31

Latest post of the previous page:

Nie.
Zgadzam się. Uff. No to w związku z tym możemy się spokojnie nie zgadzać. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

32
Bartosh,

poniekąd, jako autor Twojej inspiracji czuję się wywołany do odpowiedzi. Tym bardziej, że obiecałem Ci afirmację – planowanego wówczas – dzieła.

No to afirmuję...

Już :-P

Merytorycznie to ja Ci nie mam za wiele do powiedzenia, pochłonięty jestem głównie przypieprzaniem się do wszystkich i wszystkiego, więc brak doświadczenia w przyjmowaniu krytyki musi stanowić pewne (poniekąd wygodne) usprawiedliwienie.

Generalnie napisałeś zgrabny tekst, jednak uprasza się on o ponowną lekturę i drobne językowe poprawki tu i tam.

I lekki. Mam wrażenie, że gdzieniegdzie zbyt lekki. Bo problem jest całkiem poważny i nie da się go załatwić wyłącznie żartobliwym przymrużeniem oka.

Jak daje się zauważyć, wywiązała się całkiem owocna dyskusja (jak to zwykle w takich razach nieoceniony wkład wniósł TadekM – to się nazywa siła spokoju wobec prowokacyjnego wyzwania :-P ), która pokazuje pewne niezgodności widzenia zjawiska między poszczególnymi dyskutantami. Wygląda jednak na to, że różnice stanowisk nie są nieprzezwyciężalne, rodzą się jakieś konkluzje, które częściowo podważają, a na pewno wzbogacają Twoje pierwotne tezy.

Dorzucę się do puli spostrzeżeniami autorstwa Anneke, które znalazłem na Jej blogu.

„Punkt pierwszy czyli „formatowanie” przez autorytety pomijam – to albo komuś przejdzie, albo nie, natomiast z punktami 2 oraz 3 faktycznie jest kłopot. Bo jak odróżnić krytyka, który naprawdę się zna od tego, który pojęcie o literaturze ma jeszcze mniejsze niż my? I kiedy oraz co w tekście poprawiać? To problem tym większy, że podział nie przebiega prosto na zasadzie: jak krytykuje ktoś, kto się zna, to karnie słuchamy i poprawiamy, a jak ktoś, kto się nie zna, to wszystkie propozycje zmian możemy śmiało wywalić do kosza. Wcale nie. Czasem i komuś, kto nie potrafi sklecić poprawnego zdania, zdarza się zaskakująco trafna uwaga, a literacki autorytet może udzielać rad, które co prawda są bardzo mądre, ale do naszej twórczości nijak nie pasują.

Młodzi autorzy na uwagi krytyczne najczęściej reaguje na dwa sposoby: albo całkowitą uległością i pokornym zgadzaniem się na wszystkie proponowane zmiany albo odwrotnie: obrażaniem się i odmową przyjęcia do wiadomości jakichkolwiek negatywnych uwag. Ani jedno ani drugie nie jest dobre. Chodzi, no... o złapanie pewnej zdrowej równowagi, żeby z jednej strony być otwartym na sensowne propozycje, a z drugiej jednak potrafić obronić jakąś tam swoją literacką wizję.

Złapanie tej równowagi proste nie jest, ale najczęściej przychodzi z czasem. Łatwiej mają autorzy oczytani, z wyczuciem językowym, którzy wiedzą mniej więcej, co chcą osiągnąć. Tacy, którym zdarzają się co prawda babole, ale którzy potrafią odróżnić dobre zdanie od złego, jeśli się im pokaże jedno i drugie. Oni dość szybko orientują się, kto udziela im sensownych rad, a kto nie bardzo, i które zmiany warto wprowadzić.

Jeśli natomiast autor jest całkowicie „zielony”... Cóż, takiemu pozostaje albo wymacywanie drogi na oślep albo ewentualnie znalezienie sobie autorytetu, któremu wierzy się bardziej niż innym. Takim autorytetem może być np. redaktor (niektórzy udzielają się na forum Fahrenheita) czy pisarz, bo są autorzy, którzy czytają i oceniają teksty młodych twórców (ja to robię, ale wyłącznie w ramach sekcji).

Aha, trzeba jeszcze pamiętać, że autor autorowi nierówny – człowiek, który wydał kilka powieści w tradycyjnym wydawnictwie jest jednak bardziej wiarygodny niż selfpublisher, z całym szacunkiem dla tych ostatnich. Zaznaczam też od razu, że autorytetowi warto wierzyć w kwestiach mniej więcej „obiektywnych” czyli takich jak poprawność językowa czy do pewnego stopnia styl oraz konstrukcja, ale już niekoniecznie subiektywnych (fajny/niefajny pomysł, ciekawa/nieciekawa postać, nudne/nienudne), bo to w dużej mierze kwestia gustu.

Wszystkim natomiast, i tym zielonym i bardziej doświadczonym autorom, dobrze robi uspokojenie się przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji w kwestii tego, co dalej robimy z ocenionym tekstem. To ważne, bo zazwyczaj po spotkaniu sekcyjnym czy weryfikacji tekstu na forum autor jest strasznie nabuzowany emocjami, gotów nosić na rękach tych, którzy go pochwalili, a oburzać się na krytykujących (jak on mógł napisać, że końcówka słaba, przecież ja prawie płakałem, jak ją pisałem!). W takim stanie do niczego sensownego nie dojdziemy, najpierw trzeba odetchnąć, oczyścić umysł i przemyśleć proponowane zmiany, a potem dopiero przyjąć te, które nam pasują, odrzucić natomiast te, które uważamy za niepotrzebne. To się da zrobić, serio. W przypadku poprawek językowych w razie wątpliwości pomaga oczywiście słownik ortograficzny czy podręcznik do gramatyki, w przypadku poprawek innych – np. wyobrażenie sobie na spokojnie, jak wyglądałby nasz tekst z proponowaną zmianą. Ja często mam tak, że w pierwszej chwili nie chcę poprawiać niczego, bo moja wersja wydaje mi się najlepsza, a dzień-dwa później po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że przynajmniej część zaproponowanych zmian jest sensowna i na wprowadzeniu ich tekst zyska.

A, i jeszcze jedno – niedobrym pomysłem jest doszukiwanie się u krytykujących różnych niskich motywów w stylu: „skopał mój tekst, bo mnie prywatnie nie lubi” albo, co gorsza, „skopał, bo jest zazdrosny i sam chciałby tak pisać”. Krytykujący nie musi mieć racji, ale choćby na zasadzie domniemania niewinności przyznajmy mu przynajmniej tyle, że krytykuje „uczciwie” tzn. dlatego, że mu się nie podobało, a nie z innych, pozaliterackich powodów. Doszukiwanie się takich powodów to zamykanie się na argumenty drugiej strony. Są autorzy, czasem nawet znani, którzy zupełnie serio uważają, że chwalą ich znawcy, a jak ktoś krytykuje, to znaczy, że hejter, idiota albo zazdrośnik. Jako strategia chroniąca pisarskie ego jest to z psychologicznego punktu widzenia nawet sensowne; człowiek myślący w ten sposób może przeżyć całe życie w miłym przekonaniu, że jest pisarzem idealnym, bo przecież zastrzeżenia do jego twórczości mają jedynie ci, których i tak nie warto słuchać. Ale na coś takiego pozwolić sobie mogą autorzy, którzy i bez cudzych rad piszą co najmniej dobrze, dla początkującego twórcy przyjęcie podobnego sposobu myślenia oznacza, że delikwent niczego od nikogo się nie nauczy, a nie tego przecież chcemy, kiedy idziemy na sekcję, wchodzimy na forum literackie czy płacimy za kurs.”

Wydają mi się ciekawe i korespondujące z tematem.

Czyli tak: jako sprawca zamieszania wziąłeś na siebie obowiązek zebrania w całość swojego, oraz konkluzji z wypowiedzi innych i napisania jeszcze raz tego ABC. Nie gubiąc planowanej lekkości, a zawierając intelektualną głębię :-)

No to powodzenia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kreatorium”