"Pierwsza powieść" opowiadanie obyczajowe

1
UWAGA: WULGARYZMY

WWWKolejna wizyta, w kolejnym identycznym gabinecie urządzonym pewnie przez tą samą firmę dekoracyjną, specjalizującą się w takich pomieszczeniach dla życiowych nieudaczników, nie potrafiących radzić sobie z własnymi emocjami. Kolejny doktor z identycznym wyrazem twarzy, który po dwóch godzinach mojego monologu przerywanego czasem filozoficznymi wstawkami faceta w za luźnej sztruksowej marynarce, popisze się tymi samymi co jego poprzednicy wnioskami, że przypadek trudny, że trzeba więcej godzin, że sprawa siedzi głęboko i wiele pracy przed nami – chyba wiele pieniędzy na kolejną identyczną terapię wydanych.
WWW- Sprawa jest niełatwa – zaczął zgodnie z moimi oczekiwaniami kończąc nasze pierwsze spotkanie – Wymaga wielu spotkań, w celu zbadania przyczyn źródłowych.
WWWJakich kur*a przyczyn – myślę dusząc w sobie chęć przywalenia kutasinie między oczy – Sprawa jest prosta jak słońce, w sensie jasna jak słońce, zresztą, kur*a czy to ważne?
WWW- Myślę, że problem tkwi w pana dzieciństwie.
WWWNo to mamy kolejnego odkrywce Ameryki. Co nie powiesz, konował zawsze stwierdzi, że wina ojca. Ch*j, że nigdy nikt mnie nie molestował, nie bił, nawet krzyki średnio pamiętam, ale z pewnością to wina dzieciństwa. Łapię głęboki oddech, aby nie przywalić jegomościowi w twarz, uspakajając się na chwilę.
WWW- Skomplikowane relacje z ojcem…
WWWNie wytrzymałem i przywaliłem frajerowi, czując przy tym głęboką ulgę. Kutasinowe rozważania na temat mojego starego zawsze doprowadzają mnie do takiego stanu, wymuszając kolejna zmianę psychologa, tym razem jednak sprawa może być bardziej skomplikowana. Kutasinowa krew spływa kutasinie po nieprzytomnej kutasinowej twarzy na podłogę żywcem z katalogów meblarskich przez kutasinę skopiowaną. Teraz przynajmniej gabinet będzie się czymś wyróżniał – pomyślałem zamykając za sobą drzwi. Jak tak dalej pójdzie to zostanie mi tylko terapia przez Internet, chociaż to trochę ryzykowne zważywszy na fakt, że miesiąc temu kupiłem sobie nowy sprzęt. Idąc korytarzem mijam uśmiechnięta sekretarkę, która z wyćwiczonym uśmiechem podaje mi rachunek. Dwieście kur*a trzydzieści jeb*nych złotych za pogadankę z facetem, który nawet ubrać się odpowiednio nie potrafi, przynajmniej końcowa atrakcja w jakimś stopniu wynagrodziła mi tę horrendalną sumę. Płacę grzecznie uśmiech odwzajemniając i kieruję się do wyjścia, gdzie czeka na mnie była żona, modląc się, abym niczego tym razem nie wywinął – efekty jej modlitwy są kolejnym tylko potwierdzeniem na brak istnienia istoty wyższej naszymi losami kierującej, zresztą to chyba dobrze, bo w przeciwnym wypadku gościu okazałby się totalnym popierdoleńcem szykując nam takie żywoty. Uśmiecham się szeroko do kobiety, która tylko z litości utrzymuje ze mną kontakt wbrew swojemu konkubentowi.
WWW- Przywaliłem gościowi – mówię wsiadając do auta.
WWW- Pozwie cię? – zapytała niemal bez emocji, jednak znam ją zbyt dobrze, żeby nie zauważyć delikatnego ruchu lewej powieki, oznaczającego wewnętrzne cierpienie. Może ona nadal mnie kocha?
WWW- Podałem złe nazwisko.
WWW- Romana?
WWWUśmiecham się potwierdzając podejrzenia Weroniki o podanie danych jej konkubenta.
WWW- Do domu? A może kawa?
WWW- Może kawa – ruch powieki ustąpił, sprawiając że ja również poczułem się lepiej, może ta terapia wcale nie była taka zła? Może za tydzień wrócę do tego gościa?
WWWDojeżdżamy do naszej ulubionej kafejki, gdzie niegdyś wypiliśmy naszą pierwszą wspólną kawę. Nie wiem czy to normalne, ale z wiekiem robię się bardziej sentymentalny, przywiązując wagę do nieistotnych pierdol z przeszłości. Po co mi przykładowo przetrzymywać w szafie starą maszynę do pisana, z której nie korzystam od wieków, przecież złom ten spowalnia pracę wielokrotnie, nawet błędów ortograficznych poprawić nie potrafi, a mimo to w szafie siedzi i się kurzy.
WWW- Espresso – mówię przerywając własne przemyślenia – A dla pani podwójne.
WWWWymieniamy się uśmiechem z Weroniką, przez chwilę jest jak kiedyś, gdy mieliśmy dwadzieścia lat i wspólnie zaczytywaliśmy się w niezależnej literaturze. Co oznacza niezależna? Że nikomu na niej nie zależy? Czyli ja też jestem niezależny? Zajebiście.
WWWKawa idzie szybko, nawet za szybko zważywszy na fakt, że dzisiaj nie mam już nic więcej do roboty. Weronika raz na jakiś czas spogląda na zegarek – pewnie ten fagas już na nią czeka, kto wie może dostał już wezwanie na komendę. Po kilku minutach opuszczamy kawiarnię i rozstajemy się przed jej samochodem.
WWW- Będziesz dalej próbował?
WWW- Pisać?
WWW- Dobrze wiesz, że mówię o terapii. Potrzebujesz jej.
WWW- Oni potrzebują mojej kasy.
WWW- Jesteś szczęśliwy?
WWW- Z tobą? Tak. Bez ciebie jest chujowo i dobrze o tym wiesz.
WWWKolejny niekontrolowany ruch powieki daje mi znać, że posunąłem się za daleko, pora się wycofać bo zaraz zafunduje jej nieprzespaną noc. Daje jej przyjacielskiego buziaka w policzek i odwracam się na pięcie. Co by tu dzisiaj porobić? Wódka? A Może jakiś inny barwiony trunek? Kieruje swoje kroki do pobliskiej mordowni, gdzie lubię upijać się do nieprzytomności kończąc najczęściej na izbie wytrzeźwień. Kolejny kac, kolejne siniaki i kolejny debet. Trzeba będzie dokończyć wreszcie tę książkę, za która zaliczka dawno została przehulana. Ciekawe co robi Weronika, czy myśli jeszcze o mnie? Ciekawe co u kutasiny, jak zareagowała jego kutasinowa sekretarka widząc nieprzytomnego pracodawcę na swojej kutasinowej podłodze. Wyślę jej kwiaty, może umówi się ze mną na kawę? Tak ładnie się dziś do mnie uśmiechnęła. Zdecydowałem, że dziś jednak śpię w domu i po wypiciu trzech kolejek opuszczam pustą jeszcze knajpę. Barmanka widocznie zdziwiona moją decyzją nalewa jeszcze jeden od firmy, czym powoduje, że zostaje tam do czwartej. Sponiewierany jak świnia próbuje pokonać drogę do domu – dwa jebane kilometry wydają się być dłuższe od równika, albo czegoś innego co jest pojebanie długie. Wlokę się do przodu slalomem omijając podobnych mi, którzy nie zdołali dotrzeć do domu. Ja będę od nich silniejszy, przynajmniej dzisiaj. Dla Weroniki!
WWWBudzę się z moim najlepszym przyjacielem – porannym kacem. Szybki prysznic, dwa kefiry i siadam do pisania. Słowa nie kleją się w jedną całość tworząc tylko skacowany bełkot skacowanego grafomana na zdezelowanej maszynie. Co mi odwaliło, aby miast komputera, ten zakurzony sowiecki sprzęt – co to niby dusze ma – z szafy wyciągać. Trzeba było wczoraj wrócić wcześniej to by dzisiaj wena przyszła sama, jak przychodziła niegdyś. Trzeba się skupić, łyk wody i do pracy. Powieść o pijaku, którego jedyną przyjaciółką jest była żona. Powieść o pijaku, który od lat książkę napisać próbuje. Powieść o pijaku, który pobił swojego terapeutę. To będzie hit.
Ostatnio zmieniony śr 26 lut 2014, 00:24 przez _Piotr_, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Najpierw krytyczne uwagi:
_Piotr_ pisze:Kolejna wizyta, w kolejnym identycznym gabinecie urządzonym pewnie przez tą samą firmę dekoracyjną, specjalizującą się w takich pomieszczeniach dla życiowych nieudaczników, nie potrafiących radzić sobie z własnymi emocjami. Kolejny doktor z identycznym wyrazem twarzy, który po dwóch godzinach mojego monologu przerywanego czasem filozoficznymi wstawkami faceta w za luźnej sztruksowej marynarce, popisze się tymi samymi co jego poprzednicy wnioskami, że przypadek trudny, że trzeba więcej godzin, że sprawa siedzi głęboko i wiele pracy przed nami – chyba wiele pieniędzy na kolejną identyczną terapię wydanych.
To jeden akapit,a jedynie dwa zdania. Przeczytaj je na głos, a zauważysz, że brakuje Ci oddechu. Nieprzyjemnie się to czyta, spróbuj jakoś rozbić.
_Piotr_ pisze:wstawkami faceta w za luźnej sztruksowej marynarce
Nasuwają mi się dwa wnioski:
1. W gabinecie oprócz pacjenta i terapeuty jest filozof w za luźnej sztruksowej marynarce.
2. Filozofowie w za luźnych sztruksowych marynarkach masowo publikują swoje filozoficzne wstawki i są popularni.
Dopiero potem mój mózg trybi, że chodzi o terapeutę. Tak nie może być. "faceta w za luźnej sztruksowej marynarce" można wywalić z tego zdania bez większej szkody dla całości.
_Piotr_ pisze:tymi samymi co jego poprzednicy wnioskami(1), że przypadek trudny, że trzeba więcej godzin, że sprawa siedzi głęboko i wiele pracy przed nami - chyba wiele (2)pieniędzy na kolejną identyczną terapię wydanych(3).
1. tymi samymi wnioskami, co jego poprzednicy (tutaj dwukropek)
2. Zamiast myślnika kropka, nowe zdanie, które powinno się brzmieć: "Chodzi raczej o szmal, który mu wpadnie za idiotyczne wizyty", lub coś w tym stylu/
3. szyk w tym zdaniu... Przypomina mi trochę mistrza Yodę, bez obrazy, a widziałem, że się powtarza. Jeżeli bohater musi, ale to naprawdę musi, wysławiać się w ten sposób, to można to wybaczyć. Jeśli nie musi, to popraw.

_Piotr_ pisze:oczekiwaniami kończąc
oczekiwaniami, kończąc
_Piotr_ pisze:Jakich kur*a przyczyn
Bez cenzury, oddzielone przecinkami z obu stron.
Jesteś autorem, masz być wiarygodny, Twój bohater ma być wiarygodny. Nie wierzę, że koleś cenzuruje swoje wypowiedzi.
_Piotr_ pisze:myślę dusząc w sobie chęć przywalenia kutasinie między oczy
Między oczy... Prosto w czoło, gdzie czaszka człowieka jest bodaj najgrubsza i najtwardsza (aczkolwiek pewności nie mam). Gdybym był zły na psychoterapeutę i chciał mu przywalić, celowałbym w nos. To jednak grozi złamaniem i pozwem do sądu, więc bezpieczniej będzie przylać gdzieś pod policzek, ale nie za mocno, żeby nie wybić zęba i nie złamać żuchwy (choć nie wiem, czy Twój wzburzony bohater będzie o tym myślał). Na pewno nie w czoło.

Co do pozwu, uwagę zamieszczę tutaj: jeśli psychoterapeuta istotnie zgłosi napaść i poda dane konkubenta Weroniki, to potem wyjdzie na jaw, że to nie on uderzył lekarza. Idąc tym tropem, nasz bohater odpowie za pobicia i podawanie fałszywych danych. Tutaj bym się zastanowił.
_Piotr_ pisze:Sprawa jest prosta jak słońce, w sensie jasna jak słońce
Wystarczy samo: "jasna jak słońce".
_Piotr_ pisze:kolejna
Literówka.
_Piotr_ pisze:na podłogę żywcem z katalogów
Żywcem wyjętą
_Piotr_ pisze:Teraz przynajmniej gabinet będzie się czymś wyróżniał
Myśli myślę, że w cudzysłów.
_Piotr_ pisze:zważywszy na fakt(1), że miesiąc temu kupiłem sobie nowy sprzęt(2)
1. To sformułowanie pada już wcześniej. Bardziej uważnemu czytelnikowi będzie się gryzło i wybije z rytmu.
2. Co ma to tego wszystkiego nowy sprzęt?
_Piotr_ pisze:Dwieście kur*a(1) trzydzieści jeb*nych(1) złotych(2) za pogadankę z facetem, który nawet ubrać się odpowiednio nie potrafi(3)
1. Bez cenzury.
2. Tak biorą? Wydawało mi się, że mniej 100- 200. Jeśli tak biorą, to zwracam honor. Nie będę się spierał.
3. Jaki, zdaniem bohatera, jest odpowiedni ubiór?
_Piotr_ pisze:wynagrodziła mi tę horrendalną sumę
Wynagrodzić sumę. Nie bardzo mi to pasuje. Suma sama w sobie nie jest krzywdą, nie ma czego wynagradzać. Może napisz, że końcowa atrakcja warta była tych pieniędzy?
_Piotr_ pisze:grzecznie uśmiech odwzajemniając
Znowu ten dziwny szyk.
_Piotr_ pisze:efekty jej modlitwy są kolejnym tylko potwierdzeniem na brak istnienia istoty wyższej naszymi losami kierującej, zresztą to chyba dobrze, bo w przeciwnym wypadku gościu okazałby się totalnym popierdoleńcem szykując nam takie żywoty.
1. I znowu ten szyk w stylu polskiej szlachty. On naprawdę tak mówi?
2. Kolejnym potwierdzeniem braku istnienia.
_Piotr_ pisze:pierdol
pierdół
_Piotr_ pisze:Po co mi przykładowo przetrzymywać w szafie starą maszynę do pisana, z której nie korzystam od wieków, przecież złom ten spowalnia pracę wielokrotnie, nawet błędów ortograficznych poprawić nie potrafi, a mimo to w szafie siedzi i się kurzy.
"Po co trzymam w szafie starą maszynę do pisania, z której nie korzystam od wieków. Złom wielokrotnie spowalnia pracę, nie wskazuje błędów ortograficznych, tylko siedzi w szafie i się kurzy".
_Piotr_ pisze:Po kilku minutach opuszczamy
Przez większość fragmentu jest czas przeszły. Skąd ta zmiana?
_Piotr_ pisze:Wódka? A Może jakiś inny barwiony trunek
To zdanie mi sugeruje, że wódka to barwiony trunek. Może: "Wódka? A może coś bawionego?"
_Piotr_ pisze:kutasinowa
Miałem tego nie wytykać, ale spróbuj ze słowem "kutasińska". Jeśli nie będzie lepiej brzmiało, to ok.
_Piotr_ pisze:swojej kutasinowej podłodze
To nie jest podłoga sekretarki, raczej pracodawcy właśnie. Czyli nie "swojej" a "jego".
_Piotr_ pisze:Zdecydowałem, że dziś jednak śpię w domu
...a potem pije kolejkę od firmy i chleje do czwartej. Może daj, że chce spać w domu? "Zdecydowałem, że chcę dzisiaj spać w domu".
_Piotr_ pisze:czym powoduje, że zostaje tam do czwartej
Czym sprawia.
_Piotr_ pisze:omijając podobnych mi
Podobnych jemu kogo? Mężczyzn? Pijaków?
_Piotr_ pisze:w jedną całość tworząc
Słowo "całość" w liczbie pojedynczej sugeruje, że jest jedna. Pogrubienie zbędne.
_Piotr_ pisze:książkę napisać próbuje
Próbuje napisać książkę.

Jeszcze dwie uwagi:
- literówki - ich obecność świadczy o tym, że nie przejrzałeś tekstu zbyt dokładnie, nie przyłożyłeś się. Sprawdzałeś go, zanim wstawiłeś tutaj?
- przecinki zwłaszcza te, które powinny się pojawić w okolicach imiesłowa -ąc. Gubisz je nagminnie.

Tekst, pomimo tych kilku zgrzytów, bardzo mi się podobał. Coś w nim jest, jakaś taka szczerość, która każe mi chłonąć tę opowieść. Kilka dowcipnych motywów (rozmowa z psychoterapeutą mnie autentycznie rozbroiła, choć scenę z uderzeniem w twarz opisałbym nieco inaczej).
Jest w Tobie iskierka, która nadaje temu tekstowi urok. Może ktoś inny tego nie zauważy - ja widzę.
Wchłoń krytyczne uwagi i miej na nie baczenie w przyszłości.
Jest jakiś dalszy ciąg?

Pozdrawiam i powodzenia w dalszej twórczości.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

3
DziękiBartosh16, za wnikliwą analizę. Za literówki i interpunkcję przepraszam, to jest moja wybitnie słaba strona < przed wysyłka na konkursy sprawą zajmuje się żonka lub teściu;) >
Dalszej części nie ma i nie będzie, to krótkie opowiadanko powstało w drodze do Warszawy i jest to jedyna rzecz, której dalej nie wysłałem<zbyt wulgarne>. Wrzuciłem tu, aby na dobre się z Wami przywitać.

4
_Piotr_ pisze:WKolejna wizyta, w kolejnym identycznym gabinecie urządzonym pewnie przez tą samą firmę dekoracyjną, specjalizującą się w takich pomieszczeniach dla życiowych nieudaczników, nie potrafiących radzić sobie z własnymi emocjami. Kolejny doktor z identycznym wyrazem twarzy, który po dwóch godzinach mojego monologu przerywanego czasem filozoficznymi wstawkami faceta w za luźnej sztruksowej marynarce, popisze się tymi samymi co jego poprzednicy wnioskami, że przypadek trudny, że trzeba więcej godzin, że sprawa siedzi głęboko i wiele pracy przed nami – chyba wiele pieniędzy na kolejną identyczną terapię wydanych.
Rzeczywiście zdanie potwór i idzie się zapowietrzyć, ale... Fajnie się to komponuje i można uznać celowe na tle tego wtrącenia:
_Piotr_ pisze: który po dwóch godzinach mojego monologu przerywanego czasem filozoficznymi wstawkami faceta
Oddaje nam to charakter osoby dużo mówiącej, mówiącej chaotycznie. Coś jest na rzeczy i nie wiem, czy z tego względu pokusiłabym się na totalną przebudowę i poskracanie zdań.

Za to trochę przeszkadza mi brak akapitów w końcówce.

Ogólnie tekst dobrze wchodził. Rzeczywiście przepiłeś gdzieś sporo przecinków, ale kreacja bohatera jest super. Naprawdę go czuję. Jego relacje z byłą żoną, maszyną do pisania i równikiem. Dociera do mnie takie poczucie humoru. Narracja również nie jest męcząca tylko miejscami darowałabym sobie ten powykręcany szyk zdań.

Mi się podobał i już. Chętnie przeczytałabym więcej. Szkoda tylko, że nie rozwinąłeś bardziej tej relacji ojciec-syn. Zakładam, że rzeczywiście trochę racji w tym jest, tylko bohater z siebie to wypiera. Jestem ciekawa, o co chodzi i chętnie poznałabym tą historię.

5
Joł!

Osobiście nie ruszałbym pierwszego akapitu, jego zbicie i nieco trudny do odkodowania przekaz wydaje mi się zaletą, jest w tym pewien floł, który przykuwa uwagę. No cóż, ale, jak widzisz, co osoba to inna opinia. ;) Wywaliłbym tylko "takich" w pierwszym zdaniu i zmienił ten okropny szyk na koniec z wydawanymi pieniędzmi. Z szykiem zresztą też później są jakieś przygody i jeśli ta dziwna kolejność słów ma swoje uzasadnienie, to ja go nie dostrzegłem. Miejscowy syndrom Yody odbieram jako błąd.

Naciągany był dla mnie motyw z ruchem powieki. To bardzo dobrze, kiedy bohaterowie mają jakieś charakterystyczne wtręty czy ruchy mimiczne, ale "delikatny ruch lewej powieki oznaczający wewnętrzne cierpienie" jakoś mi nie zagrał, wydawał się nieco zbyt absurdalny. Chyba że chodzi o takie nieustanne drganie powieki, mój kolega miał takie coś, jak przeżuwał jedzenie, ale wtedy nazwałbym to dla jasności "drganiem" i może nie połączył tego z "wewnętrznym cierpieniem", tylko na przykład stresem. Czymś mniej, hm, ciężkim. ;)

Całość jest fajnie napisana, pierwszoosobowa narracja Ci służy, jest niezłe tempo i zgrabna tragikomedia. Ale o ile scena w gabinecie, cały ten dialog i opis, były fajne, o tyle w relacji bohatera i byłej żony zabrakło mi większej chemii, która usprawiedliwiałaby tę niecodzienną bliskość i - z tego samego powodu - wytłumaczenia, dlaczego ona jest w ogóle gotowa mu pomagać, mimo jego ewidentnego chamstwa wobec jej aktualnego bojfrenda.

Poza tym, jeśli to jest całość, to smutno. Miałeś nieprzewidywalnego bohatera, którego chce się słuchać , tajemnicę jego złego samopoczucia (też mnie ten ojciec zainteresował) i zalążek ciekawej relacji (z byłą żoną). Zrezygnowałeś z tych kart, stawiając na sprawnie napisane krótkie opowiadanie o kolejnym narzekającym na życie nieudaczniku, z którego nie wynika absolutnie nic. Ostatnie zdania są ładne i zabawne, ale co z tego? Ano nic z tego wszystkiego nie wynika. I nic z tego we mnie nie zostanie. Jak ładna dziewczyna, którą mijam w tłumie, myślę przez chwilę, kim mogłaby być, a potem na zawsze o niej zapominam.

Szkoda. Jest schludna wydmuszka, a mogłoby być pyszne jajko.

Pozdro 600 i powodzenia,
DJ Patren

PS Jak już było mówione: nie cenzuruj bluzgów we własnym tekście! ;)
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

6
Patren pisze:Osobiście nie ruszałbym pierwszego akapitu, jego zbicie i nieco trudny do odkodowania przekaz wydaje mi się zaletą, jest w tym pewien floł, który przykuwa uwagę.
To ja, Patren, stanę w opozycji. :)

Mnie się ten tekst podoba od tego momentu:
_Piotr_ pisze:- Przywaliłem gościowi – mówię wsiadając do auta.
Jakież to jest piękne trzęsienie ziemi! To by był genialny początek "w środku rzeczy"! Dostajesz takie zdanie i musisz, po prostu musisz, czytać dalej, bo "o co w tym wszystkim chodzi?". No i właśnie o to chodzi. ;)

Dlatego tak właśnie bym zaczęła, a cały początek - komu przywalił, po co, na co i dlaczego - pocięłabym na mniejsze kawałki i wrzuciła w retrospekcjach.
Patren pisze:Jest schludna wydmuszka
Nie jest (dalej stoję w opozycji). Klocki są. Fajne. Tylko może by je inaczej poukładać...?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

7
Dziękuję za poświęcony czas. Z "syndromem Yody" borykam się od dłuższego czasu, kiedyś zaczytywałem się w Pilchu uwielbiając jego styl pisania <już mi przeszło> ale pewne zbyt długie zdania i przerzucanie czasownika na inne miejsce mi pozostał.
W tym tygodniu czeka mnie podróż pociągiem z Gdańska do Krakowa a za tydzień z Gdańska do Warszawy więc może pociągnę temat dalej.
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron