
WWWPanna Duff stała na progu i uśmiechała się sztucznie do każdego gościa, który wychodził z powozu. Miała na sobie suknię wieczorową, co sprawiało, że wyglądała jak nakryta namiotem kotwica. Ale sprawiała pozory. A pozory są bardzo ważne. Ktoś, widząc ją mógł pomyśleć na przykład: „taka elegancka i dystyngowana dama musi prowadzić wspaniałą pensję” albo „ona jest taka wytworna, na pewno dobrze zaopiekuje się naszą córką.”. Nie dzięki przyznawaniu się do swoich metod wychowawczych panna Duff co roku tonęła w oceanie chętnych. Dziewczęta, które choć na chwilę trafiły pod jej skrzydła, już nigdy nie były takie same. Miała niesamowity dar do wpajania innym własnego światopoglądu. Nawet najbardziej buntownicza duszyczka, po roku nauki, stawała się małą panną Duff w czarnym spiczastym kapeluszu i długiej, czarnej szacie. Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym.
WWWOsiem karoc stało przed budynkiem pensji. Niektóre były świeżo odmalowane, z niektórych farba odpadała płatami, ale herby i herbiki prężyły się dumnie na każdym boku. Własna karoca to prestiż, nawet, gdy ma jedno koło a miejsce konia zajmuje lokaj.
WWWSzesnaścioro przerażonych rodziców siedziało przy stole i unikało spojrzenia panny Duff. Wszyscy milczeli. Czarownica z przymkniętymi oczami dzwoniła łyżeczką o filiżankę. Choć to zachowanie wymijało szerokim łukiem zasady dobrego wychowania, nikt nie protestował. Kiedy oddaje się córkę na wychowanie głowę zaprzątają inne sprawy. Na przykład jej zamążpójście, wielkie włości, złoto, ilość komnat w zamku, jeszcze trochę złota i to, ile czasu musi minąć od ślubu nim będzie można nasłać na przyszłego męża uprzejmego skrytobójcę. Gdzieś w głębi dźwięczą też miłość i tęsknota, ale bogaci mają zazwyczaj dobrze wyciszone serca.
WWWPanna Duff wstała od stołu. Koślawy uśmiech zawisł na jej twarzy. Uniosła ręce i nabrała w płuca tak wiele powietrza, jakby miała zamiar nadmuchać ponton.
WWW- Dziękuję bardzo za zaufanie, którym mnie państwo darzą. Państwa córki to prawdziwy skarb, ale potrzebują kogoś, kto ten skarb wykopie i oczyści z ziemi. Jestem pewna, że gdy spotkamy się za rok będą państwo zadowoleni.
Krótka przemowa podniosła rodziców z krzeseł i skierowała w stronę drzwi. Żegnali się z córkami zdawkowo, oszczędzając słowa na inną okazję. W powietrzu wisiała sugestia łez. Osiem dziewcząt machało matkom z okna i słało pocieszające uśmiechy ojcom. To było wszystko, co mogły zrobić. Ekspresja uczuć w obecności obcych nie jest w dobrym guście.
WWW Czarownice nie wierzą w pieniądze. Przynajmniej nie w ten sposób co inni. Akceptują ich istnienie w sposób czysto materialny. Ot, zwykłe kawałki błyszczących metali. Oczywiście, srebro może się przydać, gdy w pobliżu pojawi się wilkołak. Złoto jest dobre na okultystyczną biżuterię, ale metal to metal. Wartość pieniądza tkwi w nieprzebranych pokładach wiary, którą ludzie go obdarzają. Panna Duff nie pojmowała tego fenomenu, co nieustannie wpędzało ją w kłopoty.
WWW Noc rozsiadła się wygodnie na fotelu świata i przez najbliższe godzin nie miała zamiaru wstawać. Budynek pensji tonął w ciemnościach. Tylko w jednym oknie paliło się światło. Panna Duff nie spała. Bawiła się złotą monetą i od czasu do czasu zapisywała coś w notatniku. Była wyraźnie zdenerwowana. Uderzyła pięścią w stół, gdy, mimo szczerych chęci, nie znalazła błędów na żadnej ze stron. Jej nienawiść do cyfr rosła wprost proporcjonalnie do czasu wpatrywania się w niechciany wynik. Kwota była zbyt mała, by wykarmić osiem rozkapryszonych nibyksiężniczek. Była zbyt mała, by wykarmić kogokolwiek. Jak zwykle zażądała od rodziców symbolicznej opłaty, a oni, tak jak co roku, dali jeszcze mniej. Krzesło straciło nogę w wyniku nagłego wybuchu złości. W takich momentach czarownice przeklinały niedoskonałość magii. Panna Duff mogła stworzyć iluzję wszystkiego, czego pragnęła. Niestety, iluzją nie da się wypełnić pustego brzucha. Można przekonywać mózg, że jest się najedzonym, ale koniec końców organizm zrozumie, że umiera. A śmierć jest zbyt koścista na plakaty reklamowe.
WWW Pukanie przerwało rozmyślania panny Duff. Zbiegła po schodach, przemknęła przez korytarz i niemal zderzyła się z drzwiami. Coś zgrzytnęło, zaskrzypiały zawiasy. Ciemność wdarła się do przedsionka, usiłując oblepić lampę. Czarownica rzuciła stojącemu przed nią człowiekowi spojrzenie, którym można by ciąć stal. Ukłonił się z lekkim zażenowaniem.
WWW- Dobry wieczór. - Przybysz zrobił krok naprzód. Światło padło na bladą twarz. - Ja... To znaczy przywiozłem ze sobą kandydatkę na czarownicę. - Odsunął się. - Księżniczka Arliss, ze Śpiącej Puszczy.
WWW- Księżniczka... - Panna Duff uważnie przyjrzała się dziewczynie. - Ale po co ta maska?
WWW- Nie należy pytać o maskę. - Mężczyzna zesztywniał nagle i ponownie zasłonił Arliss.
WWW- Rozumiem. - Odpowiedź była tak zimna, że przez ciało przybysza przeszedł dreszcz. - Niestety jest JUŻ zbyt późno. - Czarownica chciała zatrzasnąć drzwi, urażona impertynencją, ale przeszkodziła jej niewidzialna ściana. Magia.
WWW- Nie jest jeszcze zbyt późno. Nie dla pani. Mam pieniądze. Mogę dać więcej niż inni, tylko niech ją pani weźmie na wychowanie. Ona tego potrzebuje. Proszę!
WWW- Niech pan da spokój. - Wskazała na karocę, która przywiozła księżniczkę. - Przecież to wóz cyrkowy. Jak mam wierzyć w JAKIEKOLWIEK pieniądze, a tym bardziej w wielkie sumy, jeśli jeździcie czymś takim?
WWW- Istotnie. Cyrkowy. - Po nieśmiałości obcego zostało tylko wspomnienie. W jego głosie pojawiła się nuta rozdrażnienia. - Stereotypy nigdzie pani nie zaprowadzą. Więc jak będzie?
WWW- Ile? - Świadomość kosztowa obudziła się w pannie Duff z głośnym rykiem, dusząc dobre maniery. Coś podpowiadało jej, że mężczyzna nie mógł kłamać. Miał moc. Wytrzymywał jej spojrzenie dłużej niż ktokolwiek wcześniej.
WWW- Wystarczy? - Wręczył czarownicy sakiewkę. Jej ręka drgnęła nieznacznie.
WWW- Kradzione! - ryknęła, nie mogąc pohamować zdziwienia. Pieniędzy było zdecydowanie zbyt dużo. Poczuła, że ktoś chwycił ją za dłoń. Spojrzała na Arliss. Panna Duff widywała wcześniej maski na obrazkach w encyklopedii. Kojarzyły jej się z karnawałem, przetańczonymi nocami i niestrawnością. Ale ta na twarzy księżniczki budziła zupełnie odmienne uczucia. Biło z niej chłodne opanowanie, bił niemy smutek. Było coś w tym ciemnym, połyskującym fiolecie, co odbierało obserwatorowi pewność siebie. Rodzaj magii niedostępny dla większości czarownic. Panna Duff zatoczyła się na bok i runęła na ścianę, gdy nagła niemoc ogarnęła ciało. Był to upadek niezwykle spektakularny, biorąc pod uwagę spiczastość jej sylwetki potęgowaną przez kapelusz. Przypominał nieco wyburzanie wieżowca.
WWW- Bardzo proszę - powiedziała Arliss ledwie słyszalnym głosem. - To dla mnie ważne.
Nastąpiła sekwencja wykonywanych w pośpiechu czynności i po kilku minutach czarownica stała na progu z szeroko rozdziawionymi ustami. Patrzyła, jak wóz cyrkowy ciągnięty przez niewidzialnego konia odjeżdża w stronę lasu. Milczała. W kieszeni szaty miała więcej pieniędzy niż kiedykolwiek widziała. Księżniczka trzymała ją pod ramię i śmiała się cicho.
WWW Panna Duff trzęsła się z zimna i emocji, które urządzały sobie imprezę wewnątrz jej duszy. Miała wrażenie, że śni. Cały świat wydawał się pozbawiony swojej zwykłej, ciężkiej materialności. Nie była pewna absolutnie niczego. Ktoś nieproszony wparował do jej umysłu i skrzętnie zatuszował wydarzenia ostatniej godziny. Na dodatek miała paskudne przeczucie, że była to księżniczka i jej maska. Irytował ją fakt, że nie może spojrzeć Arliss prosto w oczy. Widok nocnego nieba uspokoił skołatane nerwy. Gwiazdy były pocieszająco niezmienne.
WWW Czarownica, odprowadziwszy wcześniej nową podopieczną do pokoju, wróciła do gabinetu. Cisnęła worek z pieniędzmi na biurko, chwyciła notatnik i kreśliła po obliczeniach tak długo aż nie dało się odczytać ani jednej cyfry. W grubych, głębokich rowkach sechł niepokój zmieszanym z atramentem.
***
WWWPanna Duff wstała bardzo wcześnie. Zdawała sobie sprawę, że dzień należy smakować od lekkiej pianki poranka, aż po biszkopt zmierzchu. Każda przespana godzina, powoduje brak godziny, którą można by wykorzystać na pracę. Kilka minut zajęło jej upięcie włosów w kok, przymocowanie kapelusza żelaznymi szpilkami i odpowiednie pofałdowanie szaty. Czarownica musi wyglądać chaotycznie i uporządkowanie w jednym momencie, co wymaga pewnej wprawy. Wybiegła z pokoju. Wiedziała, że pierwsza noc w zupełnie nowym miejscu bywa nieprzyjemna, dlatego postanowiła budzić swoje podopieczne z taktem i elegancją. Ale od postanowienia do działania długa droga. Panna Duff spotkała na swej drodze żeliwny kocioł i chochlę, co sprawiło, że jej wizja najbliższej przyszłości uległa całkowitej zmianie. Głuchy, metaliczny brzdęk wypełnił budynek pensji. Osiem przerażonych dziewcząt wyskoczyło z sypialni i przylgnęło do balustrady schodów. Księżniczka Arliss stanęła w drzwiach otulona czarnym płaszczem. Zaśmiała się figlarnie, pochyliła głowę by szpic kapelusza nie zahaczył o framugę i dołączyła do koleżanek. WWW Tak jak rycerze zaczynają dzień od przebieżki, tak czarownice zaczynają go od Rozczarowania. Rozczarowanie nie ma nic wspólnego z rozczarowaniem, chyba, że ktoś nie ma za grosz talentu magicznego. Zaczyna się od kilku zaklęć transformacyjnych, rundki lewitacyjnej dookoła budynku i sparingowych potyczek na spojrzenia. Później następują prawdziwe ćwiczenia, zależnie od tego, co kto sobie wymyśli. Panna Duff, jako tradycjonalistka, uważała, że prawdziwa magia tkwi w silnej osobowości. Ograniczała metaforyczne machanie różdżką do minimum. Pensje dla młodych czarownic cieszyły się dobrą sławą, gdyż uczyły przede odpowiedzialności, stanowczości i opanowania. Czary stanowiły tylko skromny dodatek do dojrzałości.
WWW Pierwsze Rozczarowanie było nie lada wyzwaniem. Pokazywało, które z dziewcząt miały prawdziwy talent, a które trafiły pod skrzydła panny Duff dlatego, że ich matki nie lubiły spotkań z latającymi meblami. Dziewięć kandydatek ustawiło się w szeregu. Czarownica krążyła pomiędzy nimi, przyglądając się każdej bardzo uważnie. Nie lubiła sądzić po wyglądzie, ale niektóre z adeptek wyglądały na bardziej przerażone niż tchórzofretki wewnątrz wulkanu. Rozbiegane spojrzenia, nerwowe tiki, stopy tupiące pod sukniami. Nie miała pewności czy coś z nich będzie, ale musiała wierzyć.
WWW- Aria Mank! - Krzyk panny Duff odbił się echem od ściany. Bardziej nerwowe dziewczęta zesztywniały. - Do Rozczarowania przystąp!
Aria Mank wystąpiła z szeregu. Była wysoka i chuda jak szpilka. Krótkie czarne włosy lepiły się do czoła, usiłując odwrócić uwagę od krzywego nosa i kwadratowego podbródka. Uroda musiała przespać jej narodziny. Czarownica skrzywiła się. Po raz pierwszy widziała, by ktoś narzucił na suknię worek na ziemniaki z kapturem. Szczyt ekscentryczności albo szczyt głupoty i fatalnego gustu. Zależnie od interpretującego.
WWW- Zaklęcia transfohmacyjne to moja specjalność. - Dziewczyna miała problemy z dykcją i nie wymawiała „r”. Panna Duff wiedziała już, dlaczego rodzice chcieli z niej zrobić wiedźmę. Brak szans na bogatego małżonka musiał ich mocno uwierać. - Tehaz zamienię się w hopuchę.
WWW- Coś zaskwierczało, syknęło i szary dym oplótł się dookoła patykowatej sylwetki Arii. Opadł po chwili. Stojące w szeregu dziewczęta zareagowały westchnieniem pełnym obrzydzenia. Wielka, szarozielona ropucha przechadzała się przed ich stopami, rechocząc szyderczo.
WWWDobrze. - Czarownica klasnęła w dłonie i Aria Mank powróciła do dawnej postaci. - Teraz lewitacja. Masz minutę na okrążenie budynku. Jeśli spróbujesz biegnąć, ugrzęźniesz w bagnie. - Uśmiechnęła się z przekąsem i wyciągnęła z kieszeni zegarek na łańcuszku. - Ruszaj!
WWW Rozczarowanie przebiegało w niezmąconym spokoju. Aria Mank przyglądała się próbom koleżanek z wyższością wymalowaną na twarzy. I to chyba niezmywalnym flamastrem. Zgromadziła tak wiele punktów, że żadna z dziewcząt nie mogła z nią konkurować. Przez kilka chwil, w jej oczach gościł niepokój, gdy Beatrix Pustkaa osiągała najlepszy czas w lewitacji. Ale znikł równie szybko, jak się pojawił, bo pojedynek na spojrzenia wykazał, że talent magiczny Arii może się równać wielkością tylko z jej rozbuchanym ego.
WWW- Arliss - ryknęła panna Duff, uśmiechając się nieznacznie. Czarna szata dziewczyny napełniała ją dumą. - Do próby! Na prowadzeniu wciąż panna Mank.
Księżniczka z niezmąconym spokojem wyszła przed szereg. Maska zajaśniała błękitem, gdy dym transformacyjnego zaklęcia oblepiał cały plac. Po kilku sekundach Arliss, panna Duff i pozostałe kandydatki utonęły w nim całkowicie. Ptaki śpiewały cicho i monotonnie. Choć słońce stało wysoko na niebie, było ciemno i chłodno. Ktoś kichnął. I jeszcze ktoś. Obłoki magii wydawały się przytłaczająco materialne. Arliss pstryknęła palcami. Świat zamarł na kilka chwil. Światło i ciepło zaatakowały ze zdwojoną siłą. Czarownica odruchowo poprawiła kapelusz, przetarła ręką oczy i spojrzała na księżniczkę. Nie zmieniła postaci. Była wciąż tą samą dziewczyną w masce, otoczoną tą samą aurą niesamowitej mocy. Panna Duff już miała otworzyć usta, gdy coś trąciło ją w ramię. Odwróciła się. Trzydzieści dwie cętkowane nogi zasłoniły jej widok. Nigdy nie przypuszczała, że zobaczy żyrafę, a tym bardziej, że zobaczy osiem żyraf w koronkowych sukniach z bufiastymi rękawami. Robiła dobrą minę do złej gry. Nikt nie mógł zobaczyć jej zdziwienia, a już na pewno nie Arliss.
WWW- Dobrze - spróbowała powiedzieć z tą samą obojętną nutą, co przy próbach wcześniejszych dziewcząt. Zawahała się, ale klasnęła w dłonie. Podopieczne wróciły do normalnej postaci. - Teraz... - Nie zdążyła dokończyć. Zegarek sam się otworzył. Czarownica utkwiła wzrok w najcieńszej wskazówce, nie patrząc nawet na odfruwającą księżniczkę.
Powietrze zadrgało nieznacznie, gdy Arliss ukończyła rundę dookoła budynku. Nie poprawiła czasu Beatrix, ale przybyła wystarczająco szybko, by zdetronizować Arię. Panna Mank fuknęła głośno i naciągnęła kaptur na głowę. Wyglądała jak lew - skrytobójca z lnianą grzywą.
WWW- Pojedynku na spojrzenia nie wyghasz kochanieńka. - Machnęła ręką. Obłoki furii wypływały uszami. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans.
Pewnie nie. Ale najważniejsze to wygrać z samym sobą. - Księżniczka przeczesała włosy palcami, odwróciła się na pięcie i odeszła kilka kroków.
WWW- Wyghać z samym sobą... Bzduhy. Walczmy!
WWW- Jak sobie życzysz Ario. - Stanęła naprzeciwko panny Mank. Czarna szata falowała na wietrze.
WWW- Ale najpiehw zdejmij tę głupią maskę, nie widzę twoich oczu.
WWW- Nie należy mówić o masce! - krzyknęła panna Duff, dziwiąc się sama sobie. Nigdy dotąd nie wtrącała się w sprawy podopiecznych. Choćby scysja goniła scysję, zawsze stała z boku.
WWW- Dziękuję, ale ona ma rację. - Głos Arliss był jeszcze chłodniejszy niż poprzedniego wieczora. - Nie możemy walczyć. Aria wygrała Rozczarowanie uczciwie.
WWW- Wyghałam? - zapytała z niedowierzaniem.
WWW- Wygrałaś - szepnęła czarownica. - Ale wszystkie pokazałyście się z dobrej strony. Wierzę, że będzie się nam dobrze współpracowało. - Rzuciła ukradkowe spojrzenie księżniczce i ruszyła w stronę pensji. - Pamiętajcie jedno. To, że Aria wygrała nie ma najmniejszego znaczenia. Nigdy nie wybieram sobie faworytek. Każda z was będzie pracować tak samo ciężko przez cały najbliższy rok. Nie będzie taryfy ulgowej.
WWW Panna Mank nie tknęła obiadu. Była wystarczająco najedzona pochwałami i pełnymi uwielbienia spojrzeniami, które słały jej koleżanki. Wygrała pierwsze Rozczarowanie. To coś znaczyło. Zyskała pozycje najsilniejszej adeptki, a to wiązało się z powszechnym zachwytem. Aria nigdy nie miała przyjaciół. Ludzie woleli towarzystwo żmij i włochatych pająków, niż choćby godzinę spędzoną w jej pobliżu. Ale czarownice nie są ludźmi w stu procentach. Mają w sobie coś z kotów, starych ksiąg i legendarnych herosów. Wkraczają tam, gdzie inni nie mają odwagi. Zawsze są, kiedy ktoś ich potrzebuje. Dlatego cieszą się szacunkiem niesłabnącym od pokoleń. Króla można obalić, zasztyletować czy pozbawić głowy przez wypadek z ostrym narzędziem, ale nikt nie tknie czarownicy. Nie chodzi o klątwy i okultystyczną biżuterię. Gdyby nie było czarownic, człowiek zapomniałby, że istniej bezinteresowność.
WWW Kandydatki wkroczyły do pokoju gościnnego. Był zaskakująco duży i ciepły. W kominku trzaskał ogień, kąsając pogrzebacz, którym operował panna Duff. Popiół odznaczał się jasnymi plamkami na jej szacie. Miała taki wyraz twarzy, jakby znów wezwano ją do odtykania zakatarzonego smoka. Chrząknęła znacząco, gdy kątem oka dostrzegła poruszenie za swoimi plecami.
WWW- Ario, podejdź do mnie
WWW- Tak jest, psze pani. - Dziewczyna posłała koleżankom szyderczy uśmiech. To ona była najważniejsza, to do niej zwracała się panna Duff. Kroczyła dumnie, z gracją tankowca.
WWW- Masz coś czarnego, co mogłabyś na siebie włożyć?
WWW- Czahnego? Ależ ten koloh nie pasuje do moich oczu, poza tym nie mam żałoby po chomi... - Urwała widząc błysk w oczach czarownicy. Wołał: „uważaj na słowa”, głośniej niż sprzęt grający w centrum handlowym. - Ach, najmocniej przephaszam. Ja nie chciałam pani uhazić...
WWW- Możesz odejść. - Panna Duff machnęła ręką i błękitna suknia Arii zyskała nową barwę. Taki odcień czerni miała tylko bezgwiezdna noc. Pstryknęła palcami i worek na ziemniaki z kapturem stanął w ogniu. - Nie wiem co TO było, ale wcale mi się nie podobało. Odmienność nie jest ostatnio modna.
Pozostałe adeptki, nie chcąc narażać się na gniew mentorki, jedna po drugiej wymachiwały rękoma zmieniając kolor swojej garderoby. Ze łzami w oczach żegnały rozmowy o tym czy ich suknie naprawdę są karminowe i czy ktoś kiedykolwiek widział wzorcowy burgund. Panna Duff skwitowała to krótkie przedstawienie przeciągłym westchnieniem i wróciła do bitwy z płonącymi polanami. Czekało ją dużo pracy nim w miejscu bogatych panienek miała ujrzeć prawdziwe czarownice.