Bez tytułu [obyczaj] (początek czegoś dłuższego)

1
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Impreza dobiegała końca. Dla chłopaków wyraźnym znakiem na to, że czas opuszczać domówkę zawsze był stan gospodarza, a Olka nie wyglądała najlepiej. Jej białe, tlenione włosy lepiły się teraz od zwróconej na balkonie zawartości jej żołądka. Zataczając się, raz po raz wracała do mieszkania, to wychodziła na balkon, mijając, a właściwie odbijając się od swoich równie pijanych gości. Marcin i Kuba stali na balkonie, dopalając właśnie papierosa, kiedy podeszła do nich z szerokim uśmiechem i potykając się o własne nogi obaliła się na Kubę przytulając się do niego.
- Cześć chłopaki. Właśnie się zrzygałam.- powiedziała piskliwym, pijanym głosikiem podczas gdy Kuba próbował ustawić ją w pozycji pionowej.
- Widzieliśmy, Ola, całkiem dużo jak na taką małą dziewczynę- powiedział Marcin śmiejąc się donośnie.
- Dobrze, że nie na podłogę, bo byłby syf, a jest już całkiem niezły. Jutro będziesz miała ciekawą przygodę sprzątając ogród- stwierdził Kuba zwracając wzrok ku Marcinowi i uśmiechając się drwiąco.
- Pierdolę to, rodzice wracają chyba za tydzień. A impreza jest zajebista… Gdzie jest Filip?- zapytała i odeszła od nich w sobie znanym kierunku, wpadając po chwili na jakiegoś chłopaka z jej klasy.
Kuba spojrzał na swojego przyjaciela, który właśnie brał ostatniego bucha i ugasił papierosa na balustradzie. Marcin, bardzo wysoki, prawie dwumetrowy chłopak, o ciemnych, krótko przystrzyżonych włosach wyglądał na dużo starszego niż dziewiętnaście lat. Miał szeroką, męską twarz, ciemne brwi i krótki zarost. Jego ciemne oczy ukryte były głęboko pod masywnymi łukami brwiowymi i dużym czołem. Kiwnął porozumiewawczo do Kuby i powiedział:
- Zwijamy się, szukaj chłopaków. Będę czekał w furze.
Kuba wyrzucił wypalnonego papierosa do ogrodu i wszedł do domu, zatrzymując się tylko na chwilę przy dwóch pijanych gimnazjalistkach, które nie chciały wpuścić go do środka bez buziaka w policzek.
Z balkonu wchodziło się bezpośrednio do salonu. W pomieszczeniu było ciemno, oświetlał je tylko telewizor, w którym leciały jakieś telezakupy. Buty lepiły się do podłogi. Na środku zrobiono parkiet, odsuwając stół pod ścianę. Leżały na nim jakieś czipsy, paluszki, pozostawiane, w połowie dopite piwa i puste butelki po wódce. Na parkiecie znajdowała się, bo ciężko nazwać to tańczeniem, jedna osoba- Olka. Leżała na plecach z nogami zgiętymi tak, że pięty dotykały jej pośladków. Patrzyła w sufit śmiejąc się niewiadomo z czego raz po raz próbując podnieść się i konsekwetnie upadając z powrotem na podłogę. Na kanapie leżała jakaś parka czule zabawiając się ze sobą, jak gdyby nikogo nie było obok. Pod ścianą, obok telewizora siedział blond chłopak w okularach, w którym Kuba od razu rozpoznał Marka. Opierał się o ścianę i trzymał na kolanach laptopa właścicielki podłączonego do głośników. W jednej dłoni trzymał piwo, drugą robił coś na komputerze. Kuba usiadł obok niego i klepnął go w ramię.
- Zawijamy stąd- rzekł patrząc w monitor. Marek przeszukiwał listy utworów.
- Jezu, jak można mieć tyle gównianej muzyki na kompie. To aż boli- rzekł Marek biorąc łyka piwa. – Wyobraź sobie, że ma wszystkie płyty Rihanny, wszystkie hipsterskie zespoły typu the XX i Mumfordzi, a nie ma żadnych dubstepów czy drum and bass. Czego wy słuchacie w tej jedynce? Niby tacy wylansowani hipsterzy, a same Openerowskie gówno.
- No przecież Opener to szczyt lansu w naszej szkole, także się nie dziw. Dupstepy już dawno uznano za chujowe.
- Sam jesteś chujowy, dubstepy są zajebiste. I mówię to ja, mimo, że chodziłem do ultrametalowej szóstki.
- Właśnie się dziwie, że nie szukasz Iron Maiden, albo jakichś innych brudów- powiedział Kuba uśmiechając się do kumpla.
- Chciałem włączyć jakąś porządną muzę i ogarnąć panią gospodarz, ale widzę, że nie mam przy czym i już zresztą nie mam czasu- Marek zdjął z kolan laptopa i odłożył go obok. Spojrzał na Olę, która najwyraźniej przysnęła na parkiecie bo zaprzestała prób podniesienia się.
- Daj spokój, ją, zwłaszcza w tym stanie, ogarnąłby nawet mój ojciec. Mierz trochę wyjżej- Kuba wstał z podłogi i podał rękę Markowi.
- No faktycznie, ale byłaby w sam raz na raz. Idealna na początek wakacji- Marek podniósł z podłogi butelkę i dopił piwo do końca.
- Daj spokój, trochę ambicji człowieku. Nie chcesz być chyba drugim Wróblem… A właśnie, może go widziałeś? Marcin już czeka w aucie.
Marek wskazał ruchem głowy na parę całującą się na kanapie. Męską częścią tej obściskującej się masy był faktycznie Filip, którego wszyscy nazywali Wróblem, ze względu na nazwisko. Kuba zdziwił się, że od razu go nie rozpoznał po kraciastej, niebieskiej koszuli i kręconych, blond włosach w surferskim stylu. No i oczywiście, po przyssanej do jego ust dupeczce, dodał w myślach.
- Wróbel, zwijamy się, pożegnaj się z koleżanką i spadamy. - powiedział Kuba podchodząc trochę bliżej kanapy. Bez reakcji.
- Stary, czekamy w aucie, jak nie będzie cię za trzy minuty, to spadamy bez ciebie.
- Dobra już lecę- powiedział odrywając na chwilę usta jakiejś brunetki od swoich. Następnie wrócił do wpychania jej języka w usta, a dłoni, co rozbawiło chłopaków, w majtki.
- Co za człowiek- westchnął Marek i odeszli, zostawiając parkę i Olę w salonie.
Po wyjściu z salonu, zmurużyli oczy, gdyż na korytarzu paliło się światło. Na schodach prowadzących na górę, jakichś dwóch chłopaków, chyba z klasy Marcina, dogorywało, dzielnie jednak pijąc swoją flaszkę. Z prawej strony dobiegały głosy ludzi gnieżdżących się w kuchni. Kafelki były brudne i klejące, wszędzie walały się puste butelki, reklamówki i resztki jedzenia. Ludzi było wyraźnie mniej niż na początku imprezy.
- Chłopaki. Kuba, Maras. Chodźcie, walimy wódę. Piotrek już umiera, ale ja mogę tak całą noc!- krzyknął do nich Michał zauważając, że wyszli z salonu. Był uśmiechnięty, w jednej dłoni trzymał w połowie opróżnioną litrową butelkę limonkowej Finlandii, w drugiej natomiast plastikowy kubeczek z procentową zawartością. Miał ciemną karnację i krótko przystrzyżone włosy.
- O, Arab, siema. Widzę, że Piotrek już chyba spasował.- powiedział Kuba podchodząc do schodów i podając rękę Michałowi.
- N-n-nieprawda!- krzyknął Piotrek nie podnosząc nawet głowy, a jedynie wystawiając w górę rękę z plastikowym kubeczkiem. Wylało się z niego trochę wódki która wylądowała na koszulce Kuby.
- Dzięki.- powiedział patrząc na plamę na swojej klatce. Przetarł ją dłonią i usiadł obok Michała, a Marek na schodku niżej chwycił za butelkę i poprosił o dwa kubeczki.
- Trzymaj- Arab podał mu całe ich opakowanie po czym położył dłoń na ramieniu Kuby. – Słuchaj, stary, mamy taki problem, że skończyła nam się popita, a za chuja już nie wypijemy kolejnego kieliszka. Od pięciu kolejek walimy czystą. Skocz do kuchni i przynieś jakiegoś Sprite’a, najlepiej z lodówki.
W tym momencie z kuchni wyszedł młody chłopak z fryzurą ala Justin Bieber i podszedł do nich delikatnie się zataczając.
- Oooo!- krzyknął radośnie Michał na jego widok. – Mati, weź skocz po jakąś zapitę i walimy wódkę, ratujesz nam życie!
Mateusz uśmiechnął się, wyprostował i zasalutował Michałowi.
- Już się robi panie generale Arab!- krzyknął i wrócił do kuchni obijając się o framugę.
- Kto to był?- zapytał Marek patrząc na trójkę siedziącą nad nim.
- Mateusz, brat Oli. Chodzi do nas do gimnazjum. Nie znasz go? Zajebisty chłopak.- odpowiedział Michał wesoło.
- Nie chodzę z wami do szkoły.
- Aaaa no tak Maras. Gdzie ty chodzisz, zawsze zapominam?
- Szóstka- odpowiedział uśmiechając się- chodziłem.
- Czyli wróg!- krzyknął na wpół przytomny Piotrek.
- Zamknij się, nazisto.- Marek nazywał tak Piotra odkąd go poznał, ze względu na blond włosy, wysoki wzrost, niebieskie oczy i okulary. Nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Mateusz też chce w przyszłości iść do wojska, tak jak ja.- przerwał ciszę Michał.
- Ty już tam chyba jesteś?- zaciekawił się Marek.
- Niby tak, wiem, że maturę napisałem wystarczająco dobrze. Ale czekają mnie jeszcze sprawnościowe…- przerwał na chwilę, spojrzał na kubeczek pełen wódki, który trzymał w dłoni. – Ostatni raz przed sprawnościowymi. We Wrocławiu muszę ich wszystkich rozjebać.- powiedział do wszystkich radośnie. W tym momencie wrócił Mateusz, niosąc w ręku małą, półlitrową butelkę Coli. Szła z nim jakaś dziewczyna, większa o głowę, ale nie znana żadnemu z chłopaków.
- Hej chłopaki, słyszałam, że pijemy.- zagadnęła wesoło. Kuba spojrzał na nią z uśmiechem. Była to bardzo ładna, chuda i wysoka blondynka z białym uśmiechem i aparatem na zębach.
- No hej, my nie pijemy z nieznajomymi.- odpowiedział.
- Marysia.- podała rękę wszystkim, poza Piotrkiem, którego poklepała tylko po głowie, trzymaną między kolanami. Rozśmieszyło to chłopaków, którzy podali jej kubeczek i nalali wódki.
- Teraz już możemy pić.- Marek nalał sobie i Kubie.
- Mateusz, też chcesz?
- Jasne, że tak- odparł chłopak i odebrał z rąk Marka kubek z wódką.
- Panowie…- powiedział Michał wykonując uciszający wszystkich gest. Marysia odchrząknęła znacząco, ale on nie zwrócił na to uwagi.
- I panie- wtrącił Marek.
- I panie.- powtórzył Arab. – Mamy bardzo mało popity, podaj to młody- wziął od Mateusza niepełną butelkę coli.- Trzeba pić ją bardzo ostrożnie. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam to w ogólnym najebaniu się.- zaśmiał się wesoło i odkręcił colę. Pociągnął solidny łyk.
- Idioto! – krzyknął Kuba zabierając mu butelkę. – Oszczędzamy.
- Za Polskę!- krzyknął Michał wywołując ogólną wesołość. Stuknęli się delikatnie kubeczkami i wypili do dna. Kuba podał colę Marysi i zagaił do nich.
- Sory, widzieliście może Mikołaja? Jest w kuchni?
- Mikołaja z naszej szkoły?- zapytał Mateusz.
- No tak, sory, ty pewnie go nie znasz.- zwrócił się do Marysi. – Gdzie chodzisz do szkoły?
- Do szóstki, do drugiej klasy. – uśmiechnęła się oddając mu colę.
- Ooo, to masz tu kolegę, ze starszej klasy, maturzystę. Pewnie się kojarzycie.- wskazał na Marka.
- No, kojarzę cię, chodziłeś do mat-fizu nie? Z Kacprem, Piotrem, Michałem?
- Tak- odpowiedział zmieszany Marek. –Też cię kojarzę, tak z korytarza, bardziej z wyglądu, ale nie mam pojęcia do której klasy chodzisz.
- Drugi biol- chem. Przyjaźnię się z Moniką, która chodzi z Kacprem.
- Aaaa no tak, faktycznie, widziałem was czasami we trójkę. – odpowiedział kończąc tą wymianę zdań.
- No, to widziałeś Mikołaja, młody?- zapytał ponownie Kuba. – Jest w kuchni?
- Nie, tam są jacyś kolesie od mojej siostry z klasy i jarają jointy. Przy okazji jeden zaczął żonglować nożami- zaśmiał się zachwycony.- Mikołaja widziałem ostatnio na dole, grał w pingponga z moimi kumplami z klasy.
- Był z Izą?
- Z tą swoją dupeczką? Chyba siedziała tam z nimi.- odpowiedział Mateusz. Kuba i Marek spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
- Wrócili do siebie?- zapytał Kuba Marka nie oczekując odpowiedzi. Przeprosili, że muszą już iść, pożegnali się z resztą, pocałowali Marysię w policzek i odeszli od towarzystwa kierując się w stronę schodów do piwnicy. Minęli kuchnię, gdzię mignęło Kubie kilka znajomych, wesołych i całkiem nieźle upalonych twarzy.
- Dobra ta Marysia, co?- zagadnął Marka.
- No całkiem fajna, ale słyszałem, że pojebana. Tak mówił Kacper- odpowiedział mu kumpel.
- Nie wydawała się taka. Kacper mówi tak o każdej, która go nie chce.
- Też prawda. – odnaleźli schody prowadzące na dół.
- Jak miała na nazwisko?- zapytał jeszcze Kuba odwracając się do będącego dwa stopnie za nim Marka.
- Nie mam zielonego pojęcia. Jak chcesz znajdę ci ją na fejsie, pewnie Kacper ma ją w znajomych.
- Nie no, spoko, sam sobie ją znajdę, też mam go w znajomych.- ruszyli w dół po drewnianych stopniach. Dochodziły stamtąd wesołe krzyki, śmiech i dźwięk odbijającej się piłeczki do ping ponga. Przeszli przez spiżarnię, w której spotkali jakieś młode dziewczyny pijące wódkę znalezioną w lodówce i otworzyli drzwi do pomieszczenia ze stołem do ping-ponga.
Wewnątrz było trzech chłopaków grających w dziwną wersję tenisa stołowego. Był wśród nich oczywiście Mikołaj. On odbijał piłeczkę butelką po piwie, drugi z nich, wyglądający na 4 lata młodszego od Mikołaja trzymał w ręku własnego buta. Największe wrażenie zrobił na nich trzeci, który akurat serwował. Grał bowiem walizką turystyczną różowego koloru, którą musiał znaleźć gdzieś tutaj. Była plastikowa, więc dobrze odbijała się od niej biała piłka. Podrzucił ją i oburącz chwytając walizkę, przebił piłeczkę na drugą stronę stołu, gdzie Mikołaj wprawnie odebrał serwis biegnąc następnie w kierunku ruchu wskazówek zegara. Kolejny chłopak, trzymający but, nie trafił w piłeczkę, co dwóch pozostałych skwitowało buczeniem. Iza siedziała na kanapie pod ścianą i przypatrywała się grze popijając przy tym jakiegoś drinka.
- Siemano chłopaki, gramy w bieganego, dołączacie?- zapytał gracz z walizką.
- Nie, stary, sorry, ale przyszliśmy po Mikiego.- Kuba spojrzał na kumpla. – Słuchaj, zawijamy stąd, Marcin czeka już w furze. I chyba właśnie do mnie dzwoni- wyciągnął telefon z kieszeni.
- No już idziemy.- powiedział do telefonu i rozłączył się. – Chyba się niecierpliwi.- dodał z uśmiechem.
- Spoko, już spadamy.- Mikołaj położył butelkę na stole, przybił piątkę z młodszymi i chłopakami i podszedł do Izy siedzącej na kanapie. Schylił się i pocałował ją w policzek.
- Zadzwonisz jutro?- zapytała, jakby trochę przestraszona i niepewna.
- Postaram się- powiedział sucho Mikołaj. – Masz jak wrócić?
- Tak, po Agatę przyjeżdża za pół godziny tata, wracam z nimi. Tylko nie wiem w sumie gdzie ona jest.
- Widziałem ją w kuchni- wtrącił Kuba. – Pali z Budziszewskim i resztą.
- Aaa okej, to idę z wami na górę, muszę ją ogarnąć, żeby jej ojciec się nie wkurzył.- Iza wstała z kanapy, założyła buty leżące nieopodal i poszła za chłoapakami. W spiżarni podjęła próbę złapania Mikołaja za rękę. Ten jednak szybkim ruchem schował ją do kieszeni i ruszył żwawiej za swoimi kumplami.
Na górze spotkali Wróbla, który wychodził akurat z kuchni. Miał roześmianą twarz i trzymał w ręku pełną butelkę piwa.
- Gdzie byliście, czekam na was i czekam. Chcecie żeby Marcin się wkurzył? Ogarnialiście tam jakieś dupeczki czy co?- zapytał przytulając się do Marka i Kuby.
- Bardzo zabawne, bierz tą butelkę do samochodu, spierdalamy już, bo Marcin do mnie dzwoni i się trochę denerwuje. – powiedział Kuba biorąc Wróbla pod ramię. – Jak z tą dupeczką?- zapytał kiedy wychodzili już z domu.
- Sucho, nie miała w ogole śliny, albo wszystko poszło na dół, jeśli wiesz o co mi chodzi.- zaśmiał się klepiąc Kubę otwartą dłonią w kroczę.
- Weź tą łapę zboczuchu- zaśmiał się Kuba. – Tak to już jest z pijanymi gimnazjalistkami.
- Nie wiem, pewnie tak, teraz chyba poszła rzygać. Mam nadzieję, że nie przeze mnie. Z tą wcześniejszą było lepiej.
- Bo nie była jeszcze tak najebana.
- Bardzo możliwe… Patrz na Marcina- powiedział Filip, wskazując na kumpla przy czarnym BMW 5 jego ojca. Obejmował jakąś dziewczynę, z którą siedział na masce samochodu.
- Chyba było lizando.- dodał Wróbel śmiejąc się i patrząc na idących za nimi Mikołaja i Marka.
- No Marcin szybki jak zwykle, ile na nas czeka?- zapytał Miki zamykając za sobą drzwi domu.
- Jakieś pięć, dziesięć minut- odpowiedział Marek. Zeszli z ganku schodkami, przeszli ścieżką do furtki i wyszli z działki przynależnej do domu Oli Maruli. Naprzeciw niego, stał zaparkowany równolegle do brukowanej drogi samochód Marcina. Spojrzał na kolegów i powiedział:
- No wreszcie. Gdzie wy byliście?
- Szukaliśmy wszystkich, otwórz furę. – powiedział Kuba podchodząc do drzwi pasażera. Pociągnął za klamkę, samochód okazał się otwarty. – Jedziemy?- zapytał patrząc na Marcina, który nie kwapił się teraz do odjazdu.
- Już, już, tylko się pożegnam z Anią, wsiadajce do środka.
Kuba usiadł z przodu, Marek, Filip i Mikołaj wpakowali się do tyłu.
- Ten to nawet na trzeźwo ogarnia lepiej niż ja po pijaku- zauważył smutno Marek siedzący na środku. Spojrzał na Marcina przez przednią szybę. Reszta chłopaków się roześmiała.
- No Marcin to zawodowiec, na tą furę wyrwał więcej lasek niż ja przez całe swoje życie.- odpowiedział Kuba zagłębiając się w fotelu i chowając dłonie pod pachami. – Zimno tu jak cholera.
- Masz, rozgrzej się.- Wróbel podał mu piwo. – Ja mam coś lepszego.- powiedział i wyciągnął z kieszeni spodni pogniecionego jointa. – Budziszewski i Kulawiak dali mi go na pożegnianie. Zajebiste chłopaki.- powiedział pokazując go wszystkim. – Macie zapalare?
- Tutaj chcesz go palić, pojebało cię?- zapytał Marek patrząc zaskoczony na kolegę.
- Wyluzuj się Maras, Marcin na pewno się nie wkurwi, lubi mnie przecież. Macie ognia?
- Trzymaj- Kuba wyciągnął jakąś zapalniczkę z kieszeni. – Rozpalimy jak Marcin wróci i powie, że możemy. To w końcu samochód jego ojca- dodał wykazując się wrodzoną rozwagą.
- Mógłby się pospieszyć, dawno nie jarałem i mam ochotę przez tego debila- powiedział Mikołaj wskazując głową na Filipa.
- Żadnego debila, geniusza- Wróbel uśmiechnął się i włożył skręta do ust. W tym czasie Marcin pocałował się z dziewczyną poraz ostatni i odprowadził ją do furtki, po czym odwrócił się i podbiegł do samochodu z uśmiechem na twarzy. Wsiadł do środka.
- Dobra, co chłopaki?- zapytał swoim ciężkim głosem rozglądając się po samochodzie i śmiejąc się przy tym radośnie. – A co ty masz? Jointa?- zapytał Wróbla.
- Tak i Kuba mówił, że możemy rozpalić, ale ja wolałem poczekać na ciebie.
- Debil- wtrącił Kuba widząc rozbawioną twarz Filipa Wróblewskiego.
- A róbcie co chcecie, tylko otwórzcie okna i nie dmuchajcie na mnie bo ja tu prowadzę.- odwrócił się od nich i odpalił silnik samochodu. Włączył ogrzewanie, jakieś radio z imprezową muzyką, uznawaną przez całą resztę za trochę wieśniacką i ruszył spod domu Oli.
- Patrzcie, dresiki już się szykują na imprezę.- wskazał na stojącą przy latarni na rogu ulicy grupkę pięciu chłopaków w dresach.
- No, myślę, że teraz są tam nawet mile widziani- odpowiedział Kuba i pociągnął bucha ze skręta podanego mu przez Marka. Wstrzymał oddech na chwilę trzymając dym w płucach. Marcin prowadząc spoglądał to na niego, to na drogę, z coraz większym uśmiechem.
- Trzymaj, trzymaj…- mówił do kumpla, gdy ten wybuchnął śmiechem, wypuszczając kłęby dymu do samochodu.
- Okno, okno, otwórz. – Marcin wskazał na okno nie patrząc na niego. Kuba podał jointa Mikołajowi, i patrząc jak zabiera się do niego zapytał:
- I co, wracacie do siebie?
Mikołaj odstawił skręta od ust i spojrzał na Kubę wymownie.
- Co, Miki znowu wracasz do Izy? Po tym co odwaliła?- zapytał włączając się w rozmowę Wróbel. Po chwili sprytnie wyciągnął mu z ręki bibułkę wypełnioną marihuaną i tytoniem.
- Ej no!- powiedział zdenerwowany Mikołaj. – Nieważne, zobaczymy, póki co ona chce wrócić, ale ja nie bardzo. No ale, kurde, jak patrzę na to ciało i na to co mogę znowu z nim robić, to aż mnie skręca. Dlatego chyba zadzwonię do niej jutro i się umówimy. Ona dziś się na mnie po prostu rzucała na tej kanapie, byście to widzieli.
- Stary- powiedział Marcin prowadzący samochód- ja bym dupie, która zdradziła mnie z moim kumplem, nigdy nie zaufał.
- Kto tu mówi o zaufaniu- wtrącił się do rozmowy Maras.
- No właśnie- potwierdził Mikołaj z uśmiechem i odebrał Wróblowi jointa.
- W sumie- Marcin pokiwał potakująco głową i zamyślił się patrząc na drogę. – Ale uważaj żebyś znowu czegoś do niej nie poczuł.
- Tego się nie boję, nie ma szans.- Mikołaj spojrzał w boczną szybę i dostrzegł nagle migające, niebieskie światła za samochodem. W tej samej sekundzie Marcin zaklął:
- Kurwa, pały. Wyrzućcie to gówno jakoś. – spojrzał przestraszony na Kubę. Za ich samochodem pojawił się jak znikąd samochód policyjny. Włączyli tylko sygnał świetlny bez koguta i zaczęli wyprzedzać samochód Marcina, nakazując mu jednocześnie zjazd na pobocze.
- Nie mają co robić o trzeciej w nocy- stwierdził Kuba trzymając w dłoni jointa i zastanawiając się co z nim zrobić.
- Wyrzuć go teraz- powiedział Marcin zjeżdżając szybko na pobocze. Kuba wyrzucił skręta daleko, w rosnącą przy poboczu trawę. Policjanci nie mogli tego zobaczyć, gdyż dopiero co zjeżdżali na pobocze przed samochodem Marcina.
- I odłóż to piwo na podłogę, między nogi- dodał patrząc na butelkę w dłoni Kuby. - Teraz morda wszyscy, zamknijcie też okna żeby wyglądało normalnie.
- Ale stary, czuć trawą.- powiedział Wróbel.
- Dobra to zostawcie, ale tylko z przodu, reszte zamykam. I zachowywać się normalnie.
- Luzik stary, zawsze się tak zachowujemy- powiedział Wróbel i cała czwórka, prócz Marcina, zaśmiała się w typowy dla upalonych ludzi sposób.
Z radiowozu wysiadł niski, gruby policjant. Drugi pozostał w wozie, ale otworzył drzwi pasażera wietrząc samochód. Gruby podszedł powolnym krokiem do okna przy siedzeniu kierowcy i nachylił się zaglądając do środka.
- Aspirant Wojewódzki, komenda miejska się kłania. Widzę, że wesoły samochód tutaj mamy. – spojrzał po próbujących powstrzymać się od uśmiechania chłopakach.
- Dobry wieczór- odpowiedział spokojnie Marcin. – Na jakiej podstawie mnie pan zatrzymał? Jadę przecież przepisowo.
- Tak, tak, a wie pan, jak tak w nocy widzimy samochód na tym osiedlu, to zazwyczaj zatrzymamy. Tak to już jest, na Szczepankowie rzadko kiedy spotyka się samochody jeżdżące o tej porze. Dokąd to jedziemy?
- Do domu, do Osielska.
- Uuu do Osielska, w sumie łatwo domyślić się po samochodzie.- uśmiechnął się. – A skąd wracamy?
- Z pracy, remontujemy jeden z domów nieopodal.
- Tak ładnie ubrani?
- Robocze zostawiliśmy w domu.
- Jaki adres?
- Wesoła 4, czy to ważne.
- A czemu to po nocy pracujecie?
- Musimy się wyrobić w terminie, właściciele niedługo wracają z wakacji, więc pozwalają nam zostawać dłużej, pilnuje nas dziadek na dole.
- Rozumiem, rozumiem. Poproszę prawo jadzy i dokumenty wozu. Sprawdzimy też trzeźwość.- policjant wziął dokumenty zabrane Marcinowi i zabrał je ze sobą do samochodu.
- Co ty gadasz, z jakiej roboty, po co to wymyślasz?- zapytał Kuba ze zdenerwowaniem w głosie. Momentalnie przestał w nim działać alkohol i marihuana.
- Nie wiem sam, przynajmniej nie zwrócił uwagi na wasze zjaranie. Koleś jest albo debilem, albo z nas robi debili, z tej fury czuć trawą na kilometr moim zdaniem. Ale jak wróci działamy po staremu, wy cicho, ja gadam.
- Jesteś trzeźwy mam nadzieję?
- Jasne, spokojnie, bo widzę że teraz najbardziej streszujesz się ty, mimo że jesteś upalony- odpowiedział Kubie Marcin. – Chyba, że ta dupeczka mnie upiła jak się z nią całowałem- dodał śmiejąc się.
Policjant po paru minutach wrócił do samochodu, sprawdził trzeźwość Marcina, rozejrzał się jeszcze po twarzach reszty i puścił ich wolno każąc jechać prosto do domu.
Marcin odwiózł Mikołaja do jego domu na Sielance, natomiast z całą resztą pojechał do podpoznańskiego Osielska gdzie mieszkał on oraz Kuba. Wróbel i Marek mieli spać u Kuby, ponieważ mieszkali zupełnie nie po drodze- Marek na Piątkowie w Poznaniu, a Wróbel w Szarym Dole, po całkowicie przeciwnej stronie miasta. Odstawił chłopaków pod domem Kuby i następnie pojechał do siebie, mówiąc, że jutro się odezwie.
- Dobra chłopaki, teraz cichutko do góry, wiecie gdzie mieszkam. Tylko nie obudźcie nikogo bo się wkurzą, że tak późno. – Kuba wpuścił ich przez furtkę i zamknął ją za sobą delikatnie. Podeszli do drzwi, otworzył je bardzo cicho i weszli do ciemnego domu. Buty zostawili w sieni i skradając się jak najciszej zjarany człowiek potrafi weszli na górę w stronę pokoju Kuby. Kiedy byli już prawie bezpieczni, rozległ się głos mamy Kuby z sypialni rodziców:
- Kuba, to ty? Co tak późno wracasz?
Chłopacy nie wytrzymali i parsknęli śmiechem. Kuba pokazał im, że mają się zamknąć i szybko wepchnął ich do swojego pokoju.
- Uciszcie się chłopcy, nie wszyscy mają teraz wakacje.- dodała jego matka. – Dobranoc wam, nie chcę nawet na was patrzeć, bo aż tutaj czuć od was alkoholem.
- Dobranoc mamo, wcale nie piliśmy dużo.- odpowiedział Kuba i wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Idioci- powiedział patrząc na swoich kumpli. Jeden rozsiadł się na łóżku, drugi usiadł przy biurku i grzebał w szafce. Po chwili wyciągnął pół litra wódki.
- Wciąż tego nie wypiłeś, o stary, trzeba to uczcić- powiedział Wróbel i otworzył flaszkę.
Ostatnio zmieniony pt 23 maja 2014, 09:24 przez PanWednesday, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Po pierwszym czytaniu - treść tego opowiadania umyka - rozprasza się w dialogach. Nie wiadomo, kto jest kto w tym tłumie i o co chodzi. To wada kardynalna, zaburzająca recepcję. Dialog nie stworzy fabuły opowieści.
Trzeba by przeredagować, bo po wprowadzeniu widać, że umiesz opowiadać. Fragment nieudany, ale jest potencjał.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron