Pytanie może wydaje się głupie, ale strasznie mnie to interesuje. Powiem dlaczego: ostatnio udzielam się w War of the Roses (sieciowa gra odwzorowująca średniowieczne bitwy (m.in. Towton), posiadająca cały system obrażeń zależny od broni i pancerzy). Zaczęło się od ciekawości - przeczytałem gdzieś, że gra dobrze odwzorowuje realia bitwy. A że ostatnio ten temat b. mnie interesuje, postanowiłem sprawdzić. I wsiąkłem

Dużo obserwuję innych graczy i zastanawiam się, czy ma to przełożenie na realną walkę, tzn, czy można na podstawie obserwacji zachowania graczy opisać reakcje prawdziwych rycerzy. Niby czasy zupełnie inne (podobno spokojniejsze), ale instykt przetrwania wciąż działa.
Wnioski mam niewesołe: ludzie to bydlęta, na polu bitwy nie ma żadnych ograniczeń. Odłączenie się od oddziału, ucieczka czy próby leczenia (jest możliwość "bandażowania" ran) kończy się zwykle tak samo: dopada cię grupa przeciwników i młóci, aż padniesz (ponieważ jest możliwość "dobijania" rannych wrogów (dająca dodatkowe punkty), to często zdarza się, że wrogowie kłócą się między sobą i walczą o możliwość dobicia). Walki trwają kilkanaście sekund, w starciu 1 vs 2 (przy podobnych umiejętnościach) nie ma się żadnych szans (masakra). Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo z każdej strony może spaść cios - podstawa to współpraca z towarzyszami, wzajemne osłanianie i brak skrupułów. Liczy się mobilność i siła ciosu (obrażenia i technika) - na średni dystans broń drzewcowa, długie miecze i topory, w zwarciu (tłumie) obuchy i sztylety.
Ciekawie funkcjonuje podział na polu bitwy (max. 32 vs 32):
- łucznicy i kusznicy (w lekkich, często jedynie materiałowych pancerzach) ustawiają się z na obrzeżach bitwy (krzaki, dachy budynków), często zmieniają pozycje, walczą na dystans, unikają starć w zwarciu, polują na rannych, organizują zasadzki,
- średniozbrojni (kolczuga, hełm) działają na granicy (nie wdają się w pojedynki, chociaż często atakują wrogów, którzy odłączyli się od swoich), w grupach. Działają jak szarańcza, często dobijają rannych wrogów,
- ciężkozbrojni (pełna zbroja płytowa) działają w środku bitwy, zadają najwięcej obrażeń i najwięcej ich ginie

Działa fajny mechanizm: początkujący gracze ciułają punkty, by kupić ciężkie zbroje (najlepsza osłona) i potem padają jak muchy osaczeni przez kilku lżej zbrojnych przeciwników. Często widać początkujących graczy wystrojonych jak na bal: błyszczące zbroje, hełmy ozdobione klejnotem (widocznym na kilometr) i pawimi piórami - są doskonałym celem dla łuczników, zwykle służą jako tarcze strzelnicze.
Najlepsi mają lekkie pancerze (bez wyrazistych kolorów) i broń zadającą najwięcej obrażeń. Atakują z doskoku, wyszukują grupy walczących i w zamieszaniu działają wg schematu: cios (zwykle śmiertelny) i odskok na bezpieczną pozycję.
Decyduje prawo dżungli: żadnych skrupułów, by dobijać rannych, atakować z tyłu i w grupie osaczać słabszych (łatwo ich wyłapać - poruszają się na polu bitwy jak dzieci we mgle (rozglądają się wokół lub pędzą na złamanie karku)). Szok.
A, jeszcze jedno: gdy walczy dwóch identycznie uzbrojonych fighterów (i mają zbliżone umiejętności), gdzie jeden ma miecz jednoręczny a drugi broń drzewcową, to w 90% ten z mieczem dostaje baty - decyduje zasięg rażenia i wielkość zadawanych obrażeń.
I teraz pytanie: czy obserwacje zachowań na takim symulowanym polu bitwy ma przełożenie na realną bitwę? Jeżeli tak, to ja jeszcze nie czytałem książki, która w prawdziwy sposób przedstawia pole średniowiecznej bitwy
