1.
"Jesteśmy średnimi dziećmi historii.
Nie mamy wielkiej wojny, ani wielkiego kryzysu.
Naszą wojną jest walka z samym sobą,
a naszym kryzysem - samo życie" (Fight Club)
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga -
opowiedz mu o twoich planach na przyszłość"
(Woody Allen)
Dwudziesta trzecia czterdzieści siedem. Trzynaście minut.
I godzina zero. Nasza pierwsza akcja.
Siedzimy we czterech w pokoju hotelu akademickiego.
Na sobie mam mnisi habit z kapturem. Na stole leży maska
śmiertki, którą niebawem założę. Oparta o ścianę kosa dopełnia
obrazu mojej dzisiejszej roli. Kumple w pożyczonych z teatru
przebraniach aniołów i długich blond perukach, dopalają
nerwowo ostatnie papierosy. Atmosfera - rzekłbym - napięta.
Tylko ubrany na czarno kamerzysta zdaje się ze stoickim
spokojem czekać na północ... Czasem słyszę, jak w żartach
mówią o nim, że cierpi na zanik instynktu samozachowawczego.
Ale tak naprawdę, bardzo zmienił się całkiem niedawno
- a dokładniej - w dniu, w którym postanowił się zabić, jednak
pożyczony pistolet zacięcie zacinał się przy każdej próbie
wystrzelenia się w stronę Boga. Dziś jest jednym z moich
najlepszych kumpli.
Poza nami piętro jest prawie puste. Tylko w pokoju obok -
połączonym z naszym łazienką - profesor Witecki posuwa jedną
ze swoich studentek. Nie mają pojęcia o naszym istnieniu.
Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt trzy. Siedem minut...
Sprawdzam baterie w paralizatorze - po pierwszym szoku trzeba
ich będzie czymś uspokoić. Kamerzysta zamienia się chwilowo
w dźwiękowca i nastawia magnetofon z nagraniem dwunastu
uderzeń zegara - co ma spotęgować efekt naszego wejścia.
Choć i bez tego choreografia wydaje mi się być właściwa.
Stawiam więcej, niż swoją złą reputację, że Witecki na nasz
widok nie utrzyma stolca.
W gruncie rzeczy profesor niczym szczególnym się nie
zasłużył. Ale nam wystarcza to co mamy - za plecami żony
rżnie bezkarnie naiwną gówniarę. A jako że (w naszym
mniemaniu) w przyrodzie powinno istnieć coś takiego jak
równowaga, postanawiamy być przeciwwagą dla przyjemności,
których właśnie zażywa. Poza tym od czegoś trzeba zacząć...
Północ. Bijący zegar. Wchodzimy.
Witeckiemu na nasz widok opada szczena. Twarze mają takie
jak przypuszczałem - mieszanina niedowierzania z przerażeniem.
Profesor próbuje coś mówić, ale porusza tylko bezgłośnie
wargami. Za to kumple - aniołowie - zgodnie z założeniami
intonują: Oremus, Oremus, Domine... Laska na ten przyśpiew
reaguje krzykiem, więc szybko uspokajam ją paralizatorem -
ta lekcja tylko w pewnym stopniu przeznaczona jest dla niej.
Opieram kosę o ścianę i zwlekam naszą porażoną blond - miss
z Witeckiego. Jeden z aniołów wkłada mu w usta przygotowany
uprzednio knebel, po czym przykuwa go do metalowego
obramowania łóżka zakupionymi w sex - shopie kajdankami.
Nasz ogier widząc wycelowaną w swoją twarz lufę mojej
repliki glocka-123 nie próbuje protestować nawet półsłówkiem.
śmierć z bronią w ręku, przybywająca o północy w asyście
aniołów z kajdankami, wytrąciła by z równowagi pewno i naszego
kamerzystę, który teraz dyskretnie, w tle, rejestruje całe zajście
dla potomnych.
- Jakubie Witecki - umrzesz. Mój głos spod maski jest trochę
zniekształcony, co nadaje tym słowom dodatkowego kolorytu.
- Wiodłeś żywot grzeszny i obłudny, toteż za progiem
wieczności czeka cię piekło...
W blasku trzymanych przez kumpli - aniołów - świec, jego
twarz przypomina odlaną z wosku maskę pośmiertną. Muszę się
tęgo koncentrować, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Nasza blondi siedzi teraz w rogu pokoju z rozdziawioną
paszczą i oczami jak spodki. Pozwólcie, że sparafrazuję w tym
miejscu Palahniuka: "...wszystko, co dotąd uważała, że wie o
życiu, teraz wydaje jej się kompletnie niezrozumiałe i
przerażające..."
Za chwilę na ich oczy powędrują czarne przepaski.
Następnie oboje poczują drobne ukłucia i zasną po nich
ciężkim jak ołów snem. Gdy po wielu godzinach obudzą się
wreszcie, po naszej wizycie nie pozostanie nawet cień śladu.
Tylko oni będą już innymi ludźmi. I nigdy nie zyskają pewności
czy owe nocne wydarzenia były rzeczywiste, czy może były
to tylko dwa równoległe sny.
W moich założeniach, nikomu też o tym nie opowiedzą.
Witecki - z obawy o swoje małżeństwo. Studentka - ze strachu
przed psychiatrykiem. Portier - za litr Wyborowej i karton
Marlboro - będzie milczał na pewno...
2
Pomysł: 4
cóż, ciekawy i chyba nie mam więcej nic do dodania w tej kwestii
Styl: 3+
tu gorzej. trochę poszatkowany ten twój tekst - brak mi jakiegoś "przepływu" między poszczególnymi zdaniami. Nie wiem także czemu nadałeś opowiadaniu grafię poematu. Nie jest to dobry zabieg, przynajmniej dla mnie.
Schematyczność: 3+
Błędy: 3
. poza tym, rozumiem, że "twoim" najlepszym kumplem jest ten właśnie pistolet - przynajmnie tak wynika z tych zdań...
drobniejsze potknięcia wytnie ci ktoś mniej zmęczony, mogę jeszcze tylko zwrócić uwagę, na kilka przecinków - ale nie pamiętam już gdzie były - przepraszam za to.
Ogólnie: 3
jak dla mnie twój warsztat pozostawia troche do życzenia, ale nie jest źle.
pozdrawiam
cóż, ciekawy i chyba nie mam więcej nic do dodania w tej kwestii
Styl: 3+
tu gorzej. trochę poszatkowany ten twój tekst - brak mi jakiegoś "przepływu" między poszczególnymi zdaniami. Nie wiem także czemu nadałeś opowiadaniu grafię poematu. Nie jest to dobry zabieg, przynajmniej dla mnie.
Schematyczność: 3+
Błędy: 3
jaka maska?maska śmiertki,
po pierwsze, wyrzuć 'bardzo", jest tam całkowicie zbędne. za często powtarza się "się"Ale tak naprawdę, bardzo zmienił się całkiem niedawno
- a dokładniej - w dniu, w którym postanowił się zabić, jednak
pożyczony pistolet zacięcie zacinał się przy każdej próbie
wystrzelenia się w stronę Boga. Dziś jest jednym z moich
najlepszych kumpli.

drobniejsze potknięcia wytnie ci ktoś mniej zmęczony, mogę jeszcze tylko zwrócić uwagę, na kilka przecinków - ale nie pamiętam już gdzie były - przepraszam za to.
Ogólnie: 3
jak dla mnie twój warsztat pozostawia troche do życzenia, ale nie jest źle.
pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
3
Mogu ja.Lan pisze:drobniejsze potknięcia wytnie ci ktoś mniej zmęczony

Przecinek zbędny.Kumple w pożyczonych z teatru
przebraniach aniołów i długich blond perukach, dopalają
nerwowo ostatnie papierosy.
A tu i przecinek, i zamykanie słów w myślnikach. (To zabrzmiało groźnie. Idę się zamknąć z nawiasie. Ależ Muzo, kózko ty moja, ty już jesteś zamknięta w nawiasie. Wiedziałam, że coś mi tu nie gra...)Ale tak naprawdę, bardzo zmienił się całkiem niedawno
- a dokładniej - w dniu, w którym
Aż się z prawdziwym zacięciem zacięłam zacinającym się zszywaczem, którym się właśnie bawiłam. Takie masełko maślane troszku...pistolet zacięcie zacinał się
Zwleka? Załapałam po chwili, o co chodzi, ale ja bym powiedziała, że ją zsuwa, zrzuca, odciąga albo coś takiego.Opieram kosę o ścianę i zwlekam naszą porażoną blond - miss
z Witeckiego.
Bez spacji. Tak jak w glocku-123.sex - shopie

,,Wytrąciłaby" łącznie.wytrąciła by z równowagi
Kosmos, można się pogubić w takim dialogu.- Jakubie Witecki - umrzesz. Mój głos spod maski
I szczupło skupiać...tęgo koncentrować
A to zacytowałam tylko po to, by rzec, że nienawidzę tej nazwy, bo nie umiem jej wymówić. XDMarlboro
W sumie moje odczucia są podobne do Lan. Jest w porządku, zarówno jeśli chodzi o styl i pomysł. A ten ,,wierszowaty" wygląd to pewnie tylko po to, by wywołać złudzenie, że to dłuższe jest?


Z powarzaniem, łynki i Móza.
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
4
Akcja toczy się zbyt "na wierzchu", co sprawia, że trudno utrzymać czytelnika w napięciu. Gdybyś od początku opisywał historię z perspektywy niezależnego obserwatora, który nie ma pojęcia o zakończeniu, mógłbyś stopniować dramaturgię, a tym samym końcówkę uczynić zaskakującą. Samo tak wyjdzie. Cały czas uprzedzasz, co się za moment wydarzy. Takie szanowanie nerwów czytelniczych bywa wskazane przy pisaniu testamentu, ale nie sprawdza się w opowieściach sensacyjnych.
Nie jest źle. Masz wyobraźnię i podstawy warsztatowe. Wszystko przed Tobą.
Trzymaj się!
Przykład nadmiaru oczywistych wyjaśnień. Czytelnicy dysponują szczątkową wyobraźnią i doskonale rozumieją konsekwencje opisywanych wypadków. Ostatnie zdanie może zostać, lecz warto uczynić je dobitniejszym, godnym finału. Np. A portierowi zatka się usta litrem gorzały...W moich założeniach, nikomu też o tym nie opowiedzą.
Witecki - z obawy o swoje małżeństwo. Studentka - ze strachu
przed psychiatrykiem. Portier - za litr Wyborowej i karton
Marlboro - będzie milczał na pewno...
Nie jest źle. Masz wyobraźnię i podstawy warsztatowe. Wszystko przed Tobą.
Trzymaj się!
5
Nie wiem także czemu nadałeś opowiadaniu grafię poematu.
A ten ,,wierszowaty" wygląd to pewnie tylko po to, by wywołać złudzenie, że to dłuższe jest?
- tak to przygotowałem do wydruku i wydaje mi się, że nie bardzo jest teraz sens na siłę zmieniać wersyfikację. Choć rzeczywiście może to sprawiać wrażenie poematu. żeby było dłuższe? - raczej nie, bo jest tego więcej - to pierwszy rozdział większej całości.
Serdeczne dzięki za komentarze i uwagi - będę miał na nie wzgląd wprowadzając korekty. Cieszę się, że przeczytaliście i zapraszam do lektury oraz komentarzy kolejnych części. Pozdrawiam - luk