Witam, odważyłam się poddać Waszej ocenie jedno z opowiadań, które w całości zdołałam przelać na "papier". ;-)
Wśród portowych spelun i zapuszczonych tawern,była jedna, która miała je tylko przypominać.Gdy cichł gwar pijanic, w zaniedbanym budynku wciąż słychać było głosy,szczęk mieczy,chrzęst stali o stal,odgłos dygoczącej cięciwy,ostatni krzyk, a wkońcu głuche dudnięcie ciała przegranego.
Nielegalny handel w tej części portu kwitł z dnia na dzień coraz szybciej i wydajniej.Każdego roku przybywało coraz więcej handlarzy,kurtyzan i szulerów, i oczywiście samych kupców oraz klientów.Kręte uliczki miasteczka, wzdłuż których ustawiali się to młodsi, to starsi mężczyźni, a coraz częściej także kobiety, nazwane zostały Jedwabnym Szlakiem.Towary bowiem, które były oferowane miały niepowtarzalną wartość.Nieraz sprowadzane były z odległych zakątków,a ich zdobywcy ryzykowali własnym życiem,by tylko znaleźć się wśród najlepszych złodziei i złodziejaszków Jedwabnego Szlaku.
Czymże jednak byłby złodziejski światek bez prawdziwej walki za pieniądze?
Sercem Szlaku była tawerna o wdzięcznej nazwie "Totentanz".Widywano jak młoda kobieta werbuje przyjezdnych do tej właśnie gospody,
skąd każdej nocy słychać, znajome już mieszkańcom, odgłosy.Rankiem, statki lub innego rodzaju środki transportu, którymi przybyli podróżni, stoją na swoich miejscach, a budynkowi towarzyszy już tylko głucha cisza.
Trwało to aż kilkanaście lat,dopóki do portu nie przybił Adamantowy Statek z załogą,której nie powstydziłby się nawet sam Hannibal.Przewodził nią, choć młody to jednak nadzwyczaj doświadczony wojownik , Kane. Jako, że zdecydowana większość załogi,wraz z kapitanem na czele,to łowcy prawdziwych przygód nie zawachali się przed zejściem na ląd i podążeniem za ponętną kobietą, oferującą im łatwe pieniądze i dużą dawkę adrenaliny.
Idąc conajmniej kilkanaście minut za zalotnie kręcącą biodrami mieszkanką portu,zdążyli usłyszeć jak kilkoro z handlarzy zaczepia kobietę,
ale bynajmniej nie w celu zaspokojenia swoich potrzeb i chęci poflirtowania.
"Cleo nie bądź głupia, do cholery" - powtarzali jak nakręceni.Jedni spokojnie, inni z wielką irytacją wymalowaną na twarzy, jeszcze inni drżącym i panicznym głosem.Wyraźnie nie zwracała na nich uwagi.Te ostrzeżenia wydawały się być dla niej na porządku dziennym.
Znaleźli się w samym centrum Szlaku.Cleo, jak nazywali ją handlarze,uchyliła przed załogą i kapitanem statku ciężkie
drewniane drzwi.Towarzyszyło temu kilkoro gapiów, którzy jednak przyzwyczajeni do ciemnych interesów "Totentanz",przyglądali się temu bez większych emocji.Wkońcu jednak, gdy wszyscy weszli, hebanowe drzwi zaskrzypiały cicho na starych zawiasach i zamknęły się za żądnymi walki podróżnymi.
Przywitała ich głucha cisza i półmrok.Ostatnia z palących się pochodni , powoli przygasała , nadając pomieszczeniu mroczny i złowrogi charakter.
W powietrzu unosił się kurz, a Ci którzy wytężyli wzrok mogli zobaczyć otaczające ich gruzy."To miejsce przestało być karczmą 15 lat temu" - usłyszeli niski głos,który odbił się od pustych ścian budynku i krążył ponad głowami załogi i ich kapitana.Cleo zapaliła pochodnie.W kilka minut,przedmioty otaczające zwartą grupę wojowników, nabrały kształtów i stały się już doskonale widoczne.
Członkowie załogi, nie wyglądali na przerażonych, ani tymbardziej na zaskoczonych.Niejedno w życiu widzieli.A już napewno nie jednego
szaleńca - takiego jak Feargus.Jego śmiech, którym wybuchał raz po raz, nie był naturalny.Był ściśle przemyślany,zapewne także ćwiczony.
Miał wydźwięk obłąkańczy,szaleńczy.Drwił sobie.Ze wszystkich i z każdego , z osobna.Taki był właśnie Feargus.Pełen pozorów od których zależał respekt jego najwierniejszych sługusów.W tym, samej Cleo.
Potwierdził ofertę zarobienia pieniędzy, co jednak dla kapitana i jego podopiecznych nie miało wielkiego znaczenia.Kosztowności im nie brakowało.Tu chodziło o walkę,honor i wygraną.
Kane wystąpił.Zrobił niewielki, choć pełen pewności siebie, krok.Ci, którzy przybyli razem z kapitanem, przysiedli spokojnie po kątach
i z pełnym podziwu skupieniem czekali na dalszy ciąg wydarzeń.
Feargus,od początku istnienia organizowanych przez niego walk,stworzył towarzyszącą temu Deklarację.Niektórzy z biorących udział
w walkach nie potrafili pisać.Jak zatem mięliby wyrazić zgodę na ewentualną przegraną?Feargus znalazł na to sposób.Jest coś, co zastąpi podpis i stanie się naturalną deklaracją poświadczającą o swoim pobycie w "Totentanz".
Krew.
Kapitan, instruowany przez starszego mężczyznę,wykonał jedno długie nacięcie na wewnętrznej stronie dłoni.Rozcięta skóra dała ujście dla zgromadzonej w naczyniach krwionośnych cieczy, która teraz powoli wydobywała się na zewnątrz,by po chwili znaleźć się na posadzce w powstałej już, niewielkiej kałuży.Cleo podała Kane'owi czysty kawałek papieru.Docisnął do niego dłoń,po czym odsunął skaleczenie od kartki,pozostawiając na niej sporych rozmiarów szkarłatną plamę.
Będąc już gotowym do walki, kapitan czekał aż zostanie przydzielony mu godny niego przeciwnik.Feargus, mimo słabego światła, dostrzegł kryjącą się za plecami członków załogi, Neph.I chociaż widział juz wiele twarzy w swoim życiu, tą rozpoznałby wszędzie.
Pierwsza walka w "Totentanz".
Pierwsza zawodniczka.
Neph.
Jego córka.
Wskazał na nią palcem.Kapitan zerknął za siebie i z pełnym politowania wzrokiem, spojrzał na dopiero przybyłą na jego statek złodziejkę.Umilkł na kilka minut.Cleo, przyglądała się wszystkiemu z boku i modliła się w duchu,by młodzieniec się nie zgodził.Wiedziała, że Neph nie miałaby najmniejszych szans.
"Nie" - ciszę przerwał opanowany głos Kane'a.Gdy Feargus, niezniechęcony decyzją kapitana , zastanawiał się nad wyborem kolejnej osoby,młoda złodziejka ukradkiem ściągnęła skórzaną rękawicę z prawej dłoni i spojrzała na wielką bliznę ciągnącą się wzdłuż linii życia.
Więc ojciec pamiętał.
Tymczasem, kolejnym przeciwnikiem okazała się być Cleo, do której sam Feargus zwracał się per "niewolnica".Temu już Kane się nie sprzeciwił.
Kobieta wyciągnęła zza skórzanego pasa dwa długie sztylety, którymi posługiwała sie tak sprawnie,jakby broń była przedłużeniem jej zwinnych
rąk.Zaatakowała pierwsza.świst ostrza zagłuszył bojowy okrzyk.Poruszała się zwinnie i szybko.świst, odskok, kolejny zamach i kolejne "pudło".
Dynamizm jej walki z Kane'm był na wysokim poziomie, choć wyraźnie po dłuższej chwili,skiper objął inicjatywę.
Walka nie trwała długo.Cleo była kobietą doświadczoną i z wieloma wygrała.Tym razem jednak upadła z głuchym dudnięciem na ziemię.
Wciągała powietrze do płuc z głośnym świstem.Kane pozostawił ją przy życiu, ale bez możliwości dalszej walki.
"Zabij" - syknął Feargus targany zasadami swojego turnieju.Neph wstrzymała oddech i zamknęła oczy.Wiedziała co stanie się teraz.
Kapitan kątem oka zerknał na bacznie obserwującą zdarzenie, załogę.Odwrócił się na pięcie od obłąkańczego wyrazu twarzy Feargusa
i uznając walkę za wygraną odszedł na kilka kroków od leżącej w kałuży krwi,Cleo.
"Idiota" - wrzasnął nagle twórca krwawych zawodów.Wstał i władczym krokiem, niczym król podszedł do, teraz już coraz bledszej
kobiety.Uniósł ją wysoko ponad własną, pobawioną już gdzieniegdzie włosów, głowę i wyciągając z jej filigranowych dłoni trzymany
ostatkiem sił sztylet,przebił jej kruche ciało,tak by ostrze znalazło się po drugiej stronie.Patrzył na nią i z nutą szaleństwa w głosie szeptał
"Przegrałaś..".Odrzucił bezwładne ciało na bok,beszczeszcząc najświętsze reguły poszanowania zmarłych.
Neph tłumiąc łzy, podbiegła,nie bacząc na grożące jej niebezpieczeństwo, do ciała kobiety.Chwyciła drobną, teraz już zimną i bladą dłoń
kobiety."Mamo" - szeptała w amoku, patrząc na piwne, pozbawione wyrazu oczy, których matowy wzrok wbity był gdzieś wysoko w sufit.
Podopieczni Kane'a, którzy dotychczas siedzieli w ciszy i tylko przyglądali się scenom bezgranicznego braku opanowania psychopatycznego
Feargusa,teraz chwycili za rękojeści mieczy,sztyletów czy Bóg wie czego jeszcze i z niecierpliwością dorównującą małym dzieciom pragnącym
zabawy, czekali...
Jedno pstryknięcie, zniekształconymi przez czas, palcami Feargusa, a jak na rozkaz pojawił się zwarty szereg jego wiernych sługów.
Tych, którzy przeżyli najbardziej krwawe potyczki.Jedno krótkie polecenia ojca panny Shend i kilkoro po zęby uzbrojonych
i po uszy odzianych w lśniące pancerze wojowników ruszyło na zbitkę ludzi stojących przy wyjściu z budynku.
Po raz kolejny Ci mieszkańcy portu, których Morfeusz nie przygarnął do swojej krainy snu,słyszeli charakterystyczne dla gospody
"Totentanz", okrzyki.
W samym budynku, w rzeczy samej toczyła się już walka.Tym razem pozaturniejowa.
Savannah, utalentowana wojowniczka, na zewnątrz pozbawiona litości dla tych, którzy na nią nie zasługują.Raz po raz jej silne, kobiece
ręce wymierzały pełne gracji ciosy, po których pewni wygranej wojownicy, padali raz po raz martwi.
Asterion, zwany przez załogę Pełnym Nienawiści, co chyba nie do końca uosabiało się z jego naturą na codzień.
W walce natomiast pseudonim ten pasował jak ulał i w efekcie na posadzkę z hukiem padały opancerzone w srebrne zbroje ciała.
Czarna Róża.pieszczotliwie nazywana nieraz Różyczką co tylko wzmacnia jej pozycję pokładowej maskotki.Rolę jaką pełni na statku nie należy jednak porównywac do sposobu jej walki.Porusza się zwinnie,niemal bezszelestnie,
atakuje nagle i niczego nie spodziewający się podwładni Feargusa, nie mają nawet czasu na ucieczkę.
Czasu na przyjęcie gardy tymbardziej.
Fiona, ponętna kobieta.Mężczyźni oglądają się za jej figurą, a kobiety klną z zazdrości.W codziennym życiu.. robi to co lubi.W walce, staje się prawdziwą mistrzynią magii.
Krzyk i chrzęst miecza wbitego z ogromną siłą w pancerz ostatniego ze sługusów Feargusa zakończył działalność jego szeregów, gotowych wskoczyć za Mistrzem w ogień.Sam Feargus jednak wydawał się być nieposkromionym wariatem.Szamotał się i krzyczał niczym opętany.
Walcząc z kapitanem, zadawał niecelne ciosy,popełniał mnóstwo błędów i gdy wkońcu śmierć była na wyciągnięcie ręki,wykrzywił usta w sztucznym i pełnym obłędu uśmiechu.Drwił sobie.. nawet w obliczu znalezienia się za chwilę w objęciach Lucyfera.
Kane, widząc oczami wyobraźni scenę sprzed kilkunastu minut, gdzie Neph klęczy bezdradnie przy swojej matce, kierowany nienawiścią
i chęcią zemsty za niewinne życie, wykonał jeden zgrabny ruch.A wraz z nim, po pomieszczeniu rozszedł się gruchot łamanych kości.
Nawet teraz gdy ojciec Neph padł martwy na ziemię, na jego twarzy malowało się dziwne połączenie ironizmu i szaleństwa.
Córka Feargusa na wskutek otaczającego ją zjawiska śmierci,opadła z sił.
Wyniesiona na rękach kapitana, nie miała pojęcia,że właśnie po raz ostatni widziała się z rodzimym Jedwabnym Szlakiem.
Adamantowy Statek kołysał się wśród morskich fal, a na jego pokładzie zmęczona krwawymi potyczkami załoga ucinała sobie po kątach drzemkę.
A wiatr, który dmuchał w żagle, poniósł za nimi miliony skrawków papieru,nasiąkniętymi krwią prawdziwych bohaterów...
Pozdrawiam ;-)
I oczywiście oczekuję,pomocnych w kolejnych inspiracjach ,rad ;-)
"Totentanz" - tyci debiut ;-)
1"-dbaj o dochody
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert