Maraton - Wicca

1
Kiedyś pisałam sobie na boku podobny dziennik, ale na dobrą sprawę wcale nie pomagało mi to w pracy nad książką. Uznajmy więc, że to moje drugie podejście i że tym razem przyniesie to zamierzony efekt, zwłaszcza, jeśli znajdzie się ktoś chętny do kopania mojego zanikającego tyłka. Tylko bardzo proszę celować w lewy półdupek, bo na prawym i tak ledwo siedzę.

Od połowy lipca do 13 września pisałam pierwszy tom mojej serii fantasy. Wynik: ok. 640 k znaków. Chyba nie jest źle, ale nie mi to oceniać. Nie orientowałam się nawet, jakie są przeciętne normy, ot, dałam się porwać akcji i tyle.

Teraz przyszedł czas na tom drugi. Na razie stanęło na 150 tysiącach w jakiś tydzień i kurka, pojawił się mały kryzys. Bo wiem, co chcę pisać, ale brakuje mi pomysłu na to, jak ugryźć najbliższe 2 strony, tak, by nie zepsuć odbioru dalszej części rozdziału. Dwie strony. No ludzie, jakim cudem może to być tak skomplikowane?

Ale nic to, jakoś damy radę. Słuchawki na uszy, kilka ożywczych uderzeń łbem o zimną ścianę i jedziemy dalej z tym koksem. Może Starzy Bogowie okażą mi w końcu współczucie albo z litości dla chomika ześlą na mnie natchnienie, co bym nie rzucała dalej w biednego zwierza słonecznikiem.

2
Też miewam dobre wyniki, po czym są przestoje. Długie.
Mam nadzieję, że w Twoim przypadku weźmiesz się za siebie i w końcu wystrzelisz ponownie, podobnie jak z pierwszym tomem :>.
Pisarz miłości.

3
Ja ogólnie nie miewam problemów z pisaniem, więc tym bardziej denerwują mnie takie przestoje. Argh!... Ale i na to jest sposób: prowadzenie równocześnie kilku ścieżek, żeby później wybrać z nich tą najlepszą, nawet, jeśli oznacza to konieczność skasowania np.20 stron tekstu. Tak nawiasem mówiąc nie polecam tej metody osobom o słabych nerwach, chociaż w moim przypadku się sprawdza ;)

Z resztą pewnie dostanę oświecenia na rano, w kolejce na rtg ^^

4
Pisać coś, by potem to usunąć? Pisać, obierając różne warianty i ścieżki? To totalnie nie dla mnie. Bohaterom daję żyć, a nic nie działa wstecz ;). Stało się i koniec ;).
Pisarz miłości.

5
Czasem nie do końca usunąć, ale np. w zmienionej formie przenieść do innej historii. Chociaż z tym usuwaniem to też właściwie przeszłość, ot, wspomnienie smutnych konsekwencji przeżywanej X lat temu depresji ;)

Dobra, dostałam oświecenia. Wracam do pisania. Trzeba korzystać z chorobowego ile wlezie :P

6
Zazwyczaj inspiracje nachodziły mnie podczas jazdy autobusem z i do pracy, dając mi wystarczająco dużo czasu, by sięgnąć po zeszyt czy telefon i spisać kotłujące się pod czaszką pomysły. Tym razem jednak uderzyły dwukrotnie, podstępnie zakradając się od tyłu jak najgorszy łotr i bez litości waląc mnie w potylicę.
- A masz! Nażryj się tym, leniwa babo! - zdawały się krzyczeć szczekliwym głosem, gdy starałam się podnieść mózg z podłogi. - Pisz zamiast szukać sobie zajęć!

Pierwszy cios nadszedł podczas strzyżenia Krisa. Bum! - tak właśnie powinna wyglądać końcówka wcześniejszego rozdziału! Drugi - przy zagniataniu ciasta na chleb. A gdyby tak pomęczyć bohaterów wędrówką w podobnej masie? Skoro i tak obrali już właściwy kierunek, to czemu by tego nie opisać?...

Dzisiaj udało mi się zaliczyć jedynie krótką posiadówkę nad tekstem płodząc 14 000 znaków. Toż to do mnie nie podobne! Tyle dobrze, że główny problem został rozwiązany, wszelkie rytmiczne zgrzyty poprawione i przy okazji udało mi się zagęścić atmosferę. Pierwsze polecenie weny zostało wypełnione. Starzy Bogowie już się radują.

Kolejna część pracy musi poczekać, aż wrócę od lekarza, więc na razie siedzę, nerwowo przeglądając zdjęcia pustyni i tworząc w głowie szkielet jej opisu. Do Sienkiewicza mi daleko, ale jakoś sobie z tym poradzę - gorączkowe zwidy i omamy słuchowe pomagają świetnie wczuć się w tamtejszy klimat.

A dalej... Cóż, jak tylko uporam się z tym opisem i jedną sekwencją dialogową, nastąpi kolejny z uwielbianych przeze mnie twistów fabularnych.

Moja wena już zaciera swoje kosmate łapska, szczerząc zęby w lubieżnym uśmiechu.

- Tak, właśnie o to chodzi - szepcze mi do ucha, błyskając srebrnymi ślepiami. - Lubisz niszczyć im życie, prawda? Dziecię Starych Bogów?...

7
Dotychczasowy wynik: 180 650 znaków.

A teraz mała przerwa na zaczerpnięcie oddechu, rzucanie mięsem na papierologiczny bajzel w pracy, sprawdzenie tego jak bardzo nie mogę chodzić i wracamy do roboty.

Na twórczym horyzoncie pojawiły się cycki, a jak wiadomo, tam, gdzie falujące kobiece biusty, zazwyczaj czai się wena.

8
Po długim zaćmieniu umysłu i nawale pracy w końcu udało mi się przysiąść do pisania. Straciłam jedno popołudnie, ale tekst rozrósł się do 201 101 znaków - 1/3 tekstu za mną. I chociaż zgrzyta mi to w kilku miejscach, to uparłam się i wyjątkowo nie znęcam się nad tymi nieporadnymi fragmentami, tylko prę dalej do przodu.
Czas ustawić budzik na jakąś niemoralną godzinę, żeby wstać kiedy reszta domowników będzie jeszcze słodko chrapać i wykorzystać te ostatnie godziny ciszy na dokończenie rozdziału.

9
I co, udało się?
Nie jest naj­ważniej­sze, byś był lep­szy od in­nych. Naj­ważniej­sze jest, byś był lep­szy od sa­mego siebie z dnia wczorajszego. - Mahatma Gandhi

"tylko grafomani nie mają żadnych wątpliwości odnośnie swojej tfurczości" - Navajero

11
Miałam odpisać, ale, tak jak zgadła ancepa, zwyczajnie odsypiałam. Niestety nie po pisaniu, a po pracy - 12 godzin dziennie użerania się z "gośćmi", kontrolami i złośliwym sprzętem potrafi człowieka wykończyć. Ale rozdział skończyłam i jestem z niego zadowolona! :D Praca wre, powinnam skończyć drugi tom do końca roku, przynajmniej, jeśli założymy, że będzie miał taką samą objętość jak pierwszy. I ogólnie tak jakoś chyba dostałam mocnego kopa w tyłek od mojej ironizującej weny, bo jestem strasznie zadowolona z obecnego sposobu przedstawiania akcji w książce :D

12
Aj, wstyd mi przed samą sobą! Trzy wieczory pracy i skończyłam z marnymi 30 tysiącami :/ A teraz najbliższa okazja na pisanie trafi mi się chyba dopiero w czwartek i to pod warunkiem, że puszczą mnie troszkę szybciej z pracy.

Świecie, jesteś okrutny! Ale jakoś trzeba zarobić na te wszystkie wydruki.

Moja robota na dzisiaj jest skończona. Trzeba zawijać do wyra, żeby zebrać siły przed kolejnymi 16 godzinami spędzonymi poza domem.

13
O proszę. Odświeżamy maila, a tam odpowiedź od jednego z wydawnictw. Tylko nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, bo o ile sam wydźwięk jest jak najbardziej pozytywny, to jednak proponują współfinansowanie. I tylko zastanawiam się, czy chcę się zapoznać ze wstępnym kosztorysem itd., czy to sobie kulturalnie darować...

15
Wiem, dlatego poczekam na resztę odpowiedzi. W każdym razie miło wiedzieć, że ktoś ją w ogóle przeczytał. Ot, takie małe pocieszenie po strasznie depresyjnym tygodniu ;)

Z resztą nie wierzę w cuda i mam dystans do moich utworów. Jak się spodobają, to świetnie. Jeśli nie - będą inne książki, inne wydawnictwa i inne okazje ;)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Maraton pisarski”