UWAGA: WULGARYZMY
WWWKolejna wizyta, w kolejnym identycznym gabinecie urządzonym pewnie przez tą samą firmę dekoracyjną, specjalizującą się w takich pomieszczeniach dla życiowych nieudaczników, nie potrafiących radzić sobie z własnymi emocjami. Kolejny doktor z identycznym wyrazem twarzy, który po dwóch godzinach mojego monologu przerywanego czasem filozoficznymi wstawkami faceta w za luźnej sztruksowej marynarce, popisze się tymi samymi co jego poprzednicy wnioskami, że przypadek trudny, że trzeba więcej godzin, że sprawa siedzi głęboko i wiele pracy przed nami – chyba wiele pieniędzy na kolejną identyczną terapię wydanych.
WWW- Sprawa jest niełatwa – zaczął zgodnie z moimi oczekiwaniami kończąc nasze pierwsze spotkanie – Wymaga wielu spotkań, w celu zbadania przyczyn źródłowych.
WWWJakich kur*a przyczyn – myślę dusząc w sobie chęć przywalenia kutasinie między oczy – Sprawa jest prosta jak słońce, w sensie jasna jak słońce, zresztą, kur*a czy to ważne?
WWW- Myślę, że problem tkwi w pana dzieciństwie.
WWWNo to mamy kolejnego odkrywce Ameryki. Co nie powiesz, konował zawsze stwierdzi, że wina ojca. Ch*j, że nigdy nikt mnie nie molestował, nie bił, nawet krzyki średnio pamiętam, ale z pewnością to wina dzieciństwa. Łapię głęboki oddech, aby nie przywalić jegomościowi w twarz, uspakajając się na chwilę.
WWW- Skomplikowane relacje z ojcem…
WWWNie wytrzymałem i przywaliłem frajerowi, czując przy tym głęboką ulgę. Kutasinowe rozważania na temat mojego starego zawsze doprowadzają mnie do takiego stanu, wymuszając kolejna zmianę psychologa, tym razem jednak sprawa może być bardziej skomplikowana. Kutasinowa krew spływa kutasinie po nieprzytomnej kutasinowej twarzy na podłogę żywcem z katalogów meblarskich przez kutasinę skopiowaną. Teraz przynajmniej gabinet będzie się czymś wyróżniał – pomyślałem zamykając za sobą drzwi. Jak tak dalej pójdzie to zostanie mi tylko terapia przez Internet, chociaż to trochę ryzykowne zważywszy na fakt, że miesiąc temu kupiłem sobie nowy sprzęt. Idąc korytarzem mijam uśmiechnięta sekretarkę, która z wyćwiczonym uśmiechem podaje mi rachunek. Dwieście kur*a trzydzieści jeb*nych złotych za pogadankę z facetem, który nawet ubrać się odpowiednio nie potrafi, przynajmniej końcowa atrakcja w jakimś stopniu wynagrodziła mi tę horrendalną sumę. Płacę grzecznie uśmiech odwzajemniając i kieruję się do wyjścia, gdzie czeka na mnie była żona, modląc się, abym niczego tym razem nie wywinął – efekty jej modlitwy są kolejnym tylko potwierdzeniem na brak istnienia istoty wyższej naszymi losami kierującej, zresztą to chyba dobrze, bo w przeciwnym wypadku gościu okazałby się totalnym popierdoleńcem szykując nam takie żywoty. Uśmiecham się szeroko do kobiety, która tylko z litości utrzymuje ze mną kontakt wbrew swojemu konkubentowi.
WWW- Przywaliłem gościowi – mówię wsiadając do auta.
WWW- Pozwie cię? – zapytała niemal bez emocji, jednak znam ją zbyt dobrze, żeby nie zauważyć delikatnego ruchu lewej powieki, oznaczającego wewnętrzne cierpienie. Może ona nadal mnie kocha?
WWW- Podałem złe nazwisko.
WWW- Romana?
WWWUśmiecham się potwierdzając podejrzenia Weroniki o podanie danych jej konkubenta.
WWW- Do domu? A może kawa?
WWW- Może kawa – ruch powieki ustąpił, sprawiając że ja również poczułem się lepiej, może ta terapia wcale nie była taka zła? Może za tydzień wrócę do tego gościa?
WWWDojeżdżamy do naszej ulubionej kafejki, gdzie niegdyś wypiliśmy naszą pierwszą wspólną kawę. Nie wiem czy to normalne, ale z wiekiem robię się bardziej sentymentalny, przywiązując wagę do nieistotnych pierdol z przeszłości. Po co mi przykładowo przetrzymywać w szafie starą maszynę do pisana, z której nie korzystam od wieków, przecież złom ten spowalnia pracę wielokrotnie, nawet błędów ortograficznych poprawić nie potrafi, a mimo to w szafie siedzi i się kurzy.
WWW- Espresso – mówię przerywając własne przemyślenia – A dla pani podwójne.
WWWWymieniamy się uśmiechem z Weroniką, przez chwilę jest jak kiedyś, gdy mieliśmy dwadzieścia lat i wspólnie zaczytywaliśmy się w niezależnej literaturze. Co oznacza niezależna? Że nikomu na niej nie zależy? Czyli ja też jestem niezależny? Zajebiście.
WWWKawa idzie szybko, nawet za szybko zważywszy na fakt, że dzisiaj nie mam już nic więcej do roboty. Weronika raz na jakiś czas spogląda na zegarek – pewnie ten fagas już na nią czeka, kto wie może dostał już wezwanie na komendę. Po kilku minutach opuszczamy kawiarnię i rozstajemy się przed jej samochodem.
WWW- Będziesz dalej próbował?
WWW- Pisać?
WWW- Dobrze wiesz, że mówię o terapii. Potrzebujesz jej.
WWW- Oni potrzebują mojej kasy.
WWW- Jesteś szczęśliwy?
WWW- Z tobą? Tak. Bez ciebie jest chujowo i dobrze o tym wiesz.
WWWKolejny niekontrolowany ruch powieki daje mi znać, że posunąłem się za daleko, pora się wycofać bo zaraz zafunduje jej nieprzespaną noc. Daje jej przyjacielskiego buziaka w policzek i odwracam się na pięcie. Co by tu dzisiaj porobić? Wódka? A Może jakiś inny barwiony trunek? Kieruje swoje kroki do pobliskiej mordowni, gdzie lubię upijać się do nieprzytomności kończąc najczęściej na izbie wytrzeźwień. Kolejny kac, kolejne siniaki i kolejny debet. Trzeba będzie dokończyć wreszcie tę książkę, za która zaliczka dawno została przehulana. Ciekawe co robi Weronika, czy myśli jeszcze o mnie? Ciekawe co u kutasiny, jak zareagowała jego kutasinowa sekretarka widząc nieprzytomnego pracodawcę na swojej kutasinowej podłodze. Wyślę jej kwiaty, może umówi się ze mną na kawę? Tak ładnie się dziś do mnie uśmiechnęła. Zdecydowałem, że dziś jednak śpię w domu i po wypiciu trzech kolejek opuszczam pustą jeszcze knajpę. Barmanka widocznie zdziwiona moją decyzją nalewa jeszcze jeden od firmy, czym powoduje, że zostaje tam do czwartej. Sponiewierany jak świnia próbuje pokonać drogę do domu – dwa jebane kilometry wydają się być dłuższe od równika, albo czegoś innego co jest pojebanie długie. Wlokę się do przodu slalomem omijając podobnych mi, którzy nie zdołali dotrzeć do domu. Ja będę od nich silniejszy, przynajmniej dzisiaj. Dla Weroniki!
WWWBudzę się z moim najlepszym przyjacielem – porannym kacem. Szybki prysznic, dwa kefiry i siadam do pisania. Słowa nie kleją się w jedną całość tworząc tylko skacowany bełkot skacowanego grafomana na zdezelowanej maszynie. Co mi odwaliło, aby miast komputera, ten zakurzony sowiecki sprzęt – co to niby dusze ma – z szafy wyciągać. Trzeba było wczoraj wrócić wcześniej to by dzisiaj wena przyszła sama, jak przychodziła niegdyś. Trzeba się skupić, łyk wody i do pracy. Powieść o pijaku, którego jedyną przyjaciółką jest była żona. Powieść o pijaku, który od lat książkę napisać próbuje. Powieść o pijaku, który pobił swojego terapeutę. To będzie hit.
"Pierwsza powieść" opowiadanie obyczajowe
1
Ostatnio zmieniony śr 26 lut 2014, 00:24 przez _Piotr_, łącznie zmieniany 2 razy.