Andrzej Pilipiuk pisze:ravva pisze:na wściekliznę sa jakies zastrzyki ;-) przynajmniej mój pies je co roku dostaje.
dostaje szczepionkę.
:-P
podobno, chociaż sąsiedzi nie sa przekonani co do jej skutecznosci.
Andrzej pisze:] Za komuny to było 12 pierońsko bolesnych zastrzyków dojelitowych. na całym świecie od lat 60-tych podawano już 3-6 dożylnych...
ale człowiek radziecki i okoliczności zawsze mieli pod górkę, do dziś pamietam wyprawy z babcią do pewexu i te kolorowe chupa-chupsy, które były zupełnie z innej bajki niż nasze lizaki z plastykowymi figurkami żolnierzyków.
z drugiej strony tymi żolnierzykami można się było bawić ;-)
Andrzej pisze:W moich stronach słynna była historia faceta który zlekceważył pogryzienie - zgłosił się do lekarza za późno - kazali mu pisać testament i obiecali ściągnąć ekspresowo księdza. Facet uciekł ze szpitala, dotarł do siebie na wieś gdzie mieszkał weterynarz leczący też pokątnie ludzi. Ten go uratował - końskimi działkami surowicy - facet wyszedł jednostronnie sparaliżowany ale przeżył.
Weterynarz dostał w nagrodę 3 lata ciupy... (bo mu jeszcze odwiesili wyrok za operowania wyrostka robaczkowego córki).
jak w "znachorze" ;-)
edit:
Marcin, ale dałes rade pojechac rowerem do Berlina na wycieczkę, prawda?
wiec nie jest z tobą tak marnie.