Odpływ

1
Odpływ

Na pewno wiele jest w Hipnotyzerze z królika.
Królik wszak to taki niemalże zając.
I Hipnotyzer to taki niemalże... Prawie prawie. Z daleka nie idzie rozpoznać.
Opuszcza więc prarybak (olśniony wiszącą nad głową latarnią) swoją lornetkę, opuszcza, opuszcza w dół – tak jak ręce, jak spodnie, jak dom. Opuszcza, spuszcza, tam gdzie raki zimują, a tak naprawdę gdzie się znajdują prarybaka mocarne uda.
Co tam się stało? - pyta, drążąc wzrokiem ciemność. Ani przez lornetkę, ani gołymi oczami nic nie widział, nic, czego by nie obejmował okrąg światła z latarni.
Nic, śpij...
Nie śpię już, chcę, żeby był dzień.
Naburmuszony wierci się w pościeli, już nie ma latarni, lornetki, tylko pościel, strasznie mnóstwo pościeli.
Jak dziecko... - wzdycha jego muza, wciskając urodziwą twarz w poduszkę. - Śpij, cholerny orzechu albo przynajmniej nie budź mnie...
Do oczu prarybaka cisną się łzy.
Dopiero gdy nie wytrzymuje, pociąga nosem i muza zrywa się jak sparzona, odlepia od miękkiej poduszki. Po omacku natrafia na szorstką, zmęczoną twarz, ciągnie ją ku sobie, kładzie włochatą głowę na swoich piersiach.
No już... Ojejku, przecież nie chciałam nic złego... Ćśśś, przytul mnie.
Prarybak obejmuję odnalezioną talię z całej siły.
Już, już niedługo będzie dzień.
*
Dzień i prarybak w jednym łóżku to jest najgorszy komplet w całym świecie.
Aniela na dokładkę, jakby wcale być nie musiała.
Wyszła z łóżka, przeciągnęła się, chlusnęła z kranu zimną wodą, aż umywalka się zatrzęsła. Gdy się w niej zebrało całkiem sporo wody (w umywalce, ale w pamięci Anieli chyba też...), wypuściła na powierzchnię łódeczkę z prarybakiem.
Roześmiała się. On przecież jeszcze niedawno leżał w łóżku, spał jak dziecko, w rozpiętej błękitnej koszuli, opalony od morza i zmartwiony od piasku. A teraz znów wypłynął... na cholerne głębiny umywalki!
Aniela cisnęła chusteczką w dal. Najdalej jak mogła, aż na podłogę.
Prarybak i dzień... Mój ty orzechu.
W łódeczce, sunącej smętnie po tafli wody, złamał się żagiel.
*
I nagle z sufitu spadł Teofil.
Jesteś? Znalazłem jego lornetkę...
Prarybaka tu nie było – odparła ze złością Aniela. - Nie ma i nie było, nie widziałam go od trzech tygodni.
Anielu.
Och, przestań. Idź już, idź... Walter nie powinien cię tu zobaczyć.
Teofil westchnął i pomyślał o swojej goryczy, spadającej wolno z mózgu – na łeb na szyję.
Bo widzisz, Anielu, ja też... wyjeżdżam.
Kobieta wzruszyła ramionami i wróciła do mycia naczyń, zamknięta jak drzwi i bezkompromisowa – jak brak kompromisu.
Mogę zostawić tu tę lornetkę? - spytał ugodowo Teofil.
Możesz.
Gdyby prarybak pytał, powiedz, że mnie tu nie było, dobrze?
Aniela odwróciła się, przedramieniem odgarnęła opadające na czoło włosy.
Naprawdę? Mam mu tak powiedzieć? - zdumiała się i jej oblicze złagodniało na moment, tracąc zaciętą surowość. - A... jeśli spyta... o lornetkę...?
Teofil wzruszył tylko ramionami i wyszedł, więc Aniela zabrała się znów za naczynia, co prawda z lekkim poczuciem winy. Nie minęło nawet pięć minut, gdy prarybak dobił do brzegu umywalki.
Dlaczego pozwoliłaś mu odejść? - pisnął cieniutkim głosikiem.
Chyba każdy już miałby mnie dość, prawda? - roześmiała się posępnie Aniela. - Płyń już, bo się spóźnisz. Aha, jeśli chodzi o Teofila – Machnęła szeroko mokrą łyżką. - to go tu nie było.
Nie było... - zasępił się prarybak. Wsparł się o burtę i westchnął głęboko. - Dawno już nie przychodził...
Och, przecież i ciebie długo nie było. Na pewno przyjdzie, gdy wrócisz.
Na pewno. Orzech jeden.
Prarybaku! - skarciła go Aniela, bo do izby wszedł właśnie Walter. - Oo, już wstałeś. Co ci się śniło?
Chłopiec usiadł na krześle i zaczął majtać nogami pod stołem. Nie odpowiedział, więc Aniela wróciła do rozmowy z prarybakiem – wycelowała w niego oskarżycielsko łyżką i zmarszczyła brwi.
Jeszcze raz użyjesz tego słowa w jego obecności, to spuszczę ci całą wodę.
Jejku, Anielu, nie zauważyłem, że wszedł.
Nie zauważyłeś – prychnęła. - Robisz się wulgarny. Tak długo cię nie ma, że zapominasz, że w ogóle masz syna.
Anielu...
Och, cicho już! Płyń, bo się spóźnisz.
Aniela wytarła ręce i łagodnie objęła synka.
Jest jeszcze jedna sprawa, Anielu – pisnął prarybak, wychylając się niebezpiecznie przez burtę. - Sprawa Hipnotyzera.
Uważaj, nie spadnij – syknęła kobieta. - Hipnotyzer nie istnieje, już o tym mówiliśmy.
Zapytaj Teofila... Zapytaj Teofila... - jęknął prarybak i rozpłynął się w umywalce.

2
Wymądrzać się jest łatwo. Jednak może bym coś zmieniła, to tu lub tam, a może właśnie nie, nic bym nie zmieniła. Ale tak po przeczytaniu - podoba mi się.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
W takim razie bardzo się cieszę.
Właśnie zauważyłam, że po wrzuceniu tutaj (z OpenOffica) mojego tekstu zniknęły z niego wszystkie myślniki. Wie ktoś może, czy da się coś na to zaradzić?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”