Mętlik w głowie i słuchanie, jak obcy ludzie wyzywają cię od wariatów – bezcenne.
Tak właśnie się czułem stojąc po środku ulicy w Edo. Mam na myśli i Edo jako epokę, i jako dawne Tokio. Tak, wiem co sobie myślicie. Pewnie miał sen albo za dużo wypił i bredzi. Nie piję alkoholu (wystarczą mi truskawki…) i jestem w stu procentach pewien, że to rzeczywistość. Wiedziałem to po rozcięciu na ramieniu, kiedy w chwili „lądowania” musiałem trafić na walczących samurajów. Zaraz po spojrzeniu na moje ekstrawaganckie, tokijskie ubrania i palce ubrudzone w soku z truskawki (co pewnie uznali za krew), rzucili się na mnie, wykrzykując coś, czego już w tej chwili nie pamiętam. Jeszcze nigdy tak szybko nie uciekałem, co było zadziwiające.
Zaczęło się całkiem niewinnie, a mianowicie od jednej truskawki. To trochę dziwne, ale nigdy wcześniej nie jadłem tych owoców. Rodzice zawsze mi tego zabraniali. A jako, że teraz byłem w wieku buntowniczym, postanowiłem się im sprzeciwić. Niby banalna i śmieszna rzecz – zjeść truskawkę, którą ci wcześniej chowali w sejfie. Okazało się, że dla mnie ten mały, głupi owoc był początkiem niezbyt przyjemnych doświadczeń. I, niestety, na samej przeszłości się nie skończyło…
Kiedy ugryzłem truskawkę, nie poczułem nic szczególnego (była słodka – wielkie odkrycie w moim przypadku), lecz z kolejnymi kęsami moje ciało stawało się coraz lżejsze, jakbym był wypełnianym helem balonem. Po połknięciu ostatniego kawałka, chwycił mnie nagły ból głowy i poczułem silne szarpnięcie w okolicach pępka. Gdy uczucie spadania ustało, otworzyłem oczy i właśnie w taki sposób wylądowałem sam pośrodku zatłoczonej ulicy w XVII-wiecznej Japonii.
Cofnąłem się nieco, żeby nikt mnie nie potrącał. Ludzie wciąż pokazywali sobie mnie palcami i szeptali coś do siebie. Czułem się niezręcznie. Musiałem wyglądać jak zabójca (pewnie jak ninja, zważając na czasy) – czerwone od krwi/truskawki dłonie i czarne ubranie z czaszkami.
- Przepraszam? – rozległ się nagle głos za moimi plecami. Podskoczyłem przerażony i odwróciłem się. Moim oczom ukazała się młoda dziewczyna w kwiecistym kimonie i długimi hebanowymi włosami związanymi w warkocz. – Zgubiłeś się?
- Nie – wypaliłem, po czym przemyślałem swoją sytuację i poprawiłem się: - Właściwie, to tak. Pomogłabyś mi?
Uśmiechnęła się tylko i zaprowadziła mnie do swojego domu. Wnętrze było… bardzo średniowieczne.
- Jak się nazywasz? – zawołała dziewczyna z innego pokoju (twierdziła, że musi się przebrać).
- Aokami Hayashi – odparłem. Moje imię znaczyło „niebieski papier”. Czerwony byłby odpowiedniejszy… – Ale wolę Ao. A ty?
Odpowiedziała mi cisza. Uznałem, że mnie nie dosłyszała. Usiadłem niepewnie na podwyższeniu podłogi i przyjrzałem się temu miejscu dokładniej. Wszystko wyglądało w porządku… dopóki mój wzrok nie natknął się na milusi zestaw broni na ścianie. Począwszy od samurajskiej katany, po shurikeny ninja. Moje ciało zadziałało instynktownie.
Kiedy byłem już u drzwi, tuż koło mojego nosa we framugę wbił się sztylet. Odwróciłem się powoli z walącym sercem.
- Nie pozwoliłam ci iść – powiedziała dziewczyna. Nie tylko się przebrała. Najwyraźniej musiała też uzupełnić arsenał. Wyglądała teraz jak typowy krwiożerczy zabójca. – Jeszcze ci nie pomogłam.
- J-Już nie trzeba! – wymamrotałem, posuwając się powoli do wyjścia. Uśmiechnąłem się krzywo i podniosłem drżącą rękę w geście pożegnania. – To… cześć! – I uciekłem, zanim przedziurawiła mnie kolejnym ostrzem.
Tak jak przypuszczałem, ruszyła w pościg. Naprawdę nie rozumiałem zaistniałej sytuacji. Była ninja – urodzonym zabójcą. Dlaczego mieszkała w tej wiosce, gdzie na każdym kroku roiło się od samurajów, ich odwiecznych wrogów? Niespodziewanie naszła mnie myśl, że zaraz sam mogę umrzeć. Wydało mi się to tak absurdalne, że w pewnym momencie zapomniałem, że biegnę i potknąłem się, lądując na ziemi razem ze straganem pełnym owoców.
Owoców.
Panicznie przebrałem je rękami i znalazłem to, co chciałem – truskawkę. Szybko ją łyknąłem i modliłem się, żeby zadziałało. Najwidoczniej szczęście mnie dzisiaj nie opuszczało. Szarpnęło mnie do tyłu i opuściłem mordercze Edo. Jak się zaraz okazało, wcale nie do lepszego miejsca.
Epoka kamienia łupanego. TO dopiero był absurd.
- Naprawdę?! – krzyknąłem w przestrzeń, zwracając na siebie uwagę myśliwych ubranych w skóry zwierząt. – Ups… - I tym samym powróciłem do ucieczki.
W pewnym momencie poczułem, że mam coś w kieszeni. Sięgnąłem tam ręką i wyjąłem… truskawkę! Musiała mi wpaść jeszcze w Edo.
- Ratujecie mi dzisiaj życie – sapnąłem i wrzuciłem ją sobie do ust.
Gdy już miałem nadzieję, że wróciłem do swoich czasów, o mały włos nie zginąłem z broni palnej.
- Co tym razem? Meiji? – jęknąłem.
Hm… Jeśli w Meiji Tokio było ruiną i roboty zastąpiły ludzi, to chyba nie uważałem na historii.
- O… bcy… - usłyszałem i zanim zdołałem zareagować, żelazna ręka robota zacisnęła się na mojej klatce piersiowej. – E… liminacja…
- N-Nie jestem obcy! – wysapałem. – Jestem Ao, miło poznać! Widzisz? Już nie jestem obcy! Chyba wolałem Edo…
Nagle posypał się na nas grad pocisków. Krzyknąłem i osłoniłem głowę rękami od razu po tym, jak robot mnie upuścił i wycofał się z pola walki. Jęknąłem i podniosłem niepewnie głowę. Tym razem nade mną stał żołnierz w stroju motocyklisty. Przyszłości też już nie chcę znać, a domyśliłem się, że w niej właśnie się znajdowałem.
- Nic ci nie jest? – zapytał żołnierz przyszłości, wyciągając do mnie rękę. – Pomóc ci?
- Nie! – wybuchłem. – Nie chcę już niczyjej pomocy! Prędzej przez to zginę… Macie tu jakieś truskawki?
- Truskawki? – zdumiał się żołnierz. – Jak nie wymarły lata temu, to powinny jeszcze jakieś tutaj być…
- Dzięki! – zawołałem i zerwałem się w poszukiwaniu ostatniej deski ratunku.
Na szczęście długo nie musiałem szukać. Zatrzymałem się gwałtownie, zanim zdeptałem osamotniony krzaczek z magicznymi owocami. Na wszelki wypadek zjadłem trzy.
Zakręciło mną, rzuciło i nagle wszystko ustało. Nie otwierałem oczu, z obawą, że znowu coś mnie rozstrzela albo przeszyje ostrzem.
- Ao, nic ci nie jest? – dobiegł do mnie głos mojego przyjaciela. – Masz uczulenie na truskawki?
Otworzyłem szybko oczy i zorientowałem się, że wróciłem. Byłem z powrotem we właściwym Tokio! Pierwsza rzecz, jaką zrobiłem, było wyrzucenie wszystkich truskawek do śmietnika.
- Nienawidzę truskawek… - warknąłem i po „czasie” pełnym przygód wróciłem do domu.
Słodkie sieci czasu
1
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 19:58 przez Sakura, łącznie zmieniany 1 raz.
大器晩成
"Wielkie talenty dojrzewają powoli"
"Wielkie talenty dojrzewają powoli"