Baribal vs Bartosh16

1
Baribal vs Bartosh16

Dzieci lubią misie
Warunki:

Limit znaków: 5 000

Gatunek: duża dowolność ze wskazaniem na komedię. (cokolwiek to znaczy - przyp. Er :D)


Użytkownicy zarejestrowani na forum co najmniej od miesiąca mogą przyznawać opowiadaniom punkty wg schematu:

Pomysł - max 20 punktów.

Styl - max 20 punktów.

Realizacja tematu - max 10 punktów.

Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)

Błędy - max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe; im więcej punktów, tym mniej błędów)

Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości, itp.)

Ocena końcowa - zsumowane punkty

Teksty można przysyłać do mnie, do 25.09.13.

Jeśli coś jest nie tak - pw. :)
Ostatnio zmieniony śr 25 wrz 2013, 02:07 przez Erythrocebus, łącznie zmieniany 1 raz.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

2
Tekst 1

WWWNie wyspałem się. Boże, jak ja cholernie się nie wyspałem. Śnił mi się las niedaleko miejsca, gdzie kiedyś mieszkałem, znajome drzewa, które były niemymi obserwatorami mojego dzieciństwa. Ów las z mojego snu był piękny, lecz miał jeden mankament. Zawsze, ale to zawsze, w pewnym konkretnym miejscu pomiędzy krzakami siedziała niedźwiedzica. Z młodym. Nie wiem, po co tam szedłem, ale takich rzeczy we śnie się nie wie, ot, idziesz i już. A to, że zmierzasz wprost do paszczy wielkiego miśka, to sprawa drugorzędna.
WWWSen kończy się zawsze tak samo: próbuję uciekać, ale nie dobiegam dalej, niż do szkoły, gdy potężna paszcza chwyta mnie za kark i bum! w tym momencie się budzę. Tym razem było nie inaczej. Jedynym odstępstwem od normy był fakt, że zleciałem z łóżka, uprzednio uderzywszy moją kobietę w twarz. Nie miała mi za złe ani tego, ani tej śliwy, która pojawiła się pod jej okiem.
WWWNie wiem skąd, ale miałem pewność, że to będzie zryty dzień. Takie głupie, natrętne przeczucie podobne do tego, które mi mówi, że w lesie na lewo od ścieżki siedzi niedźwiedzica z młodym.
WWWZszedłem do kuchni na śniadanie – kanapki z dżemem śliwkowym. Patrzyłem na śliwkę, którą nabiłem mojej kobiecie, i uznałem, że dziewczyna jednak ma poczucie humoru.
WWW- Misiu… - przerwała ciszę. „Misiu”, zły znak.
WWW- Słucham?
WWW- Bo widzisz… Byłam wczoraj na zakupach i…
WWW- No śmiało.
WWW- Urwałam nadkole.
WWWPrawie zakrztusiłem się kawą, ale przecież nie będę krzyczał na ukochaną.
WWW- To nic, pojadę do pracy z urwanym. Dzisiaj piątek, może przez weekend mi to zrobią.
WWW- No ale ja… oddałam go już do naprawy.
WWWŚwietnie. Ten dzień zaczyna się po prostu świetnie. „No ale” – pomyślałem. „Zrobiła mi kanapki, kawę, nawet nie zapomniała posłodzić. Wybaczę jej”. Uśmiechnąłem się, wstałem od stołu, ucałowałem ją w czoło i rzekłem:
WWW- Spokojnie, słońce. Pojadę autobusem.
WWWWybiegłem z domu. Jeśli miałem zdążyć do roboty, musiałem gnać trzysta metrów na przystanek. Widziałem, że żółto-czerwona maszyna już stoi. Kierowcy mieli zwyczaj akurat tutaj robić sobie przerwę. Potrafili nawet w zimie nie wpuścić z tego powodu do środka.
WWWZobaczyłem niepokojący omen – drogę przebiegł mi czarny jak smoła kocur. Bestia dodatkowo popatrzyła się na mnie zielonymi ślepiami, jakby chciała mi wywróżyć rychłą śmierć. Nie jestem przesądny, ale coś mi mówiło, że to zwierzę wybrało sobie rewelacyjny dzień, żeby przynieść pecha. Jakby mi było mało miśków.
WWW- Misiek! Chodź tutaj, kici, kici – zawołała mała dziewczynka, która najwyraźniej wychodziła do szkoły.
WWWNo tak, „Misiek”, to było do przewidzenia. Zazwyczaj to koty przynoszą pecha, tego dnia to były miśki. Jeszcze nie było ósmej, a już mogłem uznać ten dzień za pechowy. Tyle dobrego, że to piątek, nie poniedziałek.
WWWGrono pasażerów składało się z mieszanki dzieciaków z wielkimi plecakami i babć, które spieszyły na nabożeństwo o 8:30. Droga zajęła raptem kilka minut. Wysiadając spojrzałem na zegarek. „Zdążę kupić gazetę u pana Mańka”. Wkroczyłem do sklepu i jąłem rozglądać się za czasopismem „FOCUS”. Pan Marian jakby wiedział, że moje nerwy wystawiono na próbę. Postanowił wyleźć zza lady i na siłę mnie uszczęśliwić.
WWW- Panie kochany, promocję mamy na miśki, patrz pan, jaki ładny.
WWWPokazał mi niewydarzony twór z brązowego pluszu z wielkim czerwonym nosem. Nadusił go gdzieś między łopatkami i popłynęła melodia: „Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci. Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci”.
WWWSzlag mnie trafi.
WWW- Nie, dziękuję, nie chcę misia.
WWW- No ale ładny, panie, i gra. Dzieci lubią misie i promocja jest.
WWW- Potomstwa nie mam, a sam nie jestem dzieckiem.
WWW- No ale weź pan miśka, jedyne sześć pińdziesiąt.
WWW- Nie.
WWW- Ale niech pan weźmie, taki ładny miś. Za pięć panu oddam, niech będzie moja strata.
WWW- Proszę mi sprzedać gazetę.
WWW- I misia?
WWW- Nie, misia nie.
WWW- Ale czego misia nie?
WWW- Bo nie chcę, nie podoba mi się i nie jest mi do niczego potrzebny.
WWW- Ale niedrogo. Weź pan.
WWWDiabli go nadali z tym misiem. Nie wytrzymałem.
WWW- Nie, to pan sobie go weź i weź pan go sobie wsadź, wiesz pan, gdzie. Gazetę też – rzuciłem „FOCUS’a” na ladę i wyszedłem. Słyszałem jeszcze:
WWW- Trzy pińdziesiąt, moje ostatnie słowo!
WWWNiech go diabli wezmą razem z tym miśkiem.

***

WWWOsiem godzin później zdążałem do domu. Niczego tak nie pragnąłem, jak walnąć się w fotelu, otworzyć piwo, włączyć mecz i spędzić ten dzień, jak typowy leser. Otworzyłem drzwi i już zauważyłem, że coś jest nie tak. Co to było? Ach tak, torba z zakupami. Moje kochanie postanowiło zażyć shoppingu. Zaraz mi powie: „Misiu, patrz, jaki ładny topek sobie kupiłam”. „Misiu”. Grrr. Niech mnie chociaż nazwie „żabką”.
WWWPowitała mnie z tajemniczym uśmiechem na twarzy, chowając coś za plecami. Niespodzianka. Lubię niespodzianki.
WWW- Cześć, misiu. Wiesz, byłam na zakupach i tak pomyślałam, że dzisiaj jest Dzień Dziecka i choć jesteś duży… to mam coś dla ciebie.
WWWOczom moim ukazała się torebka w różowe miśki, a w środku siedział obrzydliwy, brązowy pluszak z wielkim czerwonym nosem, który zaczął grać: „Pora na dobranoc, bo już…”.
WWWNie mam już kobiety.

Tekst 2

WWWNoc była zimna, a piwo ciemne. Siedziałem na kosmatej kanapie w samym środku burdelu lepkiego od sumy wszystkich grzechów. Obracająca się kula leniwie oplatała lokal miliardem refleksów. Hebanowe lalunie siedziały przy barze, kusząc obietnicą rozkoszy, którą kupisz kilkoma drinkami. Porter zostawiał w ustach posmak palonego drewna. Z ukrytych pod futrzanym obiciem głośników sączyły się nuty. Jakiś tercet wył o tym, że wciąż trzymają się przy życiu. Ich jaja musiały zaliczyć randkę w ciemno z dziadkiem do orzechów.
WWWDwóch wysokich czarnuchów podeszło do mojego stolika, gdy piłem kolejnego browara.
WWW— Mansa czeka — burknął ten z lewej, gdy wciąż wlewałem w siebie ciemną gorycz.
WWW— Tylko skończę piwo.
WWW— Mansa czeka. Mansa nie lubi czekać. — Goryl zrobił się jeszcze bardziej opryskliwy. Nie czekając na odpowiedź, chwycił mnie za ramię i pociągnął. Nie opierałem się, gdy zaprowadzili mnie do schowanej w głębi loży.
WWWMansa był właścicielem tego lokalu i królem czarnej dzielnicy. Przywitał mnie blaskiem łańcuchów ciążących na szerokiej klacie, szeregami sygnetów oplatających grube palce i złotem zębów odsłoniętych w szerokim uśmiechu. Dwie wtulone w niego cizie były tylko dobrym uzupełnieniem. Ogromne niedźwiedzie wręcz łapy spoczywały władczo na ich biodrach. Skinieniem nakazał swoich gorylom odejść, po czym klepnął obydwie laleczki.
WWW— Dziecinki, duży miś musi załatwić interesy. Idźcie sobie potańczyć.
WWWZostaliśmy sami. Postanowiłem od razu przejść do rzeczy:
WWW— Chcę odkupić od ciebie jedną z dziewczynek.
WWWDonośny śmiech był jego pierwszą odpowiedzią.
WWW— A tak na serio? — dopytał, wciąż rozbawiony.
WWWPowtórzyłem, tym razem głośniej i wyraźniej. Śmiech szybko ustał, a na twarzy alfonsa pojawił się nieprzyjemny grymas. Nie przywykł do takiego tonu z ust pospolitego doliniarza.
WWW— Daj mi jeden powód, dla którego miałbym się z tobą układać — wycedził w końcu.
WWW— Mam sporo powodów. — Nie dałem się zastraszyć. — Ale, gdy twoi ludzie przerwali moje miłe chwile z zimnym browarkiem, zapomnieli wziąć leżącą przy moim stoliku walizkę. Tam znajdziesz wszystkie twoje ulubione powody.
WWWMansa przywołał jednego z ochroniarzy. Wyraz twarzy władyki natychmiast się zmienił, gdy czarna skrzynka wylądowała na jego kolanach. Faktycznie, miałem powody. Dziesięć tysięcy ładnych, zielonych powodów.
WWW— Słyszałem, że u Irlandczyków mieli problemy po śmierci FitzPatricka — wspomniał, przeglądając kolejne pliki banknotów. — Widać, że i tobie udało się coś przytulić.
WWWOd razu stał się bardziej przyjazny. Wygładził palcami bujny, przystrzyżony w podkowę zarost. Spytał, którą chciałbym kupić.
WWW— Saphire — odpowiedziałem od razu. W tym lokalu wszystkie dziewczynki miały imiona wzięte od kamieni szlachetnych. Ona była inna. Taka wyniosła i pełna godności, nie zasługiwała na upodlenie prostytucji. Wiedziałem, że muszę ją wyzwolić.
WWWMansa chyba nie do końca wierzył, w to co usłyszał. Zaśmiał się nerwowo. Stwierdził, że jej nie da się kupić. Brzmiało to bardziej jak kiepski żart niż groźba. Jego śmiech był coraz głośniejszy. Nie wiedzieć czemu, moja propozycja na nowo zaczęła go bawić.
WWWSięgnąłem do kieszeni kurtki i wyciągnąłem mały okrągły przedmiocik.
WWW— Może to cię przekona. — Rzuciłem mu go.
WWW— Co to? — Twarz miał wciąż wykrzywioną w spazmie śmiechu, gdy chwycił błyskotkę w locie. — Ojca tez okradłeś?
WWWKról otworzył dłoń, na której spoczywał sygnet. Rozwarł szeroko oczy, gdy ujrzał wszczepioną w złoto szmaragdową koniczynkę. Natychmiast zamilkł. Spojrzał na mnie, strach wręcz się z niego sączył. Nie przywykł do takich darów ze strony szeregowego czarnucha.
WWW— Finnigan FitzPatrick O’Maley. — Prawie sylabizowałem pełne imię i nazwisko szefa irlandzkich gangów, którego tajemnicza śmierć wstrząsnęła całym półświatkiem. — A właściwie, Świętej Pamięci Finnigan FitzPatrick O’Maley. A to jego sygnet. — Nie mogłem się powstrzymać przed złośliwym uśmieszkiem.
WWWMansa wziął pieniądze, ale nie chciał sygnetu. Mogłem zabrać dziewczynę, ale musiałem natychmiast wynieść się z miasta.
WWWSpojrzałem mu prosto w oczy. Musiał widzieć, że wygrałem wszystko, co chciałem.
***
WWWSaphie jak zwykle była piękna i niedostępna. Taka sama, jak wtedy, gdy kupiłem ją na jedną noc. Wtedy obiecałem sobie, ze ją uwolnię. Trzymałem ją w ramionach, gdy w końcu zostaliśmy sami. Nie miałem już kasy i wiedziałem, że Irlandczycy wkrótce mnie dopadną, ale to się już nie liczyło.
WWW— Teraz ja będę twoim dużym misiem, będziesz przy mnie wolna i szczęśliwa.
WWW— Ale wiesz, misiu. — Jej odpowiedź była pozbawiona wszelkich emocji. — Ta dziecinka lubi tylko dziewczyny.
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!

3
Napisałabym, że pierwszy raz nie mam nawet przypuszczeń do autorstwa bitewnych tekstów. Nie napiszę, bo to nie ma znaczenia.
Podeszłam do obu tekstów eksperymentalnie - strukturalnie (no...quasi-strukturalnie)

Przyznaję punkty w kategoriach "literackość"

Siła opowieści
0:1
Uzasadnienie:
tekst II jest dynamiczny, z nerwem, fabuła się rozwija jak sztuczka w wyjmowaniem misia z kapelusza. Nie chodzi o oryginalność sztuczki prestidigitatorskiej, fajne nieustanne odkrywanie aaaa to jeszcze nie miś , aż po zaskoczenie, gdy poznałam finałowego misia.
W tekście I - jestem upierdliwie kliszowo misiowana na wszystkie sposoby, we śnie i na jawie, w finale nastąpił tak oczywisty prezent, że skrzywiłam się. Od początku do końca NIC się nie działo, co by mi kazało zatrzymać się ze zdumienia "o-ja-cie". Płasko i nudnie jak EEG nieboszczyka.

Czar tytułu
Prysł. Nie ma. Zero. Nie chciało się?

Genologia i kategoria estetyczna
1 : 1 (ze wskazaniem na tekst II)

Uzasadnienie:
Żaden z tekstów nie realizował KOMEDII :), bo pewnie chodziło o komizm (kategorię estetyczną).
Tekst I - komizm miał charakter dość pośledniego testu kabaretowego, choć wzorców doskonałych dostatek - Tuwim, Gałczyński, Przybora.... że wymienię klasykę. No to wyszła chałturka.
Teskt II - to okolice Chandlera, raczej tereny podmiejskie, ale przyzwoite


Czar Pierwszego Zdania

0 : 1

Uzasadnienie:
Otwarcie tekstu II (Noc była zimna, a piwo ciemne. Siedziałem na kosmatej kanapie w samym środku burdelu lepkiego od sumy wszystkich grzechów.)to mistrzowskie złapanie łapanie mnie na ciekawość i wyobraźnię grą słów, środków stylistycznych (kosmata kanapa w burdelu).
Tekst I (Nie wyspałem się. Boże, jak ja cholernie się nie wyspałem.) otworzył tautologią wzmocnioną o ekspresywizmy, powtórzenie frazy z przestawką zwrotnego się "się nie wyspałem" jest literacko niezgrabna.
Uwagi - zabiję autora tekstu II za popsucie pierwszego zachwytu konstrukcjami zdań następnych - monotonnie wyszło jak terkotanie bormaszynki - "ten robił to, a ten robił to, a ten robił to".

Kreacja bohatera
0:1

Uzasadnienie:
Tekst I - Autor potraktował bohatera po macoszemu, nie zauważył go jako elementu struktury opowiadania - bodaj najważniejszego przy narracji pierwszoosobowej. W tym bohaterze niewiele się dzieje. Właściwie NIC - ino "moja (znaczy jego) kobieta" odchodzi.
Tekst II - Podobało mi się "wypełnianie bohatera w trakcie rozwoju. Krótka scenka pozwoliła go poznać i nieustanie rozbudowywała o zaskoczenie. ładnie.

Idea i zawartość problemowa (w kontekście rozwinięcia tematu)
0:1

Uzasadnienie:
Tekst I - nie ma? banał? myśl poszła nietknięta
Tekst II - jest? Powieść o miłości i jej meandrach? Rodzina Soprano i ojciec chrzestny? Nie chodzi o głębie refleksji, ale o scenkę rodzajową, która CZEGOŚ dotyczy

Warstwa stylistyczna
0:1

tekst I - styl na szkolny konkurs pdeżetu. Dobry uczeń, ale szkółka. Jeszcze nie literatura
tekst II - widziałam pracę w języku na wszystkich poziomach, szukanie w narracji własności psychologicznych, środowiskowych, oryginalnych. Autor ma wiele warsztatowych braków (zwłaszcza na poziomie zdania i jego oryginalności), ale to już nie język opisowo-szkolny, a język literatury (w dobrym przynajmniej kierunku)


Punkty regulaminowe

Pomysł 7 : 17

Styl - 9 : 15.

Realizacja tematu - dzieci lubią misie w obu 4 : 9

Schematyczność - 2 : 6

Błędy - 12 : 12

Ogólnie - 4 : 15

Ocena końcowa - 36 : 74
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Tekst I

Pomysł - 9/20
Bierzemy misia i nachalnie wpychamy, gdzie się da. Do tego dokładamy jakoś bezsensownie sfrustrowanego faceta (miewam podły humor, gdy się nie wyśpię, ale to tutaj jakoś się kupy nie trzyma). Ani obyczajowo, ani komicznie to nie wyszło, niestety.

Styl - 11/20
Styl jest mało wyrazisty. W miarę poprawny, ale jeszcze szkolny.

Realizacja tematu - 7/10
Dzieci lubią misie, więc temat zrealizowany. Ale jednak tak jakoś na siłę...

Schematyczność - 3/10
Bardzo schematycznie. Typowe chwyty, kolejnych kroków (a zwłaszcza finału) można się bez problemu domyślić.

Błędy - 15/20
Trochę jest - głownie koślawych zdań - ale nie wygląda to jakoś bardzo źle.

Ogólnie - 9/20
Bardziej mi się nie spodobała niż spodobało... Taki humor jak z kiepskiego skeczu trochę - to mnie głównie odstraszyło. I te nachalne misie. Zabrakło mi w tym właściwie jakiejś pozamisiowej treści/myśli.

Tekst II

Pomysł - 15/20
Tu już coś jest. Osadzenie tematu misiowego w klimacie gangsterki nawet ciekawe i nawet wyszło.

Styl - 15/20
Na początku ładny (zwłaszcza pierwsze zdania), potem jakoś się rozmywa. Coś jest, ale wymaga szlifu.

Realizacja tematu - 8/10
Trochę jest, trochę nie... Misiów aż nadto. Trochę gorzej z dziećmi i lubieniem. Przydałoby się, żeby autor nieco więcej z tematu wyciągnął. Niemniej to, co wyciągnął, jest całkiem zgrabnie wplecione w tekst.

Schematyczność - 5/10
Scena z gatunku tych znanych i lubianych. Też wiemy, co się stanie. Tylko końcówka próbuje to nieco przełamywać. Ograne motywy, ale nieźle poprowadzone.

Błędy - 15/20
Raczej drobiazgi nie przeszkadzające jakoś istotnie w lekturze, ale jednak to i owo należałoby wygładzić. Trochę interpunkcji, trochę słabszych zdań. Ogólnie nieźle.

Ogólnie - 14/20
Nieźle oddany klimat i bohater, u którego da się dostrzec jakieś szczątki charakteru (w tak krótkim utworze to nie takie łatwe ;) ). To na plus. Ogólnie nie porwało, ani nie powaliło na kolana, ale czytało się raczej przyjemnie. Tekst coś powiedzieć próbował.

Łącznie
Tekst I - 54/100 Tekst II - 72/100
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

5
Tekst I

Pomysł - 10/20
Wydawać się by mogło, że ten pomysł chyba lepiej by się przedstawił na szklanym ekranie. Przeciętnym widzom. Bo pomysł pisany nie powalił. Wręcz przeciwnie. Zabrakło polotu w pomyśle.

Styl - 14/20
Prosty, zrozumiały. Łatwy język, taki miło się czyta, szczególnie przy zmęczeniu. Nie mam zastrzeżeń, ale na pewno da się wejść na wyższy poziom.

Realizacja tematu 6/10
Jakaś realizacja na pewno jest. Ale jak pisałem, brak w tym wszystkim polotu, a w tym momencie składu i ładu. Straszny nieporządek panuje. Pojawił się motyw misia i przez cały tekst rosnący nerw na jego skutek.

Schematyczność 3/10
Sceny do przewidzenia. Kolejny szary dzień wyjęty z życia obywatela. Powtarzające się sny, śniadanie, kupowanie gazety... Mało ambitnie wyszło.

Błędy 13/20
Zdarzały się potknięcia w tym prostym tekście.

Ogólnie 10/20
Przeciętnie. Wydawało się, że może być dobrze, m.in. ze względu na sprzyjający styl. Ale pomysł scalił się z realizacją i wyszło bardzo przeciętnie.

Tekst I: 56/100



Tekst II

Pomysł - 14/20
Idea ciekawa. Wyszło zachęcająco, ale oklepanie tematu (spotykałem się już z takimi rozwiązaniami), czyli handel kobietami, pieniądze, jeszcze dodatkowy argument w ręce... To, tak jakbym mijał właśnie u siebie w pokoju.

Styl - 14/20
Inny, ale na podobnym poziomie jak w poprzednim tekście. Czytało się dobrze. Mogło by być lepiej, wiadomo :).

Realizacja tematu 5/10
Nie ma dzieci i nie ma tej miłości tych dzieci do misiów. No i misie też tak średnio. Przedzierają się.

Schematyczność 4/10
Takie sceny się zdarzają, bardzo często nawet w literaturze. Gangsterskie spotkania, handel i te sprawy. Spotykane, więc i ciężko dać więcej za oryginalność.

Błędy 16/20
Drobne błędy.

Ogólnie 14/20
Było lepiej niż przy pierwszym tekście, gdzie narobiłem sobie ochoty na dobry finał. A tutaj, podszedłem bez entuzjazmu, a było naprawdę dobrze. Zaciekawiło mnie. Mimo krótkiej formy.

Tekst II: 67/100

6
TEKST I

Pomysł - 8/20

No trochę bardziej można się było, lekko mówiąc, wysilić. Misie przynoszące pecha, z których nic nie wynika, poza przesadzoną reakcją bezbarwnego bohatera. Spoko.

Styl - 13/20

Ujdzie, da się czytać.

Realizacja - 5/10

Równie dobrze mógłbym dostać szpadlem przez ryj.

Schematyczność - 3/10

Jak wyżej.

Błędy - 15/20

Językowych niby mało. Ale jaka kobieta wie, co to jest nadkole? Ja sam nie wiem, co to jest nadkole.

Ogólnie - 9/10

Nuda. Bez polotu i poloru. Ale przeczytałem.

TEKST II

Pomysł - 10/20

No niech będzie, że dziwki nazywane Szafirami są spoko.

Styl - 8/20

Ledwo przebrnąłem.

Realizacja - 4/10

Gdyby nie ostatnie zdanie - mogiła. A ostatnie zdanie to trochę za mało.

Schematyczność - 5/10

Za dużo Świętych z Bostonu i kina noir.

Błędy - 10/20

Sporo.

Ogólnie - 7/20

Ech. Wynudziło mnie, zabiło mnie, gdyby to nie była bitwa, olałbym po pierwszym zdaniu.



Ogółem: tekst pierwszy 52, tekst drugi - 48.


Cholera, chyba powinienem przestać podchodzić do bitew jako do tekstów artystycznych. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

7
Tekst I

Pomysł - 14 punktów.

Styl - 13 punktów.

Realizacja tematu - 8 punktów.

Schematyczność - 2 punkty

Błędy - 12 punktów.

Ogólnie - 16 punktów.

Ocena końcowa - 65 punktów


Tekst II

Pomysł - 9 punktów.

Styl - 13 punktów.

Realizacja tematu - 5 punktów.

Schematyczność - 5 punktów.

Błędy - 16 punktów.

Ogólnie - 14 punktów.

Ocena końcowa - 62 punkty


W trakcie czytania skupiłam się przede wszystkim na informacji: "Gatunek: duża dowolność ze wskazaniem na komedię." i przyznaję, że tekst I pod tym względem zdecydowanie bardziej do mnie przemówił. Mimo że schematyczny, wywołał kilka parsknięć śmiechem, za co otrzymał wyższą punktację. Poza tym, jak dla mnie, oba opowiadanka na podobnym poziomie.
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

8
Baribal vs. Bartosh16

Dzieci lubią misie

ZWYCIĘZCĄ ZOSTAJE: Baribal
Tekst pierwszy - Bartosh16 - suma: 263 pkt; średnia: 52,6 pkt

Tekst drugi - Baribal - suma: 323 pkt; średnia: 64,6 pkt

Gratulacje!
www.huble.pl - planszówki w klimacie zen!
Zablokowany

Wróć do „Bitwy z przeszłości”