Fragment opowiadania-wprawki na potrzeby forum skrócony o opisy.
Z góry przepraszam za ewentualne błędy w stylizacji, ale nawet Sienkiewicz kiedyś zaczynał.
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWW najciemniejszym kącie, gdzie nikt nie raczył nawet zapalić świecy, przesiadywał ponury typ. Prawe oko miał przesłonięte przepaską, co dodawało grozy jego aparycji. Twarz mężczyzny budziła wstręt. Porastała ją siwa szczecina za wyjątkiem miejsc, gdzie biegły paskudne blizny po źle wygojonych ranach. Włosy pozostawały w stałym nieładzie, jakby ustawicznie targał nimi silny wiatr. Na stole przed nim zawsze leżał dwuręczny miecz. Na sobie miał poznaczony śladami walki pancerz z utwardzanej skóry wzmacniany gdzieniegdzie metalowymi płytkami. [...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWJego dokonania budziły respekt, ale nie umniejszyły awersji tubylców. Ludzie nadal mijali go szerokim łukiem tym bardziej, że nikt nie widział go w świątyni. Nawet bandyci, jeśli nie byli ścigani listem gończym, przychodzili przed oblicza bogów i uczestniczyli w obrzędach. Kapłan podawał go za przykład zgorszenia, bezbożności i degrengolady, napiętnował z ambony, wyklinając i kładąc nań klątwy. Z tego powodu przylgnęło do niego miano heretyka.
WWWPewnego wieczoru nie było mu dane dokończyć piwa. Do karczmy jak po ogień wpadł zamkowy rachmistrz, człowiek w podeszłym wieku z obfitym, białym wąsem. Zaraz po przekroczeniu progu skierował się do ciemnego kąta, w którym siedział potępiany najemnik. Jął krzyczeć:
WWW– Panie! Ratuj pan w imię wszystkiego, co wam drogie, ratuj!
WWWHeretyk pociągnął długi łyk piwa i popatrzył ponuro na przybysza, który zakłócał jego spokój.
WWW– Ratujcie, panie! Porwali ją, porwali moją córkę, moją Nailę! Ratujcie ją, panie, nie pozwólcie dziewczęciu sczeznąć!
WWW– Kto porwał?
WWW– Wilcy, panie! Gadające wilcy z lasa, co na dwóch łapach chodzą i do księżyca wyją, jak potępieńcy. Wielkie ci one, panie, silne okrutnie, bogów się nie boją! Plugastwo najgorsze, panie, pomożecie mi biednemu? Zamkowi nie chcą, w las iść się wzdragają. „Rozkazy inne” – powiadają, ale pludrami ze strachu telepią, pomóżcie, panie.
WWWNajemnik znowu łyknął złotego napoju z kufla. Odbiło mu się paskudnie, aż podskoczył na ławie, po czym skierował wzrok na rachmistrza.
WWW– Heretykiem mnie zwiecie, zgniłymi pomidorami i klątwami obrzucacie, a teraz pomocy wyglądacie?
WWW– Panie kochany – mężczyzna niemalże płakał – nie dajcie mnie, ojcu, tego żalu doświadczyć, jakim grzebanie córki będzie.
WWWNieznajomy patrzył w szklące się oczy błagającego o pomoc człowieka, szacując prawdziwość jego intencji. Jeśli się nie zgodzi, rachmistrz gotów rozryczeć się jak pohańbiona dziewka, przypaść mu do nóg i całować dawno nie zmieniane onuce.
WWW– Zgoda, człecze namolny, jeno uszy me gnębić przestańcie. Skowyt wasz nieznośny, niczym bestii, o których gadacie.
WWW– Dziękuję ci, panie, po stokroć dziękuję. Chwała boska niech spłynie na was i strzeże od złego.
WWW– Miast chwały waszych bogów niech mi tu spłynie piwo, ale nie sikacz, co go szynkarz wodą chrzci, lecz trunek, którym wy, dostojnicy, gardła pieścicie. Zapłatę za fatygę obgadamy, jak z lasu wrócę, a zwodzić mnie nie próbujcie, jeśli stali nie chcecie zakosztować.
WWW– Dobrze, panie, dobrze. Chwała bogom! – Rachmistrz zwrócił się do karczmarza: – Dobry człowieku! Piwa lejcie temu mężowi cnemu, niech kufel jego dna dziś nie pokazuje! Koszt z mej skarbony pokryję. [...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWWszedł między drzewa. Pnie miały one grube i potężne. Gdyby je wydrążyć, w środku zmieściło by się co najmniej trzech wojaków. Były to głównie rozłożyste dęby i nieco mniejsze graby, gdzieniegdzie pojawiały się liche brzózki, leszczyny i olchy. W dziupli wydrążonej w jednym ze starszych okazów mignął mu łebek jakiejś ptaszyny, której nie rozpoznał. W oddali najemnik usłyszał pracującego dzięcioła. Gdzieś w górze rozległ się charakterystyczny krzyk jastrzębia..
WWWRuno leśne wyglądało, niczym rozłożony między drzewami, zielony kobierzec uszyty z liści przylaszczki i kopytnika, na którym miejscami rozłożyły się majestatyczne paprocie, jakby odpoczywały. Pod stopami heretyka co i rusz trzaskały suche gałązki i chrupały zeszłoroczne żołędzie. Wśród traw ujrzał szkielet niedużego ptaka, który zapewne wypadł z gniazda, nim nauczył się latać.
WWWBrnął coraz głębiej i głębiej. Korony drzew stały się bardziej zwarte, przepuszczały mniej światła, robiło się ciemno, mimo że był środek dnia. Najemnik poczuł niepokój, czegoś mu tutaj brakowało. Ach tak! Umilkły ptasie trele. Poszukał wzrokiem zadrapań na pniach drzew. Dąb oddalony o dwadzieścia kroków od niego miał zdarty kawałek kory o powierzchni dwóch dłoni.
WWW– Witaj! – Pół–ludzki, pół–zwierzęcy głos wyrwał go z zadumy. Słowo padło spomiędzy gałęzi wielkiego, bardzo starego dębu. Na jednym z konarów siedział dziwny człowiek i uśmiechał się złowieszczo. Odziany był skąpo: rozpięta skórzana kamizelka i spodnie z tego samego materiału. Na głowie miał burzę czarnych kłaków, przyprószonych siwizną, bardziej potarganych, niż u heretyka po całonocnym piciu. Ciało jego porastały gęste włosy, które bardziej przypominały futro, niż zwykłe, ludzkie owłosienie. Najemnik sięgnął po miecz. Powiedział:
WWW– Prowadź do przywódcy.
WWW– Przywódca mój lepsze kąski spożywa, niźli twoje obleśne cielsko. Za urąganie jego gustom gotów mnie wybatożyć. Na dziewkę też mi nie wyglądasz, coby z tobą poswawolić mógł.
WWW– Żebym ja zaraz z tobą nie poswawolił. Gadaj, stworze, gdzie wódz twój, bo cię wybebeszę i z trzewi mapę do jego kryjówki sporządzę – krzyknął, dobywając miecza.
WWW– Jakiż buńczuczny. Wiedz, dzielny mężu, iż towarzyszymy ci, odkąd żeś granicę lasu przestąpił. Zjawiasz się tutaj, groźby rzucasz i domagasz się, bym ci zdradził, gdzie wódz mój się ukrywa? Życzysz sobie chleba i soli, panie, kiedyś już w gościnę zawitał? – kpił wilkołak.
WWW– Czniam twoją sól, twój chleb, ciebie i całe to leśne tałatajstwo. Jeśli…
WWW– Powściągnij gębę – heretyk usłyszał szept tuż obok ucha, poczuł smród wydobywający się z paszczy i ciepło cudzego oddechu na swoim karku. „Jak mógł podkraść się tak cicho?” – przemknęło mu przez myśl. Odskoczył od stojącego za nim potwora, odwracając się i instynktownie osłaniając mieczem przed ewentualnym atakiem. Głos należał do wilkołaka większego, niż ten, co na drzewie siedział, i przemienionego.
WWW– Tyś jest wódz wilczej hałastry? – spytał najemnik, celując sztychem w pierś zwierza.
WWW– We własnej osobie.
WWW– Córki rachmistrza zamkowego szukam. Chłopina twierdzi, żeście ją uprowadzili. Żądam, byście ją wydali.
WWW– Pohamuj swe zapędy, człecze nierozumny. Przybywasz do lasu, wkraczasz na mój teren, jak do siebie, grozisz mnie i moim podopiecznym, żądania stawiasz. Widzę, żeś wojak i chwat, mąż nieulękły i że śmierci się nie boisz, lecz przestań groźby ciskać, bo wyglądał będziesz, jak ćcia twoja, kiedyś ją na żalnik prowadził.
WWWIntruz przypomniał sobie swoją zmarłą teściową i wzdrygnął się. Podczas karmienia świń, straciła równowagę i wpadła do zagródki, gdzie głodne knury zatłukły ją racicami na śmierć. Nieszczęśliwy wypadek pozbawił kobiecinę życia. Heretyk żałował tej straty już w chwili, kiedy pchnął staruszkę między trzodę.
WWWKątem oka zobaczył, jak zza drzew i spomiędzy gałęzi wyłaniają się kolejne bestie. Po kilkunastu uderzeniach serca otaczały go trzy tuziny kudłatych potworów. Czy to ta chwila? Czy wreszcie przyjdzie mu pożegnać się z życiem, które tak bardzo ostatnio mu doskwierało? Długo szukał śmierci, a ona zdawała się przed nim kryć. Sam zaś nie potrafił jej sobie zadać. Zabił na zlecenie mnóstwo osób – siebie samego nie umiał. Wiele razy był jedną nogą na tamtym świecie i zawsze udawało mu się przeżyć. A to medyk cudu dokonał, a to znachor jakiś czarami zawrócił ją z ostatniej drogi. Pakował się w najgorszą kabałę i za każdym razem wychodził z niej cało, pomijając utratę oka w walce z jaszczurem. Trzydzieści wilkołaków? To było niewykonalne, ale nie zamierzał tanio skóry sprzedawać.
WWW– Ja wam nie wrogiem, wydajcie dziewuchę, a odejdę. Śmierć też mi nie straszna. Zaatakujcie, a najbiedniej tuzin z was głowy położy – mówił spokojnie, celując mieczem w monstra.
WWW– Hardyś – rzekł przywódca wilków z grymasem, który mógł oznaczać uśmiech – lecz nikt nikogo na szwank narażał nie będzie. Dziewczyna w naszej mocy się nie znajduje. Jadła nam nie brak, uciechy także. Nic nam po niej. Rachmistrz kłam wam zadał, dobry człowieku – przy słowie „dobry” część wilkołaków zarechotała. – Powiedzcież, jak wyglądała. Może któryś z nas zoczył ją gdzieś w lesie.
WWWZabójca sięgnął pamięcią do nocy dnia poprzedniego, kiedy to zmartwiony ojciec bełkotał mu o wyglądzie córki. Powiedział:
WWW– Włosy jasne, jak zboże, w kosy powiązane. Wysoka jak na kobitę. Oczęta śmiejące się, lśniące, niby monety, co w trawie się błyszczą. Suknia prosta, zielona. Jagody rumiane. Znamię na szyi w kształcie gruszki.
WWW– Jak ją Śmierć napotkała w lesie, to rumieńców na jagodach nie uświadczy – zarechotał przywódca wilkołaków i spytał: – Widział ją kto?
WWW– Ja żem widział, jakem z miasta wracał – odezwał się jeden z potworów o wyjątkowo ciemnym futrze. – Opodal Trupiego Parowu zwłoki dziewczyny młodej leżą, jeno włosy nie w kosach, a potargane, jakby ją kto tarmosił. W zieloną kieckę przyodziana była.
WWW– Masz, czegoś chciał. Teraz oddal się w pokoju – rzekł prowodyr leśnej watahy.
WWW– Zgodnie z umową – odparł heretyk i skierował się do miejsca wskazanego przez wilkołaki. [...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWW„To ona” – pomyślał heretyk, zbliżając się. Chciał dokładniej obejrzeć ciało, poznać los, jaki spotkał niewinne dziewczę. Dół sukni był nieco podwinięty. Mężczyzna zauważył sińce na ramionach dziewczyny. Przyłożył do nich dłoń, by zorientować się, jak powstały. Domyślił się, że ofiarę trzymano mocno od tyłu. Mimo wewnętrznych sprzeciwów zajrzał pod suknię. Widok wcale go nie zdziwił – dziewczynę zgwałcono. Wiele razy. Nie to jednak spowodowało śmierć. Truchło spoczywało na lewym boku. Śledczy z przypadku odwrócił je na wznak. W okolicach lewego obojczyka i barku na sukni widniała ciemna plama zakrzepłej krwi. Przyjrzał się lepiej. Na szyi zobaczył dwie małe rany, niby ukąszenie wampira. Zmierzył rozstaw kłów – szerokość trzech palców. Pasował do ran, które widywał u trupów podczas jednego ze zleceń, kiedy miał zabić tajemniczego hrabię.
WWWGwałt nie pasował mu do krwiopijcy. Ten bowiem dla zaspokojenia chuci uwiódłby dziewkę z miasta, albo wynajął prostytutkę, jako że tryple wszelakie mu nie grożą. Czemu gwałcić? I to córkę rachmistrza zamkowego? Było pewne, że zrozpaczony ojciec zechce dociec prawdy. Wampiry to głównie stare stworzenia, mądre, doświadczone. Żaden z nich nie postąpiłby tak głupio. Szyja… Czysta. Dziwne. Dwie rany w tętnicy, a na szyi nie ma ani plamki krwi. Przecież dziewczyna powinna sikać juchą naokoło. Może jednak nocne bydlę? A może ktoś chciał, żeby to tak wyglądało? Heretyk spojrzał jeszcze raz. Dziury w szyi rzeczywiście mogły być zrobione gwoździem lub szpikulcem. Ewentualny morderca zadał sobie dużo trudu, żeby upozorować to na robotę lubującego się w krwi upiora.
WWWCóż… Dziewczynę zabito. Ojciec panny pewnie nie będzie zadowolony, że trupa mu przyniesiono, ale wielkiego wyboru nie będzie miał. Pewnie najmie śledczych, aby doszli, kto odebrał życie jego dziecku. Heretyk natenczas będzie siedział w karczmie przy swoim stoliku z kuflem zimnego piwa w ręce.
WWWZarzucił sobie zwłoki na barki i ruszył do miasta.[...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWW– Morderco! – zakrzyknął rachmistrz.
WWWByły żołnierz z czcią ułożył przyniesione zwłoki Naili na bruku niemalże u stóp jej ojca.
WWW– Martwą ją znalazłem opodal Trupiego Parowu. Wilkołaki rzekły, iż żeś kłam mi zadał i że żaden z nich dziewczyny nie uprowadził.
WWW– A pewno, że tak, bo żeś ją, zbóju, w lesie przydybał, przemocą wziął i zabił! Mirko cię śledził, wszystko widział, całe to bezeceństwo. A ja ci zawierzyłem, morderco! Piwem napoiłem! Płacić chciałem! Takoż mi się odwdzięczasz, zdrajco?! – zawył skrzywdzony ojciec głosem tak rzewnym, że poruszyłby głaz.
WWWW tej chwili heretyk zrozumiał, że dalsza polemika z poszczutą nań ciżbą nie ma większego sensu. Komu uwierzą? Poważanemu urzędnikowi zamkowemu czy jemu – plugawemu innowiercy? Mógłby próbować uciekać, licząc na to, że nikt bramy nie zamknie, lecz nogi już nie te, nie niosły tak, jak niegdyś, gdy umykał przed strażą po dachach. Miał swoje lata i choć ciało nie słuchało go tak, jak by tego sobie życzył, to wigor go nie opuszczał.
WWWObudził się w nim morderczy zew, przemożna chęć niesienia śmierci, która prowadziła jego miecz. Doszedł do tego odwieczny, tłumiony w duchu żal do mieszkańców za bezpodstawne potępienie nieznanego im człowieka. Nie wadził nikomu, pomocy nie odmawiał, a mimo to szczerze go nienawidzili. I za co? Za to, że wraz nimi nie chylił czoła przed ołtarzami? Że nie rzucał kapłanom grosiwa do skarbony? Że siedział całymi dniami w szynku i popijał miernej jakości piwo?
WWWKrew wrzała w jego żyłach, gniew uderzał do bram świadomości, lecz on go odpędzał. Nie mógł pozwolić mu wniknąć w myśli, opętać umysłu, odebrać rozsądku, bo równałoby się to z wyrzeczeniem się własnego życia. O nie! Drogo sprzeda skórę, a zapłatą za nią będzie krew podłych niewdzięczników.
WWWDobył miecza. Przeniósł broń na prawą stronę i, trzymając rękojeść oburącz, skierował głownię pionowo do góry tak, jak uczono go w Akademii Wojskowej. Jelec prawie dotykał jego brody. Łatwo było mu w takiej pozycji zarówno atakować, jak i się bronić. Obracał nieznacznie miecz, lustrując przeciwników w jego odbiciu. Jak dobrze, że z rana go wypolerował. W odbiciu widział jedynie niewyraźne sylwetki, niczym cienie rzucane na ścianę przez światło świecy, lecz odebrał im możliwość zadania zdradzieckiego pchnięcia w plecy.
WWW– Brać go, a żywcem! – wrzasnął rachmistrz, chowając się za tłumem uzbrojonych mieszczan, jak na tchórza przystało.
WWWRzucili się na niego. „Pojedynczo” – pomyślał heretyk. „Błąd”. Machnął mieczem z łatwością, jakby oręż wykuty był nie ze stali, lecz z tchnienia letniego wiatru. Ostrze z gracją tancerki prześlizgnęło się przez grdykę napastnika. Heretyk nie zwracał uwagi na charczącego, dławiącego się krwią trupa. Przeskoczył nad zwłokami Naili i ciął nyżkiem najbliższego przeciwnika, trafiając nieco powyżej biodra. Z tego cięcia obrotem w lewo przeszedł do kolejnego uderzenia i ściął głowę nadbiegającemu wrogowi. Uchylił się przed kobietą szarżującą na niego z sierpem. Sztych delikatnie ucałował ją w kark, przerywając rdzeń kręgowy. Najemnik zasłonił się przed ciosem cepa, po czym wbił ostrze niemal po rękojeść w brzuch nacierającego z tyłu mężczyzny. Wnętrzności wypłynęły, gdy tylko wyszarpnął miecz, by chlasnąć przez twarz paskudnie zarośniętego świniarka. Następne uderzenie skierował w prawo, tnąc wzerk zakapturzonego napastnika. Głownia zatrzymała się na kręgosłupie szyjnym, szarpnął ją mocno. Sparował cios zadany halabardą, kopnął atakującego chłopaczka pod kolano i rozorał mu tętnicę szyjną. Krew bryznęła broniącemu się heretykowi w twarz. Ta krótka utrata koncentracji była bardzo kosztowna. Poczuł mocne uderzenie w tył głowy, wzrok jego wypełniła ciemność i stracił świadomość. [...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWStrażnicy wprowadzili skazańca na podium. Herold odczytywał zaskakująco długą listę zarzutów przeciwko heretykowi, która nie ograniczała się jedynie do rzekomego zabicia córki rachmistrza i stawiania oporu pod bramą miejską. Gdy krzykacz skończył wywrzaskiwać oskarżenia, z tłumu wychylił się ojciec zmarłej dziewczyny i wrzasnął:
WWW- Zaczekajcie! Zaczekajcie! Nie ścinajcie go!
WWWTłum ucichł.
WWW– Córkę moją przed zbrodnią pohańbił, jemu więc także hańba się należy! Powiesić psubrata!
WWWPlacem egzekucyjnym wstrząsnął złowrogi grom okrzyków zadowolenia, który brzmieniem swym przypominał nadchodzącą burzę. Kat na życzenie tłuszczy skręcił stryczek i przerzucił go przez belkę szubieniczną. Strażnicy podprowadzili heretyka, nałożyli mu pętlę na szyję i podsadzili na stołek. Skazaniec nie wzbraniał się. Nie widział sensu w stawianiu oporu.
WWW– Jakieś ostatnie słowa, skazańcze? – spytał kat.
WWWHeretyk zamyślił się, po czym zaczął mówić:
WWW– Widno sprawiedliwość ślepa, jako i wy, ludzie, kiedy ja, niewinny, na stołu tkwię z pętlą na szyi, a morderca wespół z wami oskarżenia ciska. On to bowiem owoc swych lędźwi precz z domu wygnał w nadziei, że zemrze, a mnie po truchło posłał, by winą następnie obarczyć…
WWW– Łże! Łże pies niewierny! – zawołał rachmistrz.
WWW– Zamilcz! – odezwał się ktoś z tłumu. – Srom to straszliwy skazanemu ostatnie słowa przerywać.
WWW– Sami macie obraz – kontynuował heretyk. – Winny jeno tłumaczyć się musi. Prawda zaś bolesna jest, a niewygodna, gdy z mroku niewiedzy na światło wychynie i w oko ubodzie. Wiele złegom w życiu uczynił i tyleż razy śmierć winienem ponieść, lecz nie sprawiedliwość, a zdrada mnie na szafot wiedzie. Trza was było przepędzić spod drzwi mego domu, gdyście o pomoc w biedzie skamlali, to bym głowy nie położył. Takoż wdzięczność okazujecie? Czyń swą powinność, kacie, gdyż udręką dla mnie w tym świecie dłużej przebywać, albowiem ludzie bestiami ze wszystkich najgorszymi i wstydem dla mnie jednym z nich się mianować.
WWWKat wykopał stołek spod jego nóg. [...]
WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW***
WWWKomnata mimo palących się świec sprawiała wrażenie mrocznej, niczym grobowiec. W kominku płonęło kilka polan, ogień rzucał światło na pomieszczenie. Na ścianie tańczyły różnokształtne cienie. Podstarzała postać siedziała przy stole i dumała, półdrzemiąc. Po kilku godzinach pracy w rachunkach zmęczenie dało o sobie znać. Z zamyślenia wyrwało ją przybycie sługi:
WWW – Mirko, mój wierny pomocniku – ozwał się siedzący za biurkiem rachmistrz. – Wejdź, wejdź. Mam dla ciebie kolejne zadanie. Sługom mym, którzy z Nailą używali, wino zatrute podasz. Truchła pod osłoną nocy do Trupiego Parowu zrzucisz, aby żaden świadek się nie ostał, krom nas. Miastowi nie pytali, jak żeś zeznania złożył, kiedy ni mówić, ni pisać nie potrafisz. Znać, że gniew pomyślunek odbiera, dobra nasza. Idź, wykonaj mą prośbę.
WWWSługa nie odpowiedział. Lata temu pozbawiono go języka, karząc tym samym za wyjawianie sekretów poprzedniego pana. Skinął jedynie głową na zgodę i odwrócił się do drzwi. Gdy tylko przekroczył próg, siła straszliwa cisnęła nim z powrotem do pokoju. Z rozbitą głową legł pod stołem. Rachmistrz poderwał się gwałtownie z miejsca. Patrzył na sługę leżącego bez ruchu, kiedy do komnaty wkroczyła dziewczyna ubrana w zieloną suknię. Trupioblade lico przywodziło na myśl srebrzystą tarczę księżyca. Jej kły wydłużyły się znacznie, usta ociekały krwią. Oczy pałały nienawiścią. Widać w nich było nienasycone pragnienie zabijania.
WWW– Naila?
WWW– Tak, tatku. To ja, twoja ukochana córeczka.
WWW– Przecież… Ty nie żyjesz!
WWW– Nie żyję… i żyję zarazem.
WWW- Nie może to być… Przemienił cię?!
WWW- Tak, tatku, przemienił, abym mogła pomsty dokonać. Nie uszanowałeś mojego wyboru, nie rozumiałeś, jak można się oddać wampirowi. Kazałeś sługom mnie zgwałcić, związać i w lesie porzucić. Ich zaś otruć chciałeś, by żaden nie wyjawił, cóżeś uczynił. Mało ci było niegodziwości. Heretyka po mnie wysłałeś, żeby go potem o mord oskarżyć i na szafot zaprowadzić.
WWW- Plugawy innowierca, przysługę miastu wyświadczyłem!
WWW- W niczym ci nie zawinił, toteż i jemu prawo do pomsty się należy.
WWWHeretyk wkroczył do komnaty, blady na twarzy i jeszcze bardziej przerażający. Jego usta, tak jak miecz, ociekały krwią.
WWW- Witajcie, mości rachmistrzu. Po zapłatę przyszedłem.
WWW- Ale jak…
WWW- Córka twoja mnie przemieniła, abym jej towarzystwa dotrzymał, kiedy na twym ścierwie ucztować będzie. Krwi swej się wyparłeś i krwią za to zapłacisz.
WWWMężczyzna nie zdążył nawet krzyknąć. Jego krew ozdobiła komnatę ciemną nasyconą czerwienią.
Heretyk [fantasy]
1
Ostatnio zmieniony pt 23 maja 2014, 09:30 przez Bartosh16, łącznie zmieniany 2 razy.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.
https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com