___Ten dzień naprawdę nie jest dobry, pomyślała, nie przejmując się już faktem, że co rusz wchodzi w kałuże sięgające niemalże do kostek. Dzwoniaste nogawki różnobarwnych spodni nasiąkły do kolan. Zresztą pozostałe części ubioru nie wyglądały lepiej, ale za to dokładnie tak, jak (nie) powinny wyglądać po minięciu rozpędzonej ciężarówki w środku deszczowego kataklizmu pogodowego.
___Mokra od stóp do głów i w dodatku do suchej nitki wbiegła jak huragan do mieszkania, a potem do łazienki. Zrzuciła bez zawahania wszystkie ubrania i równie szybko przebiegła do pokoju. Stojąc nago na środku pomieszczenia spojrzała na zegarek. Dwadzieścia minut. Nie zdążę.
___No cóż. Ta pogoda chyba wymagała wiśni w cieście francuskim i gorącego kakao, a nie wycieczek do drugiego okręgu.
___Ubrała się i zadzwoniła do Konan, że nie zdoła dziś dotrzeć, bo pogoda jest na tyle paskudna, że spóźniła się na ostatni pociąg. Będą musiały przerzucić spotkanie w sprawie wystawy na inny dzień.
___Siedziała już pod kocem w przytulnym i ciepłym pokoiku, kiedy zadzwonił melodyjny dzwonek świadczący o czyimś przybyciu. Nie spodziewała się gości, a już na pewno nie o 4 nad ranem. “Już czwarta, może mnie odwiedzisz”, przeleciało jej przez myśl, przyciszając głośniki do minimum.
___Usłyszała dźwięk otwierania i zamykania drzwi. Coś było nie tak. Serce zerwało się do galopu. Złodziej? Morderca? Gwałciciel?
___Wyskoczyła zza drzwi sypialni jak pantera, lecz gdy zobaczyła niespodziewanego gościa, skuliła się w sobie jak przestraszone kociątko. Krew burzyła się w niej, ale bardziej ze strachu niż woli walki.
___Wysoki czarnowłosy mężczyzna stał przed drzwiami jej własnego mieszkania. Dyszał ze zmęczenia - zapewne po szybkim biegu - i wpatrywał się w nią dzikimi, bystrymi w oczami. Odetchnęła z ulgą, nie dostrzegając w nich złych lub w jakikolwiek sposób niemoralnych intencji.
___ - Mógłbym zostać na noc? - spytał nagle. Brakowało jej słów, ale zdołała się przełamać:
___- Nie - odpowiedziała hardo, niewiele myśląc. Był zmęczony, ale wyglądał rześko. Wyraźnie zarysowana szczęka, wysokie kości policzkowe. Patrzył na nią wyczekująco, ale bez śladu niecierpliwości. Czarna koszulka wystająca spod równie czarnej i mokrej skórzanej kurtki przylepiła się do wyrzeźbionego torsu młodego mężczyzny. Czarne spodnie w czarnych glanach. Mogła się założyć, że ma czarne oczy a nawet skarpetki.
___Piękny. Był po prostu piękny.
___- Moge Cię narysować?
___Była na tyle zdezorientowana, że nie zrozumiała własnych słów. Słyszała zgrzyt kamienia zsuwającego się z jej serca.
___Jednak to nie koniec przedstawienia. Chłopak nawet nie zdążył okazać zaskoczenia jej propozycją.
___- Gdzie on spieprzył? - Usłyszeli krzyk dudniący na korytarzu starej kamienicy. Uśmiechy zniknęły zastąpione minami pełnymi napięcia.
___Gestem pokazał jej, aby nic nie mówiła i się nie ruszała. Wydawał się tak naturalny i opanowany w sytuacji, kiedy jej serce znów wyrywało się z piersi.
___ - Gdzie on, kurwa, jest!
___Bała się. Co innego mogła zrobić. Drżała w przeciągającej się chwili. Bała się.
___A to był dopiero początek.
___Nieznany jej agresor bez pardonu walił w drzwi, domagając się “oddania tego małego zasrańca”. Szarpał za klamkę, ale jakimś cudem drzwi były zamknięte.
___Po szaleńczym dobijaniu się do drzwi jej kilku najbliższych sąsiadów i obudzeniu wszystkich pozostałych mieszkańców, głosy kilku zbulwersowanych mężczyzn oddaliły się, tak samo jak ich ciężkie, nieprzyjemne kroki.
___Osunęła się wzdłuż ściany, pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Przymknęła oczy, lecz po chwili spojrzała na niego niemal czule, a na pewno współczująco. Stał, spoglądając na nią z góry, a ona nie kryła kilku łez podwyższonego stresu i przerażenia.
___ - Herbaty?
___Przyjemny, pełen uwielbienia uśmiech.
_________***
___Nie potrafiła ukryć zachwytu jego osobą. Siedział w wyciągniętym męskim podkoszulku i krótkich spodenkach, które kupiła kiedyś w jakimś bliżej nieokreślonym celu, jednak nadal był dla niej idealnie piękny. Chyba podjęła tę decyzję w momencie, gdy go zobaczyła - nie otworzy wystawy, dopóki nie zdoła go narysować.
___- To może teraz wyjaśnisz mi co nieco? Albo chociaż powiesz, jak masz na imię - powiedziała, gdy usadowiła się w fotelu na przeciw przybysza.
___- Nikodem. Ale mówią Narcyz.
___- Narcystyczny Narcyz? - spytała. Nie sprawiał wrażenia zakochanego w sobie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
___- Nie do końca. To był dość niefortunny zbieg okoliczności. A ty? - zapytał z iskierkami zainteresowania.
___- Malina. Dla przyjaciół. A imię Malwina. Znaczy… W sumie Martyna Ewelina…
___- Dlaczego w ten sposób? - Zbiła go z tropu.
___- To był dość niefortuny zbieg okoliczności - zacytowała z uśmiechem. W myślach stworzyła już listę jego pozytywnych i negatywnych cech. Miły - zapisać.
___ - Pasuje Ci - powiedział po chwili zastanowienia i przyglądania się jej.
___- Dlaczego wpadłeś mi do domu o 4 nad ranem? I czemu wyglądałeś...tak jak wyglądałeś? Co to za…
___- Łołołoł. Spokojnie, Malinko. Przepraszam za wtargnięcie i dziękuję za kawę, ale, jak słyszałaś, miałem niemiłe powody - tłumaczył się spokojnie.
___- Zdradzisz mi, co to za niemiłe powody?... - spytała ostrożnie. Intrygował ją.
___- Nie.
___ - To coś niebezpiecznego.
___ - Tak.
___- Mógłbyś odpowiadać trochę pełniej? To denerwujące.
___- A mogłabyś nie zadawać niewygodnych pytań?
___Nie zgasiło to jej zapału. Chciała wiedzieć o nim wszystko.
___- Wpadłeś bez zaproszenia o świcie. Mógłbyś wyjaśnić kilka spraw… - nalegała, bo i miała ku temu podstawy. Niecodziennie zdarzają się takie… rzeczy.
___- Dobrze, panno ciekawska, zadawaj pytania, ale nie obiecuję, że na wszystkie odpowiem - oświadczył trochę wyniośle i rozsiadł się na łóżku, odstawiając kubek z letnią już kawą.
___- Kim jesteś?
___ - To nie było mądre pytanie. Trudno się uzewnętrznić w tym temacie.
___ - No dobrze. Nikodem. Nazwisko?
___ - Po co Ci moje nazwisko?
___- Żeby móc je podać policji, jak zniknie połowa mojego dobytku, a ja zostanę tu przywiązana do kaloryfera - rzuciła pewnie i przekornie pokazała mu język. ___Wmurowało go.
___ - Pokazałaś mi język - bardziej stwierdził niż zapytał.
___- Jak widziałeś.
___- To nieuprzejme.
___- A wpadanie do obcych samotnych kobiet jest uprzejme?
___- Jesteś samotna?
___- Nie zmieniaj tematu.
___ - Kiedy to przeszliśmy na ty?
___- Możesz przestać?
___ - Ty zaczęłaś.
___- Co za gra! No quel jeu po prostu - mówiła nadąsana, cytując powiedzonko jednego z ulubionych literackich bohaterów. Wyglądała jak mała dziewczynka i prawie zdawała sobie z tego sprawę.
___- Co? - zapytał instynktownie z ogłupiałą miną.
___- Wiadro! - podniosła głos. Był taki denerwujący, a jednak nie miała ochoty się go pozbyć.
___Parsknął ze śmiechu.
___- Jesteś naprawdę zabawną osobą.
___- A ty denerwującą!
___- Są różne talenta. A zostawienie Cię przywiązanej do kaloryfera jest nawet kuszącą propozycją - podpuszczał ją.
___- Spróbuj - wyzwała go z wojowniczym nastawieniem. Spięła wszystkie mięśnie jak tygrys gotowy do walki, ale on najwyraźniej nie miał zamiaru atakować. A przynajmniej jeszcze nie.
___- Spokojnie, Malinko, bo się zaczerwienisz. Pytaj dalej - powiedział beztrosko, wykładając się na łóżku i patrząc się w sufit.
___Jak ten facet gra mi na nerwach, zaświtało jej w głowie. ___Westchnęła ciężko i dała za wygraną.
___- Jakie jest Twoje nazwisko? - zaczęła, a tym samym zgodziła się na przynależność do gry, w której to on póki co był szachującym.
___- A o które pytasz?
___No tak. Mogła się tego spodziewać.
___- O prawdziwe, Narcyzie.
___- Nie mogę Ci go podać. Ta wiedza nie jest dla małych dziewczynek.
___No błagam.
___- Jestem dorosłą kobietą, jakbyś nie zauważył - powiedziała urażona i odwróciła wzrok. Dawno przestała być głupią małą dziewczynką.
___- Uwierz, że zauważyłem, gdy tylko Cię zobaczyłem. - Spojrzała na niego podejrzliwe, ale nie skomentowała tej uwagi. W niektóre rzeczy lepiej nie brnąć, bo można zgubić buty.
___ - Dobrze, więc, Nikodemie… to Twoje prawdziwe imię?
___- Tak.
___ - Masz jakąś rodzinę?
___- Niespecjalnie. To długa historia. - Nie wiedziała, czy jej się zdawało, czy naprawdę dojrzała cień przygnębienia na jego twarzy.
___- Dobra… Czym się zajmujesz?
___ - Szukam… szczęścia.
___Pierwsze wyminięcie. Pierwsze kłamstwo.
___ - A jak zamierzasz je zdobyć?
___ - Nie znalazłem jeszcze takiego sposobu, ale chyba dobrze mi idzie - deklamował pewny siebie i dumny z tylko sobie znanych osiągnięć.
___ - No… słyszałam na korytarzu… - dodała z przekąsem. Ciągle oddalał ją od sedna sprawy. Sprytny manipulator. Musi na niego uważać.
___- To były komplikacje.
___ - Są groźni?
___ - Z pewnością. Nie powinni tu wrócić. - Zmarszczył brwi jakby czymś zmartwiony.
___- Nie powinni?! - uniosła się. Wpada do niej do domu, ściąga na głowę jakieś podejrzane typy i jeszcze mówi, że “z pewnością” są groźni i “nie powinni” wrócić. Do jasnej cholery!
___Oddychała o wiele szybciej i w jednej chwili znienawidziła pięknego, intrygującego i równie działającego na nerwy kryminalistę. Tak, to na pewno kryminalista. Wszystko na to wskazywało i lepiej nie mieć z nim nic wspólnego.
___Żegnaj, chodzące dzieło sztuki.
___ - Wynoś się - rzuciła hardo.
___- Nie mogę - odparł spokojnie, ale bez cienia żartu.
___ - Jak to nie możesz?! Nie chcę cię tu widzieć! Wypieprzaj mi stąd w tej chwili! - krzyczała, wskazując drzwi, lecz znów dała się zaskoczyć. Zerwał się, przyskoczył, szczelnie zatkał usta dłonią i przyparł do ściany. Boleśnie.
___- Wariatko! Jak cię usłyszeli, to nie dadzą ci spokoju do końca życia!
___Te słowa sprawiły, że przestała się szarpać. Spojrzała na zegar ścienny. W pół do 6. Może jednak powinna się zdrzemnąć przed zajęciami?
___Przytrzymał ją chwilę w tej pozycji, patrząc jej głęboko w oczy. Zbyt intensywnie. Jakby próbował złagodzić jej naturę siłą woli i spojrzenia.
___- Za 3 godziny muszę wyjść na zajęcia. Chcę się zdrzemnąć do tego czasu, więc i tak musisz sobie iść - wytłumaczyła jak najbardziej obojętnym tonem, na jaki było ją stać.
___- Nie mogę, Malinko. Nie chcę ściągnąć ci tych typów na głowę żeby mieć cię potem na sumieniu.
___- To trzeba było się tutaj nie zjawiać! - wrzasnęła tłumionym tonem głosu. Miała tego wszystkiego po dziurki w nosie!
___ - Więc prześpię się z Tobą.
___Osłupiała.
___ - Jaja sobie robisz?! - oburzyła się i odepchnęła go. ___Zlustrowała jego minę. Gra słów, której użycia był doskonale świadomy. Westchnęła po raz enty tego jakże pięknego ranka.
___- To jak? - zapytał nieśmiało.
___ - Pokój obok - powiedziała odważniej i ruszyła do pomieszczenia za ścianą. Pokój był przyjemnym dla oka salonem w nieco ekstrawaganckim stylu. Wskazała skórzaną kanapę w kolorze krwistej czerwieni.
___ - Proszę. Do zobaczenia - ucięła i zamknęła za sobą drzwi. Na klucz.
___Słyszała, jak podbiega do drzwi z ciemnego drewna.
___- Zwariowałaś?! - syknął przez nie.
___ - Dla mojej własnej osobistej spokojności i snu. Śpij dobrze.
___Przymknęła drzwi sypialni i zapadła się w miękkiej pościeli. Pachniała zimnem, jesienią i lasem. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w rytm budzącego się miasta. Zasnęła.
___Za oknem przejechał samochód z dostawą warzyw.
Dzieło sztuki
1
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 16:22 przez MsBlackCloud, łącznie zmieniany 2 razy.