Zgadzam się z wysyłaniem fragmentu początkowego, choć nie wiem, czy na przykład u mnie wychodzi to odbiorowi na dobre.
Rzecz w tym, że ten początek wydawca i tak zobaczy, a jeśli nie zawiązuje on akcji w sposób właściwy i nie wprowadza należycie postaci, tekst i tak zostanie pewnie odrzucony.
Ja idei konspektu za bardzo nie rozumiem. Wiele wydawnictw wymaga po prostu streszczenia (bo i stosuje się te terminy zamiennie) na jedną stronę i to jest dla mnie odrobinę bardziej jasne.
Mój tok rozumowania jest następujący:
1. Otwierają majla.
2. Patrzą na listę publikacji i streszczenie. Czytają. Jeśli jest dobre, to otwierają tekst.
Przez "dobre" rozumiem przede wszystkim dobrze napisane.
3. Czytają tekst.
4. Decydują.
Ja do swojej propozycji dorzuciłem właśnie listę publikacji i jedną stronę streszczenia (a w zasadzie to o czym książka jest, a nie streszczenie jej akcji) i kilka zdań na temat obszernego researchu, który do niej robiłem.
Odzewu na razie nie ma, więc trudno powiedzieć na ile to skuteczne. Ale dzwoniłem wcześniej do wydawnictw, do których wysłałem (trzech) i wprost pytałem, czy moje wyobrażenie jest właściwe. Przy okazji można się dowiedzieć różnych ciekawostek, bo to w sumie mili ludzie.
Bartosh16
Z drugiej strony tekst może być dobry, a konspekt kulawy.
Raczej się nie zgadzam. Jeśli ktoś miał dość samozaparcia, żeby dopracowywać książkę, dopracowanie konspektu przyjdzie z łatwością i wyda się oczywistą koniecznością.
Wiele ryzykujesz. Powinien to zobaczyć ktoś o większych kompetencjach recenzenta, niż rodzina. Taka opinia wiele znaczy, naprawdę wiele. Gdybym w tej chwili namachał 350 k znaków i posłał do wydawnictwa bez fachowej oceny, to czułbym się, jakbym nie zrobił wszystkiego, co w mojej mocy, żeby moje dzieło miało jak najbliżej do ideału. A potem odpowiedź negatywna by jedynie potwierdziła moje obawy.
Boisz się kradzieży?
Nie rozumiem tego punktu o ryzykowaniu. Jakie jest ryzyko? Odrzucenie tekstu? Zgoda, ale to ryzyko związane z każdym wysłanym tekstem. Jeśli jest w nim potencjał, redaktor to zauważy, jeśli nie ma żadnego, dopracowanie bardzo nie pomoże.
Zgadzam się, że nad tekstem winno się pracować, jak najwięcej. Chodzi mi jedynie o to, że w zasadzie jedyną "fachową" opinią o tekście jest opinia zawodowego pisarza albo redaktora (a i ona nic nie wyrokuje) - a o tę często trudno. W przypadku innych osób, w zasadzie ich kompetencje wcale nie muszą być wyższe od rodziny.
Co do kradzieży - to raczej taka praktyka nie istnieje.