1
Thana pisze:Potrzebny Ci ktoś, kto w literaturze bywa nazywany postacią-lustrem. Pojawia się po to, żeby główny bohater mógł przyjrzeć się samemu sobie z innej perspektywy.
ja kiedyś robiłem postacie, które były podobne do mnie w jakimś sensie i to zdawało egzamin, ale do czasu. Wtedy byłem w większej rozsypce życiowej i tworzenie bohaterów pozwalało mi jakoś nie wiem, skompensować sobie braki w realu..? Więc tworzyło się łatwo. A teraz, im bardziej uporządkowane mam życie, i im bardziej w "życiu realnym" mi się pozornie układa, tym mniejszą mam potrzebę kompensowania sobie życia poprzez wymyślonych bohaterów. A więc im lepiej w życiu tym bardziej papierowi bohaterowie mi wychodzą.

Z drugiej strony mam jakąś niewytłumaczoną potrzebę pisania, tylko wkurza mnie to, że nie potrafię stworzyć ciekawego bohatera. Tzn. nie szukam recept pt. "jak stworzyć postać" bo to bez sensu. Nie chodzi o to, żeby postać była fajna, tylko taka dająca się polubić przeze mnie (a teraz piszę postacie, do których sam często czuję niechęć albo obojętność). Postacie dające się polubić nie muszą być wcale super. A jednak powinny mieć w sobie coś, jakąś autentyczność może, nie wiem. Powinny coś przekazywać światu. Nie powinny być bezbarwne (i znowu: można osiągnać sukces komercyjny wkładając całkowicie bezbarwną postać jako głównego bohatera - co udało się przecież pani Rowling - gdzie Harry Potter oprócz tego, że ma bliznę i jest wybrańcem, jest nudny jak cholera i nie może się równać Hermionie, Lunie Lovegood, Syriuszowi Blackowi czy nawet Voldemortowi). Ale nie chodzi mi o to, żeby zrobić coś "super cool" tylko, żeby napisać coś, co mi samemu będzie się podobać..
W życiu też takich postaci potrzebujemy. Chyba nie ma innego wyjścia, jak szukać. Kiedyś trafisz na dobrego kontrpartnera i wtedy się te wszystkie zardzewiałe furtki pootwierają. :)
napisałem Ci PW :)
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

2
Loony pisze:ja kiedyś robiłem postacie, które były podobne do mnie w jakimś sensie i to zdawało egzamin, ale do czasu. Wtedy byłem w większej rozsypce życiowej i tworzenie bohaterów pozwalało mi jakoś nie wiem, skompensować sobie braki w realu..?
To jest mocna trywializacja problemu. Co to znaczy "postać podobna do autora w jakimś sensie"? Podobna fizycznie? Z charakteru? Posiadająca podobny jak autor zestaw umiejętności? I dlaczego tworzenie takowej musi mieć koniecznie na celu odreagowanie jakichś słabości/ frustracji? Czy nie może być logicznym i uzasadnionym wyborem? Otarłeś się o medycynę? To dlaczego nie zawrzeć w tekście wątków medycznych? Musi być koniecznie o gręplowaniu wełny, żeby nikt cię nie podejrzewał o to, że wykorzystujesz własne doświadczenia i - Boże broń! - odreagowujesz frustracje? Przecież to absurd! Bo z tego wynikałoby, że można pisać tylko o tym, na czym człowiek się nie zna... Jest wielu pisarzy którzy w swoich tekstach wykorzystują nie tylko realnie posiadaną wiedzę i umiejętności, ale i wątki autobiograficzne. I nikt poza krytykami z Pacanowa, nie dopatruje się w tym kompensowania braków z realu. O ile tekst jest dobry literacko. Hammet pracował przez jakiś czas jako detektyw i stworzył serię opowiadań o detektywie, plus powieści na ten sam temat. Także Chandler wielokrotnie wykorzystywał swoje doświadczenia z realu. Z własnego życiorysu pełną garścią czerpali Hemingway, Mark Twain czy Joyce. Można wymieniać długo. IMO problemem nie jest wykorzystywanie elementów własnej biografii, a wręcz przeciwnie, nadanie tekstowi rysu autentyczności, w czym takowy zabieg czasami pomaga. Rzecz jasna nie chodzi o to, aby bohater był lustrzanym odbiciem autora, ale dlaczego nie wykorzystać tego co poznaliśmy na własnej skórze, swoich doświadczeń i wiedzy?
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

3
Navajero pisze: Z własnego życiorysu pełną garścią czerpali Hemingway, Mark Twain czy Joyce.
Bułhakow wykorzystał ten zabieg w pełni i dzięki niemu osiągnął aż trzy cele: 1) przedstawił siebie samego jako "mistrza" (pomysł ogromnie ryzykowny, które mógł być zrealizowany albo świetnie, albo fatalnie); 2) opisał własną wizję początków chrześcijaństwa (a może należałoby powiedzieć chrystianizmu), 3) dzięki czemu otworzył sobie furtkę do publikacji pracy w ZSRR.

[ Dodano: Nie 15 Wrz, 2013 ]
W mojej powieści (już niedługo ukaże się :) jest trzech bohaterów męskich, którzy w mniejszym lub większym stopniu są do mnie podobni pod względem cech osobowości. Jeden z nich przypomina mnie z młodości :), drugi jest osobą, którą chciałbym zostać, trzeci zaś - człowiekiem, którym bardzo nie chciałbym zostać :)
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

4
Oczywiście, że się wykorzystuje własne doświadczenia.
Problem tkwi nie w CZY, tylko w JAK.
Po pierwsze, trzeba to robić świadomie, kontrolując odsłanianie siebie, aby nie wywalić na wierzch bebechów, które powinny z różnych względów pozostać w ukryciu.
Po drugie, trzeba znaleźć dla tych doświadczeń i pisania o sobie taki sposób, aby stały się zrozumiałe dla czytelnika i go w jakiś sposób zaangażowały. Czyli - poszukać w nich jakiegoś uniwersalizmu.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

6
Loony pisze:
ja kiedyś robiłem postacie, które były podobne do mnie w jakimś sensie i to zdawało egzamin, ale do czasu. Wtedy byłem w większej rozsypce życiowej i tworzenie bohaterów pozwalało mi jakoś nie wiem, skompensować sobie braki w realu..?
pisanie moze być terapią, więc jeśli tworzenie bohaterów w opozycji do tego, jak ci źle, bedących pozytywną wersją autora pomaga, to dlaczego nie?
Navajero pisze:
To jest mocna trywializacja problemu. Co to znaczy "postać podobna do autora w jakimś sensie"? Podobna fizycznie? Z charakteru? Posiadająca podobny jak autor zestaw umiejętności? I dlaczego tworzenie takowej musi mieć koniecznie na celu odreagowanie jakichś słabości/ frustracji?

w każdym bohaterze jest coś z autora, albo są podobni, albo są wyobrażeniem autora o ideale do jakiego dązy, albo jakiego chciałby mieć (ci wszyscy idealni meżczyźni w lit. kobiecej ;-) )

poza tym w większosci wypadków ciężko to zweryfikować - ilu autorów znamy na tyle blisko, zeby zdecydować, czy jego bohaterowie sa czy nie są do niego podobni - weźmy takiego andrzeja - poglądy jakuba w. z pewnoscią sa mu bliskie, ale przecież nie chodzi w kaloszach i nie biega po cmentarzach ze szpadlem.
co do pędzenia bimbru nie mam pewnosci ;-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

7
Ja nie wiem, jak wzoruję postaci na sobie, to nikt poza mną z tego sobie nie zdaje sprawy.
A jak piszę o rzeczach w ogóle nie mających dla mnie przełożenia na rzeczywistość, to wszyscy znajomi widzą w tym moje własne doświadczenia.
Jestem bardzo skrytym człowiekiem... lub po prostu sama nie wiem, co piszę ^_^
jestem zabawna i mam pieski

8
Mieliśmy już podobny temat - o Autorze w tekście ukrytym/odkrytym/przykrytym/nieodkrytym/co kto chce. Warto zajrzeć: http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=12800
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

9
Powiem szczerze, że wystraszyliście mnie!

Kiedy piszę, to nie zastanawiam się nad tym, czy ktoś może pomyśleć, że bohater ma coś ze mnie. Wszystko jest fikcją. Staram się wymyślić ogólny szkic postaci i potem dorabiać jego styl bycia, mowy. Wiadomo, że pewnie nieświadomie przemycę coś z siebie, ale nie 1 do 1. Chyba nawet źle czułbym się, gdybym miał wkładać moje myśli i słowa w wyimaginowanego bohatera.

Jeżeli chciałbym, aby ktoś identyfikował mnie z postacią, wtedy zaznaczyłbym to jakoś. Cechy charakteru nie muszą pokrywać się z moimi. Gdyby ktoś łączył mnie z moim tworem, rozczarowałby się. Nawet bardzo.

10
Zauważyłem taką rzecz w "Oku jelenia", gdzie Staszek narzeka na dziewczyny z liceum, że głupie fruzie i lecą na dresików z kasą.

O ile się nie mylę, to sam autor miał podobny problem. Płynnie i wiarygodnie to opisuje na zasadzie, która padła na tym forum: "Been there, done that" (ravva, to chyba ty pisałaś).

Z kolei Ellen Schreiber (pani od "Pocałunków wampira", których to czwarty tom tłumaczę na polski) główną bohaterkę kreuje na gotkę (jakaż będzie lepsza partnerka dla wampira?) - czarny ubiór, ciężka muzyka i glany, ale - co ciężko mi czytać - niewiele wie o samych gotach, co owocuje tym, że bohaterka bardziej wygląda na pozerkę, niż na członkinię tej kultury. Przykro się to czyta. Nie wierzę, że autorka zadała sobie trud posłuchania choćby jednej piosenki każdego wymienianego zespołu metalowego i hardrockowego, których nazwami z lubością się posługuje.

Łatwiej opisać coś, co się zna, niż coś obcego, rzecz, zjawisko, zachowanie, o którym się tylko czytało. To pewnie ma wpływ na to, że autorzy dają coś z siebie do tekstów.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

11
Bartosh16 pisze:główną bohaterkę kreuje na gotkę (jakaż będzie lepsza partnerka dla wampira?) - czarny ubiór, ciężka muzyka i glany, ale - co ciężko mi czytać - niewiele wie o samych gotach, co owocuje tym, że bohaterka bardziej wygląda na pozerkę, niż na członkinię tej kultury. Przykro się to czyta. Nie wierzę, że autorka zadała sobie trud posłuchania choćby jednej piosenki każdego wymienianego zespołu metalowego i hardrockowego, których nazwami z lubością się posługuje.
To jest sprawa trochę wykraczająca poza relacje autor-bohater. Bardzo możliwe, że owa gotka ma wiele z usposobienia samej autorki, chociaż ta gotów oglądała jedynie z daleka. Zasada, że autor powinien pisać jedynie o tym, na czym się dobrze zna, byłaby dość poważnym ograniczeniem. Sądzę raczej, że powinien starać się, aby jak najlepiej poznać to, o czym chce pisać. W przypadku owych gotów, jeśli mają pozostać takim dość ogólnym tłem dla głównej bohaterki, wystarczyłoby pojechać na parę koncertów, albo jeszcze lepiej, na jakiś festiwal, wejść pomiędzy ludzi, posłuchać, o czym rozmawiają, zajrzeć za kulisy - na ogół nie wyrzucają stamtąd z hukiem - i od razu dałoby się wyczuć w książce powiew autentyzmu :)
Inna rzecz, że autor pewne sytuacje (cechy, zjawiska) może uważać za mało istotne, za detale dalekiego planu, więc nie będzie przykładał się do tego, żeby je dokładnie poznać. Co później wytkną mu z upodobaniem bardziej kompetentni czytelnicy.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
Sądzę raczej, że powinien starać się, aby jak najlepiej poznać to, o czym chce pisać. W przypadku owych gotów, jeśli mają pozostać takim dość ogólnym tłem dla głównej bohaterki, wystarczyłoby pojechać na parę koncertów, albo jeszcze lepiej, na jakiś festiwal, wejść pomiędzy ludzi, posłuchać, o czym rozmawiają, zajrzeć za kulisy - na ogół nie wyrzucają stamtąd z hukiem - i od razu dałoby się wyczuć w książce powiew autentyzmu :)
Tak, ale to w sytuacji, gdy subkultura jest tłem. Kreowanie głównego bohatera, która ma uciągnąć całą akcję, o określonej mentalności, przy nieznajomości tej mentalności jest... pewnie nie niemożliwe, ale ciężkie.
To trochę jak z pisaniem o - na przykład - Indianach. Co z tego, że wsadzisz nie-Indianinowi kapelusz, przemalujesz go na czerwonawo i każesz mieszkać w tipi. Czytelnicy otrzaskani w temacie w samym sposobie prowadzenia narracji i stosunku bohatera do wydarzeń wokół niego poznają, czy to Indianin, czy tylko nieudolna kukła.
jestem zabawna i mam pieski

13
Otóż to.
Wydaje mi się, że autorka - być może - chciałaby być gotką, alb uważa, że taka bohaterka pasuje do wampira, co jest wierutną bzdurą, bo, jak wiadomo, miłość nie wybiera. A byłoby dużo zabawniej, gdyby zabujała się w nim dziewczyna z mocno katolickiej, która od pokoleń tępi wampiry. Rozdarcie między rodzinę a miłość, takie współczesne "Romeo i Julia" jakby, można to ciekawie poprowadzić.

Offtop: Przypomniała mi się scena z tej książki, która rozbawiła mnie niemal do łez:

(Rzecz ma miejsce w restauracji, gdzie dziewczyna postanowiła zapoznać rodziców ze swoim wampirzym chłopakiem. Ojciec dziewczyny zamawia zupę z czosnkiem).

- Co zamówiłeś? - spytałam przerażona.
- Zupę z czosnkiem, też chcesz?

Nie wytrzymałem w tym momencie.
Jestem dziewczyną, siedzę z rodzicami i chłopakiem-wampirem na kolacji, nikt nie może poznać prawdziwej natury mojego lubego, a na wzmiankę o czosnkowej zupie reaguję, jakby oznajmili, że wiedzą kim jest mój facet i chcą go dźgnąć kołkiem. Jak to pisał p. Pilipiuk: "Wam gęsi pasać, a nie konspirować" xD
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

14
tak szczerze się zastanawiam - da się stworzyć bohatera, który nie jest z nami w ogóle powiązany? ja każdego mogę ze sobą powiązać, jeśli nie odszukując swoje cechy, to stwierdzając, że jest moim kompletnym przeciwieństwem ;) Zawsze to coś ;)
Tych przeciwieństw za zwyczaj nie lubię, ci, którzy mają moje cechy, wkurzają mnie momentami ekstremalnie ;)
Friends come and go and the world doesn't stop for anybody, so do what you love and never look back.

15
W czasach, kiedy namiętnie grałam w vallherki, zdarzało mi się tworzyć postacie, które miały niektóre cechy mojego charakteru. Postaci - zupełnego przeciwieństwa, nigdy nie udało mi się stworzyć. Uważałam, że byłaby zwyczajnie nudna i miałabym problem z zagraniem takim tworem.
To mi zostało do dzisiaj.
Niekiedy w usta postaci wkładam słowa, które sama bym powiedziała, gdyby nie pewne ograniczenia typu - to nie wypada, to nie kobiece, co sobie inni pomyślą.
http://emthorhall.kawerna.pl/
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”

cron