46

Latest post of the previous page:

Eryth,
kiedy poczytamy teksty?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

48
Mój tekst niestety nie dotrze. Nie dałem rady znaleźć czasu, nie będę wnikał w przyczyny. Przykro mi tylko, że nie dałem rady.

49
Ciekaw byłem, jak ten konkurs się uda, bo od początku wydawał mi się inicjatywą skazaną na niepowodzenie. Ilość nadesłanych tekstów w jakiś sposób potwierdziła to pierwsze podejrzenie. Pierwsze czytanie także.
Tylko w miniaturze "z czasem" udaje się (wiem komu, ale nie powiem, zresztą i tak pewnie wszyscy wiedzą) wniknąć w problem i przedstawić go z interesującej perpektywy. Rozważanie o nieśmiertelności ciała stawia wystawę Hagensa w dużo szerszej perspektywie - gdzieś tu pobrzękuje problem medycyny sztucznie przedłużającej życie, farmakologiczny cud coraz dłuższego starzenia się.
Pytanie czy nieśmiertelność ciała może spowodować śmiertelność duszy wydaje się wykraczać poza pyskówkę o instalacje Hagensa i ostatecznie jednak usprawiedliwia zaistnienie tego "konkursu".
Dwa pozostałe teksty udowadniają, że mierzenie się z prawdziwym problemem za pomocą kalek literackich przynosi efekty raczej opłakane w swojej powierzchowności.
Acha, wiersza nie komentuję, z zasady.
Jeszcze jedna mała refleksja. Powieszenie tych tekstów jednocześnie z pojawieniem się tragicznej wiadomości o śmierci Kana spowodowało, że w jakiś sposób, te literackie próby objęcia au-delà okazują się być jedynie bardzo ułomną interpretacją NASZEJ rzeczywistości, sztuczną konstrucją bezradnej filozofii.
http://ryszardrychlicki.art.pl

51
Nie cierpię von Hagensa, ale przeczytałam. Wszystko. A drugi tekst kilkakrotnie, bo kompletnie mnie rozwalił. Sorry, ale tak może pisać ktoś, kto dotknął śmierci i niesie brzemię jej zwycięstwa. Świetny, niezwykle przejmujący wbił mi się w głowę, rozpanoszył w pamięci i chyba długo tam zostanie...
A poza tym mądry fragment wiersza. Tego na końcu.

52
Smtk
Ano, nie za wyszedł – i temat pewnie niełatwy, nie podszedł piszącym, i patetyczno-serdeczna apostrofa protestu B.A., i niesprzyjające okoliczności, i jałowe obroty forum w ogóle.
Pozostaję jednak przy mniemaniu, że zjawisko jest kulturowo – dla człowieka – ważkie: coś się zdarza na naszych oczach, przepoczwarza, z kokonu wydobywa się nieznane imago. Jest zdolne do rozrodu i rozpiera w kulturze. Umiemy jednak spierać się ze znawstwem o użyteczność czerwia i motyla.
______________________________________

Jako gospodyni konkursu bardzo dziękuję Autorom zamieszczonych tekstów. Jako uczestnik - nie nominuję, bo i tak mój jest najmojszy.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

53
Konkursu nie ma. Trudno uznać za współzawodnictwo konkurencję, w której o dwóch tekstach da się – z całym szacunkiem – powiedzieć wyłącznie tyle, ze zostały napisane. To spostrzeżenie tyczy się także Ery’ego, wiersz, choć zaangażowany, arcydziełem niestety nie jest.

Że tak wyszło – może i dobrze. Po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że sporo racji miał B.A. mówiąc o nieprzystawaniu konkursowej formy do wagi zagadnienia. Chyba lepiej byłoby otworzyć stosowny wątek, w którym chętni autorzy zamieściliby swoje teksty, bez całej wyścigowej otoczki.

Co pewnie zresztą skończyłoby się tak samo – dyskusja, jakby nie była gorąca nie prowadzi w prostej linii do powstania ważnych, literacko ciekawych tekstów.

Tylko Natasza (co jest żadną tajemnicą) – wiedziała jasno CO chce powiedzieć i wiedziała JAK to zrobić. I tylko jej spojrzenie na problem dalekie jest od płaskiego banału. Bo tylko jej tak naprawdę ZALEŻAŁO.

Czytałem tekst. Uważnie, zdanie po zdaniu. Uważnie, bo w sferze obrazowania jest poetycki, zagęszczony. Niemal każde zdanie pod znaczkami zapisu niesie ukryte sensy. Raz, drugi, trzeci. I ciągle myślenie nie chciało złożyć się w jakąś całość.

Wreszcie, z otchłani pamięci przyszło wspomnienie z dzieciństwa: stara nekropolia, wiekowe drzewa i chrobotanie zwierzęcych pazurków na ich korze. Przywykłe do ludzkiej obecności wiewiórki, wołane ciotczynym, trochę egzaltowanym, staropanieńskim „baś-basia-baś” i w mgnieniu oka zbierające z wysuniętej ku nim dłoni skórki od chleba, czy laskowe orzechy. Niezrozumiałe, egzotyczne kamienne figury na grobowcach, porcelanowe zdjęcia, szelest liści w alejkach i oswojona na kilka sekund, ruda płochliwość.

Coś w maszynerii zaskoczyło. W końcu tak właśnie, jak opisuje to Natasza, z eksponatami „jak żywe”, może wyglądać cmentarz przyszłości. W świecie, w którym - przecież immanentnie zmienna - ludzka kultura obowiązek wobec zmarłych przekształci w makabryczny spektakl.

Znowu czytam opowiadanie. „ Moje trupy”…Trupy… Pawełek.. . Jak nieoczekiwane uderzenie w twarz, jak zderzenie ze szklaną ścianą, której się nie zauważyło. Odruch protestu, bo mam do czynienia z łatwizną, użyciem poręcznego dla wstrząśnięcia czytelnikiem słowa, wrednym literackim zabiegiem. Myślę. Jednak nie.

Natasza chce pokazać, że śmierć jest jedyna, niepodzielna, dopiero to, co dzieje się później decyduje, czy mamy do czynienia z trupem, czy Szanownym Zmarłym. To nasze postępowanie, - choć naznaczone piętnem hipokryzji (to MY musimy sobie poradzić z grozą niebytu), rozpaczliwie zrytualizowane i przez to niedoskonałe, bo każdy człowiek to osobny, swoisty byt – jest probierzem naszego człowieczeństwa. A oznacza to oddanie szczątków łańcuchowi naturalnych przemian, do nadrzędnego porządku, w którym się zawieramy. I modlitwę, kadisz czy mantrę…

Tak i tylko tak potrafimy bronić nieśmiertelności duszy. Dlatego te utrwalone w plastiku trupy są tak bezsensowne i tak groteskowe w wyzwaniu, które rzucają wieczności. Wolna wola plastynowanych nie ma nic do rzeczy. Oni w tej postaci już nie są podmiotem.
Wieczny ODPOCZYNEK racz im dać Panie…

Wydaje mi się, że składnikiem ciekawości popychającej do oglądania tych ciał - bezwstydnie wystawionych na pastwę bezcieniowych reflektorów, jest ta sama fascynacja, która niegdyś prowadziła spragnione widowiska tłumy na plac, gdzie odbywała się publiczna egzekucja, ta sama, która zachłannie każe oglądać zmumifikowane ciała świętych i historycznych zbrodniarzy, szukać w Internecie filmów, na których mordercy z twarzami ukrytymi w kominiarkach odrąbują głowę bezbronnemu zakładnikowi, czy z uwagą słuchać wyznań seryjnego mordercy.

Wstydliwa fascynacja, przeczuwająca niestosowność własnego jestestwa, ubierająca się w rozmaite racjonalne wytłumaczenia. O prymacie wiedzy na przykład, jakby ktokolwiek miał nieuchronną perspektywę, a choćby statystycznie wyobrażalne prawdopodobieństwo przeprowadzenia gdzieś na chodniku, przy pomocy kombinerek i scyzoryka operacji ratującej życie. I jakby w tym celu potrzebował zajrzeć do wnętrza nieżyjącego bliźniego.

Lecz wszystko, o czym pomyślałem czytając opowiadanie, nie daje oparcia dla argumentów, dlatego nie będę z nikim walczył o uznanie racji, które stoją za tekstem Nataszy. Po drugiej stronie jest rozsądek, patrzący chłodnym okiem na cechy rytuału przejścia czy kulturowe wzorce, przychylnie bądź entuzjastycznie nastawiony do postnowoczesnej wiedzy i technologii. Czy ta racjonalność powoduje, że jej zwolennicy są Mniej-Ludźmi? Nie mnie to rozstrzygać. Zresztą – biorę to pod uwagę – z ich punktu widzenia wyłuszczone wątpliwości mogą być tylko rodzajem przesądu, który ogranicza intelekt, nie pozwalając zajrzeć za zasłonę tabu. A może trzeba tam zaglądać, bo choćby prace nad klonowaniem człowieka, których nikt nie powstrzyma, inaczej zdefiniuje pojęcie nieśmiertelności, tworząc zupełnie nowy świat, w którym będą inne dylematy.

To widać, na przykład po zmianie, która dokonała się w, - będącym w polu widzenia - czasie dwóch, trzech pokoleń, choćby biorąc pod uwagę podstawowe wyposażenie człowieka z inteligenckimi ambicjami: zamiast wzruszeń z operowej sceny , lektury Petrarki w oryginale i znajomości szkiców Leonarda – koncert Rihanny, blog Kominka i focia na Fejsie z plastynatem w tle. Tak przemija postać świata i pewnie nikt z nas nie ma na to wpływu.

Jednak o tym, w którym jestem, który znam i którego doświadczam, coś wiem.

Kiedy patrząc w lustro po raz pierwszy zauważysz pod napiętą na kościach policzkowych skórą coraz nieudolniej ukryty rysunek swojej czaszki, kiedy nad czyimś łóżkiem, po dniu wypełnionym daremnymi staraniami pomyślisz: „niech odejdzie, niech już się nie męczy”, kiedy pierwszy raz umrze ktoś, kogo najbardziej kochałeś – nie, nie pożegnasz go, nie oddasz hołdu, nie uczcisz jego pamięci, tylko stłumisz za zaciśniętymi do krwi wargami skowyt, negujący sensowność własnego istnienia, kiedy pierwszy raz rozliczysz się z umarłym, zarządzisz, bo będziesz musiał zarządzić jego osobistymi rzeczami, zachowując najcenniejsze pamiątki, kiedy zdasz sobie sprawę z samotności, która jest ci przypisana wobec nieuchronnego i bezmiaru czasu, jaki za tą nieuchronnością stoi, kiedy pierwszy raz przełkniesz gorycz atrofii, kiedy rąbnie cię między oczy świadomość kołowrotu narodzin, istnienia i odejścia - wtedy pewność wypowiedzi o wolnej woli do decydowania o swoim ciele przestaje być tak cholernie zuchowata.

I wtedy już raczej nie będziesz chciał tak bardzo wiedzieć, które mięśnie odpowiadają za paroksyzm rozkoszy i nie będziesz chciał się przyglądać wypreparowanym nerwom, które tę rozkosz przewodzą.

Ta wiedza ci już po nic.

Choć opowiadanie Nataszy nie jest fabularnie szczególnie złożone, jednak nie wszystko potrafiłem zobaczyć, nie wszystko potrafiłem wysłyszeć.

Na dwóch kartkach A4 Autorka umiała powiedzieć bardzo dużo. Coś więcej niż - „jestem na nie”. W sposób, - jeśli nie wstrząsający (nie każdemu musi być bliska określona poetyka) - to przynajmniej zmuszający do myślenia.

Warto przeczytać. Warto pomyśleć.

54
na marginesie:

Po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że sporo racji miał B.A. mówiąc o nieprzystawaniu konkursowej formy do wagi zagadnienia. Chyba lepiej byłoby otworzyć stosowny wątek, w którym chętni autorzy zamieściliby swoje teksty, bez całej wyścigowej otoczki.
Czyżbyśmy założyli, że tematy konkursu literackiego muszę być wystarczająco niezobowiązujące pod względem wagi zagadnienia, by nie zmuszały Autora i oceniających do czegoś ponad wymóg wyobraźni i warsztatu? Wybór tematu trudnego - zawierającego explicite dylemat kulturowy czy etyczny - jest oburzającym czytelników faux pas i powodem wstydu z tekstu i z uczestnictwa? Jakiż więc wymiar problemu czy temat literatury nie przyniesie owego "wstydu" ?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

55
Natasza pisze:Wybór tematu trudnego - zawierającego explicite dylemat kulturowy czy etyczny - jest oburzającym czytelników faux pas i powodem wstydu z tekstu i z uczestnictwa?
Zdaje się, że słabe uczestnictwo i nieistniejący niemalże komentarz konkursu (a przynajmniej nieadekwatny do liczby osób uczestniczącej w bardziej swobodnej dyskusji o Hagensie) każe odpowiedzieć TAK na to pytanie.
Jest jednak druga rzecz, ważniejsza. Moim zdaniem formuła konkursu "nakazuje" pisać tekst konkursowy, nawet jeśli autor nie ma nic do powiedzenia... Tekstu konkursowe powstaja dla konkursu, nie dla problematyki, którą mają poruszać. To może działać w przypadku bitew i tematów "letkich i przyjemnych" ale jest kompletną klapą, kiedy trzeba skomentować tak złożony problem.
Pisanie zawsze (no może poza zabawą na forum) powinno wychodzić od problemu, a nie dopasowywać do niego. Te dwa pozostałe teksty możnaby przyłożyć do czegokolwiek - gwałcenia nieletnich, problemów w zaopatrzeniu za czasów póżnego Gierka - one po prostu nie zawierają w sobie problemu wystawy Hagensa.
http://ryszardrychlicki.art.pl

56
smtk69 pisze:Zdaje się, że słabe uczestnictwo i nieistniejący niemalże komentarz konkursu (a przynajmniej nieadekwatny do liczby osób uczestniczącej w bardziej swobodnej dyskusji o Hagensie) każe odpowiedzieć TAK na to pytanie.
Autorzy tekstów mają się wstydzić? To jednak jest absurd. Że napisali mają się wstydzić?
smtk69 pisze:Tekstu konkursowe powstaja dla konkursu, nie dla problematyki, którą mają poruszać.
TEN powstał dla problematyki, co było od początku założeniem sformułowanym WPROST.
Pojęcie "konkurs", użyte jako argument przeciwko przyzwoitości, jest niesprawiedliwe, tym bardziej że rzecz jest zdarzeniem wewnętrznym na Weryfikatorium, pomiędzy nami, tutaj. Można uznać, że niewielu chciało się wypowiedzieć literacko, że niewielu komentuje, niewielu to interesuje, że nie udało się zaangażować osób - ot, nieudana inicjatywa.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

57
Miałem zamiar milczeć, lecz... popieram Nataszę. Czego powinienem się wstydzić? Tego, że mój tekst nie traktuje o ponadczasowych problemach? Że żaden z nich nie traktuje? Tego, że nie wpasował się w czyjeś gusta? Co jest w nim złego?

Może nie tworzę wielkiej literatury, ale staram się pisać najlepiej, jak potrafię, a mimo to spotykam się z takimi komentarzami, że teksty są płaskie, przyziemne i pozbawione większego sensu.
Leszek Pipka pisze:Tylko Natasza (co jest żadną tajemnicą) – wiedziała jasno CO chce powiedzieć i wiedziała JAK to zrobić. I tylko jej spojrzenie na problem dalekie jest od płaskiego banału. Bo tylko jej tak naprawdę ZALEŻAŁO.
To znaczy, że mi nie zależało? Że machnąłem tekst na kolanie dla przysłowiowej marchewki? Że kłuję Was, forumowiczów, w oczy literackim kiczem, bo nie chciało mi się sklecić czegoś głębokiego i filozoficznego?
A może do cholery wcale nie chciałem tak pisać? Może 100% polskiego czytelnictwa nie stanowią wymagający ludzie łaknący epokowej, transcendentnej literatury, nad którą mogą się zastanawiać? Może część z nich to prości, jak moje teksty, obywatele, którzy równie prostych tekstów potrzebują? Skąd ta dyskryminacja?
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

58
Natasza pisze:To jednak jest absurd. Że napisali mają się wstydzić?
Może i absurd. Tak tylko sobie gdybam i porządkuję fakty.
Natasza pisze:Pojęcie "konkurs", użyte jako argument przeciwko przyzwoitości, jest niesprawiedliwe, tym bardziej że rzecz jest zdarzeniem wewnętrznym na Weryfikatorium, pomiędzy nami, tutaj.
Nie chodzi mi o ataki na przyzwoitość, mam to gdzieś. Nie ziębi mnie ani nie grzeje ten cały Hagens (może jestem ślepy, ale wydaje mi się to rzeczą nieistotną dla kultury). Zauważam tylko dysonans pomiędzy użytkowym pisaniem a tego typu tematyką. Natasza, nie widzisz, że to obraca się przeciw autorom? Wyświechtane frazesy po prostu raża mocniej gdy zostaja użyte do opisania czegoś istotnego. Jakie było założenie - wiem, ale też widzę rezultaty.
Zastanawiałem się przez moment, czy nie napisać czegoś na TAK o tej wystawie, ale zrezygnowałem, bo z próżnego to i ja nie naleję...
Ostatnio zmieniony wt 12 lis 2013, 13:20 przez kfk, łącznie zmieniany 1 raz.
http://ryszardrychlicki.art.pl

59
Bartosh16 pisze:Tego, że mój tekst nie traktuje o ponadczasowych problemach? Że żaden z nich nie traktuje? Tego, że nie wpasował się w czyjeś gusta? Co jest w nim złego?
o wstydzie było moim określeniem, przeniesionym niepotrzebnie z innego wątku. Wycofuję określenia.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

61
Bartosh16 pisze:Skąd ta dyskryminacja?
Napisałeś, dałeś pod ocenę. Ja nie dyskryminuję tekstów rozrywkowych dla 100% czytelników (to nie może być prawda, pliz...). Dyskryminuję teksty, które udają, że mają coś do powiedzenia szumnym tytułem, lub tematyką, a w środku echo...
http://ryszardrychlicki.art.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Konkursy różne”