"Quipu" [fantasy] - fragment.

1
ZAWIERA ŚLADOWE ILOŚCI WULGARYZMÓW



WWWDwóch chłopców stało na chodniku i wpatrywało się w ponury, opuszczony dom nieśmiało wynurzający się zza szpaleru gęstych iglaków.
-To na pewno jest dobry pomysł?
-Nie. Idziemy.
WWWZardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko, znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie, stara drewniana huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia, wąska ścieżka byłaledwo widoczna, gesto zarosły ją chwasty. Doszli na ganek, do drzwi wejściowych. Wyższy wydobył z kieszeni dwa klucze, otworzył zamki. Nacisnął na klamkę i pchnął drzwi. W środku na pierwszy rzut oka panował nienaganny porządek, jednak można było zauważyć, że niektórych przedmiotów jakby brakuje, na ścianach wisiało kilka gołych gwoździ, niektóre półki stały puste, a dywan w dużym pokoju leżał podwinięty pod ścianą.
WWW-Tej, Marek. Tak właściwie, to czego my szukamy?
-Nie wiem... Jakiejś pamiątki, czegokolwiek.
-Ale tu nic nie ma.
-Coś musi być, nie marudź. Tutaj jest pusto, idziemy na górę
WWWWspięli się na piętro po ciężkich schodach o zdobionej poręczy, deski delikatnie, cichutko skrzypiały pod ich stopami.
-Gdzie idziemy? - spytał szeptem niższy chłopak.
-Nie mam pojęcia. - drugi mechanicznym ruchem poprawił okulary
-Przecież to jest dom twojego wujka! - zdziwił się
-Ja tutaj nigdy nie byłem. A ojciec w sumie też mi tylko trochę opowiadał.
WWWNa piętrze, w długim korytarzu znaleźli cztery pokoje i sporą łazienkę. Dwa najmniejsze pomieszczenia stały całkiem puste, jakby od bardzo dawna nie były używane. W przyjemnie urządzonej sypialni stało łóżko, jedna duża szafa i kilka mniejszych mebli, nic nadzwyczajnego. Powoli podeszli do pokoju na końcu korytarza, we framudze nie było drzwi, za to na podłodze w środku leżała zerwana zasłona z plecionki. Panował straszny bałagan, wszędzie leżały wyrzucone z biurka szuflady, wszystko było poprzesuwane, gabloty straszyły ostrymi zębami potłuczonych szyb, jeden regał leżał przewrócony na środku pokoju wśród ceramicznych skorup i kawałków szkła, szafa bibiloteczna leżała na podłode pokazując drewniane plecy pomiędzy drobinkami szkła.
-O cholera... Marek, tu coś nie gra.
-Mhm.
WWWZaczęli rozglądać się po pokoju. Nie znaleźli nic, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość poza kilkoma ładnymi meblami i książkami w przeszklonej komodzie pod ścianą
-Tu jest pusto...
-Przestań, Andrzej, może coś znajdziemy – powiedział niepewnie Marek.
-A czego właściwie szukamy?
-No... Czegokolwiek, nie wiem, jakiejś maski, monety, kości, nawet nie, po prostu jakiejś pamiątki, czegokolwiek.
Andrzej zaglądał na dno gablotek i do szafki stojącej pod ścianą – pusto, Marek szukał w biurku, również na próżno. Zaczęli przeszukiwać potłuczone skorupy wokół regału. Jedyną rzeczą która się uchowała i mogła służyć za pamiątkę były dwa zawieszone na ścianie pęczki sznurków o wyblakłych kolorach z zawiązanymi supełkami, Marek przyglądał im się chwilę z żalem, schował jeden do kieszeni. Chłopcy stracili nadzieję, nie znaleźli już nic ciekawego.
-Wracamy? - Andrzejowi wyraźnie nie podobała się napięta atmosfera panujący w domu.
-Mhm. Tylko pamiętaj, kłódka na gębę, jak ktoś będzie pytał.
WWWBardzo żałował, że nic nie znaleźli, strasznie zależało mu na jakiejś pamiątce po wuju.
***
WWWOjciec kiedyś opowiadał Markowi o swoim bracie, Michale, archeologu. Zawsze był dziwny. Zamiast grać w piłkę i bawić się na podwórku, czytał wszystko co mógł znaleźć na temat starożytnych kultur, budowli i wykopalisk, był zafascynowany życiem ludzi którzy żyli i umarli wiele wieków temu. Później, na podstawie zdobytej wiedzy zaczął rysować różne sceny życia ludzi antycznych kultur. Poświęcił się swojej pasji bez reszty, po skończeniu studiów, wbrew protestom rodziców, wyjechał najpierw do Afryki, potem do Chile, gdzie podobno nawet odkrył coś ciekawego, jednak w rodzinie Marka był to raczej mało popularny temat dyskusji.
WWWKiedyś, gdy jego ojciec sprzątał strych w domu dziadków, znalazł zakurzone albumy z rodzinnymi zdjęciami, jescze z czasów, kiedy sam był dzieckiem, a między nimi kilka zeszytów wuja. Gdy inni oglądali zdjęcia, Marek zabrał zeszyty do drugiego pokoju i z wypiekami na twarzy przeglądał notatki opatrzone datami zawierające wiadomości, co niedawno odkryto lub przepisane z książek ciekawsze fragmenty tekstu, niemo ruszając ustami. Oglądał zdjęcia masek, kości, kawałków metalu i ceramiki wycięte z czasopism, wreszcie dotarł do rysunków. Nakreślone grafitami i węglem sceny ludzi tańczących wokół ogniska, komiksy przedstawiające sposoby polowania na mamuty, wyrywki różnych aspektów życia ludzi w antycznych kulturach. Wtedy wydawało mu się to bardziej realne niż wszystko, co go otaczało.
***
WWWDwadzieścia siedem osób wtoczyło się do klasy, wszyscy przepychali się na miejsca w ostatnich ławkach. Gdy usiedli nauczyciel rzucił z pogardliwym uśmieszkiem "Ale zapraszam do przodu", nikt się nie ruszył, „naprawdę, zapraszam!“. Odpowiedziała mu tylko cisza "No dobrze, jak wolicie". Otworzył dziennik, przekartkował, coś wpisał, w klasie stopniowo narastał szum cichych rozmów, brzęki długopisów niecierpliwie stukających o ławkę. Nagle nauczyciel cofnął kilka kartek i zaczął oglądać twarze uczniów. Oni już instynktownie wyczuli, co będzie się działo. Każdy dźwięk nagle się uciął.
WWWPrawie każdy. Tylko Aśka dalej opowiadała coś Agnieszce, która machała jej ręka, aby się uciszyła. Rozejrzała się zaskoczona nagłą ciszą.
-Pani Joannno, zapraszam. - Reszta klasy współczuła koleżance, tak brutalnie wyrwanej z ławki, , jednak z drugiej strony odetchnęli z ulgą, tym razem nie trafiło na nich.
-Wyjmujemy zeszyty, Adam, nie wierć się. Punkt pierwszy: narodziny włoskiego faszyzmu, Aśka, chodź tutaj. - Nauczyciel zadał ćwiczenia i zaczął swój codzinny rytuał odpytywania, do którego podchodził z ogromnym uwielbieniem, jakby gnębienie uczniów dawało mu siłę do życia. Na pierwsze dwa pytania nie znała odpowiedzi (i nie znalazłaby ich nawet z podręcznikiem w ręku – pan Łopata lubił zacząć mocnym uderzeniem, uważał, że to dobrze działa na uczniów. Bo przecież nie można wiedzieć wszystkiego, oni muszą być tego świadomi). Na kolejne, gdy tylko zaczynała odpowiadać, on przerywał jej w połowie drugiego zdania, płynnie kontynuował i "pomagał", uśmiechając się przy tym. Gdy chciała sama coś dopowiedzieć od razu spytał się jej, czy on jej przypadkiem nie przeszkadza. Oczywiście, że nie.
WWWOdpowiedziała – czy też zaczęła odpowiadać – na cztery z sześciu pytań. Dopuszczający z małym minusikiem.
-Czy ty jesteś na mnie obrażona?
-Nie – skrzywiła sie Aśka siadając z powrotem w ławce.
-A mi się wydaje, że tak. Co ja ci zrobiłem? Jakbyś zaczęła się uczyć, to może byś uniknęła tego wstydu – ciągnął powoli ciepłym opiekuńczym głosem, z tym wyjątkowo obrzydliwym uśmiechem, który wywoływał najgorsze uczucia, uśmiechem starego pedofila i stalkera, ostrym, wpisanym w trójkąt, z małymi, żółtawymi zębami schowanymi za nim. - Wiesz, że jak się nie uczysz, to robisz sobie krzywdę, nie mnie. Dobry uczeń powinien być bardziej obowiązkowy. I nie powinien - więcej jadu w głosie – malować paznokci. Szkoła to nie dyskoteka.
WWWNic nie umknie sokolemu oku Roberta Łopaty.
WWWWszyscy uczniowie sumiennie notowali w zeszytach kolejne podpunkty, wydarzenia i daty. Przede wszystkim daty. Bo Robert Łopota kochał daty. Pewnego razu Andrzej stwierdził, że gdy jest z żoną w łóżku, to pewnie szepczą do siebie namiętnie: „tysiąc czterysta dziesięć!“ „bitwa pod Grunwaldem!“ „Mmm.. tysiąc dziewięćset osiemnaście!“ „Powstanie wielkopolskie“ „Mów mi jeszcze misiaku! Styczniowe! Rok, miesiąc dzień!“ „Dwudziesty drugi! Stycznia! Tysiąc osiemset – Achh! Sześćdziesiąty trzeci!“ i tak dalej.
WWWMarek siedział w jednej z ostatnich ławek i obracał w ręku pęczek sznurków. Zastanawiał się, skąd pochodziły, stwierdził, że pewnie miały funkcję dekoracyjną, może jako zasłony w oknach, może po prostu wiszace na ścianie, może... Nagle Łopata zmaterializował się tuż przy nim.
-Czemu nie notujesz?
-Bo pan akurat nic nie dyktuje...
-A czym się bawisz? - sięgnął po sznureczki, marek cofnął rękę
-Niczym – sarknął.
-Nie pyskuj, dawaj. Oddam rodzicom na zebraniu.- Marek tylko wlepił wzrok w zeszyt, cała klasa odwróciła się do nich, ciekawa, co teraz się stanie, jednak nikt się nawet nie odezwał. Łopata odszedł krok od ławki, zaczął dyktować, wyczekał moment, gdy Marek odłożył na chwilę sznurki, po czym szybkim jak atakujący wąż ruchem złapał je i zabrał ofiarę do swojego gniazda przy biurku.
-Niech mi pan to odda! Proszę pana, tak nie można! - Nauczyciel nawet nie zwracał na niego uwagi, tylko usiadł na krześle wlepiając wzrok w sznurki, delikatnie przeplatając je między palcami, Marek dalej domagał się odzyskania swojej własności, powołując się na wszystko, co mógł.
-Chodź tu – przerwał mu sucho nauczyciel – A wy notować! Na co się patrzycie! - krzyknął – Już!
WWWW sali rozległ się szmer gryzmolenia po zeszycie, nikt nie notował, wszyscy udając, że piszą, oglądali zajśćie.
WWWChłopiec powoli wyślizgnał się zza ławki, ze spuszczoną głową podszedł do biurka.
-Tak? - Łopata wlepił w niego spojrzenie swoich świńskich, ochydnych oczek, patrzył się na niego jakoś dziwnie, Marek aż się lekko cofnął, na co nauczyciel jescze bardziej wychyliś się na krześle w jego stronę.
-Skąd to masz? – Warknął cicho, Marek nie odpowiadał, błądził wzrokiem, starając się nie patrzeć na niego. - Mów, i tak się dowiem. Bo pójdziemy do dyrektora. - bez odwpowiedzi. - Wiesz, Marek? Masz jedynkę.
-Za co!?
-Za brak notatek – uśmiechnął się Łopata
-Ale ja mam notatki!
-Nie masz. A nawet jeśli masz, to masz źle. No, to idziemy do dyrektora? Skąd to masz? Właściwie kiedy ostatnio byłeś pytany? - Markowi zachciało się płakać, nienawidził tego uczucia bezsilności, było tak obrzydliwie przytłaczające... – No dobra, skąd to masz? Tylko mów prawdę, bo i tak się dowiem. - wrócił do swojego „miłego“ tonu głosu, na dźwięk którego wszystkim przechodził drescz przez plecy.
-Od wujka. - Powiedział cicho Marek, nie mający ochoty na zagrożenie z historii.
-Jak się nazywa twój wujek?
-Nazywał. – Spuścił wzrok – Michał Białek
WWWŁopata głośno wciągnął powietrze, nagle wyprężył się na krześle, otworzył szerzej oczy.
-Archeolog?
-No.. Tak... - cofnął się zaskoczony gwałtownością nauczyciela
-Siadaj. No, już!
WWWMarek opadł na krzesło obok Andrzeja.
-O co mu chodziło?
-A bo ja wiem? Jak się jest idiotą to się tak robi – burknął.
***
WWWBydło szło ciasnym korytarzem, szumiąc niemiłosiernie docinkami i wyzwiskami, Marek i Andrzej siedzieli z boku korytarza, na parapecie i patrzyli na przewijający się tłum ciasno ściśnięteych ludzi. Przyjaciele zastanawiali się nad pewnym fenomenem - do łazienki wchodziły ładne dziewczyny, a wychodziły z nich plastikowe laleczki z warstwą makijażu tak grubą, jakby nie nakładały go szpachlą czy nawet łopatą, ale lały go na twarz prosto z betoniarki.
-Ja tego nigdy nie rozkminie.
-A co tu jesst do rozkminiania? Materiały budowlane i tyle!
-No nie, zobacz, mówię ci, że przed makijażem są całkiem sztunie.
-Mhm... Patrz. – szarpnął go Andrzej
-Ej, młody – Marek zaczepił biegnącego przez korytarz pierwszaka – Co się dzieje?
-Kubalski pił spirytus w kiblu! – Krzyknął niziutki chłopiec szczerząc zęby w uśmiechu, cały rozpromieniony, po czym pobiegł puścić nowinę dalej w swojej klasie.
WWWPrzez środek holu szedł Łopata, zaciskając rękę na ramieniu swojej ofiary, jakby prowadził mordercę na stryczek, wokół nich tworzył się wąski pas wolnej przestrzeni, zupełnie jakby nauczyciel tworzył wokół siebie nieprzekraczalną barierę. Szli wolno, równym tempem, co jakiś czas tylko Kubalski rzucał na boki groźne spojrzenia, a gdy próbował się odwrócić, Łopata szarpał go za ramię.
-Beka z typa – skwitował Andrzej, Kubalski usłyszał, spojrzał na niego z rządzą mordu w oczach, chłopcy odpowiedzieli mu tym samym. Bo W szkole nie można dać sobie wsiąść na kark. Nigdy.
-Andrzej idioto, i po co ci to było? – spytał Marek, gdy ten osobliwy kondukt zniknął już w gabinecie pani pedagog.
-A skąd miałem wiedzieć, że usłyszy? Może sobie odpuści – Marek spojrzał tylko na niego wymownie. - Przestań, damy radę.
-Właśnie, co ty na to, żeby dzisiaj znowu odwiedzić dom wujka?
-Po co?
-Trochę wczoraj pomęczyłem ojca i sypnął się, że wujo pisał pamiętniki z wypraw. Pamiętasz tą safę? To chyba była abiblioteczka.
-I?
-I chcę sobie jeden wziąć na pamiątkę. Bo jak sprzedadzą dom, to pewnie je wyrzucą.
-Ale później na browarka?
-Stoi.

[ Dodano: Wto 08 Paź, 2013 ]
Właśnie zorientowałem się, że zamieściłem surową, wcześniejsza wersję tekstu, nie moge edytować poprzedniego posta, wię tutaj wrzucam wersję ociosaną.

WWWDwóch chłopców stało na chodniku i wpatrywało się w ponury, opuszczony dom nieśmiało wynurzający się zza szpaleru gęstych iglaków.
-To na pewno jest dobry pomysł?
-Niekoniecznie. Idziemy.
WWWZardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko, znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie, stara drewniana huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia, wąska ścieżka była ledwo widoczna, gęsto zarosły ją chwasty. Doszli na ganek, do drzwi wejściowych. Wyższy wydobył z kieszeni dwa klucze, otworzył zamki. Nacisnął na klamkę i pchnął drzwi. W środku na pierwszy rzut oka panował nienaganny porządek, jednak można było zauważyć, że niektórych przedmiotów jakby brakuje, na ścianach wisiało kilka gołych gwoździ, niektóre półki stały puste, a dywan w dużym pokoju leżał podwinięty pod ścianą.
-Ej, Marek. Tak właściwie, to czego my szukamy?
-Nie wiem... Jakiejś pamiątki, czegokolwiek.
-Ale tu nic nie ma.
-Coś musi być, nie marudź. Tutaj jest pusto, idziemy na górę
WWWWspięli się na piętro po ciężkich schodach o zdobionej poręczy, deski delikatnie, cichutko skrzypiały pod ich stopami.
-Gdzie idziemy? - spytał szeptem niższy chłopak.
-Nie mam pojęcia. - drugi mechanicznym ruchem poprawił okulary
-Przecież to jest dom twojego wujka! - zdziwił się
-Ja tutaj nigdy nie byłem. A ojciec w sumie też mi tylko trochę opowiadał.
WWWNa piętrze, w długim korytarzu znaleźli cztery pokoje i sporą łazienkę. Dwa najmniejsze pomieszczenia stały całkiem puste, jakby od bardzo dawna nie były używane. W przyjemnie urządzonej sypialni stało łóżko, jedna duża szafa i kilka mniejszych mebli, nic nadzwyczajnego. Powoli podeszli do pokoju na końcu korytarza, we framudze nie było drzwi, za to na podłodze w środku leżała zerwana zasłona z plecionki. Panował straszny bałagan, wszędzie leżały wyrzucone z biurka szuflady, wszystko było poprzesuwane, gabloty straszyły ostrymi zębami potłuczonych szyb, jeden regał leżał przewrócony na środku pokoju, szafa bibiloteczna leżała na podłode pokazując drewniane plecy pomiędzy drobinkami szkła.
-O cholera... Marek, tu coś nie gra.
-Mhm.
WWWZaczęli rozglądać się po pokoju. Nie znaleźli nic, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość poza kilkoma ładnymi meblami i książkami w przeszklonej komodzie pod ścianą
-Tu jest pusto...
-Przestań, Andrzej, może coś znajdziemy – powiedział niepewnie Marek.
-A czego właściwie szukamy?
-No... Czegokolwiek, w sumie nie wiem, jakiejś maski, monet, kości, nawet nie, po prostu jakiejś pamiątki, czegokolwiek.
Andrzej zaglądał na dno gablotek i do szafki stojącej pod ścianą – pusto, Marek szukał w biurku, również na próżno. Zaczęli przeszukiwać potłuczone skorupy wokół regału. Jedyną rzeczą która się uchowała i mogła służyć za pamiątkę były dwa zawieszone na ścianie pęczki sznurków o wyblakłych kolorach z zawiązanymi supełkami, Marek przyglądał im się chwilę z żalem, schował jeden do kieszeni. Chłopcy stracili nadzieję, nie znaleźli już nic ciekawego.
-Wracamy? - Andrzejowi wyraźnie nie podobała się napięta atmosfera panujący w domu.
-Mhm. Tylko pamiętaj, kłódka na gębę, jak ktoś będzie pytał.
Bardzo żałował, że nic nie znaleźli, strasznie zależało mu na jakiejś pamiątce po wuju.
***
WWWOjciec kiedyś opowiadał Markowi o swoim bracie, Michale, archeologu. Zawsze był dziwny. Zamiast grać w piłkę i bawić się na podwórku, czytał wszystko co mógł znaleźć na temat starożytnych kultur, budowli i wykopalisk, był zafascynowany życiem ludzi którzy żyli i umarli wiele wieków temu. Później, na podstawie zdobytej wiedzy zaczął rysować różne sceny życia ludzi antycznych kultur. Poświęcił się swojej pasji bez reszty, po skończeniu studiów, wbrew protestom rodziców, wyjechał najpierw do Afryki, potem do Chile, gdzie podobno nawet odkrył coś ciekawego, jednak w rodzinie Marka był to raczej mało popularny temat.
WWWKiedyś, gdy jego ojciec sprzątał strych w domu dziadków, znalazł zakurzone albumy z rodzinnymi zdjęciami, jescze z czasów, kiedy sam był dzieckiem, a między nimi kilka zeszytów wuja. Gdy inni oglądali zdjęcia, Marek zabrał zeszyty do drugiego pokoju i z wypiekami na twarzy przeglądał notatki opatrzone datami zawierające wiadomości, co niedawno odkryto lub przepisane z książek ciekawsze fragmenty tekstu, niemo ruszając ustami. Oglądał zdjęcia masek, kości, kawałków metalu i ceramiki wycięte z czasopism, wreszcie dotarł do rysunków. Nakreślone grafitami i węglem sceny ludzi tańczących wokół ogniska, komiksy przedstawiające sposoby polowania na mamuty, wyrywki różnych aspektów życia ludzi w antycznych kulturach. Wtedy wydawało mu się to bardziej realne niż wszystko, co go otaczało.
***
WWWDwadzieścia siedem osób wtoczyło się do klasy, wszyscy przepychali się na miejsca w ostatnich ławkach. Gdy usiedli nauczyciel rzucił z pogardliwym uśmieszkiem "Ale zapraszam do przodu". Nikt się nie ruszył. „Naprawdę, zapraszam“. Odpowiedziała mu tylko cisza "No dobrze, jak wolicie". Otworzył dziennik, przekartkował, coś wpisał, w klasie stopniowo narastał szum cichych rozmów, brzęki długopisów niecierpliwie stukających o ławkę. Nagle nauczyciel cofnął kilka kartek i zaczął oglądać twarze uczniów. Oni już instynktownie wyczuli, co będzie się działo. Każdy dźwięk nagle się uciął.
WWWPrawie każdy. Tylko Aśka dalej opowiadała coś Agnieszce, która machała jej ręka, aby się uciszyła. Rozejrzała się zaskoczona nagłą ciszą.
-Pani Joannno, zapraszam. - Reszta klasy współczuła koleżance, tak brutalnie wyrwanej z ławki, , jednak z drugiej strony odetchnęli z ulgą, tym razem nie trafiło na nich.
-Wyjmujemy zeszyty, Adam, nie wierć się. Punkt pierwszy: narodziny włoskiego faszyzmu, Aśka, chodź tutaj. - Nauczyciel zadał ćwiczenia i zaczął swój codzinny rytuał odpytywania, do którego podchodził z ogromnym uwielbieniem, jakby gnębienie uczniów dawało mu siłę do życia. Na pierwsze dwa pytania nie znała odpowiedzi (i nie znalazłaby ich nawet z podręcznikiem w ręku – pan Łopata lubił zacząć mocnym uderzeniem, uważał, że to dobrze działa na uczniów. Bo przecież nie można wiedzieć wszystkiego, oni muszą być tego świadomi). Na kolejne, gdy tylko zaczynała odpowiadać, on przerywał jej w połowie drugiego zdania, płynnie kontynuował i "pomagał", uśmiechając się przy tym. Gdy chciała sama coś dopowiedzieć od razu spytał się jej, czy on jej przypadkiem nie przeszkadza. Oczywiście, że nie.
WWWOdpowiedziała – czy też zaczęła odpowiadać – na cztery z sześciu pytań. Dopuszczający z małym minusikiem.
-Czy ty jesteś na mnie obrażona?
-Nie – skrzywiła sie Aśka siadając z powrotem w ławce.
-A mi się wydaje, że tak. Co ja ci zrobiłem? Jakbyś zaczęła się uczyć, to może byś uniknęła tego wstydu – ciągnął powoli ciepłym opiekuńczym głosem, z tym wyjątkowo obrzydliwym uśmiechem, który wywoływał najgorsze uczucia, uśmiechem starego pedofila i stalkera, ostrym, wpisanym w trójkąt, z małymi, żółtawymi zębami schowanymi za nim. - Wiesz, że jak się nie uczysz, to robisz sobie krzywdę, nie mnie. Dobry uczeń powinien być bardziej obowiązkowy. I nie powinien - więcej jadu w głosie – malować paznokci. Szkoła to nie dyskoteka.
WWWNic nie umknie sokolemu oku Roberta Łopaty.
WWWWszyscy uczniowie sumiennie notowali w zeszytach kolejne podpunkty, wydarzenia i daty. Przede wszystkim daty. Bo Robert Łopota kochał daty. Pewnego razu Andrzej stwierdził, że gdy jest z żoną w łóżku, to pewnie szepczą do siebie namiętnie: „tysiąc czterysta dziesięć!“ „bitwa pod Grunwaldem!“ „Mmm.. tysiąc dziewięćset osiemnaście!“ „Powstanie wielkopolskie“ „Mów mi jeszcze misiaku! Styczniowe! Rok, miesiąc dzień!“ „Dwudziesty drugi! Stycznia! Tysiąc osiemset – Achh! Sześćdziesiąty trzeci!“ i tak dalej.
WWWMarek siedział w jednej z ostatnich ławek i obracał w ręku pęczek sznurków. Zastanawiał się, skąd pochodziły, stwierdził, że pewnie miały funkcję dekoracyjną, może jako zasłony w oknach, może po prostu wiszace na ścianie, może... Nagle Łopata zmaterializował się tuż przy nim.
-Czemu nie notujesz?
-Bo pan akurat nic nie dyktuje...
-A czym się bawisz? - sięgnął po sznureczki, marek cofnął rękę
-Niczym – sarknął.
-Nie pyskuj, dawaj. Oddam rodzicom na zebraniu.- Marek tylko wlepił wzrok w zeszyt, cała klasa odwróciła się do nich, ciekawa, co teraz się stanie, jednak nikt się nawet nie odezwał. Łopata odszedł krok od ławki, zaczął dyktować, wyczekał moment, gdy Marek odłożył na chwilę sznurki, po czym szybkim jak atakujący wąż ruchem złapał je i zabrał ofiarę do swojego gniazda przy biurku.
-Niech mi pan to odda! Proszę pana, tak nie można! - Nauczyciel nawet nie zwracał na niego uwagi, tylko usiadł na krześle wlepiając wzrok w sznurki, delikatnie przeplatając je między palcami, Marek dalej domagał się odzyskania swojej własności, powołując się na wszystko, co mógł.
-Chodź tu – przerwał mu sucho nauczyciel – A wy notować! Na co się patrzycie! - krzyknął – Już!
WWWW sali rozległ się szmer gryzmolenia po zeszycie, nikt nie notował, wszyscy udając, że piszą, oglądali zajśćie.
WWWChłopiec powoli wyślizgnał się zza ławki, ze spuszczoną głową podszedł do biurka.
-Tak? - Łopata wlepił w niego spojrzenie swoich świńskich, ochydnych oczek, patrzył się na niego jakoś dziwnie, Marek aż się lekko cofnął, na co nauczyciel jescze bardziej wychyliś się na krześle w jego stronę.
-Skąd to masz? – Warknął cicho, Marek nie odpowiadał, błądził wzrokiem, starając się nie patrzeć na niego. - Mów, i tak się dowiem. Bo pójdziemy do dyrektora. - bez odwpowiedzi. - Wiesz, Marek? Masz jedynkę.
-Za co!?
-Za brak notatek – uśmiechnął się Łopata
-Ale ja mam notatki!
-Nie masz. A nawet jeśli masz, to masz źle. No, to idziemy do dyrektora? Skąd to masz? Właściwie kiedy ostatnio byłeś pytany? - Markowi zachciało się płakać, nienawidził tego uczucia bezsilności, było tak obrzydliwie przytłaczające... – No dobra, skąd to masz? Tylko mów prawdę, bo i tak się dowiem. - wrócił do swojego „miłego“ tonu głosu, na dźwięk którego wszystkim przechodził drescz przez plecy.
-Od wujka. - Powiedział cicho Marek, nie mający ochoty na zagrożenie z historii.
-Jak się nazywa twój wujek?
-Nazywał. – Spuścił wzrok – Michał Białek
WWWŁopata głośno wciągnął powietrze, nagle wyprężył się na krześle, otworzył szerzej oczy.
-Archeolog?
-No.. Tak... - cofnął się zaskoczony gwałtownością nauczyciela
-Siadaj. No, już!
WWWMarek opadł na krzesło obok Andrzeja.
-O co mu chodziło?
-A bo ja wiem? Jak się jest idiotą to się tak robi – burknął.
***
WWWBydło szło ciasnym korytarzem, szumiąc niemiłosiernie docinkami i wyzwiskami, Marek i Andrzej siedzieli z boku korytarza, na parapecie i patrzyli na przewijający się tłum ciasno ściśnięteych ludzi. Przyjaciele zastanawiali się nad pewnym fenomenem - do łazienki wchodziły ładne dziewczyny, a wychodziły z nich plastikowe laleczki z warstwą makijażu tak grubą, jakby nie nakładały go szpachlą czy nawet łopatą, ale lały go na twarz prosto z betoniarki.
-Ja tego nigdy nie rozkminie.
-A co tu jesst do rozkminiania? Materiały budowlane i tyle!
-No nie, zobacz, mówię ci, że przed makijażem są całkiem sztunie.
-Mhm... Patrz. – szarpnął go Andrzej
-Ej, młody – Marek zaczepił biegnącego przez korytarz pierwszaka – Co się dzieje?
-Kubalski pił spirytus w kiblu! – Krzyknął niziutki chłopiec szczerząc zęby w uśmiechu, cały rozpromieniony, po czym pobiegł puścić nowinę dalej w swojej klasie.
WWWPrzez środek holu szedł Łopata, zaciskając rękę na ramieniu swojej ofiary, jakby prowadził mordercę na stryczek, wokół nich tworzył się wąski pas wolnej przestrzeni, zupełnie jakby nauczyciel tworzył wokół siebie nieprzekraczalną barierę. Szli wolno, równym tempem, co jakiś czas tylko Kubalski rzucał na boki groźne spojrzenia, a gdy próbował się odwrócić, Łopata szarpał go za ramię.
-Beka z typa – skwitował Andrzej, Kubalski usłyszał, spojrzał na niego z rządzą mordu w oczach, chłopcy odpowiedzieli mu tym samym. Bo W szkole nie można dać sobie wsiąść na kark. Nigdy.
-Andrzej idioto, i po co ci to było? – spytał Marek, gdy ten osobliwy kondukt zniknął już w gabinecie pani pedagog.
-A skąd miałem wiedzieć, że usłyszy? Może sobie odpuści – Marek spojrzał tylko na niego wymownie. - Przestań, damy radę.
-Właśnie, co ty na to, żeby dzisiaj znowu odwiedzić dom wujka?
-Po co?
-Trochę wczoraj pomęczyłem ojca i sypnął się, że wujo pisał pamiętniki z wypraw. Pamiętasz tą safę? To chyba była abiblioteczka.
-I?
-I chcę sobie jeden wziąć na pamiątkę. Bo jak sprzedadzą dom, to pewnie je wyrzucą.
-Ale później na browarka?
-Stoi.

***
WWWW wysokiej szybie przystanku mdło odbijała się postać starszej kobiety patrzącej krzywo na dwóch młodych chłopców, jeden miał na rękawie bluzy naszyty symbol pięciopalczastego liścia. Ostanio oglądała z koleżankami taki program w telewizji o marszu wolnej konopii – najpierw uznała, że idą tamtędy całkiem sympatyczni młodzi ludzie, kreują swoje poglądy, są przeciwko aktualnemu, przecież złemu rządowi, nikomu nie robią krzywdy, co ostatnio rzadko się zdarza. Tak myślała.
WWWNa szczęście koleżanki szybko uświadomiły jej, że w tej "konopii" mieszka szatan (w sumie to nawet miała jakiś taki podejrzany kształt, jakby nie Boską ręką tworzony) i niszczy społeczństwo. Dlatego teraz wpatrywała się złym wzrokiem w tych dwóch chłopców, z jednej strony tak młodych i niewinnych, a z drugiej manipulowanych przez złe moce.
WWWMarek i Andrzej czekali na autobus, stali w milczeniu i wpatrywali się w drogę. Marek przetarł okulary rąbkiem koszulki, odwracając się napotkał morderczy wzrok staruszki, na co ona zrobiła jescze groźniejszą minę- niech wiedzą, że szatana w Polsce tolerować nie będziemy! Chłopiec wpatrywał się zaskoczony, nawet nie pomyślał, żeby odwrócić wzrok. I to był jego błąd. Ona już wiedziała, że wygrała. Pokręciła z niedowierzaniem głową, ściągnęła brwi w geście dezaprobaty – wysiliła się na swoją godzinami ćwiczoną minę "młodzież ma absolutny brak szacunku do życia i ludzi, jest zdemoralizowana i łypie na starsze osoby pewnie chcąc je okraśc". Marek dopiero po chwili oderwał wzrok od tej osobliwej sceny i rozejrzał się po innych ludziach na przystanku. Zauważyli. Teraz wszyscy patrzyli na niego z dezaprobatą. Widzieli jak gapił się na biedną starszą panią, która właśnie zaczęła kurczowo trzymać w objęciach torebkę. Ona już wiedziała, że wygrała. Zawsze wygrywała.
WWWMarek pomyślał, że teraz już może tylko czekać, aż ktoś nie podejdzie do staruszki i spyta "Czy ten chłopiec pani nie zaczepia?", albo coś w równie złym guście. Poczuł w gardle gorzki smak wstydu.
-Idziemy z buta - mruknął do Andrzeja i dał mu sójkę w ramię.
-Czemu? - poszedł za przyjacielem, który ruszył szybkim krokiem. - Za chwilę będzie autobus! - Marek nie reagował, więc poszedł za nim.
-Widziałeś, jak się na mnie patrzyli?
-No jak, normalnie.
-Ta stara baba, ona się na mnie tak patrzyła, to ja się na nią patrzyłem, i ona zrobiła taką minę jakbym ją chciał okraść i złapała torebkę, rozumiesz, jakby się mnie bała i oni się tak na mnie patrzyli jakbym ja chciał ją okraść...
-Stary...
-Hm?
-Ale ty masz jednak grubo na bani...
***
WWWPo kilkunastu minutach marszu w promieniach późnojesiennego, jakby nieśmiałego słońca przyjaciele już otwierali furtkę do ogrodu,, który wydawał się tak samo mroczny i niepokojący jak wcześniej, zamek w drzwiach wejściowych szczęknął dwukrotnie, weszli dalej. Andrzejowi nie podobała się atmosfera panująca w domu, coś go przytłaczało, wciskało w ziemię, powodowało bolesne napięcie mięśni karku, gdy schody skrzypiały pod ich krokami, miał ochotę rzucić się do wyjścia, wstyd powiedzieć, ale ręce mu drżały ze strachu. Coś mu się bardzo nie podobało i nie wiedział, co dokładnie.
WWWW gabinecie wszystko stalo tak samo jak kiedy wychodzili, Marek wszedł pierwszy, rozglądał się po pokoju, Andrzej nawet nie przekroczył progu.
-Bierz te sznuki i idziemy.
-Nie. - Andrzej się zdziwił, ostrożnie postąpił kilka kroków, spojrzał na Marka.
WWWOd razu wiedział, co będzie najlepszą zdobyczą. Notatki wuja. Nic dziwnego, że nie mogli ich znaleźć. Przewrócona biblioteczka. Andrzej widział jego wzrok i tylko kręcił głową.
-Dawaj.
-O Jezu... Przestań, bierz sznurki... - Ale Marek już łapał krawędzie szafy, więc tylko westchnął zrezygnowany. Spróbowali ją dźwignąć, udało im się podnieść ją na wysokość dwóch, trzech centymetrów, jęknęli ciężko, nie dali rady.
WWWAndrzej się wyprostował i zaczął rozmasowywać bolące ramiona, Marek spróbował jeszcze raz, na nic, wstał również, rozglądał się po pokoju, mrucząc coś pod nosem.
-Bierzesz sznurki?
-Mhm... -mruknął. Andrzej poczuł ulgę, że już wychodzą, obrócił się na pięcie i ruszył do przedpokoju, nie mogąc się doczekać, aż stąd wyjdą. Przekroczył próg, robił kolejny krok i usłyszał głośny trzask, natychmiast rozjerzał się w panice – wydawało mu się, że dom się wali. Zajrzał do pokoju.
WWWMarek wyciągał nogę spomiędzy połamanych pleców szafy, stanął pewniej i kopnął jeszce raz. Schylił się i zaczął mocować się z postrzępionym skrzydłem cienkiej deski. Już za drugim pociągnięciem udało mu się je oderwać. Pochylił się nad biblioteczką.
-O kurczaczek...
WWWAndrzej przewrócił oczami, rzucił z wyrzutem, że o mało nie dostał zawału, stanął nad szafą. Głośno wciągnął powietrze
WWWMebel okazał się mieć podwójne dno, za książkami stojącymi na półkach znajdował s9ię jeszcze kwałek wolnej przestrzeni, a w niej wuj schował swoje notatniki zawinięte w szary papier (na które Marek natychmiast się rzucił z szałem w oczach) i kilka płaskich walizeczek.
Zgrzyt. Stuk.
Stuk.
Stuk.
Stuk.
WWWNagle obaj chłopcy się wyprężyli jak struny, spojrzeli na siebie pytająco. Marek pokiwał głową.
Ostatnio zmieniony śr 09 paź 2013, 19:51 przez Iwo Misztal, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Zapis dialogów. Po pierwsze, po myślniku spacja. Po drugie, raz piszesz od tabulatora, raz nie. Zdecyduj się na jedną formę (najlepiej od tabulatora, bo to zwiększa przejrzystość).
Zardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko, znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie, stara drewniana huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia, wąska ścieżka byłaledwo widoczna, gesto zarosły ją chwasty.
Chwila, chwila, moment, stop. Opisujesz akcję, jakby cię ktoś gonił, a z pleców sterczało ci już co najmniej siedem noży. Wolniej. Spokojniej. Niech opowieść płynie, nie galopuje jak koń z klapkami na oczach. Ułatwiają to kropki:
Zardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko. Znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie. Stara, drewniana huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia. (w tym zdaniu pozwoliłam sobie wprowadzić ciut większe zmiany ->) Ruszyli wąską, ledwie widoczną ścieżką, którą gęsto zarosły chwasty.
Do takiego rozbicia nadaje się w zasadzie większość twoich opisów.
-Coś musi być, nie marudź. Tutaj jest pusto, idziemy na górę
Dopiero co przekroczyli próg i rozejrzeli się pobieżnie, skąd więc takie definitywne stwierdzenie, że nic tu nie ma?
-Gdzie idziemy? - spytał szeptem niższy chłopak.
-Nie mam pojęcia. - drugi mechanicznym ruchem poprawił okulary
Źle określasz postaci. Ja nie mam najmniejszego pojęcia, kto tu jest niższy, kto wyższy, kto nosi okulary, a kto nie. Nie mam pojęcia, o kim piszesz. Podaj mi gdzieś wcześniej opis postaci - gdy stoją przed furtką i gapią się na dom, jest ku temu sposobność - wprowadź imiona i unikaj sztucznych rozróżnień pierwszy - drugi, niższy - wyższy.
kłódka na gębę
Chyba gęba na kłódkę.

Więcej dziś nie zdążę, więc na razie tyle.
jestem zabawna i mam pieski

3
Dzięki za trafne rady, rzeczywiście trochę pędzę z akcją i wszystko się zaciera. Wieczorem spróbuję to poprawić, chociaż nie sądzę, żebym kontynuował tę formę. Mam jescze kilka scen, spróbuję je trochę naprostować i zacznę inny projekt.
I tylko dodam, ze nie mogłem edytować pierwszego posta, chciałem dodać kolejnego z poprawką, a system mi je scalił, więc właściwa forma zaczyna się w około 1/3 długości tekstu : )

4
To poczytam tylko wersję ociosaną.
Iwo Misztal pisze:w ponury, opuszczony dom nieśmiało wynurzający się zza szpaleru gęstych iglaków.
ponury, opuszczony, nieśmiały, wynurzający się - nie za wiele jak na raz?
Iwo Misztal pisze:Zardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko, znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie, stara drewniana huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia, wąska ścieżka była ledwo widoczna, gęsto zarosły ją chwasty.
Dlaczego to jest jedno zdanie? Spróbuj inaczej, np.:
Zardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko(?) i znaleźli się w zapuszczonym ogrodzie. Ścieżka niemal całkowicie zarosła chwastami. Stara huśtawka straszyła połamanymi dechami siedzenia.
Iwo Misztal pisze:na ścianach wisiało kilka gołych gwoździ,
Specyficzna fantazja gospodarzy - gwoździe wiszące na ścianach. Na ogół się je w ściany wbija i na nich coś wiesza. :D
Iwo Misztal pisze:a dywan w dużym pokoju leżał podwinięty pod ścianą.
zwinięty dywan leżał pod ścianą
dywan leżał podwinięty pod ścianę
dywan leżał pod ścianą podwinięty tak, jakby przeszkadzał/żeby nie przeszkadzał
Iwo Misztal pisze:jednak można było zauważyć, że niektórych przedmiotów jakby brakuje, na ścianach wisiało kilka gołych gwoździ, niektóre półki stały puste, a dywan w dużym pokoju leżał podwinięty pod ścianą.
półka wisi, regał z półkami stoi
Iwo Misztal pisze:Zardzewiałe zawiasy furtki jęknęły ciężko
Iwo Misztal pisze:Wspięli się na piętro po ciężkich schodach o zdobionej poręczy,
Lubisz to słowo, ale są celniejsze.
Iwo Misztal pisze:Na piętrze, w długim korytarzu znaleźli cztery pokoje i sporą łazienkę.
Wyjątkowo pojemny korytarz, pomieścił cztery pokoje i łazienkę.
Iwo Misztal pisze:Dwa najmniejsze pomieszczenia stały całkiem puste, jakby od bardzo dawna nie były używane. W przyjemnie urządzonej sypialni stało łóżko, jedna duża szafa i kilka mniejszych mebli, nic nadzwyczajnego. Powoli podeszli do pokoju na końcu korytarza, we framudze nie było drzwi, za to na podłodze w środku leżała zerwana zasłona z plecionki. Panował straszny bałagan, wszędzie leżały wyrzucone z biurka szuflady, wszystko było poprzesuwane, gabloty straszyły ostrymi zębami potłuczonych szyb, jeden regał leżał przewrócony na środku pokoju, szafa bibiloteczna leżała na podłode pokazując drewniane plecy pomiędzy drobinkami szkła.
Spróbuj porządkować opisy. Dziel na zdania, rozwijaj je tak, by tworzyły wyraźny obraz.
Próba (moja, ale słowa Twoje):
Dwa najmniejsze pomieszczenia były puste, całkiem jakby od dawna nikt ich nie używał. W przyjemnie urządzonej sypialni nie było nic nadzwyczajnego - łóżko, pusta szafa i kilka mniejszych, niewiele wartych mebli. Poszli w drugi koniec korytarza, bo z daleka zauważyli, że we framudze nie było drzwi, a na podłodze w wejściu poniewierała się zasłona. W środku panował straszny bałagan. Wszędzie walały się wyrwane z biurka szuflady, gabloty straszyły ostrymi zębami potłuczonych szyb. Wszystko było poprzesuwane, a jeden regał leżał na na środku pokoju. Przewrócona szafa biblioteczna pokazywała drewniane plecy, obsypane drobinkami szkła.

szafa bibiloteczna leżała na podłode - nie podkreśla Ci takich literówek?

Bohaterowie to Andrzej i Marek, jeden wyższy, drugi niższy, ale który jest który to, zabij mnie, ale nie wiem. Wprowadź imiona w takiej formie, by czytelnik wiedział, który jest który. To ułatwia czytanie. I pisanie też. ;)
Iwo Misztal pisze:Andrzej zaglądał na dno gablotek i do szafki stojącej pod ścianą – pusto, Marek szukał w biurku, również na próżno. Zaczęli przeszukiwać potłuczone skorupy wokół regału. Jedyną rzeczą która się uchowała i mogła służyć za pamiątkę były dwa zawieszone na ścianie pęczki sznurków o wyblakłych kolorach z zawiązanymi supełkami, Marek przyglądał im się chwilę z żalem, schował jeden do kieszeni. Chłopcy stracili nadzieję, nie znaleźli już nic ciekawego.
Kolejna część do poprawy. Zrób to sam.

Zapis dialogów - poczytaj jak się to poprawnie robi. Na początek dość przejrzyście:
http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte ... ac-dialogi

Pierwsze koty za płoty.

Myślę, że masz nad czym pracować. Ćwicz. Opisuj pomieszczenia, miejsca, widoczki. Układaj choreografię dla swoich bohaterów.

Powodzenia. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Dziękuję serdecznie!
Opisy już się poprawiają, bez sensu próbowałem je na siłę skracać, pospieszyłem się, bohaterowie chyba mogą być jescze chwilę rozmyci, w kolejnych scenach już nadaję im koloru. Dziękuję za wskazanie kwiatków w stylu wiszących gwoździ :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron