46

Latest post of the previous page:

"What the hell kind of name is that: Soap?!"

Bach. Skończyłem dzisiaj serię "Modern warfare".

(UWAGA, SPOJLERY.)








(DUŻO SPOJLERÓW, JESTEŚ PEWIEN?)



Ja w ogóle jestem fanem FPSów. Strasznym fanem. Nie wiem nawet czemu, chyba po prostu lubię strzelać.

W CoD4 grałem... hoho, dawno temu, krótko po premierze i byłem zachwycony. Potem miałem długą przerwę związaną z brakiem odpowiedniego komputera. Teraz odpowiedni komputer dorwałem w swoje łapki i przeszedłem MW2 i MW3 w dwa dni. I wiecie co? To było zajebiste.

Zabijcie, to naprawdę nie są gry z rozbudowaną, wielowątkową, zachwycającą literackim rozmachem fabułą. Ba, powiem więcej, fabuła w nich przez większość czasu jest raczej prostacka i jakby wyjęta z wyobraźni Folleta czy Forsytha. Jest dużo zwrotów akcji, nieoczekiwanych zdrad, słynnego skakania do helikoptera w ostatniej sekundzie. No i rozwalanych dziesiątek tysięcy ruskich, bambusów i koreańczyków czy innego tałatajstwa, w realiach E3 uznawanych za tzw. "żelaznych antagonistów".


(NA MUR BETON? JEŚLI NIE GRAŁEŚ W MW, SKOPIĘ CI CAŁĄ ZABAWĘ Z ROZGRYWKI!)


Ale i tak się zdziwiłem. Bo o ile w CoD4 mamy po prostu w miarę ciekawą historię, realizowaną za pośrednictwem ambitnej i rozbudowanej rozgrywki zręcznościowej - o tyle w MWach nie ma tabu. Po prostu nie ma. Jest tu wszystko: terroryzm (misja na lotnisku, MW2), obozy koncentracyjne ("The Gulag", MW2), ataki gazowe i zabici przez nie cywile (misje w Paryżu, MW3), jest broń nuklearna, jest skrajna bieda Afryki, są socjalistyczne republiki Południowej Ameryki, jest wszystko. Jest cały ten dosyć parchaty świat w pełnej okazałości.

Z reguły gry i książki kryminalno-napierdalankowe ukazują zupełnie inne obrazy. Przeważnie jest bohatersko, ostro i dramatycznie, owszem, tak samo jak w całej trylogii MW. Ale tutaj... to po prostu prawdziwe jest. Bo gdy gracz w panice skacze w stronę drabinki podwieszonej pod uciekającym helikopterem, ma świadomość, że właśnie strzelał nie do złych niemców (zee germans), nie do szatanów w ludzkiej skórze, tylko biednych murzynów, którzy nie mają innego wyjścia, niż bronić swoich dyktatorów.

(JAK WOLISZ.)

W CoD2 i większości innych gier z gatunku, jeśli ktoś ginie, to w blasku flar i po dokonaniu jakiegoś bohaterskiego czynu. Rozwalił bunkier, zabił tysiąc złych Niemców, uratował świat, czy coś. Tymczasem w MW-ach ratowanie świata jest jakby na uboczu, jest efektem personalnej kampanii, którą prowadzi się razem z bohaterami - owszem, płaskimi, bez charakterów (bo też i jak ująć czyjś charakter w napierdalance, jaką jest CoD?) - ale jednak bohaterami, z którymi gracz się utożsamia, których po tych kilkunastu godzinach uczy się szanować i kochać. "Soap" McTavish ginie idiotycznie. Przeżywa wszystko, co miał do przeżycia, przeżywa walkę z głównym antagonistą MW2, na własnych, że się tak wyrażę, plecach go nosimy, żeby przeżył i odwala kitę na brudnym stole w Pradze, zupełnym przypadkiem spadłszy (imiesłów uprzedni, pozdro) z wysokiego dachu. I to jest bez sensu.

Bo w ogóle cała ta fabuła jest bez sensu. Nie ma co się oszukiwać, realizmu nie ma w tym za grosz.

Gra najpierw miała podtytuł, a potem została nazwana: :"Modern warfare". "Współczesna sztuka wojny". "Współczesne działania wojenne". "Nowoczesne pole bitwy". Czy jakkolwiek to tłumaczyć (Ery - Ty skumasz, o co mi idzie. ;) ). I właśnie to gra ukazuje. Wojnę parszywą, nieprzyjemną, nieciekawą, pełną kretyńskich zwrotów akcji i pozbawioną czegoś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu nazywano "honorem". Dzisiejszą. Współczesną. Modern Warfare.
Bo tak jak wspomniałem, mamy tutaj i terroryzm, i zabijanie niewinnych, i cywilów, i zabijanie po kryjomu i nawalanie z miniguna do ludzi, co do których mamy pełną świadomość, że nawalamy do nich przypadkiem. Bo tak. Bo tak ich wplątał świat.

O ile odbijanie Waszyngtonu można uznać za konieczne, o ile ochronę prezydenta Rosji również, o tyle trudno pogodzić się ze strzelaniem do młodych latynoskich chłopców, którzy oszukani przez swoich przywódców stają naprzeciwko wyszkolonych morderców z SAS czy Delta Force. A z drugiej mańki - Zachajew, Shepard i Makarov kończą źle - jeden zastrzelony, drugi nożem zaźgany, trzeci powieszony. I czy to naprawdę dobrze? Wiadomo, weług fabuły gry spowodowali śmierć tysięcy, jeśli nie milionów ludzi. Więc może? Ale czy ich śmierć to odpowiedź na inne śmierci? Za Zachajewa: Griggs. Za Sheperda: Ghost. Za Makarova: Jurij i Soap. Wszystkich tych bohaterów, mimo szczątkowego psychologizmu, zaczyna się po pewnym czasie kochać. Bo Ghost świetnie zasuwa z M249. Bo Soap jest świetnym snajperem. Bo Jurij prowadzi wspaniałą prywatną wendettę. I czy na pewno było warto zapalić to zwycięskie cygaro w jednej, jedynej misji w której kierujemy nieśmiertelnym kapitanem Price?

To bardzo naiwna filozofia. Na poziomie, że się tak wyrażę, amerykańskim. Żeby każdy jełop mógł sobie zadać takie pytania. Tak jest skonstruowana cała seria. Filmowo, "michaelobayowsko", epicko, z tymi wszystkimi helikopterami i odsieczami w ostatnim momencie. Pytanie, które chcę postawić, brzmi: czy przypadkiem zbyt lekko się do tego nie podchodzi? Czy czasem nie okaże się, że rację mieli właśnie twórcy tej debilnej, pzepakowanej filmowymi wstawkami gry? No bo - nikt normalny nie uwierzy w inwazję Rosji na USA, w strzelaniny w Walmartach ani tym bardziej w terrorystę, stojącego za eksplozją bomby atomowej w stolicy "kraju na bliskim wschodzie". Nikt. I może to jest właśnie potęga tych gier.

Gry mają w sobie pewną cechę, która nigdy nie stanie się udziałem literatury, filmu, malarstwa ani żądnej innej dziedziny sztuki: interaktywność. Działanie z pierwszej osoby liczby pojedynczej w znaczeniu dosłownym. To Śfjontkofski patrzy przez kolimator, nie żaden Soap czy Roach czy Jurij czy inny Alcatraz. Gry są pozbawione czwartej ściany. Są jej pozbawione całkowicie, totalnie i bez żądnych zahamowań. Ba - któregoś dnia powstanie prawdziwa wirtualna rzeczywistość, w której naprawdę BĘDZIE SIĘ sierżantem "Roachem" Sandersonem.

Zaczniesz napierdalać do tych cywilów na lotnisku? Masz w ręku karabin maszynowy. M249. Masz 500 pocisków na taśmie. Możesz zabić pięćset osób. A jeśli nie zabijesz, czy gra puści Cię dalej? Zostałeś tutaj wysłany, żeby pomagać Makarowowi. Musisz zdobyć jego zaufanie, Więc co? Zaczniesz napierdalać? On tego wymaga. GRA tego wymaga. Świat tego wymaga. Więc co? Co? Zaczniesz? Czy nie zaczniesz? Niby wiesz, że to jest przecież komputerowa armia klonów, wszyscy mają takie same twarze. Ale będziesz do nich strzelać? Nie wiesz nawet, czy misja skończy się sukcesem, jeśli nie zaczniesz. Pamiętasz Lema, z jego dylematami we "Fiasku", w "Edenie", w "Głosie pana"? Witaj w XXI wieku.

Ja tam serdecznie pokochałem Ghosta, Jurija, Soapa i Price'a. I dlatego bardzo mi przykro, że przeżywa tylko jeden. Ostateczny triumf nad Makarowem jest chujowym triumfem. Zbyt drogo kosztuje. Natychmiast w oczach staje mi "Apocalypse now" i mina kapitana Willarda, gdy odpływa z Kambodży, mając w oczach tylko jedno: zdanie "Exterminate them all". I może dlatego tak poważnie podszedłem do tych gier. Może dlatego uznałem je za ważniejsze wydarzenie artystyczne niż większość happeningów ostatnich lat.

W każdym razie polecam. Można do tej serii podejść jak do zwykłej napierdzielanki, można jak do filozoficznej opowieści. I sęk w tym, że jedno i drugie podejście jest szokująco, zadziwiająco naiwne. Bo jak na napierdzielankę, jest to zbyt szczere, zbyt pozbawione kompleksów i uprzedzeń; a z kolei jak na filozoficzną opowiastkę jest zbyt ambitne, za bardzo tykające najgłębszych sfer ludzkiej kory mózgowej. Po prostu geniusz. Ułomny, prosty, napakowanych holiłudem i chęcią sprzedania się - ale jednak ganiusz.


PS. Nigdy bym się nie spodziewał, że aż tak mnie ruszy durna nawalanka rodem z Muriki. ;)

PS2. Serdecznie przepraszam administrację z bluzgi i upraszam o zrobienie wyjątku w ramach licentia poetica.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

47
Nie wiem czemu nikt nie wspomniał o:
Baldurs Gate 1 i 2
Planescape Torment
Pełnokrwiste rpg, prawdziwe perełki. Fabularnie pozostawiają w tyle nowsze produkcje z tego gatunku.

Chciałem również polecić grę typu indie: TO THE MOON
Wyobraźcie sobie, że można wejść do umysłu człowieka. Spojrzeć na jego wspomnienia, obejrzeć dzieciństwo, pierwsze miłości, jak się rozwija przez całe swoje życie. Można je również zmienić, przerobić tak, że później myślisz że jesteś kimś innym, żyłeś w inny sposób.
Pracujesz w takiej firmie. Oczywiście do tanga trzeba dwojga, więc głównymi bohaterami są ciągle przekomarzający się współpracownicy. Pewien umierający już starzec, wynajął was do zmienienia jego wspomnień. Zawsze marzył o tym by polecieć na księżyc i Twoim zadaniem jest umożliwić mu taką podróż. Nie można oczywiście pstryknąć i zmienić biegu wydarzeń, trzeba tak zakręcić, żeby umysł sam stworzył alternatywną historię.

Przejście gry to ok. cztery godziny. Grafika na screenach może przerazić, ale warto się przemóc przez ten pierwszy moment, bo tu liczy się fabuła. Historia wciąga jak bagno, rzuca na kolana i wyciska łzy z oczu. Nie znam osoby, której zakończenie nie wgniotło w fotel.
Jeżeli nie lubisz grać w gry, to po przejściu tej pozycji polubisz.

48
GodChepre pisze:Baldurs Gate 1 i 2
Planescape Torment
Pełnokrwiste rpg, prawdziwe perełki. Fabularnie pozostawiają w tyle nowsze produkcje z tego gatunku.
Pełnokrwiste, a przede wszystkim trudniejsze od współczesnych gier. Dostawało się zadanie i szukaj wiatru w polu, a teraz nie dość, że napiszą, co dokładnie masz zrobić, to jeszcze pokażą na mapce i pokierują na miejsce. Przeszkadza mi to trochę, ale absolutnie nie umniejsza Wiedźminom. Obecnie dorwałam wreszcie Zabojców Królow na Xboxa i przechodzę z wypiekami na twarzy - w odróżnieniu od pierwszej części dialogi nie zżynają bezpośrednio z książek, widać za to rękę Komudy, którego prozę również bardzo sobie cenię. Polecam, kawał dobrej roboty ;)
http://lubimyczytac.pl/autor/141613/nat ... czepkowska

49
Natalia Szczepkowska pisze: Dostawało się zadanie i szukaj wiatru w polu

No akurat bieganie po mapach przez godzinę w poszukiwaniu tego jednego klucza który jest nam potrzebny do otwarcia tych jednych drzwi mogło wnerwiać. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

50
Hehe, Sep, zagraj w Spec Ops: The Line. Spodoba Ci się.

Mnie ta gra urzekła: nie za gameplay (bo szczerze: średni), nie za fabułę (jest dobra, ale nic więcej) ale za kilka scen, które są genialne i wymowę całości. Po zagraniu w tę grę, długo szukałem w necie informacji i filmików na temat użycia białego fosforu.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!

51
Pilif pisze:Hehe, Sep, zagraj w Spec Ops: The Line. Spodoba Ci się.
To ma takie wymagania, że chyba nawet ten mój rzeźnicki Samsung za dzikie pieniądze nie podoła. :P Ale dopisałem do listy, na średnich może pójdzie.

Skończyłem właśnie CoD: Black Ops (mam tempo, lol) i mam mieszane odczucia Bogiem a prawdą. Gameplay był do szaju, domyślenie się, o co chodziło twórcom przypominało granie w "państwa-miasta" z autystycznym dzieckiem, a na misjach ze śmigłowcami myślałem, że mnie popieści (twórcy się nie zorientowali, że wiropłaty mogą zwisać w miejscu). I prawdę mówiąc mało adrenaliny w tym wszystkim było, pod tym względem MW wygrywają. Natomiast podobała mi się fabuła, bo faktycznie, opowieść jest ciekawa i apetycznie podana. Nie podzielam opinii o jej "geniuszu", zwłaszcza, że ma w kilku miejscach debilne dziury i trąci trochę science-fiction, ale poza tym bardzo na plusie. Na tyle, że sięgnę pod BO2.
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

52
To ja ukończyłem niedawno Black Opsa i tylko z ciekawości włączyłem recenzje sequela na Youtubie. Jak powiedzieli, że fabuła jest gorsza (JESZCZE gorsza niż w Jedynce; tak nudnej i źle podanej fabuły w grze dawno nie widziałem), to podziękowałem. Chyba graliśmy w dwie różne gry. ;) Modern Warfare'y zdecydowanie lepsze pod każdym względem.
Adres e-mail: kontakt(M@ŁP@)weryfikatorium.pl
WeryfikatoriuM na Facebooku

Land of Fairy Tales

Eskalator.exe :batman:

53
Nie no, w Modern warfarach fabuła momentami osiąga szczyty debilizmu. :P Desant ruskich na wschodnie wybrzeże? Serio? :mrgreen: Ratowanie rosyjskiego prezydenta przed rosyjską armią?

Z drugiej strony podobne kretynizmy w BO drażnią dużo bardziej, bo i sam gejmplej słabszy i zwraca się na nie uwagę. Ale dlaczego uważasz, że historia była nudna?

A swoją drogą - wyłapałem cudowny babol w grze, perełkę która mnie urzekła. Podczas misji w czasie II WŚ w pewnym momencie któryś z moich dzielnych towarzyszy widząc Niemca z panzerschreckiem wydarł się na całe gardło: "RPG's ON THE ROOFTOPS!". <3
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

54
Sepryot pisze:Nie no, w Modern warfarach fabuła momentami osiąga szczyty debilizmu. :P Desant ruskich na wschodnie wybrzeże? Serio? :mrgreen: Ratowanie rosyjskiego prezydenta przed rosyjską armią?
Wilczy szaniec, moje słońce najjaśniejsze, co na niebie grzeje zacnie we dnie całe, zagrajże, a ciśnienie twe tętnicze podskoczy tak nagle a niespodziewanie, iż pomyślisz, żeś w rurze ciepłowniczej.

55
LubieCię pisze:Wilczy szaniec, moje słońce najjaśniejsze, co na niebie grzeje zacnie we dnie całe, zagrajże, a ciśnienie twe tętnicze podskoczy tak nagle a niespodziewanie, iż pomyślisz, żeś w rurze ciepłowniczej.
Jak patrzę na screeny, to grafika lepsza była w pierwszym MoHu. XD
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

57
Sepryot pisze:Jak patrzę na screeny, to grafika lepsza była w pierwszym MoHu. XD
Grafika nie jest najważniejsza! ( i jeszcze kilkanaście wykrzykników). Fabuła to dno, metr mułu i skały macierzystej. To samo sterowanie, celowanie, animacje i wszystko inne.

58
Avenger pisze:Bo była? Niewiele z tej gry zapadło mi w pamięć, oprócz rosyjskiego "towarzysza" (ten myk był dobry); nawalając we wszystko co się rusza, zastanawiałem się kiedy wreszcie będzie coś ciekawego.
A mnie akurat postać Reznova wydała się do bólu sztampowa. :P Bardziej podobał mi się Hudson z głosem Eda Harrisa. <3

Chociaż fakt faktem, że koniec końców mało co z tego zostaje w głowie. Chociaż etapy po uwolnieniu się z więzów były zupełnie spoko, tak samo spotkanie z Kennedym. A śmierć Petrenki czy jak mu tam było to już majstersztyczek był. No i sama koncepcja flashbacków w czasie przesłuchania robi wrażenie, zwłaszcza na początku, chociaż później zamienia się to w debilizm. Koleś Cię trzyma na krześle elektrycznym, a Ty sobie z nim gawędzisz na temat swojego pełnego przygód życia, w dodatku otrzymując całe mnóstwo informacji sugerujących prawie wprost gdzie jesteś i kim jest przesłuchujący - seems legit. :P I niewiarygodnie mnie wnerwiało, że przez calusieńką grę - 10 godzin czasu rzeczywistego, a co najmniej godzinę ingame - na stoliku koło krzesła jak byk leży palący się cały czas papieros, wciąż tej samej długości. Lol.

Trochę jak fantasy Eddingsa: niby nic, ale fajne. :P
LubieCię pisze:Grafika nie jest najważniejsza! ( i jeszcze kilkanaście wykrzykników). Fabuła to dno, metr mułu i skały macierzystej. To samo sterowanie, celowanie, animacje i wszystko inne.
Chyba podziękuję. xd
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron