowano mnie, że nie powinienem mówić ci czegokolwiek –
Zwrot mi tu jakby nie pasuje... Może zamiast: Otrzymałem rozkaz/ nakaz/ polecenie/ prośbę, by nie mówić ci...
Saute pisze:To dość stara historia, ale tamci nigdy nie zapominają upomnieć się o to, co im należne.
Trochę dziwnie brzmi... Może prościej byłoby napisać: zawsze się upominają o to, co im należne

I chyba musiałam się gdzieś pogubić... najpierw był Sebastian, potem Adam i znowu Sebastian. A odniosłam wrażenie, że opowieść dotyczy tej samej osoby. Nie zauważyłam przeskoku między nimi. A może jednak historia dotyczy tego samego osobnika? ;)

Widzisz, sporo wpadek wyłapałam (a nie robiłam dogłębnej łapanki), co nie zmienia faktu, że tekścik mi się spodobał i jestem ciekawa dalszego ciągu. :)

To co pochyłe ode mnie, to tylko takie luźne sugestie. Ogólnie sporo tu zdań, które naprawdę mógłbyś poskracać i przeredagować.

Tyle ode mnie.

Pozdrawiam.

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:40 przez Milt, łącznie zmieniany 1 raz.

3
Łatwo się czyta. Przyjemnie. Nie miałam takie uczucia "przymusu" (wiesz: czytaj dalej, może potem będzie ciekawiej) :D
Niestety muszę przyznać, że trochę się pogubiłam. Nie wiem, może po prostu umknęło mi coś istotnego.
Milt pisze:I chyba musiałam się gdzieś pogubić... najpierw był Sebastian, potem Adam i znowu Sebastian. A odniosłam wrażenie, że opowieść dotyczy tej samej osoby. Nie zauważyłam przeskoku między nimi. A może jednak historia dotyczy tego samego osobnika? ;)
Nie tylko mi :P
Saute pisze:Tak bardzo inne, jak sobie wyobrażał, od tego od czego uciekał. Jednak za każdym razem nim zapadał zmierzch chłopak wracał. Parę razy wszystko to trwało na tyle krótko, że był już z powrotem,zanim ktokolwiek zauważył jego zniknięcie. Stało się pewną normą i tematem do podkpiwań, że Sebastian, bo tak mu było na imię, musiał sobie co jakiś czas pobiegać po lesie.
Skoro inni nie zauważali jego zniknięcia, to jak rozumiem Sebastian sam z siebie podkpiwał?
Saute pisze:Nigdy nie okazywała mu więcej czułości, niż to było konieczne, aby mógł rosnąć, ucząc się pracy w gospodarstwie.
To zdanie mi się nie podoba :( Czułość przeszkadza w "rośnięciu i uczeniu się pracy w gospodarstwie" ?
Saute pisze: Wśród pozostałych stajennych i kilku innych osób utrzymywało, że pan właściciel ma co do niego plany, i pewnego dnia zastąpi starego, kompletnie już głuchego koniuszego Maurycego.
Literówka?
Ma trzynaście lat i od niedawna pracuje przy koniach. Na początku się ich boi (!) , a oni chcą go zrobić koniuszym?
Saute pisze: Historyjka mocno straciła na wiarygodności, kiedy po jego zasłużonym odejściu z tego świata pan zatrudnił osobę spoza gospodarstwa, a on odchodził od brudnych boksów jedynie wtedy, kiedy potrzeba było pomocy przy transporcie towarów do miasta.
hmmm...
Saute pisze:Tym razem chciał tylko Adama, a wóz, ku jego zdziwieniu, był już pełen.

Ku zdziwieniu Adama? Sebastiana? Drogomira?
Saute pisze:Nie czekając, wskoczył na furę i trzymał już lejce gotowy żeby ruszać, podczas gdy chłopak nadał stał obok, nie do końca pewien co ma robić.
Brzydkie zdanie :( może zamiast "trzymał już lejce" -> "złapał za lejce" ? w sumie to "żeby" jest chyba niepotrzebne.
Saute pisze:Nie pamiętał, jak długo jechali, zanim któryś z nich odezwał się znowu. Nie pamiętał nawet, który zaczął. W każdym razie słowa które wtedy padły, Adam miał potem powtarzać w myślach dziesiątki razy, próbując wyłapać przyczynę tego wszystkiego, co miało się później wydarzyć. Wciąż mieli przed sobą jakieś pięć godzin jazdy bocznym, rzadko uczęszczanym traktem.

Najpierw nie pamięta, później podaje dokładny czas?
Saute pisze:Jesteś bystry, inny niż reszta. Tamci do końca świata będą przerzucać końskie łajno. Do niczego innego się nie nadadzą. Rozumiesz?
Chyba wszystko dobrze :) ten fragment jest świetny! Uśmiałam się przy nim :D
a potem jeszcze:
Saute pisze:- Właściwie, nic nie rozumiem panie. – odparł.
- Ja też, chłopcze. Uwierz mi, że ja też. Właściwie to jesteś trochę podobny do mnie.
:P
Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest pus­te biur­ko? Albert Einstein

4
uff, dziewczyny zrobiły łapankę, więc tylko po łebkach przejade ;-)
Początek zbiorów okazał się wyjątkowo upalny,
poczatek lata? bo poczatek zbiorów moze być udany albo nie, ale nie wiem, czy dzialanie może być upalne.
Bolała go od tego głowa i może dlatego, kiedy patrzył spod rzęs na wzgórze ponad posiadłością, gdzie zwykle wypasano owce, wszystko wydawało mu się mniej realne niż zwykle. Trawy, pomyślał, wzrastają tam gdzie padnie ich siew, a później trwają w tym samym miejscu aż ktoś je zetnie, zadepcze albo ostatecznie przykryje je śnieg. Ten los wydawał mu się przykrym i kuło go w piersi na myśl, jak bardzo jego własne życie mogło go przypominać. Skazany na bezowocne przemijanie, zmierzający donikąd.
masz cały akapit, ktory właściwie mówi o niczym - ot rozważania o owcach i trawach, i o rzęsach. do tego patetyczny ton zupęłnie nie pasuje do dumania wiejskiego chłopaka. się technika rozjeżdża z fabułą.
Później pamiętał głownie to 1 potworne łomotanie serca, podniecenie i strach wyczuwalne nawet na języku. Miał zamiar wstąpić do bandy zbójeckiej i rozpocząć zupełnie 2 nowe życie. Tak bardzo inne, jak sobie wyobrażał, od tego od czego uciekał.

1 - myślę, i myślę, i myślę, i... nic. jak się wyczuwa podniecenie i strach na jezyku??? :shock: a już to łomotanie serca wyczuwane na języku mnie zauroczyło do imentu.
2 ja rozumiem wtrącenia, ale to brzmi karkołomnie.
Nie znał ojca, jak większość mu podobnych. Matka zmarła przy porodzie. Wiedział tylko, że była bardzo młoda i pracowała dla tego samego człowieka, co on. Wychowywała go głównie Ursula, pańska niańka
jak większosć mu podobnych...? kim jest większość, bo większosć, jaką znam, ojców raczej kojarzy.

druga rzecz, ze strasznie dużo nieszczęśc na biedaka spadło, natomiast wychowywanie przez pańską niańke sugeruje, ze pan coś w sprawie poczecia młodzieńca miał na sumieniu.
Nigdy nie okazywała mu więcej czułości, niż to było konieczne, aby mógł rosnąć, ucząc się pracy w gospodarstwie. Mimo to, był z nią związany uczuciem, które sprawiało, że chciał jej opowiedzieć o wszystkich ptakach zaobserwowanych na łące. Czuł się bezpiecznie, gdy widział ją tuż przed snem i o brzasku następnego dnia. Miał 11 lat i zajmował się wypasaniem owiec, kiedy pewnego dnia Ursula nie obudziła się ze snu.
był związany z nią uczuciem?? co to znaczy? że ją kochał? lubił? że myślał o niej, jako o przybranej matce? jeśli tak, to napisz.
za bardzo skaczesz z tematu na temat - no i znów nieszczęście, jaki jest zamiar w tym alienowaniu bohatera?
Kiedy tamtego dnia stał tak przed domem 1 swojego wielmożnego pana, 2 a słońce opalało mu czoło, 3 z niezrozumiałą dla siebie tęsknotą wspominał to wzgórze, łąkę, owce i ptaki.
ufff...
1 - za dużo okresleń, samego "pana" by na luzie wystarczyło.
2 wzmianka o słońcu co wnosi do opowieści?
3 zaimek zbędny, no i wrazenie, ze nie wiesz, co z bohaterem zrobic, bo niby chce sie wyrwac, a teskni. mógłby tesknić, gdyby juz wyjechał, a nie od samego stania pod dworem.
- Sprawy tak się maja, że Lasota winien jest pewnym ludziom w mieście przysługę. To dość stara historia, ale tamci nigdy nie zapominają upomnieć się o to, co im należne. To ważne. Rozumiesz mnie? – niespodziewanie zwrócił się do chłopaka, nie czekał jednak na odpowiedź – Jesteś bystry, inny niż reszta. Tamci do końca świata będą przerzucać końskie łajno. Do niczego innego się nie nadadzą. Rozumiesz?
- Właściwie, nic nie rozumiem panie. – odparł.
ha, to jest nas dwoje :-D
za bardzo komplikujesz.

to wstęp jest, ale tak zamotany, z tak ogromną ilością informacji, które nic nie wnosza do fabuły, że ciężko się czyta, jakbyś slajdy puszczał, jeden niezwiazany z drugim, kartki z wakacji, a każda z innej wsi. technicznie też nie jest najlepiej, cieżko to czytac, niewiele się dzieje, za to wrazenie pływania w kiślu narasta z kazdym akapitem.
bohater jest nijaki, i to mimo iluś informacji, jakie zaserwowałes, bardziej w pamięć zapada drogomir, bo chłopak ani be, ani me. wydaje się, przyznam, deko opóźniony ;-)

no nic, moze się rozwinie w mieście, kto wie, i bedzie jednym z tych młodych wykształconych, którzy stanowią przewodnią siłę narodu ;-) czego, ofc, tobie i czytelnikom z całego serca życze.

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:40 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”