Witam.
Zapraszam do lektury oraz do oceny - surowej, ale na poziomie.
Black
ONI TU Są…
- Oni tu są… - Konspiracyjnym głosem powiedział do mnie Piotrek.
- Zgadza się… – przyznałem mu rację w myślach. - Oni są wszędzie.
Tup, tup, tup, tup, tup…
Odgłos cichych kroczków dobiegł nas tym razem od strony kuchni. Po chwili usłyszeliśmy jak z brzękiem upada na ziemię jakaś butelka i głośno się rozbija.
- A nie mówiłem? – Potwierdził Piotrek.
Ruszyliśmy cicho w kierunku pomieszczenia. Na wszelki wypadek uzbroiłem się w wielką packę na muchy a mój przyjaciel w zrolowane, sobotnie wydanie „Gazety wyborczej” – najgroźniejszą broń, jaką miał pod ręką. Wszak, prawdą jest, że prasa potrafi zabić.
Tup, tup, tup, tup, tup….
Ledwo weszliśmy do kuchni, a coś przebiegło po półce, za pudełkami na herbatę i przyprawy, wprawiając je w ruch.
- Tam jest! – krzyknąłem, wskazując przyjacielowi pojemniki.
Rzuciliśmy się w tamtym kierunku, jednak On był szybszy.
- Uciekł. – Przeklął Piotrek. – Pewnie skrył się w tamtej dziurze.
Spojrzałem we wskazanym kierunku. Faktycznie, w rogu półki widać było malutką dziurkę. Ale jak On mógł się tam zmieścić? I co w ogóle robiła tam ta szpara? Czemu jej wcześniej nie zauważyłem?
Tup, tup, tup, tup, tup…
Coś, z niewiarygodną szybkością przebiegło za naszymi plecami i skryło się za szafką, koło okna.
- Jest! Jest! – Podekscytowany przyjaciel pokazał mi ruszająca się firankę. Faktycznie, coś siedziało za szafką. - Mówiłem ci, a ty nie chciałeś wierzyć – dodał z wyrzutem. – Wcześniej też jednego widziałem.
Popatrzyłem na niego ze zdumieniem. Nie mówił mi o tym.
- Nie żartuj.
- Stary, no mówię ci! Stał tam na półce i… Sikał.
- Sikał? – spytałem ze zdziwieniem. – Jak to sikał?
Piotrek wzruszył ramionami.
- No jak to jak? Normalnie. Mam ci pokazać? Po prostu – wypiął się i sikał. O popatrz, tu ciągle jest plama… - mówiąc to, wskazał na małą kałuże na podłodze.
Rzeczywiście, była tam…
A więc to wszystko prawda - Oni są wszędzie…
Cicho się skradając, podeszliśmy pod szafkę. Firanka ciągle się ruszała. Gdyby było otwarte okno, można by pomyśleć, że jest przeciąg, jednak wszystkie teraz były pozamykane.
A ona ciągle się ruszała
- Ja Go spróbuje wypłoszyć, a ty wal – powiedziałem do przyjaciela, wskazując na trzymaną przez niego „Wyborczą”. – Masz większy kaliber.
Nachyliłem się nad szafką, włożyłem za nią packę i poruszałem ją na wszystkie strony, próbując Go wypłoszyć.
Tup, tup, tup, tup, tup…
Na dźwięk kroczków, podniosłem się szybko, chcąc ujrzeć Piotrka w akcji. Jedyne, co zobaczyłem, to jak głośno krzycząc, zamachuje się grubą gazetą a potem traci równowagę i lotem messerschmita nurkuje pomiędzy stół a krzesła.
- Jezu… - pomyślałem, patrząc na jego ewolucje - …jeszcze zrobi sobie krzywdę.
Podszedłem do leżącego przyjaciela i nachyliłem się nad nim.
- żyjesz? – spytałem z troską.
Ten spojrzał na mnie z widocznym przerażeniem.
- Widziałeś? – odparł. - Skurwiel stawiał opór…
- Dorwałeś go?
- Niestety, uciekł mi – powiedział wstając. – Ale tyle brakowało – mówiąc to pokazał mi palcem wskazującym i kciukiem odległość, jaka go dzieliła od dorwania Jego.
Tup, tup, tup, tup, tup…
Błyskawicznie odwróciliśmy się w kierunku odgłosów. Coś przebiegło za nami i teraz schowało się w otwartej szafce. Przy drzwiczkach wciąż obracała się potrącona butelka octu.
Podniosłem ją i postawiłem prosto, po czym zajrzałem do środka mebla. Zauważyłem jakiś dziwny kształt, był jednak schowany za różnymi pudełkami i garnkami, więc nie mogłem mu się przyjrzeć uważnie.
Jeszcze nigdy wcześniej Go nie widziałem.
- I co? – Usłyszałem głos przyjaciela za plecami. – Jest tam?
- Chyba tak… - odparłem. – Ale nie widzę dobrze.
- Wyciągmy wszystko ze środka, to go dorwiemy. Co ty na to?
- W porządku.
Nie czekając na mnie, Piotrek zaczął szybko wyjmować z szafki różne graty. Ja w tym czasie stanąłem obok z przygotowaną do uderzenia packą. Pomyślałem, że On może chcieć uciec, gdy będziemy ją wybebeszać.
Nagle coś wyskoczyło ze środka. Usłyszałem dziki krzyk przyjaciela, po czym zadziałał mój instynkt i z całej siły uderzyłem trzymaną w ręce bronią.
Usłyszałem głośny plask i następny wrzask. Jeszcze głośniejszy niż wcześniej - Aaaaaaaaa! Mój nos! – Po czym nastąpił stek niecenzuralnych przekleństw.
Zdziwiło mnie to niesamowicie. Pierwszy raz w życiu słyszałem jak przeklina krasnoludek.
Spojrzałem na niego.
- O żesz…
Nie wiem dlaczego, ale trafiony skrzat miał wygląd mojego przyjaciela. Bardzo wkurzonego przyjaciela.
- Co cię u licha, napadło? – spytał z wyrzutem, trzymając się za bolące miejsce.
Zdenerwowany, rzuciłem packę na podłogę.
- Pasuję. – odparłem, patrząc na rannego towarzysza. – Chyba nigdy Go nie dorwiemy…
Przypomniałem sobie, jak ostatnio Piotrek opowiadał mi o tym, że skrzaty odkręcały mu koła od samochodu i zdemolowały cały silnik. Szukał ich trzy godziny, po czym również dał za wygraną.
Przeklęte krasnoludki!
Przyjaciel spojrzał na mnie, po czym pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Wiesz, chyba masz rację. Przerzućmy się może na alkohol. Ponoć białe myszki łatwiej jest zobaczyć…
W tym momencie od strony łazienki dobiegł nas znajomy odgłos:
Tup, tup, tup, tup, tup…
Oni tu są...
1"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.