Maska

1
Próba napisania czegoś dłuższego. Mam nadzieję, że nie jest tragicznie :)

WWWPanna Duff stała na progu i uśmiechała się sztucznie do każdego gościa, który wychodził z powozu. Miała na sobie suknię wieczorową, co sprawiało, że wyglądała jak nakryta namiotem kotwica. Ale sprawiała pozory. A pozory są bardzo ważne. Ktoś, widząc ją mógł pomyśleć na przykład: „taka elegancka i dystyngowana dama musi prowadzić wspaniałą pensję” albo „ona jest taka wytworna, na pewno dobrze zaopiekuje się naszą córką.”. Nie dzięki przyznawaniu się do swoich metod wychowawczych panna Duff co roku tonęła w oceanie chętnych. Dziewczęta, które choć na chwilę trafiły pod jej skrzydła, już nigdy nie były takie same. Miała niesamowity dar do wpajania innym własnego światopoglądu. Nawet najbardziej buntownicza duszyczka, po roku nauki, stawała się małą panną Duff w czarnym spiczastym kapeluszu i długiej, czarnej szacie. Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym.
WWWOsiem karoc stało przed budynkiem pensji. Niektóre były świeżo odmalowane, z niektórych farba odpadała płatami, ale herby i herbiki prężyły się dumnie na każdym boku. Własna karoca to prestiż, nawet, gdy ma jedno koło a miejsce konia zajmuje lokaj.
WWWSzesnaścioro przerażonych rodziców siedziało przy stole i unikało spojrzenia panny Duff. Wszyscy milczeli. Czarownica z przymkniętymi oczami dzwoniła łyżeczką o filiżankę. Choć to zachowanie wymijało szerokim łukiem zasady dobrego wychowania, nikt nie protestował. Kiedy oddaje się córkę na wychowanie głowę zaprzątają inne sprawy. Na przykład jej zamążpójście, wielkie włości, złoto, ilość komnat w zamku, jeszcze trochę złota i to, ile czasu musi minąć od ślubu nim będzie można nasłać na przyszłego męża uprzejmego skrytobójcę. Gdzieś w głębi dźwięczą też miłość i tęsknota, ale bogaci mają zazwyczaj dobrze wyciszone serca.
WWWPanna Duff wstała od stołu. Koślawy uśmiech zawisł na jej twarzy. Uniosła ręce i nabrała w płuca tak wiele powietrza, jakby miała zamiar nadmuchać ponton.
WWW- Dziękuję bardzo za zaufanie, którym mnie państwo darzą. Państwa córki to prawdziwy skarb, ale potrzebują kogoś, kto ten skarb wykopie i oczyści z ziemi. Jestem pewna, że gdy spotkamy się za rok będą państwo zadowoleni.
Krótka przemowa podniosła rodziców z krzeseł i skierowała w stronę drzwi. Żegnali się z córkami zdawkowo, oszczędzając słowa na inną okazję. W powietrzu wisiała sugestia łez. Osiem dziewcząt machało matkom z okna i słało pocieszające uśmiechy ojcom. To było wszystko, co mogły zrobić. Ekspresja uczuć w obecności obcych nie jest w dobrym guście.
WWW Czarownice nie wierzą w pieniądze. Przynajmniej nie w ten sposób co inni. Akceptują ich istnienie w sposób czysto materialny. Ot, zwykłe kawałki błyszczących metali. Oczywiście, srebro może się przydać, gdy w pobliżu pojawi się wilkołak. Złoto jest dobre na okultystyczną biżuterię, ale metal to metal. Wartość pieniądza tkwi w nieprzebranych pokładach wiary, którą ludzie go obdarzają. Panna Duff nie pojmowała tego fenomenu, co nieustannie wpędzało ją w kłopoty.
WWW Noc rozsiadła się wygodnie na fotelu świata i przez najbliższe godzin nie miała zamiaru wstawać. Budynek pensji tonął w ciemnościach. Tylko w jednym oknie paliło się światło. Panna Duff nie spała. Bawiła się złotą monetą i od czasu do czasu zapisywała coś w notatniku. Była wyraźnie zdenerwowana. Uderzyła pięścią w stół, gdy, mimo szczerych chęci, nie znalazła błędów na żadnej ze stron. Jej nienawiść do cyfr rosła wprost proporcjonalnie do czasu wpatrywania się w niechciany wynik. Kwota była zbyt mała, by wykarmić osiem rozkapryszonych nibyksiężniczek. Była zbyt mała, by wykarmić kogokolwiek. Jak zwykle zażądała od rodziców symbolicznej opłaty, a oni, tak jak co roku, dali jeszcze mniej. Krzesło straciło nogę w wyniku nagłego wybuchu złości. W takich momentach czarownice przeklinały niedoskonałość magii. Panna Duff mogła stworzyć iluzję wszystkiego, czego pragnęła. Niestety, iluzją nie da się wypełnić pustego brzucha. Można przekonywać mózg, że jest się najedzonym, ale koniec końców organizm zrozumie, że umiera. A śmierć jest zbyt koścista na plakaty reklamowe.
WWW Pukanie przerwało rozmyślania panny Duff. Zbiegła po schodach, przemknęła przez korytarz i niemal zderzyła się z drzwiami. Coś zgrzytnęło, zaskrzypiały zawiasy. Ciemność wdarła się do przedsionka, usiłując oblepić lampę. Czarownica rzuciła stojącemu przed nią człowiekowi spojrzenie, którym można by ciąć stal. Ukłonił się z lekkim zażenowaniem.
WWW- Dobry wieczór. - Przybysz zrobił krok naprzód. Światło padło na bladą twarz. - Ja... To znaczy przywiozłem ze sobą kandydatkę na czarownicę. - Odsunął się. - Księżniczka Arliss, ze Śpiącej Puszczy.
WWW- Księżniczka... - Panna Duff uważnie przyjrzała się dziewczynie. - Ale po co ta maska?
WWW- Nie należy pytać o maskę. - Mężczyzna zesztywniał nagle i ponownie zasłonił Arliss.
WWW- Rozumiem. - Odpowiedź była tak zimna, że przez ciało przybysza przeszedł dreszcz. - Niestety jest JUŻ zbyt późno. - Czarownica chciała zatrzasnąć drzwi, urażona impertynencją, ale przeszkodziła jej niewidzialna ściana. Magia.
WWW- Nie jest jeszcze zbyt późno. Nie dla pani. Mam pieniądze. Mogę dać więcej niż inni, tylko niech ją pani weźmie na wychowanie. Ona tego potrzebuje. Proszę!
WWW- Niech pan da spokój. - Wskazała na karocę, która przywiozła księżniczkę. - Przecież to wóz cyrkowy. Jak mam wierzyć w JAKIEKOLWIEK pieniądze, a tym bardziej w wielkie sumy, jeśli jeździcie czymś takim?
WWW- Istotnie. Cyrkowy. - Po nieśmiałości obcego zostało tylko wspomnienie. W jego głosie pojawiła się nuta rozdrażnienia. - Stereotypy nigdzie pani nie zaprowadzą. Więc jak będzie?
WWW- Ile? - Świadomość kosztowa obudziła się w pannie Duff z głośnym rykiem, dusząc dobre maniery. Coś podpowiadało jej, że mężczyzna nie mógł kłamać. Miał moc. Wytrzymywał jej spojrzenie dłużej niż ktokolwiek wcześniej.
WWW- Wystarczy? - Wręczył czarownicy sakiewkę. Jej ręka drgnęła nieznacznie.
WWW- Kradzione! - ryknęła, nie mogąc pohamować zdziwienia. Pieniędzy było zdecydowanie zbyt dużo. Poczuła, że ktoś chwycił ją za dłoń. Spojrzała na Arliss. Panna Duff widywała wcześniej maski na obrazkach w encyklopedii. Kojarzyły jej się z karnawałem, przetańczonymi nocami i niestrawnością. Ale ta na twarzy księżniczki budziła zupełnie odmienne uczucia. Biło z niej chłodne opanowanie, bił niemy smutek. Było coś w tym ciemnym, połyskującym fiolecie, co odbierało obserwatorowi pewność siebie. Rodzaj magii niedostępny dla większości czarownic. Panna Duff zatoczyła się na bok i runęła na ścianę, gdy nagła niemoc ogarnęła ciało. Był to upadek niezwykle spektakularny, biorąc pod uwagę spiczastość jej sylwetki potęgowaną przez kapelusz. Przypominał nieco wyburzanie wieżowca.
WWW- Bardzo proszę - powiedziała Arliss ledwie słyszalnym głosem. - To dla mnie ważne.
Nastąpiła sekwencja wykonywanych w pośpiechu czynności i po kilku minutach czarownica stała na progu z szeroko rozdziawionymi ustami. Patrzyła, jak wóz cyrkowy ciągnięty przez niewidzialnego konia odjeżdża w stronę lasu. Milczała. W kieszeni szaty miała więcej pieniędzy niż kiedykolwiek widziała. Księżniczka trzymała ją pod ramię i śmiała się cicho.
WWW Panna Duff trzęsła się z zimna i emocji, które urządzały sobie imprezę wewnątrz jej duszy. Miała wrażenie, że śni. Cały świat wydawał się pozbawiony swojej zwykłej, ciężkiej materialności. Nie była pewna absolutnie niczego. Ktoś nieproszony wparował do jej umysłu i skrzętnie zatuszował wydarzenia ostatniej godziny. Na dodatek miała paskudne przeczucie, że była to księżniczka i jej maska. Irytował ją fakt, że nie może spojrzeć Arliss prosto w oczy. Widok nocnego nieba uspokoił skołatane nerwy. Gwiazdy były pocieszająco niezmienne.
WWW Czarownica, odprowadziwszy wcześniej nową podopieczną do pokoju, wróciła do gabinetu. Cisnęła worek z pieniędzmi na biurko, chwyciła notatnik i kreśliła po obliczeniach tak długo aż nie dało się odczytać ani jednej cyfry. W grubych, głębokich rowkach sechł niepokój zmieszanym z atramentem.
***
WWWPanna Duff wstała bardzo wcześnie. Zdawała sobie sprawę, że dzień należy smakować od lekkiej pianki poranka, aż po biszkopt zmierzchu. Każda przespana godzina, powoduje brak godziny, którą można by wykorzystać na pracę. Kilka minut zajęło jej upięcie włosów w kok, przymocowanie kapelusza żelaznymi szpilkami i odpowiednie pofałdowanie szaty. Czarownica musi wyglądać chaotycznie i uporządkowanie w jednym momencie, co wymaga pewnej wprawy. Wybiegła z pokoju. Wiedziała, że pierwsza noc w zupełnie nowym miejscu bywa nieprzyjemna, dlatego postanowiła budzić swoje podopieczne z taktem i elegancją. Ale od postanowienia do działania długa droga. Panna Duff spotkała na swej drodze żeliwny kocioł i chochlę, co sprawiło, że jej wizja najbliższej przyszłości uległa całkowitej zmianie. Głuchy, metaliczny brzdęk wypełnił budynek pensji. Osiem przerażonych dziewcząt wyskoczyło z sypialni i przylgnęło do balustrady schodów. Księżniczka Arliss stanęła w drzwiach otulona czarnym płaszczem. Zaśmiała się figlarnie, pochyliła głowę by szpic kapelusza nie zahaczył o framugę i dołączyła do koleżanek.
WWW Tak jak rycerze zaczynają dzień od przebieżki, tak czarownice zaczynają go od Rozczarowania. Rozczarowanie nie ma nic wspólnego z rozczarowaniem, chyba, że ktoś nie ma za grosz talentu magicznego. Zaczyna się od kilku zaklęć transformacyjnych, rundki lewitacyjnej dookoła budynku i sparingowych potyczek na spojrzenia. Później następują prawdziwe ćwiczenia, zależnie od tego, co kto sobie wymyśli. Panna Duff, jako tradycjonalistka, uważała, że prawdziwa magia tkwi w silnej osobowości. Ograniczała metaforyczne machanie różdżką do minimum. Pensje dla młodych czarownic cieszyły się dobrą sławą, gdyż uczyły przede odpowiedzialności, stanowczości i opanowania. Czary stanowiły tylko skromny dodatek do dojrzałości.
WWW Pierwsze Rozczarowanie było nie lada wyzwaniem. Pokazywało, które z dziewcząt miały prawdziwy talent, a które trafiły pod skrzydła panny Duff dlatego, że ich matki nie lubiły spotkań z latającymi meblami. Dziewięć kandydatek ustawiło się w szeregu. Czarownica krążyła pomiędzy nimi, przyglądając się każdej bardzo uważnie. Nie lubiła sądzić po wyglądzie, ale niektóre z adeptek wyglądały na bardziej przerażone niż tchórzofretki wewnątrz wulkanu. Rozbiegane spojrzenia, nerwowe tiki, stopy tupiące pod sukniami. Nie miała pewności czy coś z nich będzie, ale musiała wierzyć.
WWW- Aria Mank! - Krzyk panny Duff odbił się echem od ściany. Bardziej nerwowe dziewczęta zesztywniały. - Do Rozczarowania przystąp!
Aria Mank wystąpiła z szeregu. Była wysoka i chuda jak szpilka. Krótkie czarne włosy lepiły się do czoła, usiłując odwrócić uwagę od krzywego nosa i kwadratowego podbródka. Uroda musiała przespać jej narodziny. Czarownica skrzywiła się. Po raz pierwszy widziała, by ktoś narzucił na suknię worek na ziemniaki z kapturem. Szczyt ekscentryczności albo szczyt głupoty i fatalnego gustu. Zależnie od interpretującego.
WWW- Zaklęcia transfohmacyjne to moja specjalność. - Dziewczyna miała problemy z dykcją i nie wymawiała „r”. Panna Duff wiedziała już, dlaczego rodzice chcieli z niej zrobić wiedźmę. Brak szans na bogatego małżonka musiał ich mocno uwierać. - Tehaz zamienię się w hopuchę.
WWW- Coś zaskwierczało, syknęło i szary dym oplótł się dookoła patykowatej sylwetki Arii. Opadł po chwili. Stojące w szeregu dziewczęta zareagowały westchnieniem pełnym obrzydzenia. Wielka, szarozielona ropucha przechadzała się przed ich stopami, rechocząc szyderczo.
WWWDobrze. - Czarownica klasnęła w dłonie i Aria Mank powróciła do dawnej postaci. - Teraz lewitacja. Masz minutę na okrążenie budynku. Jeśli spróbujesz biegnąć, ugrzęźniesz w bagnie. - Uśmiechnęła się z przekąsem i wyciągnęła z kieszeni zegarek na łańcuszku. - Ruszaj!

WWW Rozczarowanie przebiegało w niezmąconym spokoju. Aria Mank przyglądała się próbom koleżanek z wyższością wymalowaną na twarzy. I to chyba niezmywalnym flamastrem. Zgromadziła tak wiele punktów, że żadna z dziewcząt nie mogła z nią konkurować. Przez kilka chwil, w jej oczach gościł niepokój, gdy Beatrix Pustkaa osiągała najlepszy czas w lewitacji. Ale znikł równie szybko, jak się pojawił, bo pojedynek na spojrzenia wykazał, że talent magiczny Arii może się równać wielkością tylko z jej rozbuchanym ego.
WWW- Arliss - ryknęła panna Duff, uśmiechając się nieznacznie. Czarna szata dziewczyny napełniała ją dumą. - Do próby! Na prowadzeniu wciąż panna Mank.
Księżniczka z niezmąconym spokojem wyszła przed szereg. Maska zajaśniała błękitem, gdy dym transformacyjnego zaklęcia oblepiał cały plac. Po kilku sekundach Arliss, panna Duff i pozostałe kandydatki utonęły w nim całkowicie. Ptaki śpiewały cicho i monotonnie. Choć słońce stało wysoko na niebie, było ciemno i chłodno. Ktoś kichnął. I jeszcze ktoś. Obłoki magii wydawały się przytłaczająco materialne. Arliss pstryknęła palcami. Świat zamarł na kilka chwil. Światło i ciepło zaatakowały ze zdwojoną siłą. Czarownica odruchowo poprawiła kapelusz, przetarła ręką oczy i spojrzała na księżniczkę. Nie zmieniła postaci. Była wciąż tą samą dziewczyną w masce, otoczoną tą samą aurą niesamowitej mocy. Panna Duff już miała otworzyć usta, gdy coś trąciło ją w ramię. Odwróciła się. Trzydzieści dwie cętkowane nogi zasłoniły jej widok. Nigdy nie przypuszczała, że zobaczy żyrafę, a tym bardziej, że zobaczy osiem żyraf w koronkowych sukniach z bufiastymi rękawami. Robiła dobrą minę do złej gry. Nikt nie mógł zobaczyć jej zdziwienia, a już na pewno nie Arliss.
WWW- Dobrze - spróbowała powiedzieć z tą samą obojętną nutą, co przy próbach wcześniejszych dziewcząt. Zawahała się, ale klasnęła w dłonie. Podopieczne wróciły do normalnej postaci. - Teraz... - Nie zdążyła dokończyć. Zegarek sam się otworzył. Czarownica utkwiła wzrok w najcieńszej wskazówce, nie patrząc nawet na odfruwającą księżniczkę.
Powietrze zadrgało nieznacznie, gdy Arliss ukończyła rundę dookoła budynku. Nie poprawiła czasu Beatrix, ale przybyła wystarczająco szybko, by zdetronizować Arię. Panna Mank fuknęła głośno i naciągnęła kaptur na głowę. Wyglądała jak lew - skrytobójca z lnianą grzywą.
WWW- Pojedynku na spojrzenia nie wyghasz kochanieńka. - Machnęła ręką. Obłoki furii wypływały uszami. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans.
Pewnie nie. Ale najważniejsze to wygrać z samym sobą. - Księżniczka przeczesała włosy palcami, odwróciła się na pięcie i odeszła kilka kroków.
WWW- Wyghać z samym sobą... Bzduhy. Walczmy!
WWW- Jak sobie życzysz Ario. - Stanęła naprzeciwko panny Mank. Czarna szata falowała na wietrze.
WWW- Ale najpiehw zdejmij tę głupią maskę, nie widzę twoich oczu.
WWW- Nie należy mówić o masce! - krzyknęła panna Duff, dziwiąc się sama sobie. Nigdy dotąd nie wtrącała się w sprawy podopiecznych. Choćby scysja goniła scysję, zawsze stała z boku.
WWW- Dziękuję, ale ona ma rację. - Głos Arliss był jeszcze chłodniejszy niż poprzedniego wieczora. - Nie możemy walczyć. Aria wygrała Rozczarowanie uczciwie.
WWW- Wyghałam? - zapytała z niedowierzaniem.
WWW- Wygrałaś - szepnęła czarownica. - Ale wszystkie pokazałyście się z dobrej strony. Wierzę, że będzie się nam dobrze współpracowało. - Rzuciła ukradkowe spojrzenie księżniczce i ruszyła w stronę pensji. - Pamiętajcie jedno. To, że Aria wygrała nie ma najmniejszego znaczenia. Nigdy nie wybieram sobie faworytek. Każda z was będzie pracować tak samo ciężko przez cały najbliższy rok. Nie będzie taryfy ulgowej.
WWW Panna Mank nie tknęła obiadu. Była wystarczająco najedzona pochwałami i pełnymi uwielbienia spojrzeniami, które słały jej koleżanki. Wygrała pierwsze Rozczarowanie. To coś znaczyło. Zyskała pozycje najsilniejszej adeptki, a to wiązało się z powszechnym zachwytem. Aria nigdy nie miała przyjaciół. Ludzie woleli towarzystwo żmij i włochatych pająków, niż choćby godzinę spędzoną w jej pobliżu. Ale czarownice nie są ludźmi w stu procentach. Mają w sobie coś z kotów, starych ksiąg i legendarnych herosów. Wkraczają tam, gdzie inni nie mają odwagi. Zawsze są, kiedy ktoś ich potrzebuje. Dlatego cieszą się szacunkiem niesłabnącym od pokoleń. Króla można obalić, zasztyletować czy pozbawić głowy przez wypadek z ostrym narzędziem, ale nikt nie tknie czarownicy. Nie chodzi o klątwy i okultystyczną biżuterię. Gdyby nie było czarownic, człowiek zapomniałby, że istniej bezinteresowność.
WWW Kandydatki wkroczyły do pokoju gościnnego. Był zaskakująco duży i ciepły. W kominku trzaskał ogień, kąsając pogrzebacz, którym operował panna Duff. Popiół odznaczał się jasnymi plamkami na jej szacie. Miała taki wyraz twarzy, jakby znów wezwano ją do odtykania zakatarzonego smoka. Chrząknęła znacząco, gdy kątem oka dostrzegła poruszenie za swoimi plecami.
WWW- Ario, podejdź do mnie
WWW- Tak jest, psze pani. - Dziewczyna posłała koleżankom szyderczy uśmiech. To ona była najważniejsza, to do niej zwracała się panna Duff. Kroczyła dumnie, z gracją tankowca.
WWW- Masz coś czarnego, co mogłabyś na siebie włożyć?
WWW- Czahnego? Ależ ten koloh nie pasuje do moich oczu, poza tym nie mam żałoby po chomi... - Urwała widząc błysk w oczach czarownicy. Wołał: „uważaj na słowa”, głośniej niż sprzęt grający w centrum handlowym. - Ach, najmocniej przephaszam. Ja nie chciałam pani uhazić...
WWW- Możesz odejść. - Panna Duff machnęła ręką i błękitna suknia Arii zyskała nową barwę. Taki odcień czerni miała tylko bezgwiezdna noc. Pstryknęła palcami i worek na ziemniaki z kapturem stanął w ogniu. - Nie wiem co TO było, ale wcale mi się nie podobało. Odmienność nie jest ostatnio modna.
Pozostałe adeptki, nie chcąc narażać się na gniew mentorki, jedna po drugiej wymachiwały rękoma zmieniając kolor swojej garderoby. Ze łzami w oczach żegnały rozmowy o tym czy ich suknie naprawdę są karminowe i czy ktoś kiedykolwiek widział wzorcowy burgund. Panna Duff skwitowała to krótkie przedstawienie przeciągłym westchnieniem i wróciła do bitwy z płonącymi polanami. Czekało ją dużo pracy nim w miejscu bogatych panienek miała ujrzeć prawdziwe czarownice.
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:27 przez Donaldmaniak, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Cześć,

błędów ortograficznych, interpunkcyjnych itd masz malutko. Ja czytając wychwyciłem tylko jedną literówkę.

Sam pomysł jakoś bardzo oryginalny nie jest - grupa adeptów magii, w tym jeden wyjątkowy. Było. Podoba mi się jednak podejście do tematu od strony nauczyciela, tym mnie zaciekawiłeś.

To, co mi w tekście przeszkadzało, to sucha narracja. Piszesz jakby sprawozdanie z wydarzeń, ubarwiane tu i ówdzie mniej lub bardziej udanymi porównaniami. Jest tak jakoś bezuczuciowo.
Sam walczę z tym problemem. Ktoś mi kiedyś napisał, że mam emocje przekazać, nie o nich informować. Taka mini złota myśl.

Porównania są miejscami mało zgrabne. Tchórzofretka w wulkanie... Niby pomysłowe, ale jakoś mi tak nie leży.

Brakuje mi też jakichś smaczków jeśli chodzi o postaci. O głównej bohaterce wiem w sumie tyle, że czaruje i prowadzi szkołę. Zamaskowana uczennica jest zamaskowana. I - niespodzianka - potężna. Najciekawsza dla mnie na razie jest brzydula. Szpetna, ale zdolna, butna, ma wadę wymowy i lubi worki na ziemniaki.

Truję, truję, ale ogólnie nie jest źle. Trochę sucho i sztampowo, ale powinno się dać z tego coś wycisnąć.

3
nakryta namiotem kotwica
niezręczne
Ale sprawiała pozory. A pozory są bardzo ważne. Ktoś, widząc ją mógł pomyśleć na przykład
brzmi jak zdanie pięciolatka.
Nie dzięki przyznawaniu się do swoich metod wychowawczych panna Duff co roku tonęła w oceanie chętnych
Nielogiczne zdanie.
Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym.
Niewyjaśniona kwestia, dlatego wprowadza zamęt. Nosiły się na czarno (czarny to też kolor) i uznawały, że kolory są nie dla nich? Chodziło ci pewnie o jaskrawe kolory, ale powinieneś to dookreślić.
Choć to zachowanie wymijało szerokim łukiem zasady dobrego wychowania
Jak już coś, to omijać szerokim łukiem. Poza tym nie użyłabym tego frazeologizmu w tym kontekście.
Kiedy oddaje się córkę na wychowanie(,) głowę zaprzątają inne sprawy.
Gdzieś w głębi dźwięczą też miłość i tęsknota, ale bogaci mają zazwyczaj dobrze wyciszone serca.
W głębi czego? Wiem o co ci chodzi w tym zdaniu, byłoby to ładne, gdybyś dobrał lepsze słowa.
jakby miała zamiar nadmuchać ponton.
Ponton nie pasuje do świata, jaki opisujesz.
W powietrzu wisiała sugestia łez.
Znów wg mnie nietrafione wtrącenie. Jakbyś na siłę chciał napisać coś poetyckiego.
Czarownice nie wierzą w pieniądze. Przynajmniej nie w ten sposób co inni. Akceptują ich istnienie w sposób czysto materialny. Ot, zwykłe kawałki błyszczących metali
Zmieniasz temat, więc powinieneś oddzielić to jakoś. Pieniądz sam z siebie jest rzeczą materialną, więc ich podejście nie różni się od pozostałych. Lepszy dobór słów wyjaśni sprawę.
Noc rozsiadła się wygodnie na fotelu świata i przez najbliższe godzin nie miała zamiaru wstawać
A to mi się akurat podoba :) Delikatne i sugestywne. Tylko literówkę popraw.
Krzesło straciło nogę w wyniku nagłego wybuchu złości
Unikaj pisania bezosobowego. Zawsze lepiej dać podmiot i ukazać postać w jej gniewie. Wtedy czytelnik bardziej przeżywa.
A śmierć jest zbyt koścista na plakaty reklamowe.
Znów mi to nie pasuje, do klimatu, który opisujesz.
- Ile? - Świadomość kosztowa obudziła się w pannie Duff
Zbyt sztywno
Miał moc. Wytrzymywał jej spojrzenie dłużej niż ktokolwiek wcześniej.
To trzeba mieć moc, żeby wytrzymać czyjeś spojrzenie? A może po prostu był bezczelny i arogancki ;)
Przypominał nieco wyburzanie wieżowca.
jw.
Panna Duff trzęsła się z zimna i emocji, które urządzały sobie imprezę wewnątrz jej duszy. Miała wrażenie, że śni. Cały świat wydawał się pozbawiony swojej zwykłej, ciężkiej materialności. Nie była pewna absolutnie niczego. Ktoś nieproszony wparował do jej umysłu i skrzętnie zatuszował wydarzenia ostatniej godziny. Na dodatek miała paskudne przeczucie, że była to księżniczka i jej maska. Irytował ją fakt, że nie może spojrzeć Arliss prosto w oczy. Widok nocnego nieba uspokoił skołatane nerwy. Gwiazdy były pocieszająco niezmienne
Za szybko przeszedłeś od nerwów do spokoju.
kreśliła po obliczeniach tak długo(,) aż nie dało się odczytać ani jednej cyfry
W grubych, głębokich rowkach sechł niepokój zmieszanym z atramentem.
Nie ma związku. Zbyt ogólne. W dodatku literówka.
Każda przespana godzina, powoduje brak godziny, którą można by wykorzystać na pracę.
Nie wiadomo, czy to jej stwierdzenie, czy narratora. Jeśli narratora to nie zmieniaj czasu. Jeśli jej zapisz kursywą.
Czarownica musi wyglądać chaotycznie i uporządkowanie w jednym momencie,, co wymaga pewnej wprawy
Znowu zmieniasz czas. W jednym momencie zamieniłabym na jednocześnie i pokombinowała z szykiem zdania.
głowę(,) by szpic kapelusza nie zahaczył o framugę i dołączyła do koleżanek.
Rozczarowanie nie ma nic wspólnego z rozczarowaniem, chyba, że ktoś nie ma za grosz talentu magicznego
Tak? A z tego zdanai wynika, że to to samo ;p dodaj magicznym rozczarowaniem i będzie git.
niż tchórzofretki wewnątrz wulkanu
Jak wewnątrz to już dawno nie żyły, więc nie mogły być przerażone ;p Jak już coś, to zawieszone nad kraterem wulkanu
Zależnie od interpretującego.
Niepotrzebne wtrącenie. Zostaw coś do czytelnika.
Brak szans na bogatego małżonka musiał ich mocno uwierać
Popracuj nad tym zdaniem,
- Coś zaskwierczało, syknęło i szary dym oplótł się dookoła patykowatej sylwetki Arii.
Zlikwiduj odstęp i dołącz to do wypowiedzi Arii. Dym oplótł sylwetkę Arii - skoro oplata, to dookoła jest zbędne.
I to chyba niezmywalnym flamastrem
Zbędne
Beatrix
Zbyt podobne do Bellatrix ;)
co przy próbach wcześniejszych dziewcząt
Poprzednich
- Jak sobie życzysz(,) Ario
- Nie należy mówić o masce! - krzyknęła panna Duff, dziwiąc się sama sobie. Nigdy dotąd nie wtrącała się w sprawy podopiecznych. Choćby scysja goniła scysję, zawsze stała z boku
Dlaczego Duff wstawia się za tą dziewczyną, skoro samą ją dziwi maska? Nienaturalnie się tutaj zachowała. Wiesz o co mi chodzi, dopiero co ją poznała, więc powinna się interesować, czemu nie można o tej masce mówić, a nie zachowywać się jak ten facet, co to przyprowadził księżniczkę.
Ale czarownice nie są ludźmi w stu procentach. Mają w sobie coś z kotów, starych ksiąg i legendarnych herosów.
W takim razie w opisie postaci zapomniałaś dodać im wąsów i super klaty ;)
Króla można obalić, zasztyletować czy pozbawić głowy przez wypadek z ostrym narzędziem
No tępym raczej się nikogo nie zabije
Gdyby nie było czarownic, człowiek zapomniałby, że istniej bezinteresowność.
No dobra, a pobieranie kasy przez Duff? Niby mówi jak ksiądz, co łaska, ale wiadomo, że trzeba dać ;p Więc, nie wiem czy to takie bezinteresowne.
W kominku trzaskał ogień, kąsając pogrzebacz, którym operował panna Duff
Operowała
jakby znów wezwano ją do odtykania zakatarzonego smoka.
Musisz to inaczej ująć, bo przed oczami miałam zupełnie inną wizję xd
z gracją tankowca.
Zbyt współczesne
- Masz coś czarnego, co mogłabyś na siebie włożyć?
WWW- Czahnego? Ależ ten koloh nie pasuje do moich oczu, poza tym nie mam żałoby po chomi..
Przecież na początku napisałeś, że nosiły tylko czerń, bo kolory nie były dla nich. A teraz Duff pyta ją, czy ma coś czarnego?
głośniej niż sprzęt grający w centrum handlowym
Zbyt współczesne
jedna po drugiej wymachiwały rękoma(,) zmieniając kolor swojej garderoby. Ze łzami w oczach żegnały rozmowy o tym(,) czy ich suknie naprawdę są karminowe(,) i czy ktoś kiedykolwiek widział wzorcowy burgund.
Czekało ją dużo pracy nim w miejscu bogatych panienek miała ujrzeć prawdziwe czarownice.
Do przeróbki

Trochę mi to przypomina Harrego Pottera, zapewne jakaś tam inspiracja jest ;p
Ogólnie czyta się w porządku, ale masz problemy ze stylem. Najgorsze co możesz uczynić swej powieści to silić się na poetyckość, która ci nie wychodzi. Z tych wszystkich porównań i metafor może dwie, góra trzy były trafione, reszta kładzie tekst. Poza tym za dużo tego. Jeśli to coś dłuższego, jak wspominasz na początku, to nie wyobrażam sobie całej powieści ubranej w taką ilość porównań, metafor i frazeologizmów. Najpierw popracuj nad dokładnym wyrażaniem swoich myśli, dopiero później bierz się za przenośnie, bo to wyższa szkoła jazdy i trzeba wiedzieć, kiedy je używać, by budować odpowiedni klimat. Uważaj też na słownictwo. Czasami idziesz w zbyt współczesne, które nie pasuje do klimatu.

Dialogi idą ci sprawnie, nie brzmią sztucznie i ogólnie sobie z nimi radzisz. Uważaj tylko, żeby nie przesadzać z notami odautorskimi. Jeśli są długie po każdej wypowiedzi, zwalniają akcję.

Nie zgodzę się natomiast z Articuno w kwestii emocji. Po pierwsze jest to dopiero pierwszy fragment, więc nie ma co oczekiwać, że nagle wywalisz nam tutaj głębokie przemyślenia Duff czy też innej postaci. Po drugie nie odczuwam sztywności, gdyż w wielu miejscach wspominasz o emocjach, jakie targają np. Duff, a jeśli nie robisz tego wprost, to idzie dojść do tego po sposobie zachowania, formie wypowiedzi. Także odczuwanie to kwestia gustu i wrażliwości oraz interpretacji. Tolkien np. stosował prozę behawioralną (o ile dobrze pamiętam) i unikał wszelkich opisów psychiki, a jednak zyskał sobie tym wielu zwolenników. Ty nie prowadzisz neutralnego opowiadania, więc nie masz się co martwić o brak emocji ;p

Co do pomysłu, faktycznie oklepany trochę, ale to zależy jak go przedstawisz dalej. Póki co klimat mi pasuje.

Pozdrawiam!

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony wt 15 kwie 2014, 02:27 przez Almari, łącznie zmieniany 1 raz.
"Szczęśliwy człowiek, co złamał okowy godzące w intelekt,
i zaprzestał frasować się stale.
Znoś i trwaj! Ból ten przyda ci się kiedyś"

4
Hej,
Ale sprawiała pozory.
Pozory raczej się zachowuje.
Nie dzięki przyznawaniu się do swoich metod wychowawczych panna Duff co roku tonęła w oceanie chętnych
Pierwsza część zdania brzmi niezręcznie.
Dziewczęta, które choć na chwilę trafiły pod jej skrzydła, już nigdy nie były takie same.
Chodzi o to, że po edukacji u panny Duff, nigdy już nie były takimi osobami, jak przed trafieniem pod jej opiekę, prawda?
Bo jakieś zapętlone to zdanie i w pierwszej chwili mózg podpowiedział mi, że kiedyś brała pod opiekę dziewczęta podobne, a potem już nie :)
Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym.
Też niezręcznie, albo stylizujesz to tak celowo. W każdym razie kolory się nie "przytrafiają".
Osiem karoc stało przed budynkiem pensji.
Nie jestem specjalistą od pojazdów ale wcześniej była mowa o powozach, teraz o karocach.
Miałem w głowie wyobrażenie powozu i późniejsza karoca (jako pojazd prestiżowy) mi je zupełnie rozbiła.
Szesnaścioro przerażonych rodziców siedziało przy stole i unikało spojrzenia panny Duff. Wszyscy milczeli. Czarownica z przymkniętymi oczami dzwoniła łyżeczką o filiżankę. Choć to zachowanie wymijało szerokim łukiem zasady dobrego wychowania, nikt nie protestował. Kiedy oddaje się córkę na wychowanie głowę zaprzątają inne sprawy. Na przykład jej zamążpójście, wielkie włości, złoto, ilość komnat w zamku, jeszcze trochę złota i to, ile czasu musi minąć od ślubu nim będzie można nasłać na przyszłego męża uprzejmego skrytobójcę. Gdzieś w głębi dźwięczą też miłość i tęsknota, ale bogaci mają zazwyczaj dobrze wyciszone serca.
Moim zdaniem cały fragment do przebudowy. Przymknięte oczy czarownicy, wymijanie zasad wychowania, następne wychowanie na jakie oddaje się córkę, ślub, który czyni już mężem, a nie przyszłym mężem, uprzejmy skrytobójca itd.
Koślawy uśmiech zawisł na jej twarzy.
Czemu koślawy? Wszak Duff jest Mistrzynią Pozorów.
Uniosła ręce i nabrała w płuca tak wiele powietrza, jakby miała zamiar nadmuchać ponton.
Była kotwica teraz nowoczesny ponton. Będą tacy, którzy Cię będą za to uwielbiać, będą tacy, którym będzie to bardzo przeszkadzać.
Stoję gdzieś na środku, ale bliżej lubienia :)
Dziękuję bardzo za zaufanie, którym mnie państwo darzą. Państwa córki to prawdziwy skarb, ale potrzebują kogoś, kto ten skarb wykopie i oczyści z ziemi. Jestem pewna, że gdy spotkamy się za rok będą państwo zadowoleni.
Nie czuję sytuacji. Siedzą i siedzą, ona dzwoni. W końcu mówi do nich trzy zdania a Ci jak na komendę wstają i wychodzą?
Dziwne zdyscyplinowanie rodziców. A gdzie dociekliwe matki? Gdzie nerwowi ojcowie? Tych rodziców mogłoby tam wcale nie być.
W powietrzu wisiała sugestia łez.
Bardzo mi się podoba.
Złoto jest dobre na okultystyczną biżuterię, ale metal to metal.
A skąd nagle tak nowoczesne słowo jak okultyzm?
A śmierć jest zbyt koścista na plakaty reklamowe.
:)
Czarownica musi wyglądać chaotycznie i uporządkowanie w jednym momencie, co wymaga pewnej wprawy.
Nie w jednym momencie a jednocześnie. Mała różnica a ważna.
Tak jak rycerze zaczynają dzień od przebieżki
Nieprzychylne rycerzom uniwersum. W innych zaczynają dzień od kielicha wina i klepnięcia w pośladki służącej (bogaci rycerze), karczmarki (średnio bogaci), lub stajennego (biedni).
Nie lubiła sądzić po wyglądzie, ale niektóre z adeptek wyglądały na bardziej przerażone niż tchórzofretki wewnątrz wulkanu.
Raz, że Duff pokazała wcześniej, że osądza na podstawie wyglądu, dwa, że metafora wyjątkowo kiepska (jak żaba jeśli mnie pamięć nie myli).
Zaklęcia transfohmacyjne to moja specjalność.
Szkoda z tym "r" , bo myślałem że to takie, które transformują foch w sympatyczną akceptację.


Ogólnie mi się to podoba, choć jak wspomniano temat jest mocno wytarty.
Lubię Twój charakterystyczny styl oraz humor i miejscami przeszkadzają tylko przesadzone metafory - musisz popracować aby użyć ich w tekście w sam raz.
Czekam na więcej.

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

5
Dziękuję wszystkim za komentarze :)

Jeśli chodzi o fabułę, to ona w kolejnych fragmentach nie ma nic wspólnego ze szkołą i niewiele wspólnego z magią. Klimat jest nieco inny. Są komputery, internetowe biura podróży i japońscy turyści. Dlatego też pojawiają się te niepasujące wstawki.

Jak na razie skupiam się na tym, by pisać regularnie i dowieźć projekt do końca, ale Wasze uwagi na pewno wezmę pod uwagę przy bardziej gruntownych poprawkach.

Dalszego ciągu raczej nie będę publikował, chyba, że pojawią się wątpliwości odnośnie jakiegoś fragmentu ( tak, jak to było w tym przypadku). Ewentualnie, mogę przesłać mailem ;)

6
Nieprzychylne rycerzom uniwersum. W innych zaczynają dzień od kielicha wina i klepnięcia w pośladki służącej (bogaci rycerze), karczmarki (średnio bogaci), lub stajennego (biedni).
Genialne :D

Gusta i guściki, jak widzisz. Masz parę opinii. Twoja w tym głowa, by zachować tożsamość tekstu, a jednocześnie go udoskonalić. Z chęcią bym przeczytała kontynuację. Szkoda, że nie będziesz publikował, może jednak :)?
"Szczęśliwy człowiek, co złamał okowy godzące w intelekt,
i zaprzestał frasować się stale.
Znoś i trwaj! Ból ten przyda ci się kiedyś"

7
Panna Duff stała na progu (czego?) i uśmiechała się sztucznie do każdego gościa, który wychodził z powozu. Miała na sobie suknię wieczorową, co sprawiało, że wyglądała jak nakryta namiotem kotwica. Ale sprawiała pozory. A pozory są bardzo ważne. (niepotrzebne) Ktoś, widząc ją mógł pomyśleć na przykład: (Każdy, patrząc na nią, mógł pomyśleć) „taka elegancka i dystyngowana dama musi prowadzić wspaniałą pensję” albo „ona jest taka wytworna, na pewno dobrze zaopiekuje się naszą córką.”. (widzę tutaj dwie kropki czy to gały robią mi psikusa?) Nie dzięki przyznawaniu się do swoich metod wychowawczych panna Duff co roku tonęła w oceanie chętnych. (Nie da się tego prościej? Co roku panna Duff miała wielu chętnych. Bynajmniej nie ze względu na metody wychowawcze, które stosowała. >I tonąć w oceanie chętnych? Jakoś tak dziwacznie brzmi<) Dziewczęta, które choć na chwilę trafiły pod jej skrzydła, już nigdy nie były takie same. Miała niesamowity dar do wpajania innym własnego światopoglądu. Nawet najbardziej buntownicza duszyczka, po roku nauki, stawała się małą panną Duff w czarnym spiczastym kapeluszu i długiej, czarnej szacie. (spoko, zrozumieliśmy, że zostanie małą panną Duff, a dookreślenie rodzajów kapelutka i szaty wydaje się zupełnie niepotrzebne) Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym. (bezbarwne to ich życie; biedaczki)
Osiem karoc stało przed budynkiem pensji. Niektóre były świeżo odmalowane, z niektórych farba odpadała płatami, ale herby i herbiki prężyły się dumnie na każdym boku. Własna karoca to prestiż, nawet, gdy ma jedno koło, (przecinek) a miejsce konia zajmuje lokaj.
(Prrrr! Karocy sobie stoją przed pensją, tam konik, tu herbik, a tu nagle rodzice przy stołach siedzą? Na tych koniach?)
Szesnaścioro przerażonych rodziców siedziało przy stole i unikało spojrzenia panny Duff. Wszyscy milczeli. Czarownica z przymkniętymi oczami (ta czarownica to Duff? Jakoś brakuje mi pewności) dzwoniła łyżeczką o filiżankę. Choć to zachowanie wymijało szerokim łukiem zasady (wymijało zasady? A to szalone zachowanie) dobrego wychowania, nikt nie protestował. Kiedy oddaje się córkę na wychowanie, (przecinek) głowę zaprzątają inne sprawy. Na przykład jej zamążpójście, wielkie włości, złoto, ilość komnat w zamku, jeszcze trochę złota i to, ile czasu musi minąć od ślubu nim będzie można nasłać na przyszłego męża uprzejmego skrytobójcę. Gdzieś w głębi dźwięczą też miłość i tęsknota, ale bogaci mają zazwyczaj dobrze wyciszone serca (wyciszone? Na mój gust niemedyczny, serducho to nie głośnik).
Panna Duff wstała od stołu. Koślawy uśmiech zawisł (Boże mój najświętszy! Usta jej spadały z brody, że jej uśmiech aż zawisł?) na jej twarzy. Uniosła ręce i nabrała w płuca tak wiele powietrza, jakby miała zamiar nadmuchać ponton.
- Dziękuję bardzo za zaufanie, którym mnie państwo darzą. Państwa córki to prawdziwy skarb, ale potrzebują kogoś, kto ten skarb wykopie (nieładnie porównywać córeczki panienki nadobne do brudów w ziemi zakopanych) i oczyści z ziemi. Jestem pewna, że gdy spotkamy się za rok, (przecinek) będą państwo zadowoleni.
Krótka przemowa podniosła rodziców z krzeseł i skierowała w stronę drzwi. (przemowa to czy siła nieczysta, że tak sama z miejsc podnosi i jeszcze do drzwi ciągnie?) Żegnali się z córkami zdawkowo (a to niegrzeczni rodzice), oszczędzając słowa na inną okazję. (znaczy na za rok? To im się słów przez dwanaście miesięcy nazbiera) W powietrzu wisiała sugestia łez. (przemowa kieruje do drzwi to jeszcze nic jak widzę. Wszak sugestia wisi w powietrzu) Osiem dziewcząt machało matkom z okna i słało pocieszające uśmiechy ojcom. To było wszystko, co mogły zrobić. Ekspresja uczuć w obecności obcych nie jest w dobrym guście. (a to jacyś kosmici się nagle pojawili, a ja to przegapiłam?)
Czarownice nie wierzą w pieniądze. Przynajmniej nie w ten sposób co inni. Akceptują ich istnienie w sposób czysto materialny. Ot, zwykłe kawałki błyszczących metali. Oczywiście, srebro może się przydać, gdy w pobliżu pojawi się wilkołak. Złoto jest dobre na okultystyczną biżuterię, ale metal to metal. Wartość pieniądza tkwi w nieprzebranych pokładach wiary, którą ludzie go obdarzają. (Jeśli nie wierzą, to znaczy, że nie wierzą, że istnieją. Jeśli jednak wierzą, to znaczy, że wierzą i koniec. Jeśli tym bardziej mają być te pieniądze materialne, to nie rozumiem problemu. Chyba jestem czarownicą) Panna Duff nie pojmowała tego fenomenu, co nieustannie wpędzało ją w kłopoty. (Noooo? Jakież to problemy? Jakież to?)
Noc rozsiadła się wygodnie na fotelu świata (przemowa, sugestia mogą, to noc nie może sobie usiąść w fotelu? A jasne, że może) i przez najbliższe godziny (literówka) nie miała zamiaru wstawać. Budynek pensji tonął w ciemnościach. Tylko w jednym oknie paliło się światło. (albo tonie w ciemnościach, albo prawie cały tonie, jeśli gdzieś tam jest jednak światło) Panna Duff nie spała. Bawiła się złotą monetą i od czasu do czasu zapisywała coś w notatniku. Była wyraźnie zdenerwowana. Uderzyła pięścią w stół, gdy, mimo szczerych chęci, nie znalazła błędów na żadnej ze stron. Jej nienawiść do cyfr rosła wprost proporcjonalnie do czasu wpatrywania się w niechciany wynik. Kwota była zbyt mała, by wykarmić osiem rozkapryszonych nibyksiężniczek (niby ja, niby ty, niby inni, niby księżniczek). Była zbyt mała, by wykarmić kogokolwiek. Jak zwykle zażądała od rodziców symbolicznej opłaty, a oni, tak jak co roku, dali jeszcze mniej. Krzesło straciło nogę w wyniku nagłego wybuchu złości. W takich momentach czarownice przeklinały niedoskonałość magii. Panna Duff mogła stworzyć iluzję wszystkiego, czego pragnęła. Niestety, iluzją nie da się wypełnić pustego brzucha. Można przekonywać mózg, że jest się najedzonym, ale koniec końców organizm zrozumie, że umiera. (może nie aż tak drastycznie? Dostała mało, dziewczynki będą niedożywione, ale może żadna nie padnie trupem?) A śmierć jest zbyt koścista na plakaty reklamowe. (co za trudne czasy, że śmierć koścista się zrobiła. Zawsze taka tłuściutka, okrąglutka chodziła. Biedaczka)
Pukanie (do drzwi) przerwało rozmyślania panny Duff. Zbiegła po schodach, przemknęła przez korytarz i niemal zderzyła się z drzwiami. (gdzie, w dziuplę szpaka, ona siedzi? W lochu?) Coś zgrzytnęło (chyba się domyślam co, ale gdyby Autor zechciał dookreślić, byłoby super hiper genialnie), zaskrzypiały zawiasy. Ciemność wdarła się do przedsionka, usiłując oblepić lampę (może nie jest tak fajnie jak z siedzącą nocą, ale... Nie, czekaj, jednak jest. Ciemność oblepia lampę. Przepraszam, że nie od razu się zachwyciłam). Czarownica rzuciła, (przecinek) stojącemu przed nią człowiekowi, (przecinek) spojrzenie, którym można by ciąć stal. Ukłonił się z lekkim zażenowaniem.
- Dobry wieczór. - Przybysz zrobił krok naprzód. Światło padło na bladą twarz. - Ja... To znaczy przywiozłem ze sobą kandydatkę na czarownicę. - Odsunął się. - Księżniczka Arliss, ze Śpiącej Puszczy.
- Księżniczka... - Panna Duff uważnie przyjrzała się dziewczynie. - Ale po co ta maska?
- Nie należy pytać o maskę. - Mężczyzna zesztywniał nagle i ponownie zasłonił Arliss.
- Rozumiem. - Odpowiedź była tak zimna (jakby była gorąca, to jak by brzmiała?), że przez ciało przybysza przeszedł dreszcz. - Niestety jest JUŻ zbyt późno. - Czarownica chciała zatrzasnąć drzwi, urażona impertynencją, ale przeszkodziła jej niewidzialna ściana. Magia.
- Nie jest jeszcze zbyt późno. Nie dla pani. Mam pieniądze. Mogę dać więcej niż inni, tylko niech ją pani weźmie na wychowanie. Ona tego potrzebuje. Proszę!
- Niech pan da spokój. - Wskazała na karocę, która przywiozła księżniczkę. (nawet karoca sama jeździ? To też ta magia?) - Przecież to wóz cyrkowy. Jak mam wierzyć w JAKIEKOLWIEK pieniądze, a tym bardziej w wielkie sumy, jeśli jeździcie czymś takim?
WWW- Istotnie. Cyrkowy. - Po nieśmiałości obcego zostało tylko wspomnienie. W jego głosie pojawiła się nuta rozdrażnienia. - Stereotypy nigdzie pani nie zaprowadzą. Więc jak będzie?
- Ile? - Świadomość kosztowa (he? Że co?) obudziła się w pannie Duff z głośnym rykiem, dusząc dobre maniery. Coś podpowiadało jej, że mężczyzna nie mógł kłamać. (że mężczyzna nie kłamie – po prostu) Miał moc. (uuuuu, ależ on jest fajny) Wytrzymywał jej spojrzenie dłużej niż ktokolwiek wcześniej. (uuuuu, ależ MOCny chłop)
- Wystarczy? - Wręczył czarownicy sakiewkę. Jej ręka drgnęła nieznacznie.
- Kradzione! - ryknęła, nie mogąc pohamować zdziwienia. Pieniędzy było zdecydowanie zbyt dużo. Poczuła, że ktoś chwycił ją za dłoń. Spojrzała na Arliss. Panna Duff widywała wcześniej maski na obrazkach w encyklopedii. Kojarzyły jej się z karnawałem, przetańczonymi nocami i niestrawnością. Ale ta na twarzy księżniczki budziła zupełnie odmienne uczucia. Biło z niej chłodne opanowanie, bił niemy smutek. (bardzo niezgrabna anafora) Było coś w tym ciemnym, połyskującym fiolecie (niby czytam uważnie, aż tu znowu pojawia się coś, o czym wcześniej nie słyszałam. A chciałabym wiedzieć, cóż to za fiolet), co odbierało obserwatorowi pewność siebie. Rodzaj magii niedostępny dla większości czarownic. Panna Duff zatoczyła się na bok i runęła na ścianę, gdy nagła niemoc ogarnęła ciało. Był to upadek niezwykle spektakularny, biorąc pod uwagę spiczastość jej sylwetki potęgowaną (niezgrabne określenie w tym miejscu) przez kapelusz. Przypominał nieco wyburzanie wieżowca. (ehh, te Twoje porównania wspaniałe)
- Bardzo proszę - powiedziała Arliss ledwie słyszalnym głosem. - To dla mnie ważne.
Nastąpiła sekwencja wykonywanych w pośpiechu czynności i po kilku minutach czarownica stała na progu z szeroko rozdziawionymi ustami. Patrzyła, jak wóz cyrkowy, (przecinek) ciągnięty przez niewidzialnego konia, (przecinek) odjeżdża w stronę lasu. Milczała. W kieszeni szaty miała więcej pieniędzy niż kiedykolwiek widziała (niepotrzebne słowo). Księżniczka trzymała ją pod ramię i śmiała się cicho.
Panna Duff trzęsła się z zimna i emocji, które urządzały sobie imprezę wewnątrz jej duszy. Miała wrażenie, że śni. Cały świat wydawał się pozbawiony swojej zwykłej, ciężkiej materialności. Nie była pewna absolutnie niczego. Ktoś nieproszony wparował do jej umysłu i skrzętnie zatuszował wydarzenia ostatniej godziny.
(Przesadzasz. Brzmi to tak, jakby podczas ostatniej godziny ktoś wybił jej połowę rodziny, a wszak jedynie najpierw ubolewała nad brakiem forsy, a potem zjawił się koleś, który załatał jej dziurę budżetową. Chyba powinna być szczęśliwa właściwie.)
Na dodatek miała paskudne przeczucie, że była (były) to księżniczka i jej maska. Irytował ją fakt (i wychodzi na to, że księżniczkę irytował ten fakt), że nie może spojrzeć Arliss prosto w oczy (to ta maska zasłaniała oczy? Pozwól, że zapytam, jak ta księżniczka patrzyła na świat? Siłą umysłu? Ach, magia, tak?). Widok nocnego nieba uspokoił skołatane nerwy. Gwiazdy były pocieszająco niezmienne.
Czarownica, odprowadziwszy wcześniej nową podopieczną do pokoju, wróciła do gabinetu. Cisnęła worek z pieniędzmi na biurko, chwyciła notatnik i kreśliła po obliczeniach tak długo aż nie dało się odczytać ani jednej cyfry. W grubych, głębokich rowkach sechł niepokój zmieszanym z atramentem. (grube, głębokie rowki czego?)

***

Panna Duff wstała bardzo wcześnie. Zdawała sobie sprawę, że dzień należy smakować od lekkiej pianki poranka, aż po biszkopt zmierzchu. (padłam) Każda przespana godzina, powoduje brak godziny, którą można by wykorzystać na pracę. Kilka minut zajęło jej upięcie włosów w kok, przymocowanie kapelusza żelaznymi szpilkami i odpowiednie pofałdowanie szaty. Czarownica musi wyglądać chaotycznie i uporządkowanie w jednym momencie (a w drugim już nie musi?), co wymaga pewnej wprawy. (aż alarm pt. nowy akapit się włącza w tym miejscu. Naprawdę tego nie zauważasz?) Wybiegła z pokoju. Wiedziała, że pierwsza noc w zupełnie nowym miejscu bywa nieprzyjemna, dlatego postanowiła budzić swoje podopieczne z taktem i elegancją. Ale od postanowienia do działania długa droga. Panna Duff spotkała na swej drodze żeliwny kocioł i chochlę, co sprawiło, że jej wizja najbliższej przyszłości uległa całkowitej zmianie. Głuchy, metaliczny brzdęk wypełnił budynek pensji. Osiem przerażonych dziewcząt wyskoczyło z sypialni i przylgnęło do balustrady schodów. Księżniczka Arliss stanęła w drzwiach otulona czarnym płaszczem. Zaśmiała się figlarnie, pochyliła głowę, (przecinek) by szpic kapelusza nie zahaczył o framugę i dołączyła do koleżanek.
Tak, (przecinek) jak rycerze zaczynają dzień od przebieżki, tak czarownice zaczynają go od Rozczarowania. Rozczarowanie nie ma nic wspólnego z rozczarowaniem, chyba, że ktoś nie ma za grosz talentu magicznego (mandarynka nie ma nic wspólnego z mandarynką, chyba że (tu bez przecinka tak na marginesie) ktoś nie ma za grosz talentu magicznego – brzmi logicznie? Ani trochę, co?). Zaczyna się od kilku zaklęć transformacyjnych, rundki lewitacyjnej dookoła budynku i sparingowych potyczek na spojrzenia. Później następują prawdziwe ćwiczenia, zależnie od tego, co kto sobie wymyśli.
(Aż dotąd opisujesz zaklęcia, ćwiczenia, a teraz chcesz opisać metody Duff – czy to naprawdę nie zasługuje na nowy akapit?)
Panna Duff, jako tradycjonalistka, uważała, że prawdziwa magia tkwi w silnej osobowości. Ograniczała metaforyczne machanie różdżką do minimum. Pensje dla młodych czarownic cieszyły się dobrą sławą, gdyż uczyły przede odpowiedzialności, stanowczości i opanowania. Czary stanowiły tylko skromny dodatek do dojrzałości. (pomieszanie z poplątaniem. Zaczynasz o metodach Duff, więc na tym też warto byłoby się skupić przez dłuższą chwilę. Zupełnie jakbyś nie miał pomysłu, by to kontynuować)
Pierwsze Rozczarowanie było nie lada wyzwaniem. Pokazywało, które z dziewcząt miały prawdziwy talent, a które trafiły pod skrzydła panny Duff tylko dlatego, że ich matki nie lubiły spotkań z latającymi meblami. Dziewięć kandydatek ustawiło się w szeregu. Czarownica krążyła pomiędzy nimi, przyglądając się każdej bardzo uważnie. Nie lubiła sądzić po wyglądzie, ale niektóre z adeptek wyglądały na bardziej przerażone niż tchórzofretki wewnątrz wulkanu. (i teraz siedzę i staram się to sobie wyobrazić. I nie czytam dalej. I nadal próbuję. I wciąż. I nic...) Rozbiegane spojrzenia, nerwowe tiki, stopy tupiące pod sukniami. Nie miała pewności, (przecinek) czy coś z nich będzie, ale musiała wierzyć. (czy coś będzie z rozbieganych spojrzeń? A może mowa o nerwowych tikach? Czy o stopach?)
- Aria Mank! - Krzyk panny Duff odbił się echem od ściany (zdajesz sobie sprawę, że czytelnik, czyli ja, nie wie gdzie się znajdują bohaterowie, o których czyta? Tak skaczesz, że się zaczynam gubić). Bardziej nerwowe dziewczęta zesztywniały. - Do Rozczarowania przystąp!
Aria Mank wystąpiła z szeregu. Była wysoka i chuda jak szpilka. Krótkie czarne włosy lepiły się do czoła, usiłując odwrócić uwagę od krzywego nosa i kwadratowego podbródka. Uroda musiała przespać jej narodziny. Czarownica skrzywiła się. Po raz pierwszy widziała, by ktoś narzucił na suknię worek na ziemniaki z kapturem. Szczyt ekscentryczności albo szczyt (niepotrzebne) głupoty i fatalnego gustu. Zależnie od interpretującego.
- Zaklęcia transfohmacyjne to moja specjalność. - Dziewczyna miała problemy z dykcją i nie wymawiała „r”. (łopatologiczne tłumaczenia się ceni, gdy naprawdę są konieczne, czyli nie tutaj) Panna Duff wiedziała już, dlaczego rodzice chcieli z niej zrobić wiedźmę. Brak szans na bogatego małżonka musiał ich mocno uwierać. - Tehaz zamienię się w hopuchę.
- (chyba ten znak nie jest tutaj potrzebny) Coś zaskwierczało, syknęło i szary dym oplótł się dookoła patykowatej sylwetki Arii. Opadł po chwili. Stojące w szeregu dziewczęta zareagowały westchnieniem pełnym obrzydzenia. Wielka, szarozielona ropucha przechadzała się przed ich stopami, rechocząc szyderczo.
Dobrze. - Czarownica klasnęła w dłonie i Aria Mank powróciła do dawnej postaci. - Teraz lewitacja. Masz minutę na okrążenie budynku. Jeśli spróbujesz biegnąć (bie co? Biec), ugrzęźniesz w bagnie. - Uśmiechnęła się z przekąsem i wyciągnęła z kieszeni zegarek na łańcuszku. - Ruszaj!
(Jakaś przerwa? Aria pobiegła, ale już nie chce Ci się opisywać, że dobiegła? Nooo, ja Cię proszę.)
Rozczarowanie przebiegało w niezmąconym spokoju. Aria Mank przyglądała się próbom koleżanek z wyższością wymalowaną na twarzy. I to chyba niezmywalnym flamastrem. Zgromadziła tak wiele punktów, że żadna z dziewcząt nie mogła z nią konkurować. Przez kilka chwil, w jej oczach gościł niepokój, gdy Beatrix Pustkaa (piękne, nienacechowane pejoratywnie nazwisko) osiągała najlepszy czas w lewitacji. Ale znikł równie szybko, jak się pojawił, bo pojedynek na spojrzenia wykazał, że talent magiczny Arii może się równać wielkością tylko z jej rozbuchanym ego.
- Arliss - ryknęła panna Duff, uśmiechając się nieznacznie. Czarna szata dziewczyny napełniała ją dumą. - Do próby! Na prowadzeniu wciąż panna Mank.
Księżniczka z niezmąconym spokojem wyszła przed szereg. Maska zajaśniała błękitem, gdy dym transformacyjnego zaklęcia oblepiał cały plac. Po kilku sekundach Arliss, panna Duff i pozostałe kandydatki utonęły w nim całkowicie. Ptaki śpiewały cicho i monotonnie. Choć słońce stało wysoko na niebie, było ciemno i chłodno. Ktoś kichnął. I jeszcze ktoś. Obłoki magii wydawały się przytłaczająco materialne. Arliss pstryknęła palcami. Świat zamarł na kilka chwil. Światło i ciepło zaatakowały ze zdwojoną siłą. Czarownica odruchowo poprawiła kapelusz, przetarła ręką oczy i spojrzała na księżniczkę. Nie zmieniła postaci. Była wciąż tą samą dziewczyną w masce, otoczoną tą samą aurą niesamowitej mocy. Panna Duff już miała otworzyć usta, gdy coś trąciło ją w ramię. Odwróciła się. Trzydzieści dwie cętkowane nogi zasłoniły jej widok. Nigdy nie przypuszczała, że zobaczy żyrafę, a tym bardziej, że zobaczy osiem żyraf w koronkowych sukniach z bufiastymi rękawami. Robiła dobrą minę do złej gry. Nikt nie mógł zobaczyć jej zdziwienia, a już na pewno nie Arliss.
- Dobrze - spróbowała (skoro dzieje się to tu i teraz, to próbowała, nie spróbowała) powiedzieć z tą samą, (przecinek) obojętną nutą, co przy próbach wcześniejszych dziewcząt. Zawahała się, ale klasnęła w dłonie. Podopieczne wróciły do normalnej postaci. - Teraz... - Nie zdążyła dokończyć. Zegarek sam się otworzył. Czarownica utkwiła wzrok w najcieńszej wskazówce, nie patrząc nawet na odfruwającą księżniczkę.
Powietrze zadrgało nieznacznie, gdy Arliss ukończyła rundę dookoła budynku. Nie poprawiła czasu Beatrix, ale przybyła wystarczająco szybko, by zdetronizować Arię. Panna Mank fuknęła głośno i naciągnęła kaptur na głowę. Wyglądała jak lew - skrytobójca z lnianą grzywą.
- Pojedynku na spojrzenia nie wyghasz kochanieńka. (kochanieńki, może jednak takie powiedzonka oddasz jakiejś starszej bohaterce. Mnie się dziwnie czyta, gdy młoda dziewucha zwraca się tak do koleżanki. no, ale może sama jestem dziwna) - Machnęła ręką. Obłoki furii wypływały uszami. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans.
Pewnie nie. Ale najważniejsze to wygrać z samym sobą. - Księżniczka przeczesała włosy palcami, odwróciła się na pięcie i odeszła kilka kroków. (zapomniałeś chyba czegoś na początku wypowiedzi)
- Wyghać z samym sobą... Bzduhy. Walczmy!
- Jak sobie życzysz Ario. - Stanęła naprzeciwko panny Mank. Czarna szata falowała na wietrze.
- Ale najpiehw zdejmij tę głupią maskę, nie widzę twoich oczu.
- Nie należy mówić o masce! - krzyknęła panna Duff, dziwiąc się sama sobie. Nigdy dotąd nie wtrącała się w sprawy podopiecznych. Choćby scysja goniła scysję, zawsze stała z boku.
- Dziękuję, ale ona ma rację. - Głos Arliss był jeszcze chłodniejszy niż poprzedniego wieczora. - Nie możemy walczyć. Aria wygrała Rozczarowanie uczciwie.
- Wyghałam? - zapytała z niedowierzaniem.
- Wygrałaś - szepnęła czarownica. - Ale wszystkie pokazałyście się z dobrej strony. Wierzę, że będzie się nam dobrze współpracowało. - Rzuciła ukradkowe spojrzenie księżniczce i ruszyła w stronę pensji. - Pamiętajcie jedno. To, że Aria wygrała nie ma najmniejszego znaczenia. Nigdy nie wybieram sobie faworytek. Każda z was będzie pracować tak samo ciężko przez cały najbliższy rok. Nie będzie taryfy ulgowej.
(Znowu to samo. Są... Gdzieś, nie wiadomo gdzie – bo tak właściwie raz lecą iskry po ścianach, raz biegają dookoła budynku – aż tu nagle jest obiad. To tak, jakbyś opisywał fragmenty rzeczywistości, nie prowadził opowieść.)
WWW Panna Mank nie tknęła obiadu. Była wystarczająco najedzona pochwałami i pełnymi uwielbienia spojrzeniami, które słały jej koleżanki. Wygrała pierwsze Rozczarowanie. To coś znaczyło. Zyskała pozycje najsilniejszej adeptki, a to wiązało się z powszechnym zachwytem. Aria nigdy nie miała przyjaciół. Ludzie woleli towarzystwo żmij i włochatych pająków, niż choćby godzinę spędzoną w jej pobliżu. Ale czarownice nie są ludźmi w stu procentach. Mają w sobie coś z kotów, starych ksiąg i legendarnych herosów. Wkraczają tam, gdzie inni nie mają odwagi. Zawsze są, kiedy ktoś ich potrzebuje. Dlatego cieszą się szacunkiem niesłabnącym od pokoleń. Króla można obalić, zasztyletować czy pozbawić głowy przez wypadek z ostrym narzędziem, ale nikt nie tknie czarownicy. Nie chodzi o klątwy i okultystyczną biżuterię. Gdyby nie było czarownic, człowiek zapomniałby, że istnieje (literówka) bezinteresowność.
(I koniec obiadu. No, przecież.)
Kandydatki wkroczyły do pokoju gościnnego. Był zaskakująco (dlaczego? Zaskakujący, bo tak i już?) duży i ciepły. W kominku trzaskał ogień, kąsając pogrzebacz, którym operowała (literówka) panna Duff. Popiół odznaczał się jasnymi plamkami na jej szacie. Miała taki wyraz twarzy, jakby znów wezwano ją do odtykania zakatarzonego smoka. Chrząknęła znacząco, gdy kątem oka dostrzegła poruszenie za swoimi plecami.
- Ario, podejdź do mnie (kropki brakuje)
- Tak jest, psze pani. - Dziewczyna posłała koleżankom szyderczy uśmiech. To ona była najważniejsza, to do niej zwracała się panna Duff. Kroczyła dumnie, z gracją tankowca.
- Masz coś czarnego, co mogłabyś na siebie włożyć?
- Czahnego? Ależ ten koloh nie pasuje do moich oczu, poza tym nie mam żałoby po chomi... - Urwała widząc błysk w oczach czarownicy. Wołał: „uważaj na słowa”, głośniej niż sprzęt grający w centrum handlowym. - Ach, najmocniej przephaszam. Ja nie chciałam pani uhazić...
- Możesz odejść. - Panna Duff machnęła ręką i błękitna suknia Arii zyskała nową barwę. Taki odcień czerni miała tylko bezgwiezdna noc. Pstryknęła palcami i worek na ziemniaki z kapturem stanął w ogniu. - Nie wiem co TO było, ale wcale mi się nie podobało. Odmienność nie jest ostatnio modna. (co CO było? Co się jej nie spodobało? Zmieniła kolor sukni na czarny, a teraz co jej się nie podoba?)
Pozostałe adeptki, nie chcąc narażać się na gniew mentorki, jedna po drugiej wymachiwały rękoma zmieniając kolor swojej garderoby. Ze łzami w oczach żegnały rozmowy o tym czy ich suknie naprawdę są karminowe i czy ktoś kiedykolwiek widział wzorcowy burgund. Panna Duff skwitowała to krótkie przedstawienie przeciągłym westchnieniem i wróciła do bitwy z płonącymi polanami. Czekało ją dużo pracy nim w miejscu (to nie kredensy – te czarownice, więc trochę niezgrabnie to brzmi) bogatych panienek miała ujrzeć prawdziwe czarownice.


Tak właściwie, to jak to jest - Duff jest czarownicą, a te młode dziewczyny, które jednak umieją już co nieco są przed-czarownicami? Czy przypadkiem nie są również czarownicami, tyle że niedoświadczonymi?

Zwróciłam też uwagę, że masz trochę za mało akapitów w porównaniu z nowymi zdarzeniami i myślami, które się pojawiają. Tak, jak tutaj np.: "Jak zwykle zażądała od rodziców symbolicznej opłaty, a oni, tak jak co roku, dali jeszcze mniej. Krzesło straciło nogę w wyniku nagłego wybuchu złości." - Siedzi, denerwuje się babka, aż tu nagle krzesło lata. A skoro nagle, to raczej od nowego akapitu by się przydałoby, by zaznaczyć nową czynność.

Jak już gdzieś tam wspomniałam - powinieneś więcej uwagi przywiązywać do budowania opisów miejsc, w których aktualnie znajduje się bohater. Bywa, że piszesz o wyjściu z pokoju, po chwili wtrącasz różnego rodzaju opisy różnych zaklęć i metod wychowawczych, a kilka minut później, ni stąd, ni zowąd młode czarownice strzelają po ścianach. Woooolniej, Autorze, bo się gubię.

Co do samej opowieści - nie jest jakoś przesadnie interesująca, ale nużącą bym jej również nie nazwała.

9
Tragicznie nie jest ;)

Bardzo mi się podoba twój sposób myślenia! Widać, że masz nietypowe (bo własne) podejście do świata.
Niezłe poczucie humoru. Udało ci się wywołać uśmiech na mojej twarzy.
A to przychodzi w udziale tylko nielicznym :D

Trochę mi nie pasują karoce do pontona i plakatów reklamowych...
Donaldmaniak pisze:Jeśli chodzi o fabułę, to ona w kolejnych fragmentach nie ma nic wspólnego ze szkołą i niewiele wspólnego z magią. Klimat jest nieco inny. Są komputery, internetowe biura podróży i japońscy turyści. Dlatego też pojawiają się te niepasujące wstawki.


Czyli akcja rozgrywa się w XXIw. ?
To może być ciekawe... :)
Donaldmaniak pisze:Dalszego ciągu raczej nie będę publikował, chyba, że pojawią się wątpliwości odnośnie jakiegoś fragmentu ( tak, jak to było w tym przypadku). Ewentualnie, mogę przesłać mailem ;)


Wstawiaj coś czasami. Myślę, że nikt się nie obrazi ;)


Samego tekstu nie będę oceniać. Po tylu wspaniałych weryfikacjach niewiele mam do dodania.

Może jedynie mógłbyś mi wyjaśnić jak to jest z tymi dziewczynkami: one już są czarownicami, czy jeszcze nie? Widać, że liznęły już trochę magii; znają się na zaklęciach "transfohmacyjnych", lewitują itd.
Ale...
Donaldmaniak pisze:Czarownice uznawały, że kolory to coś, co przytrafia się innym.
Donaldmaniak pisze:- Czahnego? Ależ ten koloh nie pasuje do moich oczu, poza tym nie mam żałoby po chomi...
Donaldmaniak pisze:Pozostałe adeptki, nie chcąc narażać się na gniew mentorki, jedna po drugiej wymachiwały rękoma zmieniając kolor swojej garderoby. Ze łzami w oczach żegnały rozmowy o tym czy ich suknie naprawdę są karminowe i czy ktoś kiedykolwiek widział wzorcowy burgund.
Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest pus­te biur­ko? Albert Einstein
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron