Wynik długotrwałej pracy (jakkolwiek trudno by nie było w to uwierzyć), więc proszę o łagodną krytykę. Staszek ma 19 lat, Anna - jego stryjenka - pod 40.
WWWAnna z niepokojem obserwowała Staszka kotłującego się w pościeli. Był cały mokry od potu. Kręcił się nerwowo i jęczał przeciągle.
WWWWokół widział tylko niskie, suche krzaki – właściwie ich zarysy, w zapadającym zmierzchu – i poszarpane skały po obu stronach krętej, górskiej ścieżki. – Zimno – myślał – przez ten wiatr. Zimno od środka. Poza tym wznosi z drogi pył, od którego zasycha w gardle, trzeba co chwila mrużyć oczy. – A pamiętacie, jak w zeszłym roku... – zaczął znowu jeden z przyjaciół, na pewno jednak nie mówił do Staszka, on stał krok za nimi. Cofnął się jeszcze, żeby nie słyszeć ich rozmów. – Zupełnie obcy – spostrzegł z obojętną satysfakcją, obserwując niewyraźne kontury ich pleców. Natychmiast przejął go dreszcz od wewnętrznego chłodu. Gorączkowo pragnął poznać kogoś ciekawszego.
WWW- Jak na zawołanie – pomyślał z podejrzliwością, gdy z horyzontu wyłoniła się dziewczyna. Klasyczny typ włóczykija, jakich pełno na przykład w Bieszczadach: w burym, turystycznym ubraniu i wielkim plecakiem wystającym nad głowę. Im bliżej siebie byli, tym bardziej rosła w nim ekscytacja, więc gdy się mijali, pozdrawiał ją głosem drżącym z nerwów. – Jakby nie przystanęła, zatrzymałbym ją siłą – drwił sam z siebie. Porozmawiali chwilę, ale ona była jedynie grzeczna, zdystansowana. Jej twarz ginęła w mroku. Podniecenie opadło.
WWWZostał sam, towarzysze zostawili go bardzo daleko za sobą. Chciał podbiec, ale zawróciło mu się w głowie, jakby był pijany. Nie znał drogi, a wlokąc się niemal na czworakach, z zamiecią pyłu wokół twarzy, czy miał szansę ich dogonić? Kiedy próbował wołać, głos zamierał mu w gardle.
WWWNagle coś szarpnęło mu wnętrzności. Odskoczył jak oparzony. W tym momencie wiatr się uspokoił, a gdy opadł kurz, Staszek dostrzegł ludzki cień kładący się w poprzek ścieżki. Każdy ruch w jego stronę wzmagał wewnętrzny chłód. Chłopak próbował się nad nim przeczołgać, ale samo dotknięcie dłonią powodowało nieznośny ból, ból, który czuł, gdy przypominał sobie momenty największego wstydu lub gdy myślał o przyszłości, kim będzie za dwadzieścia lat, że niczego nie dokona. Wył jak pies.
WWWCofnął się na chwilę, zanim zebrał wszystkie siły, by z najwyższym wysiłkiem przeskoczyć nad przeszkodą. Zachwiał się i upadł na ziemię.
Świadomość przywrócił mu furkot skrzydeł gdzieś obok. Mały ptaszek trzepotał rozpaczliwie skrzydłami, próbując wydostać się spomiędzy gęstych gałęzi nagiego krzaku. Staszek nie musiał nawet podnosić wzroku. Chciał móc nakazać mu, by przestał się szamotać, ale mógłby go najwyżej przestraszyć. Ptak musiał umrzeć – ciernie rozszarpywały mu skrzydła, dopóki nie zawisł bezwładnie na gałęzi. Na drodze leżała poszarzała od pyłu kropla krwi.
WWWObraz już się rozpływał, gdy ptak nagle jakby poruszył się znowu. Staszek rzucił się w jego stronę. Ciałko pulsowało! Chłopak ostrożnie wydostał je z gąszczy i położył na dłoni. Natychmiast rozwarło się na boki. Było przecięte wzdłuż klatki piersiowej, z której wyłoniło się kłębowisko obślizgłych, białych larw. Mnożyły się błyskawicznie, spadały na ziemię i wylęgały, aż sięgnęły kolan chłopaka. Stał sparaliżowany strachem, ale ich miękkie, zimne ciała, mimo obrzydzenia jakie budziły, dawały zmęczonym członkom orzeźwienie. Było to przerażające i jednocześnie cudowne uczucie. Zapragnął, by ociężała głowa zaznała tego samego. Położył się i nagle zalała go ożywcza fala. Otaczało go morze. Stanisław stanął pewnie na dnie.
WWWZ uśmiechem przewrócił się na bok, kiedy ciocia wyjmowała spod niego mokre od potu prześcieradło i okrywała nową, cieplejszą kołdrą.
WWWObudził się wiele godzin później. Anna wciąż siedziała obok. Trzymała go za rękę.
WWW- Lepiej się czujesz? – spytała troskliwie.
WWW- Zupełnie dobrze – odpowiedział zachrypniętym głosem. W rzeczywistości nigdy dotąd nie czuł się tak wspaniale. – Jestem tylko zmęczony. I chyba mam gorączkę.
WWWRozłożył się wygodnie i rozkoszował ostatnimi promieniami słońca delikatnie dotykającymi jego twarzy. Przypomniał sobie, jak kładł się zawsze u dziadków w ogrodzie na kocu w kolorze trawy. Szedł tam zawsze z książką, ale usypiające ciepło i natrętne owady nie pozwalały skupić się na lekturze, leżał więc bezmyślnie, wpatrując się w niebo. Wokół zbierali się krewni. Małe dzieci goniły się, rzucały patykami lub kopały piłkę. Dorośli siedzieli na chwiejnych, ogrodowych fotelach, obserwując swoje pociechy. Ich rozmowy uspokajały Stanisława.
Był jednak w leśniczówce. Nikt tu nigdy nie słyszał rodzinnego gwaru.
WWWPrzebudził się i natychmiast zamknął oczy, żeby wrócić do przerwanego snu. Udało się, ale ogród był już pusty. Tylko że Stanisław nie potrafił się już obyć bez obecności innych. Obszedł gorączkowo posesję, przebadał każdy zakątek domu, wreszcie wyszedł do furtki, z nadzieją, że może zdoła jeszcze kogoś przywołać z powrotem. Nie było jednak takiej potrzeby, bo przed domem siedziała na asfalcie jego podstarzała krewna. Stanisław znał ją tylko z widzenia, ale zdawało mu się, że musi mieć już ponad pięćdziesiąt lat.
WWW- Strasznie mnie pogryzły komary – powiedziała. Na dowód podciągnęła nogawki i zaczęła drapać się po łydkach.
WWWStanisław patrzył na to bez słowa. Przypominała małe dziecko, gdy tak niezdarnie próbowała zwrócić na siebie uwagę.
WWW- Wiem, bujają się strasznie. To żadna przyjemność być starym – dodała. Zaczęła poruszać luźno wiszącym mięsem w prawo i w lewo. Patrzyła przy tym na chłopca kokieteryjnie.
WWWTen zbliżył się trochę i próbował grzecznie zaprzeczać, ale ona właściwie nie słuchała.
WWW- Wyżej nie lepiej. Sam zobacz – Wskazała tłuste uda i z lekka obwisłe pośladki.
WWWUsiadł koło niej, patrząc uważnie. Skóra kobiety była pomarszczona, wystawały jej żyły, a komary rzeczywiście pozostawiły nieprzyjemne, czerwone bąble. Dotknął ich, zaciekawiony.
WWWKobieta natychmiast odchyliła się i odrzuciła głowę w tyłu. W ten sposób, czy chłopiec tego chciał, czy nie, dotknięcie przybrało charakter pieszczoty. Przyjął to bez oporu i pociągnął dłonią do góry. Kobieta wzbraniała się trochę. Za to, unosząc ręce, odsłoniła zaskakująco płaski i gładki brzuch. Pozwoliła mu sięgnąć do niego. Czarne leginsy napięły się na kościach miednicy i odstawały nieco od skóry, dając dość miejsca, by zmieścić płaski przedmiot. Stanisław bał się włożyć tam dłoń, ujął więc leżący obok kawałek bruku i powoli, łagodnie wsunął go na łono kobiety. Ona poddała się temu bez sprzeciwu.
WWWNiedługo leżała przed nim całkiem naga, przykrywała ją tylko sterta kamieni między nogami. Chłopak odgarniał je pracowicie, jednocześnie nie zaniedbując pieszczot. W końcu zostało jedynie trochę czarnego żwiru. Kobieta zastygła na chwilę w skurczu rozkoszy. Ciało miała młode. Stanisław obudził się.
Dopiero po chwili dostrzegł siedzącą obok Annę. Musiała tam być od jakiegoś czasu. Pochwycił ją za rękę. Zdziwiła się tym przypływem czułości, ale odwzajemniła uścisk, a nawet pogładziła Staszka po mokrym czole.
WWW- Jakaś Ewa przysłała paczkę do ciebie, wiesz? – powiedziała cicho.
WWWZignorował to zupełnie i przesunął palcami po przegubie jej dłoni, a między nimi zrodziło się wreszcie zrozumienie. Ręka Anny znalazła się na policzku chłopaka, a kciuk zdążył jedynie musnąć kącik jego ust, zanim zerwała się i w panice uciekła z pokoju. Stanisław nawet się nie podniósł, żeby za nią spojrzeć. Dopiero zrozumiał jak wysoka gorączka go pali.
2
Wybacz, dziś nie mam nastroju do rozważań - więc będzie krótko.
Masz wspaniały dar snucia opowiadania, które działa na wyobraźnię i podsuwa kolejne obrazy. Zawsze to w twoich opowiadaniach lubiłam i lubię - choć treść nadal poszarpana -- ale widzę wyraźny postęp w sposobie zapisu myśli. To duży plus.
Z resztą rozprawię się później
.
Masz wspaniały dar snucia opowiadania, które działa na wyobraźnię i podsuwa kolejne obrazy. Zawsze to w twoich opowiadaniach lubiłam i lubię - choć treść nadal poszarpana -- ale widzę wyraźny postęp w sposobie zapisu myśli. To duży plus.
Z resztą rozprawię się później

Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
3
Podoba mi się. Moja ulubiona tematyka, czytałam z zainteresowaniem.
Pomysł świetny, wykonanie też niezłe, chociaż parę rzeczy mi zgrzytnęło.
Ale są perły:
dobre, nieoczywiste
Bardzo obrazowe opisy, to duży plus. Klimat przypomina mi Iwaszkiewicza.
O tym, co mi się nie podobało, napiszę później. Na przykład otwarcie według mnie nie gra. Zakończenie też. Cała postać Anny trochę niezgrabnie doszyta moim zdaniem, ale wystarczą drobne poprawki, żeby nie było widać szwów.
Teraz nie mam czasu się rozpisac.
Pomysł świetny, wykonanie też niezłe, chociaż parę rzeczy mi zgrzytnęło.
Ale są perły:
dobre, proste, w punktból, który czuł, gdy przypominał sobie momenty największego wstydu lub gdy myślał o przyszłości, kim będzie za dwadzieścia lat, że niczego nie dokona. Wył jak pies.
Stanisław bał się włożyć tam dłoń, ujął więc leżący obok kawałek bruku i powoli, łagodnie wsunął go na łono kobiety. Ona poddała się temu bez sprzeciwu.
dobre, nieoczywiste
Bardzo obrazowe opisy, to duży plus. Klimat przypomina mi Iwaszkiewicza.
Może lepiej "ganiały się"Małe dzieci goniły się
O tym, co mi się nie podobało, napiszę później. Na przykład otwarcie według mnie nie gra. Zakończenie też. Cała postać Anny trochę niezgrabnie doszyta moim zdaniem, ale wystarczą drobne poprawki, żeby nie było widać szwów.
Teraz nie mam czasu się rozpisac.
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”
„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”
F.D.
„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”
F.D.
4
Zacznijmy od szczegółów:
Ogólnie język jest obrazowy. Ładnie opowiadasz, czytelnik widzi to, o czym piszesz. Podobały mi się emocje w ostatnim śnie i w końcówce tekstu.
Otwarcie fragmentu trochę topornie brzmi. Taki krótki, trzyzdaniowy akapit wygląda na dość "siłowe" wprowadzenie w temat. Inna rzecz, że to kolejny fragment jakiejś opowieści... Przypuszczam, że w całości grałoby to lepiej.
Trochę znudził mnie ten sen z ptakiem... Też klimatyczny, też wyrazisty, ale jednak coś nie podpasowało... Cała ta "dramatyczna" szarpanina ptaszka, rozmnażanie się glist wydało mi się dość wyświechtane. Końcówka tamtej sceny za to mi się podobała. Konkretnie ten fragment:
Ogólnie były momenty słabsze, ale w całości tekst przypadł mi do gustu. Sny (poza tym, co wspomniałam) ciekawe, dobrze opisane. Gra emocji, relacja zaznaczona we fragmencie też wyczuwalna. Czytało się to całkiem przyjemnie.
Pozdrawiam,
Ada
To czepialstwo do kwadratu, ale jakoś za "słabo" brzmi mi podkreślone określenie w kontekście "kotłowania się w pościeli". "Kręcił się nerwowo" kojarzy mi się bardziej z gościem nerwowo przytupującym, wiercącym się lekko na krześle, łażącym po pokoju od ściany do ściany itd. Tutaj bardziej coś jak "miotał się", "szarpał się" by mi pasowało.barneym pisze:Staszka kotłującego się w pościeli. Był cały mokry od potu. Kręcił się nerwowo i jęczał przeciągle.
Przypuszczam, że to zamierzone, ale ten chaos wprowadzony przez powstawianie myślników, zaczęcie myśli gdzieś w środku akapitu, wymieszanie ich z narracją, jest dla mnie mocno niezgrabny.barneym pisze:– Zimno – myślał – przez ten wiatr. Zimno od środka. Poza tym wznosi z drogi pył, od którego zasycha w gardle, trzeba co chwila mrużyć oczy. – A pamiętacie, jak w zeszłym roku... – zaczął znowu jeden z przyjaciół, na pewno jednak nie mówił do Staszka, on stał krok za nimi. Cofnął się jeszcze, żeby nie słyszeć ich rozmów. – Zupełnie obcy – spostrzegł z obojętną satysfakcją, obserwując niewyraźne kontury ich pleców. Natychmiast przejął go dreszcz od wewnętrznego chłodu. Gorączkowo pragnął poznać kogoś ciekawszego.
zza horyzontu? Nie, też jakoś nie. Coś mi w tym słówku nie pasuje. Mnie czy mojej wyobraźni.barneym pisze:gdy z horyzontu wyłoniła się dziewczyna.
uciekło Ci "z"barneym pisze:w burym, turystycznym ubraniu i wielkim plecakiem wystającym nad głowę.
Trochę niezgrabne. Co wzmagało co? Wiem, że czytelnik się domyśli, ale na tego rodzaju zdania lepiej uważać. Nie brzmią dobrze.barneym pisze:Każdy ruch w jego stronę wzmagał wewnętrzny chłód.
powtórzeniebarneym pisze:Świadomość przywrócił mu furkot skrzydeł gdzieś obok. Mały ptaszek trzepotał rozpaczliwie skrzydłami, próbując
Z gąszczu, jeśli już. Ale raczej z cierni/z chaszczy może...barneym pisze:Chłopak ostrożnie wydostał je z gąszczy i położył na dłoni.
Wydaje mi się, że jednak powinno być "wylęgały się". To wprowadza powtórzenie "się", więc pewnie trzeba by przebudować zdanie... Ale może nadmierne czepialstwo to jest.barneym pisze:Mnożyły się błyskawicznie, spadały na ziemię i wylęgały, aż sięgnęły kolan chłopaka.
Nie bardzo to widzę. Jak to leży, że jest między nogami, a ją przykrywa.barneym pisze:przykrywała ją tylko sterta kamieni między nogami.
Ogólnie język jest obrazowy. Ładnie opowiadasz, czytelnik widzi to, o czym piszesz. Podobały mi się emocje w ostatnim śnie i w końcówce tekstu.
Otwarcie fragmentu trochę topornie brzmi. Taki krótki, trzyzdaniowy akapit wygląda na dość "siłowe" wprowadzenie w temat. Inna rzecz, że to kolejny fragment jakiejś opowieści... Przypuszczam, że w całości grałoby to lepiej.
Trochę znudził mnie ten sen z ptakiem... Też klimatyczny, też wyrazisty, ale jednak coś nie podpasowało... Cała ta "dramatyczna" szarpanina ptaszka, rozmnażanie się glist wydało mi się dość wyświechtane. Końcówka tamtej sceny za to mi się podobała. Konkretnie ten fragment:
EDIT: A, Zapomniałabym! Podoba mi się dialog z kobietą we śnie. Po prostu - sposób, w jaki ona mówi, to, jakimi gestami okrasza słowa "trafiło" do mnie.barneym pisze:Zapragnął, by ociężała głowa zaznała tego samego. Położył się i nagle zalała go ożywcza fala. Otaczało go morze. Stanisław stanął pewnie na dnie.
Ogólnie były momenty słabsze, ale w całości tekst przypadł mi do gustu. Sny (poza tym, co wspomniałam) ciekawe, dobrze opisane. Gra emocji, relacja zaznaczona we fragmencie też wyczuwalna. Czytało się to całkiem przyjemnie.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"