91

Latest post of the previous page:

Zacznę od końca.
3. Czy przeczytałeś uważnie moją argumentację w tej dyskusji i rozumiesz ją?
Spróbuję ją zrekonstruować (streścić, powtórzyć), zaczynam od soboty piątego października bieżącego roku . Jeśli przypiszę Ci coś błędnie lub przeinaczę, zwróć mi uwagę. Dla ułatwienia nie będę powtarzał, co chwilę, że to są MOJE I TYLKO MOJE interpretacje.

1. Rozpoczęłaś od takiego obrazka. Mężczyźni bezustannie myślą o kobietach, oblepiają je wzrokiem, podrywają, a potem przerzucają odpowiedzialność na mężczyzn. Użyłaś też przykładu z przypadkowym pokazaniem tyłka na ulicy, aby pokazać, że kobieta ma prawo zachowywać się jak chce, a mężczyznom od tego wara.
2. Niemniej, uparcie bronisz prawa mężczyzn i kobiet do myślenia tego, co im się podoba, o ile nie przekłada się to na praktykę. Według Ciebie one i oni nie odpowiadają za swoje wzajemne wyobrażenia, nie władają cudzymi. W przeciwnym wypadku - powiadasz - dochodzi do absurdu, ofiara gwałtu jest winna i miała władzę nad wyobraźnią swojego kata.
3. Władzę nad cudzą wyobraźnią nazywasz iluzją. Skutkiem jej przeżywania jest szkodliwy przymus bezustannego podobania się innym.
4. Kolejnym wątkiem w Twoich wypowiedziach jest kwestia kulturowo-religijna. Mężczyźni mają demonizować pożądanie własne, a tym bardziej kobiece. Chrześcijaństwo zaś mówi o grzesznych myślach, ale to obowiązuje jedynie ludzi religijnych.
5. Co więcej, powiadasz, że niebezpiecznych (tzn. grzesznych) myśli nie ma, istnieją tylko tłumione i nieprzemyślane do końca.
6. Poczyniłaś uwagi o różnych rodzajach myślenia, które nie wiążą się zdecydowaniem.
7. Potem napisałaś, że odpowiadamy jedynie za to, co uczyniliśmy i próbowałaś wybrnąć z tego, że ludzie za usiłowanie i zamiar również bywają karani. (Wprowadzając jakiś oksymoroniczny zamiar irracjonalny, który nie ma odbicia nawet w poszlakach?)
8. Następnie nie wiedzieć czemu, powiązałaś ukierunkowanie i władanie nad czyimś myśleniem z prostym determinowaniem, które nie pozostawia wyboru.
9. Pytałaś mnie o związek między absolutną wolnością a zniesieniem hierarchii m.in. aksjologicznych. Zbagatelizowałaś też - tak to odczułem - sprzeczność między dążeniem do absolutnej szczerości a dążeniem do absolutnej wolności. Ot, człowiek musi bezustannie wybierać moralnie i na tym polega jego wolność.
10. Wyłożyłaś koncepcję podświadomych procesów myślowych, które mogą prowadzić do decyzji. Nie dopuszczenie ich do głosu prowadzi do zła, które usprawiedliwia się rzekomymi zamroczeniami. Gdyby przemyślał rzecz wcześniej, podjąłby świadomą decyzję. Dla Ciebie liczy się kontrola wewnętrzna.
11. Uparłaś się, że każda decyzja w przypadku skoku w bok zachodzi z prawdopodobieństwem 1/2.

Dalsze wypowiedzi przyniosły streszczenia i powtórzenia. Przechodzę więc do opisu tego, jak na nie reagowałem (we własnym odczuciu oczywiście - chyba nie muszę tego ciągle zaznaczać ;) ).

ad. 1. Polemizowałem z tym stwierdzając, że mężczyźni zwykle mają co innego na głowie i Twój opis pasuje do nabuzowanych młokosów. Wskazałem też na istnienie kodów kulturowych i obowiązywanie rozmaitych norm. Wyszło mi więc na to, ze przypadkowe obnażenie się nie wyczerpuje tematu. Pisałem więc o większej puli możliwych zachowań damsko-męskich.
ad. 2. Polemizowałem z Tobą odwołując się do szeroko rozumianej, kulturowej czytelności ciała i zachowań. Na tej podstawie wywodziłem, że mężczyźni mają pewną władzę nad myślami kobiet i na odwrót. Przy czym nie twierdziłem, że ma ona charakter totalny. Służy ona nie uprzedmiotowieniu, lecz działaniu lub współdziałaniu. To rozwiązuje mi problem gwałciciela. On źle korzysta lub nadużywa władzy nad cudzymi myślami (przynajmniej w naszej kulturze). Przy czym nadużycie nie jest symptomem wewnętrznej siły, lecz słabości.
ad. 2-3. Właściwie powinienem dodać, że nie dostrzegam związku między iluzorycznym władaniem nad cudzą wyobraźnią, przymusem podobania się i lękiem przed gwałtem. Ten ostatni powinien - jak mi się wydaje - powodować pęd ku niepodobaniu się innym (jeśli się nie podobasz, nie zaczepi Cię), a nie podobaniu się każdemu. Ponadto odwołałem się do tego, że folgowanie myślom pewnego rodzaju łatwo przeradza się w zło. Wdałem się w rozważania dość subtelne i jeśli popełniłem z rozpędu jakąś sprzeczność. Postaram się więc ująć to precyzyjnie. Różni nas terminologia. U Ciebie "zamroczenie" jest tanią wymówką, usprawiedliwieniem się lub prawdą odnotowaną przez podmiot bierny (jak je oblekasz w jedno ciało nie wiem). U mnie zaś zawężeniem myślenia przez nieoczekiwany bodziec, ukierunkowaniem go na coś moralnie niepożądanego. I to takim ukierunkowaniem, które będzie zbijało wszelkie argumenty przeciw, szukało dróg obejścia przeszkód praktycznych etc. Wydaje mi się też, że skutecznie argumentowałem za rozdzielnością myślenia o konkretnym bodźcu i rodzaju bodźców. To drugie bywa pożyteczne, a pierwsze nieczęsto, tylko w bardzo sprzyjających okolicznościach.
ad 4. Trzymam się tego, że z teologicznego punktu widzenia adekwatnym przykładem grzechu myślnego jest kacerstwo. Aby wyjaśnić pewne sprawy odnośnie cudzołożenia sięgnę do źródła: Mt. 5:29-30, Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w
swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie.
. Proszę, tu nie ma po prostu o myśli, ale właśnie o takiej myśli, która od razu znajduje swoje odbicie w ciele, co więcej, tworzy z ciałem jedność (dlatego jest metaforycznie w prawym oku, a nie powiedzmy w lewej dziurce od nosa). Stąd rozwiązaniem wedle Ewangelii nie jest uległość kobiet, lecz raczej okaleczenie własnego ciała. :) I oczywiście idzie tu od początku o pewną moralną perswazję, ostrzegawcze wyolbrzymienie. Dodałem też, iż taka moralistyka nie musi występować na gruncie teizmu. :)
ad. 5. Właściwie nie wiem, czemu u Ciebie służy owo przemyślenie do końca, raz wydaje mi się, że służy ono podjęciu decyzji moralnie dobrej, innym zaś razem zaledwie świadomej. Pytania odnośnie działania podświadomości uważam za aktualne, jeśli mi na nie odpowiedziałaś, proszę o powtórkę, widać jestem kiepskim rozmówcą. :) Nie wiem... Czemu ona działa tak, a nie inaczej. Czemu namiętności, gdy są w niej to się kłębią i przekładają na czyny, a gdy zostaną uświadomione stają się łagodne jak baranki i słabe.
ad. 6. Nie mam uwag.
ad. 7. Wzmocnię co powiedziałem. Jednym z motywów szukania sprawiedliwości zewnętrznej, ustanawianej przez autorytet jest to, że my przez zepsucie już nie jesteśmy w stanie zrozumieć, co zrobiliśmy, na co zasługujemy (w sensie psychicznym, egzystencjalnym i normatywnym) i szukamy rozstrzygnięcia w zewnętrznej, ludzkiej lub ponad-ludzkiej instancji (jeśli uznajemy jej istnienie).
ad. 8. Wprowadziłem więc wątek prawdopodobieństwa. Prawdopodobieństwo jest użyteczne wtedy, gdy nie ma sytuacji zero-jedynkowej. Przy czym potem się rozpędziłem i jakoś tak wyszło, iż przyjąłem (za tobą?), że chodzi tu o zmiany zachodzące pod wpływem zewnętrznym. Tymczasem w eksperymencie myślowym chodziło o kogoś, kto jest wolny i zmienia się w czasie raczej z siebie niż pod wpływem okoliczności. Uległem temu błędowi, bo pomieszałem to z innym tematem. Dokładniej z teorią, że w przypadku podrywu mamy wybór zero-jedynkowy. Albo on jest, albo go nie ma, a kobieta jest tylko ewentualną ofiarą. Tylko, że dyskurs a) mężczyzna jako podmiot silny i kobieta - słaby; i dyskurs b) mężczyzna podmiot słaby i kobieta - silny... Fajnie się eliminują, ale pozostają odklejone od rzeczywistości. Stąd tez, prawdopodobieństwo nie zawsze wynosi 1/2. Również ze względu na to, co pisałem o nawykach.
ad 9. Eksperyment z prawdopodobieństwem był mi potrzebny również w tym kontekście. Nagle okazało się, że owa absolutna wolność wewnętrzna musi być ograniczona przez logikę. Nie ograniczona a-logiczna wolność znosi hierarchie. Nie wiadomo też, czemu mielibyśmy do niej dążyć. Co jeśli szczerość mówi mi, że człowiek jest bytem trwale zależnym od świata i kultury? Ponawianie wyboru nie ma tu sensu. Nie mówiąc o tym, co powiedziałem o nawykach, co też podtrzymuję. Nie wiem, czemu człowiek niewybierający za każdym razem miałby być zniewolony (znowu odesłanie do eksperymentu myślowego z prawdopodobieństwem.
ad. 10. Jak wyżej, mam problemy z załapaniem Twojej koncepcji podświadomości. Nie wieżę w czarodziejską różdżkę uświadomienia.
ad. 11. Podtrzymuję. Dla mnie to jest fałsz. Można być trwale dobrym i mieć prawdopodobieństwo 0. Ponadto inny będzie los podrywacza wśród przeczystych dziewic, a inny wśród prostytutek (analogicznie z układem losu kobiety).
2. Czy podtrzymujesz wszystko, co napisałeś we wcześniejszych postach, czy z czegoś jednak chcesz się wycofać?
Tak, o ile nie kłóci się to z tym, co napisałem teraz. Ponadto chyba w jednym z poprzednich też coś wycofałem - podtrzymuje. Jeśli będziesz przytaczać coś z moich wcześniejszych wypowiedzi, proszę się wczytać, bo w paru wypowiedziach jest mały chaos w cytowaniu. Nie zaznaczyło mi dobrze Twoich wypowiedzi i wyglądają jak moje.

To wszystko, co mam do powiedzenia (na razie).

Ps: podtrzymuję też to, co powiedziałem o rozumie praktycznym i procesualnym charakterze zdrady.

[ Dodano: Czw 10 Paź, 2013 ]
Jeszcze odnośnie logiki. Ja patrzę na to tak. Jeśli wolność, do której należy dążyć, uwzględnia logikę, to tym samym zgadzam się na pewne inne rzeczy... Język, którego używam w rozmowach posiada sens w strukturze rzeczywistości ujętej z perspektywy pewnej formy realizmu poznawczego. Powstał on w takich, a nie innych okolicznościach. Zastosowanie go do odmiennej struktury nie daje gwarancji sensowności czy poprawności wypowiedzi. Kiedy mówię mam wrażenie, przeważnie odnoszę je do czegoś. Tylko w nielicznych przypadkach wiedza o odczuciu i odczucie są dla świadomości tym samym (np. ból, wyobrażenie). Stąd też, pierwotnie poznaję świat, dopiero potem mogę z niego wydzielić sferę doznań. Ale one nie są ciemnymi okularami, lecz nazwą interakcji między mną a światem. W przeciwnym wypadku komunikacja polegałaby na tym - jak sądzę - iż jeden mówiłby ja lubię lody pistacjowe, a drugi mam ochotę na bieganie, czy tego chcesz, czy nie. :) Niektóre symptomy psychiczne są bardziej mną niż inne, np. pożądanie, które odnoszę do czegoś. Nie mogę więc sensownie powiedzieć, że pożądając, nie pożądam czegoś zewnętrznego i odnoszę się jedynie do moich wyobrażeń. Wyobrażenia mam niejako pod ręką, a pożądanie nie.

Uff, to już chyba naprawdę koniec.

92
Humanożerco, a o jakim problemie, według Ciebie, w ogóle rozmawiamy? Na jakie pytanie szukamy odpowiedzi? Albo jeszcze inaczej: wobec jakiej kwestii zająłeś to swoje, w Twoim odczuciu spójne, stanowisko? Bo na pewno nie wobec problemu, który ja postawiłam.

Wybacz, że będę odpisywać z przerwami i z doskoku, ale mam sporo na głowie. Zajrzę, jak tylko będę miała wolną chwilę.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

93
Najpierw przeproszę za wszystkie błędy popełnione w poprzednim poście, dopiero teraz je zauważyłem, napisałem "wierzyć" przez "ż" i powinienem napisać: "przerzucają na kobiety", a nie "mężczyzn".

Wydaje mi się, że rozmawiamy o kilku sprawach:
- o wewnętrznej, duchowej strukturze podmiotu (zarówno działającego, jak i przeżywającego),
- o naturze zdrady i odpowiedzialności za nią,
- o tym, czy istnieją grzeszne myśli (na gruncie religijnym i poza nim),
- recepcie na postępowanie godziwe (uniknięcie zdrady),
- (nie)poznawalności cudzego umysłu i świata,
- czym jest absolutna wolność wewnętrzna i czy warto do niej dążyć, skoro może kolidować z wewnętrzną szczerością.

Być może nie zająłem w tych sprawach spójnego stanowiska, ale u Ciebie też go nie widzę.

Mi się naprawdę nie spieszy, możesz odpowiedzieć później i ciurkiem. ;)

94
Oj, niedobrze. Wygląda na to, że muszę kilka rzeczy sprostować.

Nie rozmawiamy o tym, "czy istnieją grzeszne myśli na gruncie religijnym i poza nim". Na tak sformułowany temat nie da się rozmawiać, ponieważ poza gruntem religijnym nie istnieje coś takiego jak grzech. Taki temat byłby logicznie bezsensowny.

Nie dyskutujemy o "recepcie na postępowanie godziwe (uniknięcie zdrady)", bowiem ja w ogóle nie oceniałam zdrady pod kątem moralnym (godziwa czy nie). Kwestia jej godziwości lub niegodziwości w ogóle mnie w tej dyskusji nie interesuje. Interesuje mnie odpowiedzialność, rozumiana jako potwierdzenie własnej sprawczości i gotowość do przyjęcia konsekwencji.

Nie dyskutujemy o tym, "czym jest absolutna wolność wewnętrzna i czy warto do niej dążyć, skoro może kolidować z wewnętrzną szczerością", bo nie uważam, że może kolidować. Przeciwnie - uważam, że wolność jest warunkiem zaistnienia szczerości. Ale to akurat nieistotne, bowiem nie to jest przedmiotem naszej dyskusji.

Nie rozmawiamy również o "wewnętrznej, duchowej strukturze podmiotu (zarówno działającego, jak i przeżywającego)". Jeżeli już, to o postawie podmiotu wobec rzeczywistości (bierna lub aktywna), nie o jego strukturze.

A to: "o (nie)poznawalności cudzego umysłu i świata" jest wątkiem pobocznym, który owszem, pojawia się w dyskusji, ale jest z nią związany dość luźno.

Głównym tematem tej dyskusji jest: "o naturze zdrady i odpowiedzialności za nią". Myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy się na nim skupili, jeżeli chcemy dojść do jakichkolwiek wniosków. Dygresje powodują, jak sam widzisz, jedynie niepotrzebny chaos.

Szczególnie interesują mnie odpowiedzi na następujące pytania:

1. Czym jest zdrada (może doprecyzujmy: zdrada małżeńska)?
2. Gdzie leży jej źródło?
3. Czy jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie za rzeczy, które od nas zależą, czy także za te, które od nas nie zależą?
4. Czy nasze myśli od nas zależą, czy nie?

Pytam o to, bo, po przeczytaniu posta, w którym tłumaczysz swoje stanowisko, nadal widzę w nim wewnętrzne sprzeczności. Chcę się upewnić, czy nie wynikają one z innego rozumienia pojęć - to jest czy nasz punkt wyjściowy do rozważań jest taki sam.
Humanozerca pisze:Najpierw przeproszę za wszystkie błędy popełnione w poprzednim poście, dopiero teraz je zauważyłem, napisałem "wierzyć" przez "ż" i powinienem napisać: "przerzucają na kobiety", a nie "mężczyzn".
Takimi drobiazgami się nie przejmuj. Ja nie jestem wściekłym Azorkiem, który będzie Cię szarpał za nogawki i gryzł po kostkach. ;) Jesteś moim partnerem w dyskusji i mam obowiązek starać się zrozumieć Twój punkt widzenia. W tej chwili go nie rozumiem, bowiem wydaje mi się wewnętrznie sprzeczny. Chciałabym, żebyś go przedstawił, skupiając się tylko na temacie głównym i unikając (o ile to możliwe) dygresji.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

95
Nie rozmawiamy o tym, "czy istnieją grzeszne myśli na gruncie religijnym i poza nim". Na tak sformułowany temat nie da się rozmawiać, ponieważ poza gruntem religijnym nie istnieje coś takiego jak grzech. Taki temat byłby logicznie bezsensowny.
Jeśli uznamy, że jest jakaś analogia między grzesznym myśleniem na gruncie religijnym a złem moralnym na gruncie świeckim , to temat będzie jak najbardziej sensowny. Słowo "grzech" przestanie mieć znaczenie czysto teologiczne. Moralność zawartą np. w Biblii często wyjmowano z kontekstu relacji z Bogiem. Pozwalali sobie na to tacy świeccy humaniści jak: Lew Tołstoj, Beniamin Franklin, Tadeusz Kotarbińsi.
Nie dyskutujemy o "recepcie na postępowanie godziwe (uniknięcie zdrady)", bowiem ja w ogóle nie oceniałam zdrady pod kątem moralnym (godziwa czy nie). Kwestia jej godziwości lub niegodziwości w ogóle mnie w tej dyskusji nie interesuje. Interesuje mnie odpowiedzialność, rozumiana jako potwierdzenie własnej sprawczości i gotowość do przyjęcia konsekwencji.
Konsekwencji moralnych również? Jeśli rzeczywiście nie interesuje Cię pełny kontekst odpowiedzialności, to czemu zauważyłem w niektórych Twoich wypowiedziach motyw moralizatorskiej skargi na mężczyzn? Może pewne rodzaje sprawczości a) deformują spostrzeganie własnego sprawstwa, b) uniemożliwiają uporanie się z konsekwencjami? :)
Nie dyskutujemy o tym, "czym jest absolutna wolność wewnętrzna i czy warto do niej dążyć, skoro może kolidować z wewnętrzną szczerością", bo nie uważam, że może kolidować. Przeciwnie - uważam, że wolność jest warunkiem zaistnienia szczerości. Ale to akurat nieistotne, bowiem nie to jest przedmiotem naszej dyskusji.
Nie rozumiem tej wypowiedzi. Ta kontrowersja nie wyskoczyła jak Filip z konopi. :)
Nie rozmawiamy również o "wewnętrznej, duchowej strukturze podmiotu (zarówno działającego, jak i przeżywającego)". Jeżeli już, to o postawie podmiotu wobec rzeczywistości (bierna lub aktywna), nie o jego strukturze.
U mnie podmiot nie jest absolutnie bierny lub absolutnie czynny (dlatego też, użyłem metaforyki zmagania się z żywiołem). Ponadto postawy względem rzeczywistości (zarówno te pasywniejsze, jak i odważniejsze) wynikają z takiego, a nie innego działania wewnętrznej struktury podmiotu.
Głównym tematem tej dyskusji jest: "o naturze zdrady i odpowiedzialności za nią". Myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy się na nim skupili, jeżeli chcemy dojść do jakichkolwiek wniosków. Dygresje powodują, jak sam widzisz, jedynie niepotrzebny chaos.
Umówmy się jednak, że sprawa ma aspekt moralny, a opowieść artysty o udanym współżyciu bez wierności - są pewnym eksperymentem, ryzykownym przekroczeniem schematów i norm kulturowych etc. :)
1. Czym jest zdrada (może doprecyzujmy: zdrada małżeńska)?
Jest czynem z gruntu niegodziwym i to trzeba sobie powiedzieć na samym początku.
2. Gdzie leży jej źródło?
W postępowaniu mężczyzny i kobiety, przy czym każda ze stron może być mniej lub bardziej aktywna. To nie jest przypadek gwałtu (poza dobrem i złem?), gdy zdrada odbywa się jednostronnie i z pogwałceniem cudzej godności.
3. Czy jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie za rzeczy, które od nas zależą?
Odpowiadam negatywnie na to pytanie, ponieważ dzięki znajomości ciągów przyczynowo-skutkowych możemy manipulować bytami, które od nas nie zależą. Dlatego pojawił się temat, czy i na ile odpowiadamy za czyny innych ludzi i ich myśli. (Znów wybór albo pełny determinizm, albo całkowity indeterminizm jest fałszywy.)
4. Czy nasze myśli od nas zależą, czy nie?
Co rozumiesz przez myśli? Bo w tej dyskusji pojawiło się kilka znaczeń tego słowa.

Ok. Jeśli dalej widzisz sprzeczności, to je wskaż, a przy okazji rozjaśnij mi to, czego nie rozumiem w Twoich wypowiedziach (pisałem o tym obszernie).

96
Humanozerca pisze:1. Czym jest zdrada (może doprecyzujmy: zdrada małżeńska)?
Jest czynem z gruntu niegodziwym
Jest czynem. "Niegodziwym" jest Twoim osądem. Masz do niego prawo. Nie dyskutuję z Twoim osądem.
Na czym, konkretnie, ten czyn polega? Sądzę, że na złamaniu obietnicy (czy też przysięgi) danej komuś i zrobieniu czegoś, czego się obiecało nie robić. Zgadzasz się?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

98
Humanozerca pisze:Dlaczego uważasz, że wiarołomstwo w tak istotne kwestii jest naganne jedynie subiektywnie? (To znaczy w czyimś arbitralnym odczuciu.)
Nic nie uważam. Chciałeś, żebym pokazała Ci błędy logiczne w rozumowaniu, więc skupmy się na logice, nie na etyce. Uprzedzam, że kolejne dygresje zignoruję.

Zatem, skoro ustaliliśmy już, co to jest zdrada, to teraz ustalmy, kto to jest zdrajca. Zdrajcą jest osoba (mężczyzna albo kobieta) która łamie słowo i robi coś, czego obiecała nie robić. Zgadzasz się?
Humanozerca pisze:To nie jest przypadek gwałtu (poza dobrem i złem?), gdy zdrada odbywa się jednostronnie i z pogwałceniem cudzej godności.
Bardzo nieprecyzyjnie się wyraziłeś. Proszę o jasną odpowiedź: Czy zgwałcona przez obcego mężczyznę mężatka popełnia zdradę, czy nie?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

99
Nic nie uważam. Chciałeś, żebym pokazała Ci błędy logiczne w rozumowaniu, więc skupmy się na logice, nie na etyce.
Ustalmy, że sądy moralne poddają się analizie logicznej równie dobrze jak inne. To nie jest żadna dygresja. Zatem, zdrajca czyniąc źle, wie, że czyni źle, czy nie wie?
Zatem, skoro ustaliliśmy już, co to jest zdrada, to teraz ustalmy, kto to jest zdrajca. Zdrajcą jest osoba (mężczyzna albo kobieta) która łamie słowo i robi coś, czego obiecała nie robić. Zgadzasz się?
Zgadzam się.
Bardzo nieprecyzyjnie się wyraziłeś. Proszę o jasną odpowiedź: Czy zgwałcona przez obcego mężczyznę mężatka popełnia zdradę, czy nie?
Nie, nie popełnia. Czy każdy skok w bok wiąże się z gwałtem na obcej kobiecie/mężczyźnie?

Wcześniej wyraziłem się precyzyjnie. Jeśli nie wyraziłem się precyzyjnie, pokaż gdzie. Pytanie w nawiasie było do Ciebie, nie do mnie.

100
Humanozerca pisze:Wcześniej wyraziłem się precyzyjnie. Jeśli nie wyraziłem się precyzyjnie, pokaż gdzie.
Już pokazuję. Napisałeś tak:
Humanozerca pisze:To nie jest przypadek gwałtu (poza dobrem i złem?), gdy zdrada odbywa się jednostronnie i z pogwałceniem cudzej godności.
W sytuacji z gwałcicielem i mężatką mamy dwie strony: jego i ją. Trzeba zatem doprecyzować, kto tę, jak to określiłeś, zdradę jednostronną popełnia. Dlatego o to zapytałam. Odpowiadasz, że ona nie. Zgadzam się. Ona nie. Ale czy on? Przecież my nic nie wiemy o jego stanie cywilnym i czy coś komuś obiecywał!

Jeżeli on jest człowiekiem żonatym i obiecywał swojej żonie wierność - to wtedy (i tylko wtedy) jest tak, jak napisałeś: on popełnia zdradę wobec swojej żony oraz zarazem przemoc w postaci gwałtu wobec obcej kobiety.

Ale jeżeli on jest człowiekiem wolnym, to nie zdradza żony, bo jej nie ma, zatem jest odpowiedzialny jedynie (albo aż) za przemoc w postaci gwałtu na obcej kobiecie. W takim przypadku ani gwałciciel, ani mężatka nie popełnili zdrady, więc Twoje twierdzenie o zdradzie jednostronnej jest nieuprawnione, bo żadnej zdrady w ogóle nie było. Był natomiast akt przemocy i nie ulega wątpliwości, kto jest za ten akt odpowiedzialny.

Czy to, co napisałam, jest dla Ciebie jasne? Zgadzasz się z tym?

Zastanówmy się teraz, dlaczego owa mężatka nie popełnia w tej sytuacji zdrady? Dlatego, że aby złamać dane komuś słowo (a tym, jak ustaliliśmy, jest zdrada) to ona musiałaby mieć możliwość wyrażenia swojej woli. Nie miała jej, bowiem została tego przemocą pozbawiona. Nie ponosi odpowiedzialności za to, co się stało, bo nie miała na to żadnego wpływu. Zgadzasz się?

Islamscy ekstremiści by się ze mną nie zgodzili, bo oni biorą pod uwagę tylko fakt zaistnienia współżycia seksualnego i nie interesuje ich, czy kobieta tego chciała, czy nie. Ale my, na szczęście, nie jesteśmy islamskimi ekstremistami i dla nas ten, kto padł ofiarą przemocy nie jest zdrajcą. Prawda?
Humanozerca pisze:Czy każdy skok w bok wiąże się z gwałtem na obcej kobiecie/mężczyźnie?
Jasne, że nie! Rozważmy sobie zatem jakiś przykład bez przemocy. O, choćby taki:

Pewien mąż bardzo dużo pracuje i nie ma czasu dla swojej żony, w związku z czym żona ta czuje się opuszczona i ucina sobie gorący romans z przystojnym kierowcą autobusu (kawalerem).

Kto z tego towarzystwa popełnił zdradę?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

101
Kto z tego towarzystwa popełnił zdradę?
Zdradza tylko ten kto ma zobowiązania, wynikające z małżeństwa, zażyłości emocjonalnej czy czegoś innego.
Co wyklucza kierowcę ;)
Zdradziła w sensie klasycznym żona, no i mąż zdradzał żonę, z pracą.
Wygrałem coś?

:)

Pozdrowienia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

102
Godhand pisze:Wygrałem coś?
Tak. Przejażdżkę autobusem. :D
Godhand pisze: no i mąż zdradzał żonę, z pracą.
On pracował na chleb dla rodziny! A że w naszym kraju chlebek drogi, to i długo pracował.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

103
On pracował na chleb dla rodziny! A że w naszym kraju chlebek drogi, to i długo pracował.
No to ma chlebek, tylko rodziny już nie ma.
Życie jest ścieżką trudnych wyborów.

A i kierowca jeśli wiedział że ona ma męża to też zdradził.
Etykę zawodową.
Czyli wszyscy są winni :)

Pozdrowienia,

G.

P.S.

I już nie zabieram głosu, bo dopóki się nie wtrąciłem to Wasza dyskusja była poważniejsza.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.

104
Godhand pisze:No to ma chlebek, tylko rodziny już nie ma.
To wnioskowanie nie jest prawidłowe, God. Pomiędzy długą pracą męża, a zdradą żony nie ma żadnego bezpośredniego związku. Za decyzję o zdradzie jest w tej sytuacji odpowiedzialna żona. I tylko ona. Mąż może być tutaj ewentualnie odpowiedzialny za zaniedbanie żony (chociaż jeśli zarabiał na rodzinę, to jest sprawą dyskusyjną, czy on jest w ogóle winny czegokolwiek). Ale żona z tym faktem zaniedbania mogła zrobić różne rzeczy, podjąć różne decyzje. Podjęła decyzję o zdradzie. I jest za nią odpowiedzialna. I jeżeli ona teraz powie mężowi: zdradziłam przez ciebie, bo mnie zaniedbałeś, to kłamie. Robi to, o czym tu na początku pisałam: przerzuca winę na ofiarę. Ucieka przed konsekwencjami. Rozmywa odpowiedzialność. Tak samo robi gwałciciel, twierdząc, że: gdyby ona nie założyła krótkiej spódniczki, to ja bym jej nie zgwałcił. Spódniczka to jedno, a gwałt to drugie. Długa praca męża to jedno, a zdrada żony to drugie.

Żarty żartami, ale nigdy nie pozwalaj sobą manipulować w taki sposób, God. Bo zaczniesz się czuć winny, że Ci zrobiono krzywdę, jak zgwałcona dziewczyna, która myśli, że to jej wina, bo miała za krótką spódniczkę. Ofiara nie ponosi odpowiedzialności za krzywdę, którą jej uczyniono. I nie możemy dać sobie wmówić, że jest inaczej.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

105
W sytuacji z gwałcicielem i mężatką mamy dwie strony: jego i ją. Trzeba zatem doprecyzować, kto tę, jak to określiłeś, zdradę jednostronną popełnia. Dlatego o to zapytałam. Odpowiadasz, że ona nie. Zgadzam się. Ona nie. Ale czy on? Przecież my nic nie wiemy o jego stanie cywilnym i czy coś komuś obiecywał!

Jeżeli on jest człowiekiem żonatym i obiecywał swojej żonie wierność - to wtedy (i tylko wtedy) jest tak, jak napisałeś: on popełnia zdradę wobec swojej żony oraz zarazem przemoc w postaci gwałtu wobec obcej kobiety.
Sama dookreśliłaś temat do zdrady małżeńskiej. Jasne, że jak kawaler będzie gwałcił, to nie będzie zdradzał, a jego podłość zasługuje na inne miano. :)
Pewien mąż bardzo dużo pracuje i nie ma czasu dla swojej żony, w związku z czym żona ta czuje się opuszczona i ucina sobie gorący romans z przystojnym kierowcą autobusu (kawalerem).

Kto z tego towarzystwa popełnił zdradę?
Mężatka i kierowca autobusu. Zakładam, że kochanek też ma żonę, ale nawet jeśli jej nie ma, to i tak nie zachował się godziwie (z innego paragrafu). Mąż żony w pewnym sensie byłby zdrajcą, gdyby odczucie porzucenia miało odzwierciedlenie w rzeczywistości (oddał się czasochłonnej pracy nie dlatego, że musiał, ale - niech będzie - przez złośliwość).

A propos realiów kierowcy autobusów są nieźle nawaleni robotą... :)

106
Humanozerca pisze:Sama dookreśliłaś temat do zdrady małżeńskiej. Jasne, że jak kawaler będzie gwałcił, to nie będzie zdradzał, a jego podłość zasługuje na inne miano.
No widzisz. A twierdziłeś, że napisałeś precyzyjnie. Gdybyś napisał precyzyjnie, to ja bym nie musiała dookreślać. Nie uważasz, że byłoby elegancko przyznać się od czasu do czasu do błędu, skoro się go popełniło, zamiast iść w zaparte i udawać, że nic się nie stało?
Humanozerca pisze:Zakładam, że kochanek też ma żonę,
Byłoby miło, gdybyś jednak czytał to, co piszę, zanim się wypowiesz. Przedstawiając ten przykład napisałam:
Pewien mąż bardzo dużo pracuje i nie ma czasu dla swojej żony, w związku z czym żona ta czuje się opuszczona i ucina sobie gorący romans z przystojnym kierowcą autobusu (kawalerem).
Specjalnie dobrałam osoby w przykładzie tak, a nie inaczej - po to, żebyśmy mieli do czynienia z jedną zdradą, a nie dwiema.

Wracając do meritum: Zgadzamy się, jak sądzę, co do tego, że w przedstawionym przykładzie odpowiedzialność za zdradę ponosi żona. Jest to jej zdrada. Nikt jej wolnej woli nie ograniczał, nikt jej przemocą do niczego nie zmuszał, taką decyzję podjęła, więc teraz powinna przyjąć odpowiedzialność za skutki.

Jakie mamy wnioski z analizy tych dwóch przykładów? Żeby stać się zdrajcą, osoba musi:
a. mieć zobowiązania
b. mieć możliwość wyrażenia swojej woli (nie być zmuszona do czegoś przemocą)
c. złamać obietnicę, którą komuś dała

A zatem centrum decyzyjne leży w tej właśnie osobie. Jeśli nie będzie ona miała wpływu na sytuację i możliwości wyrażenia własnej woli - to nie popełnia zdrady. Jeżeli ma wpływ na sytuację i możliwość wyrażenia własnej woli - to może się na zdradę zdecydować lub nie. Jeżeli się na nią zdecyduje, to ponosi za to pełną odpowiedzialność.

Wszystko się zgadza?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

Wróć do „Rozmowy o tekstach z 'Tuwrzucia'”