Świnie

1
Początek, wrzucam, bo chciałbym poznać opinię bardziej doświadczonych ludzi. Opinię o samej formie, bo o fabule jak na razie chyba nie bardzo można mówić. A cała rzecz to wydarzenia(lekko fantasy), do których tłem jest wojna.


Wieczorne niebo z szybko zasnuwało się chmurami, pchanymi przez przybierający na sile wiatr. Lato tego roku było burzowe. Drogi rozmiękały od deszczu, rzeki wylały z koryt i następowały na domostwa. Nie było to dobre lato.
W oddali huknął grzmot, od którego zatrzęsły się szklane gomółki w oknach gospody. Gospoda była obszerną kamienna chałupą o niskim dachu. Ze środka dochodziły wesołe rozmowy, dźwięki gęśli i lutni, pijackie piosenki i piski kobiet. Wieczór jest najlepszą porą na pijatykę. Bo w końcu kto po znajomym dniu w polu czy warsztacie nie chciałby napić się przedniego piwa. Takiego tu niestety nie było, ale to zdawało się nikomu nie przeszkadzać. Wśród gości, zupełnie zwyczajnych i wręcz przysłowiowych, takich jak podróżni mnisi z tykwami przy pasie, rybałci i czeladnicy wszelkich fachów, coś się jednak nie zgadzało. Oto przy jednym stole, w ciemnym koncie zasiadał pan rycerz w burym kaftanie poodciskanym od zbroi wespół z czterema sługami, ubranymi podobnie do siebie. Rozmowa dotyczyła wydarzeń minionego roku, jakiejś wielkiej bitwy, w której każdy z obecnych niezwykle się zasłużył i rozwiązłości pewnej damy imieniem Grethen. Dama owa była Niemką, żoną jakiegoś pociotka księcia Francji, a słynęła z rozwiązłości, co jej mąż najwyraźniej ignorował.
- No i wtedy ona hyc do łóżka z bratem pana de’Villan – wesoło mówił Franciszek, najstarszy i najbardziej doświadczony pachołek.
- Potem żeśmy ich ganiali po całym polu, he, he. Było łupów, oj było, a jak uciesznie te angielskie pieski skamlały – burczał z wnętrza kubka Guilliame, rosły chłop o ogorzałej twarzy pooranej bliznami.
- Lata Anno Domini tysiąc czterysta trzydziestego siódmego pan Zygfryd z Ols obraził był przeora reimskiego klasztoru dominikanów nazywając go dupą wołową i chamem bez czci rycerskiej, gdyż tego nie przyjął wyzwania rycerskiego. Domini canes bywają zawzięci. A przeor Jan był tak zawzięty, że ułapił Zygfryda, obciął mu prawicę i język, wypalił oczy i urżnął nos. Poczet pana z Ols nie miał tyle szczęścia, wszyscy zawiśli na wiekowych dębach francuskich lasów. Z początku było w stolicy śmiechu, ale wynikła zwada. Tak ta zwada trwa, a na granicy zbóje napadają jeden na drugiego – referował monotonnie pan Tristan de’Douville, poseł książęcy. Jego długie jasne włosy i młodzieńcza twarz kontrastowała z bojowy wygniecionym kaftanem. Kto znał Tristana wiedział, że po pozorach ludzi sądzić nie należy, bo można się zwieść, że hej. Rycerz lepiej rozwalał łby, niż posłował, ale jedno zajęcie drugiego nie wykluczało, wręcz przeciwnie.
- Widźiałęm, panie, Zygfryda. Leży w łożu jak kłoda, karmią go jakąś ciapą i hodują jak roślinę. Nędzny los dla rycerza, zaprawdę. – Gołąbek podniósł ciężką łapą kubek z cienkim winem.
Jeden ze sług, wysoki, wdały młodzik nie odzywał się prawie wcale, jeśli już to krótkimi zdaniami i niechętnie. Przyglądał się teraz dziewce służebnej, krzątającej się między stołami z garnkami jadła. Dziewka bez przerwy piszczała podszczypywana przez rozochoconych mężczyzn, była niezwykle brzydka, ale chociaż czysta, a to nie często się zdarza.
Reuel, bo tak kazał zwać się milczący towarzysz, był w załodze pana Tristana od niedawna, jego pradziad zwał się de’Douville, więc jako rodzina był traktowany nieco lepiej. Nie wiadomo tylko dlaczego paniczyk z dobrej rodziny Artaghanów, miast chędożyć dwórki i knuć zamkowe intrygi przystał na służbę do Tristana jako giermek. A giermek nie ma łatwego życia.
Burza przybierała na sile, grzmoty waliły jeden za drugim, zaczął też padać deszcz.
- Dwór! Dwór jakowyś wali! – zapiszczał mały posługacz wracający ze stajni.
Ostatnio zmieniony śr 26 lut 2014, 00:27 przez Toledo, łącznie zmieniany 2 razy.
LITTERA DOCET.

2
Hej.
Po kolei:
1. nie wiem czemu, ale ten tekst przypomina mi mechanizm zegara z ratuszowej wieży. Każde zdanie zahaczone jest o poprzedzające i nadaje sens następnemu. Niby to dobrze, ale jakoś wszystko niestrawne się robi. Sam nie wiem, o co mi chodzi, ale takie wyciąganie wniosków ze zdania poprzedzającego trochę rozprawką mi pachnie.
2. Zdarzają się orty, a za to tutaj zostaniesz zaszlachtowany.
3. stylistycznie trochę kuleje, np.
"Oto przy jednym stole, w ciemnym koncie zasiadał pan rycerz w burym kaftanie poodciskanym od zbroi wespół z czterema sługami, ubranymi podobnie do siebie."
- chyba nie koncie bankowym
- poodciskanym jakoś strasznie mi zazgrzytał
- i za cholerę nie wiem, czy owi słudzy ubrani byli podobnie do niego, czy do siebie nawzajem...
4. interpunkcyjnie też nie jest idealnie - nie jestem fachowcem, ale tu i ówdzie przecinki bym podostawiał.

To tyle z mojej strony.

pozdrawiam, Toms
"Prawda rzadko bywa czysta, a nigdy nie jest prosta."

3
Ktoś mówił o szlachtowaniu? Mam morderczy nastrój, więc się, Toledo, bój!
Toledo pisze:Wieczorne niebo z szybko zasnuwało się chmurami,
niebo szybko zasnuwało się
niebo z szybka zasnuwało się
Toledo pisze:Gospoda była obszerną kamienna chałupą o niskim dachu.
literówka
Toledo pisze:kto po znajomym dniu
znojny - pełen pracy, wysiłku;
Toledo pisze:Wśród gości, zupełnie zwyczajnych i wręcz przysłowiowych,
Narrację stylizujesz na staropolszczyznę i mnie się to podoba, lubię takie zabawy. Zwróć uwagą na to, że opowiadacz jest częścią tamtego czasu i świata. Jednak określenie normalnych wtedy bywalców karczmy jako "przysłowiowych" (choć to nie najlepsze słowo), przenosi osobę narratora do innego czasu - czasu, w którym tacy wędrowcy byli już tylko legendą, opowieścią, przysłowiem.
Toledo pisze:Oto przy jednym stole, w ciemnym koncie zasiadał pan rycerz w burym kaftanie poodciskanym od zbroi wespół z czterema sługami, ubranymi podobnie do siebie.
Z takiej konstrukcji zdania wynika, że słudzy byli ubrani podobnie do siebie, a nie, jak chyba chciałeś, do rycerza.
Toledo pisze:Z początku było w stolicy śmiechu, ale wynikła zwada.
Jaka zwada, z jakiego powodu, kto się kłócił? Dla mnie ten zapis jest zbyt ogólnikowy.
Toledo pisze:Z początku było w stolicy śmiechu, ale wynikła zwada. Tak ta zwada trwa, a na granicy zbóje napadają jeden na drugiego
Toledo pisze:od którego zatrzęsły się szklane gomółki w oknach gospody. Gospoda była obszerną kamienna chałupą o niskim dachu.
Toledo pisze:knuć zamkowe intrygi przystał na służbę do Tristana jako giermek. A giermek nie ma łatwego życia.
Unikaj takich powtórzeń.
Toledo pisze:Lata Anno Domini tysiąc czterysta trzydziestego siódmego pan Zygfryd z Ols obraził był przeora reimskiego klasztoru
latem
Toledo pisze:Dziewka bez przerwy piszczała podszczypywana przez rozochoconych mężczyzn, była niezwykle brzydka, ale chociaż czysta, a to nie często się zdarza.
Za wiele jak na jedno zdanie. Masz tu różne informacje:
1. dziewka, podszczypywana przez mężczyzn, piszczała,
2. dziewka była brzydka,
3. dziewka była czysta, co nie zdarzało się często (gdzie? wśród kogo?);
Pobaw się tymi informacjami, napisz je w kilku wersjach i zobacz, która z nich będzie najlepsza.


Lubię opowieści z delikatną stylizacją języka, gburowatymi rycerzami i przebiegłymi giermkami, więc dla mnie lektura powyższego tekstu była całkiem przyjemna. Może jak na sam początek, to za dużo imion, miejsc i wydarzeń. Ile z nich będzie miało cd?
Zastanawiam się też, czy przy ówczesnym stanie higieny i medycyny, ktoś tak pokiereszowany jak Zygfryd, mógłby wyżyć. Wiem, mamy Juranda rodem z "Krzyżaków", ale... Wątpliwość pozostaje.

Czujesz się zaszlachtowany?

Powodzenia w pisaniu cd.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Dodam kilka słów od siebie:
Toledo pisze:rzeki wylały z koryt i następowały na domostwa
Może podchodziły pod domostwa? Słowo "nastąpić" w przestarzałym znaczeniu kojarzy mi się raczej z nadepnięciem.
Toledo pisze:kamienna (1) chałupą o niskim dachu(2)
1. Kamienną
2. O co chodzi z niskim dachem? Chodzi o niezbyt wysoko umieszczony strop? Czy np. o niewysoką strzechę? Nie rozumiem tego.
Toledo pisze:Wieczór jest (1)najlepszą porą na pijatykę. Bo (2) w końcu kto po znajomym dniu w polu czy warsztacie nie chciałby napić się przedniego piwa.(3)
1. "Jest". Zmieniasz czas. To niebezpieczne i nieco wybija Czytelnika z rytmu (przynajmniej mnie wybiło). Może uniknij tego: "Wieczór to najlepsza pora..."?
2. Prosiłbym tu o przecinek. Zdanie zaczynane od "bo" trochę źle wygląda.
3. Tutaj widziałbym znak zapytania, jako że to zapewne miało być pytanie erot... retoryczne.
Toledo pisze:kaftanie poodciskanym od zbroi
Ze śladami od noszenia zbroi/z odciśnięciami od zbroi. Tylko sugeruję.
Toledo pisze:rozwiązłości pewnej damy imieniem Grethen. Dama owa była Niemką, żoną jakiegoś pociotka księcia Francji, a słynęła z rozwiązłości, co jej mąż najwyraźniej ignorował.
Trochę tu za dużo rozwiązłości.
Toledo pisze:dominikanów nazywając
dominikanów, nazywając
Toledo pisze:Poczet pana z Ols nie miał tyle szczęścia, wszyscy zawiśli
Myślnik zamiast przecinka lepiej by tu wyglądał.
Toledo pisze:długie jasne włosy i młodzieńcza twarz kontrastowała(1) z bojowy(2)
1. Włosy + twarz. Liczba mnoga, a więc kontrastowały.
2. bojowym.
Kto znał Tristana wiedział
Czasowniki, jak mnie uczono, bardzo się nie lubią i trzeba je oddzielić przecinkiem, bo się pogryzą.
Toledo pisze:Widźiałęm
Ten babol to nawet mnie rozbawił :) bez obrazy.
Wydaje mi się, że większość programów do edycji tekstu podkreśla takie słowo.

Toledo pisze:jego pradziad zwał się de’Douville
Tutaj raczej powinno zacząć się nowe zdanie.
Toledo pisze:Dwór jakowyś wali
Rozumiem, że nie chodzi tutaj o zawalenie się jakowegoś dworu. Domyślam się, że dwór przybywa. Czy słowo "wali" jest tutaj nieodzowne? Zamieniłbym je. Przybywa, nadciąga, zdąża tutaj, a jeśli już ma walić, to trzeba zaznaczyć gdzie wali. Czytelnik gotowy pomyśleć, że ów dwór zainteresował się podszczypywaną dziewką i przystąpił do czynu.

Mimo tych zgrzytów i dosyć dużych braków w interpunkcji, których z wrodzonego lenistwa nie chce mi się wytykać, tekst jest sympatyczny. Może wykluje się z tego coś naprawdę ciekawego :)
Powodzenia w dalszej pracy
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

5
DZIĘKUJĘ! naprawdę. Niestety mój program jest po angielsku(ta leniwość, ach). Pobiorę dziś nowy. Ale za uwagi dziękuję, na kilku innych stronach "usłyszałem" tylko: ch*jowe, bez sensu i tak w koło Macieju. Błędy są, niestety nie mam aż takiej wiedzy, żeby było bez nich. Staram się w każdym razie. Za uwagi jeszcze raz dziękuję, wezmę je do siebie na pewno. Byle było miło i uprzejmie, a już człowiek czuje się lepiej. A co do szlachtowania, jestem pozytywnie zaszlachtowany, dziękuję za to :)
LITTERA DOCET.

6
Errare humanem est

Najlepiej komuś napisać, że jego tekst jest ch****wy i nie uzasadnić. Takimi słowami nie należy się przejmować, bo przeważnie są wypowiadane/pisane przez osoby, które same z trudem klecą zdania.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

7
Najbardziej irracjonalną krytyką jaką przeczytałem na swój temat było: kiedyś tam pisałem o Paryżu i czymś w rodzaju rewolucji tylko troszkę wcześniej niż w rzeczywistości(uzasadniając wybór miejsca właśnie tą rewolucją), to pewien człowiek napisał coś takiego: Nie podoba mi się. Jak byłem w Paryżu to nie było żadnego powstania ani rewolucji, ch***we.
LITTERA DOCET.

8
Biomet piekielnie niekorzystny, ale wczoraj obiecałem sobie, że coś przeczytam. Nawet jeśli będzie to chwila.
Toledo pisze:Wieczorne niebo z szybko zasnuwało się chmurami, pchanymi przez przybierający na sile wiatr. Lato tego roku było burzowe. Drogi rozmiękały od deszczu, rzeki wylały z koryt i następowały na domostwa. Nie było to dobre lato.
W oddali huknął grzmot, od którego zatrzęsły się szklane gomółki w oknach gospody. Gospoda była obszerną kamienna chałupą o niskim dachu. Ze środka dochodziły wesołe rozmowy, dźwięki gęśli i lutni, pijackie piosenki i piski kobiet. Wieczór jest najlepszą porą na pijatykę. Bo w końcu kto po znajomym dniu w polu czy warsztacie nie chciałby napić się przedniego piwa. Takiego tu niestety nie było, ale to zdawało się nikomu nie przeszkadzać. Wśród gości, zupełnie zwyczajnych i wręcz przysłowiowych, takich jak podróżni mnisi z tykwami przy pasie, rybałci i czeladnicy wszelkich fachów, coś się jednak nie zgadzało. Oto przy jednym stole, w ciemnym koncie zasiadał pan rycerz w burym kaftanie poodciskanym od zbroi wespół z czterema sługami, ubranymi podobnie do siebie. Rozmowa dotyczyła wydarzeń minionego roku, jakiejś wielkiej bitwy, w której każdy z obecnych niezwykle się zasłużył i rozwiązłości pewnej damy imieniem Grethen. Dama owa była Niemką, żoną jakiegoś pociotka księcia Francji, a słynęła z rozwiązłości, co jej mąż najwyraźniej ignorował.
Jeśli chodzi o samą formę. Całkiem zgrabnie wprowadzasz czytelnika do gospody. Wszystko zaczyna się od nocnego nieba, a kończy na rozmowie. Bardzo fajnie przeprowadzony zabieg. Oczywiście nie pochlebiaj sobie zbytnio, bo zawsze można to lepiej napisać. Niemniej pomysł "przeniesienia" niezły. Udany w każdym razie.
Toledo pisze:Oto przy jednym stole, w ciemnym koncie zasiadał pan rycerz w burym kaftanie poodciskanym od zbroi wespół z czterema sługami, ubranymi podobnie do siebie. Rozmowa dotyczyła wydarzeń minionego roku, jakiejś wielkiej bitwy, w której każdy z obecnych niezwykle się zasłużył i rozwiązłości pewnej damy imieniem Grethen. Dama owa była Niemką, żoną jakiegoś pociotka księcia Francji, a słynęła z rozwiązłości, co jej mąż najwyraźniej ignorował.
- No i wtedy ona hyc do łóżka z bratem pana de’Villan – wesoło mówił Franciszek, najstarszy i najbardziej doświadczony pachołek.
- Potem żeśmy ich ganiali po całym polu, he, he. Było łupów, oj było, a jak uciesznie te angielskie pieski skamlały – burczał z wnętrza kubka Guilliame, rosły chłop o ogorzałej twarzy pooranej bliznami.
Może się mylę, może. Ale moim zdaniem rozleglejsze przedstawienie postaci byłoby na miejscu. Nie wiem, jak to jest, ale ogólniki co do wyglądu, które nomen omen sam stosuję, specjalnie nie pomagają. Owszem, mają zadanie i je spełniają. Ale takie niewyraziste teksty przez toto się wykuwają. Cholera, teraz to widzę w pełnej krasie. Dopiero teraz.
Toledo pisze:Burza przybierała na sile, grzmoty waliły jeden za drugim, zaczął też padać deszcz.
Fajnie. Spoko. Ale do tego typu tekstów, moim zdaniem, pasują zdecydowane opisy. Nie ma wiele miejsca na zdawkowe informacje. W podobnych tekstach opisy rządzą. Serio. Oczywiście każdy ma swoją wizję - całkowicie się z tym zgadzam. Niemniej stosując opis, gromadzisz sobie albo skarb, albo trutkę, którą będziesz musiał przełknąć.

Cóż mogę dodać. Podobało mi się. Serio.
Niemniej mówię - pracuj. Pracuj ciężej. Ja się staram. Skoro mogę, to Ty też możesz. Kto wie czy nie jesteś w stanie starać się bardziej niż ja.

Pozdro.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron